czwartek, 31 sierpnia 2017

Oferta specjalna dla nowych członków!

Chcesz do nas dołączyć?
A może już jesteś z nami od jakiego czasu, ale zamierzasz zrobić nową postać?
Teraz, w ramach wielkiego naboru wakacyjnego ogłaszam, iż każdy, kto dołączy nową postacią do Szkoły do dnia 31 sierpnia otrzyma specjalny bonus w postaci startowych 50 zł kieszonkowego!

Wciąż Cię to nie zachęca?
Oferujemy jeszcze świetną atmosferę i niepowtarzalny klimat. Możesz pisać opowiadania o niemalże wszystkim, zarządzać życiem swojej postaci - powstrzymuje Cię wyłącznie wyobraźnia. No i kilka reguł, które zapobiegają zakłócanie innym rozgrywki.
Nawet jeśli aktywność teraz jest niska, to właśnie TY możesz to zmienić! Aktualni członkowie mają to do siebie, że zaczną dopiero pisać, kiedy zdoła się ich rozruszać. To chyba dobry moment na to. :)

Do stałych członków:
Zapraszam na czata! Pora wypełznąć z nor, szczególnie że już na dobrą sprawę możecie cały dzień dotrzymywać nam towarzystwa! Może to zachęci nowych do integracji i zżycia się z nami. Zapobiegnijmy słomianemu zapałowi!

czwartek, 24 sierpnia 2017

Od Michała "Karma zawsze wraca" cz. 5 (cd. Weronika)

Poniedziałek, 16 lutego 2015 r.
 Dopiero dzisiaj, w poniedziałek, mama pozwoliła mi iść do szkoły. Z jednej strony się cieszyłem, a z drugiej przeklinałem konieczność zetknięcia się znowu z tymi debilami. Na szczęście tym razem towarzyszył mi Natan. Przyszedł w dodatku wcześniej, co zwiastowały wrzaski mojej siostry, która nie spodziewała się takiej wizyty, a sama dopiero wstała i była w piżamie. Nat cały czas się za to szczerzył.
- Cześć - przywitał się bardziej z nią niż ze mną.
- Głupek - burknęła, niemalże wbiegając do łazienki.
- Mówiłem ci, żebyś nie przychodził wcześniej - Wywróciłem oczami - Płoszysz mi siostrę.
- Po prostu się za tobą stęskniłem - W końcu jego wzrok zatrzymał się na mnie. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Naprawdę się cieszył.
- Wszystko by było fajnie, gdyby nie to, że przerwałeś mi w jedzeniu śniadania.
- To przepraszam i życzę smacznego - rzekł uprzejmie, wślizgując się do mieszkania. Zamknąłem za nim drzwi i przekręciłem klucz w zamku.
- Braciszka nie ma?
- Nie. Już o siódmej rodzice zawożą go do przedszkola.
- Ach - wyrwało mu się, gdy ściągał ośnieżone buty. Nawet nie pytał o to, czy może wejść. Właściwie było oczywiste, że tak. Głupio by było, gdyby sterczał około piętnastu minut w wąskim korytarzu, opatulony po uszy grubymi, zimowymi ubraniami. Poczłapałem do kuchni, by dokończyć miskę płatków śniadaniowych. Nat rozpiął kurtkę i usadowił się na taborecie naprzeciwko mnie.
- Zdrowe żywienie, jak widzę - zażartował.
- Zamknij się - mruknąłem, biorąc do ust łyżkę z płatkami.
Nie obserwował na szczęście jak jem. Chyba wiedział, że to wszystkich dekoncentruje. Zamiast tego oglądał kwiaty na obrusie, który był założony na blat stołu kuchennego. Następnie obrócił się i nachylił ku żółwiowi, który jak zwykle pływał jak oszalały, sądząc, że Nat ma jedzenie. Szczególnie jak przystawił palec do szyby. Po raz kolejny usiłował go ugryźć. Sądząc po twarzy Nata odbijającej się od szyby akwarium, był tym faktem podekscytowany jak dziecko.
Gdy zjadłem, jako jedyny spośród rodzeństwa zaniosłem pustą miskę do zmywarki. Zuza już wyszła z łazienki i poszła pakować książki, więc oznajmiłem Natowi, że idę umyć zęby. Odpowiedział skinieniem głowy. Wciąż bawił się z żółwikiem.
Kilka minut później wyszliśmy z mieszkania i podążyliśmy do szkoły. Na początku nie rozmawialiśmy, choć kątem oka dostrzegłem, że Nat chciałby coś powiedzieć. Nie zdziwiłem się więc, gdy w końcu wypalił:
- Powiesz mi w końcu co się wtedy stało?
Skrzywiłem się z niesmakiem. Mogłem się domyślić, że właśnie o to chodzi. Nie miałem chęci, by o tym rozmawiać, ale niestety skończyły mi się już wymówki i najwyższa pora, by wyznać mu prawdę.
- Znęcają się nade mną w szkole - oznajmiłem. W mojej głowie brzmiało to mniej złowieszczo - Znaczy... dokuczają.
- To w końcu co? Znęcają się czy tylko dokuczają? - Zapytał, unosząc brew - Bo coś mi się jednak zdaje, że to pierwsze.
Westchnąłem.
- Sam nie wiem. Nazwij to jak chcesz.
- W takim razie... co dokładnie robią i kto?
- Mam w klasie takiego... - ostrożnie ważyłem słowa - ...Gruchę. Na pewno kojarzysz.
- Mariusz.
- Tak, Mariusz - Potaknąłem głową, mierząc spojrzeniem okolicę. Mijali nas tylko dorośli. Żadnych gimnazjalistów, którzy mogliby nakablować o moim żaleniu się kumplowi. - Ma swoją bandę i wybrali sobie mnie na kozła ofiarnego. W sumie nic dziwnego, bo jestem słabeuszem i w dodatku kujonem - Zaśmiałem się nerwowo.
- Ej, nie mów tak o sobie - powiedział Nat szczerze zmartwiony.
- Z tym, że to prawda - Prychnąłem - Ogólnie się we mnie zaczepiają, śmieją się... Wybryki typowej nastoletniej bandy w szkole.
- I uciekałeś z takim przerażeniem tylko dlatego, że się śmieją? - zapytał z nutką drwiny w głosie - Nie ściemniaj mi tutaj.
Zwiesiłem wzrok. Nie wiedziałem, co mu powiedzieć. Że upozorowali... no właśnie, co? Gwałt na mnie? To brzmiało idiotycznie. Nat nie wiedział o tym chyba tylko dlatego, że był wtedy na wyjeździe.
- Jak wtedy skręciłeś kostkę... Wcale nie spadłeś ze schodów, prawda?
Wziąłem głęboki wdech. Czyli jednak podejrzewał już coś wcześniej. Prychnął z mieszaniną złości i bezradności. Przeczesał palcami włosy w taki sposób, jak zawsze to robi gdy jest zdenerwowany.
- Cholera, mogłem się domyślić!
Poczułem się dziwnie mały. Jakby Nat z nerwów mnie zaraz uderzy za to, że nie chciałem mu zawracać głowy własnymi zmartwieniami. Wtuliłem twarz głębiej w szalik, jakby w ramach obrony. Nawet jeśli wiedziałem, że Nat nigdy nikogo nie skrzywdził. Nie byłby w stanie tego zrobić. Przynajmniej tak mi się wydawało.
- Bili cię już wcześniej?
Zastanowiłem się chwilę, po czym potrząsnąłem głową na znak zaprzeczenia. Odetchnął z ulgą.
- Jednorazowy przypadek?
- No... Właściwie to tak. Popychali mnie czasem, ale nic mi się nie stało. No chyba, że wpadłem na ścianę. Ze dwa razy miałem siniaka na ramieniu.
Zaczął wyglądać na jeszcze bardziej zestresowanego.
- Coś jeszcze się stało? Wiem, że tak. Bo nadal nie wyglądasz na dość przestraszonego tymi wyznaniami, by chcieć uciekać na drugi koniec gminy.
Przełknąłem ślinę. Ręce mi się trzęsły. Jak zwykle. Starałem się skupić na mijanym domu, na którym wciąż były rozwieszone lampki choinkowe, bo właścicielowi pewnie zwyczajnie nie chciało się ich ściągać. Wiedziałem, że nie uniknę w ten sposób odpowiedzi. Nat nie odpuści, czułem to.
- To... dość żenujące - wykrztusiłem tylko. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo moje gardło było zaciśnięte.
- Po prostu powiedz, co się stało. Będziemy mieć to z głowy, a ja dostanę wgląd w całe zajście.
Oddychałem ciężko, było mi słabo. Chcę rzeczywiście mieć tę kompromitację z głowy.
- Zrobili ze mnie dupodajnego pedała.
- Co? - Aż się zakrztusił, ale nie z rozbawienia. Raczej z grozy. Zacząłem żałować, że mu powiedziałem. Odwróciłem głowę, żeby nie zobaczył, że znowu moje oczy zaszły łzami. Zmieniam się jeszcze w pieprzoną beksę. Lepiej być już chyba nie może.
- To co słyszysz.
- Ale... jak? - zapytał, wyraźnie nie dowierzając w to, co właśnie oznajmiłem.
- Upozorowali, że robiłem coś z Gruchą w jednej z kabin szkolnego kibla i roznoszą się teraz jakieś dziwne plotki...
Nat przez jakiś czas wdychał i wydychał powietrze, zaciskając i rozwierając na przemian pięści. Miał ze złości czerwone policzki.
- Jak oni tak mogą?! To już chyba nawet do pedagoga się nie nadaje! Na policję jak już! Nawet nie myślałem, by ktokolwiek byłby zdolny do czegoś takiego...
- Nat, nie przesadzaj - Próbowałem go uspokoić, ale mnie samemu głos się trząsł.
- I nic z tym nie zrobiłeś? Nic kompletnie?
Niechętnie pokręciłem głową. Wyrwało mu się kolejnie prychnięcie.
- Dlaczego? Boisz się?
- Tak! Że będzie jeszcze gorzej! - Tym razem to ja podniosłem głos. Wciąż był roztrzęsiony ze zdenerwowania. Teraz już patrzyłem na Nata. Zaniemówił, po czym zaczął się wpatrywać jak zaklęty w chodnik.
- Rozumiem. Czyli nie możemy nic zrobić - Wymamrotał cicho, choć widziałem, że najchętniej by im wszystkim po kolei dokopał. Za bardzo jednak szanował moją decyzję, by postąpić inaczej. - Umówmy się jednak tak, że jeszcze jeden numer, a zdobędziemy na nich dość dowodów, by trafili do zamkniętego ośrodka.
- To bez sensu...
- Michał, to ma sens! To już jakaś... patologia! - Jego głos też zaczął być coraz bardziej zdławiony. - Nie pozwolę by cię tak traktowali. Jeszcze ci się coś stanie!
Z początku nie wiedziałem, co mu na to odpowiedzieć. Ostatecznie uznałem, że jego punkt widzenia jest ciut bardziej obiektywny niż mój, więc niechętnie powiedziałem:
- Niech będzie jak mówisz. Jeśli jeszcze raz zrobią coś podobnego, pójdziemy z tym do kogoś.
Pokiwał szybko głową, po czym otarł oczy rękawem. Mnie na szczęście wystarczyło szybkie mruganie. Musieliśmy się szybko ogarnąć, w końcu byliśmy niemalże przy budynku szkoły. Dotarliśmy całe dziesięć minut przed czasem.
- Najchętniej bym poszedł na wagary - mruknął Nat.
- Ani mi się waż - warknąłem.
- Dobrze, mój Panie - Zaśmiał się.
- Widzę, że humor wraca...
- Mój Panie, czas na ruchanie - Powiedział, po czym wybuchnął szaleńczym śmiechem. Myślałem, że zaraz się wywróci na schodach. Musiał się aż przytrzymać barierki.
- CO?
Nat tylko dalej się śmiał, przez co niektórzy z przechodzących uczniów mierzyli go spojrzeniem. Nie chciał się uspokoić, więc też zechciałem wymyślić jakieś marne rymy. Po chwili coś mi przyszło do głowy, więc nachyliłem się do niego i z wrednym uśmieszkiem wyrecytowałem:
- Natanielu, Natanielu, ty cwelu.
- Oż ty!
I wciąż się śmiejąc o mało mnie nie zrzucił ze schodów.
- Mój wierszyk był lepszy!
- Jaki znowu wierszyk?! To raptem jedno zdanie!
- A twoje to co?!
- A rymy!
Dalej się przepychaliśmy, całkowicie ignorując gimnazjalistów, którzy chcieli wejść do szkoły.
- Dalej, kurwa, bo mi zimno! - warknęła jakaś dziewczyna. Dopiero wtedy Nat chwycił moją głowę pod ramię i zagarnął w bok. Spróbowałem się wyrwać, ale trzymał mocno.
- Proszę bardzo - Przepuścił ją uprzejmie. Posłała mu kwaśny, nieprzyjemny uśmiech i weszła do szkoły. Dopiero po chwili udało mi się uwolnić.
- Baran - Wytknął na mnie język.
- Wodnik! - krzyknąłem w odpowiedzi.
- Skąd znasz mój znak zodiaku?!
- Może z urodzin? - próbowałem się nie śmiać, ale było to trudne. Prychnął, udając obrażonego. Już miałem coś dodać, kiedy zza moich pleców dobiegł nieśmiały głos:
- Cześć, Michał.
Odwróciłem się na pięcie i ujrzałem... Weronikę.
- Um... cześć - przywitałem się, zerkając na Nata. Z tak doskonale mi znanym uśmieszkiem zerkał to na mnie, to na nią. Rzeczywiście udzielił mu się humor. Zniknęła powaga sprzed kilku minut. W kościach już czułem, że zaraz palnie coś głupiego. Nie myliłem się.
- No, powiedzcie... Jesteście już może parą czy dopiero będziecie?

 <Wera? Prawdę mówiąc już się pogubiłam w tych op., bo akcja z Natem działo się tego samego dnia i Nat odpisał jakby na moją poprzednią część tego op... No, już totalnie nie ogarniałam. Never again x'D>

 Średnie op.
75%
4

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Podsumowanie lipca

LIPIEC
Odnieśliśmy sukces! Po raz pierwszy od blisko roku!
Tak, mam prawie miesięczne opóźnienie przez nieobecność, ale i tak to raczej nie zrobi większej różnicy.
Tak czy inaczej oświadczam, że wróciłam już w pełni i już w tym tygodniu mam zamiar się brać za odpisywanie. Mam nadzieję, że Wy również się obudzicie i wrócicie do pisania tak dobrze, jak w zeszłym miesiącu, a może i nawet więcej i lepiej. Wrzesień się zbliża wielkimi krokami, więc to ostatnie chwile na opisanie w pełnym spokoju przygód swoich postaci, bez presji kartkówek i sprawdzianów, które odbędą się dnia kolejnego.
Jeżeli napiszecie do mnie, opiszę w przeciągu 48 godzin. :)
Proszę i błagam, piszcie opowiadania i zapraszajcie nowe osoby!
W tym miesiącu pojawiło się 6 opowiadań.

PODSUMOWUJĄC
Wyniki uczniów:
Michał Wrona: 2 (275,05 pkt.)
Ewelina Kiryluk: 2 (25,5 pkt.)
Anastazja Zawadzka: 0 (10 pkt.)
Nataniel Wilk: 2 (98,5 pkt.)
Weronika Gawrońska: 0 (60 pkt.)
Emilia Gwiaździńska: 0 (16,7 pkt.)
Bonus w postaci liczenia ilości kieszonkowego oraz pkt. karmy w lipcu x2,5 dla Nataniela, x2 dla Michała, a x1,5 dla Eweliny.