niedziela, 27 marca 2016

Święta!

Trwają święta wielkanocne, tak więc chciałabym Wam życzyć wszystkiego dobrego. Błogosławieństwa na cały rok, zdrowia, szczęścia, hajsu i jeśli ktoś już jej poszukuje - miłości. No i oczywiście prezentów! Prezenty to ważna rzecz. Poza tym rzeczy bardzo nieuchwytnej i trudnej do odnalezienia, a mianowicie weny, weny i jeszcze raz weny! Ja osobiście mam z nią ostatnio problem, dlatego bardzo się przyda (to właśnie dlatego wciąż nie skończyłam formu, ani tym bardziej op. od Michałka... eh...). To, czy wy jej pilnie potrzebujecie akurat nie wiem, ale i tak nie zaszkodzi, by mieć jej jeszcze więcej. ;)
Dla Was prawdziwy, polski koszyczek wielkanocny z jajem:
 Pozdrawiam Was bardzo serdecznie,
Avril
P.S. Nie jestem najlepsza w składaniu życzeń, tak więc bardzo mi wybaczcie brak oryginalności.

piątek, 25 marca 2016

Od Magdy "Sen zakończył się tak szybko jak się rozpoczął" cz. 1 (cd. chętny)

Wtorek, 02.09.2014 r.

Biegnę długim korytarzem, wyłożonym pachnącym sklepem odzieżowym, czerwonym dywanem. Po bokach przemykają obrazy dostojnych mężczyzn o wydatnych dolnych szczękach i dam o szpetnych lub powabnych obliczach. Nie mogę się jednak zatrzymać, aby zawiesić oko na którymkolwiek z tych zapewne wspaniałych dzieł. Mknę z prędkością światła, co jakiś czas potykając się o fałdy dywanu. Uciekam przed 15 piętnastoma (liczby i cyfry w op. zapisujemy słownie) białymi szczurami, które biegną za mną, cicho popiskując. Ich czerwone oczy zdają się przewiercać moje plecy na wylot, powodując bolesne ukłucia. Moje serce obija się o żebra, wystukując nierówny, paniczny rytm. Moje mięśnie kwiczą i drżą, jakby ktoś rozrywał je od środka. Zmuszam się do jeszcze szybszego biegu. Gumka, którą spięłam włosy, spadła, sprawiając, że wiatr wciska mi je teraz w oczy i w usta, utrudniając bieg.
W pewnym momencie potykam się.
Upadam. Dysząc, ostatnim wysiłkiem podnoszę głowę. Szpetna dama spogląda na mnie z wyższością, kiedy w moje ciało wbija się sto małych zębów. Ból przypomina ukłucia igieł lub użądlenia pszczół.
- Pomóż mi - szepczę w stronę obojętnego portretu i zamykam oczy.

Sen zakończył się tak szybko jak się rozpoczął. Czuję pod sobą miękki materiał pościeli i zapach świeżej kawy, wypełniający mój pokój. Otwieram oczy, dysząc ciężko, jak maratończyk po ukończonym biegu. Nieśmiało zerkam na wysłużony drewniany zegar, który z uporem od wielu lat wskazuje mi dokładną godzinę.
Znów obudziłam się o piątej... Tak z dupy.
Opadam na poduszkę i cicho wzdycham.
- Dlaczego akurat myszy? - pytam pustkę w moim pokoju. Ta jednak pozostaje niezmieniona, jakby chciała udowodnić mi swoją wyższość. Jak szpetna dama z obrazu, wykrzywiona w ironicznym uśmiechu... Pustka ma paskudne poczucie humoru.
Teatralnie wzdycham i staczam się z łóżka. Moje ciało z głuchym łoskotem uderza o ziemię, a ja cicho jęczę, zastanawiając się dlaczego po prostu nie wstałam jak normalny człowiek. Może to i głupie, ale zawsze marzyłam o małym kwadratowym dywaniku, który stłumiłby ten nieprzyjemny dźwięk. Wstaję, cicho postękując. Podchodzę do szafy, biorąc pierwsze z brzegu spodnie i bluzę leżącą od kilu dni na moim krześle. Czas zacząć kolejny, beznadziejny dzień.
***
Koła mojego roweru wystukują przyjemny, rytmiczny dźwięk, kiedy mknę w stronę Jeziora Habrowego. Zbyt mocno zawiązany pasek, przytrzymujący górę mojego stroju kąpielowego wbija mi się w plecy, ocierając się o nie i powodując podrażnienie.
Lubię las otaczający jezioro. Szczególnie o 5.30 jest tak spokojny i cichy. W tej ciszy jednak słychać niezidentyfikowany chrobot i szum gałęzi, jakby drzewa opowiadały mi jakąś piękną i barwną historię. Jestem przekonana, że mają wiele takich historii. Żyją przecież już tak długo... Mogę jednak jedynie domyślać się o czym opowiadają. Ich baśnie nie są przeznaczone dla moich uszu. Jestem zbyt młoda i zbyt głupia, aby drzewa miały ochotę poświęcić mi choć część swojego nieskończonego czasu.
Moim oczom ukazuje się jezioro. Woda. Ona nie wywyższa się tak jak drzewa. Jest nieskończenie dobra i cierpliwa. Daje siłę tym pysznym drzewom i pomaga strachliwym stworzeniom leśnym, nie zważając na to, że sama ponosi wówczas straty. Jest dobra nawet dla mnie. Dziewczyny przybyłej nie wiadomo skąd i nie wiadomo w jakim celu. Chciałabym być jak woda....
Zdejmuję ubrania i w stroju kąpielowym wbiegam do jeziora. Woda jest zimna, ale nigdy mi to nie przeszkadzało. Przez moje ciało przebiegają szpile lodu, a ja z uporem płynę dalej, aż w końcu zimno odpływa. Pływam przez chwilę w kółko, ciesząc się prawdziwą, niczym nie zmąconą energią. Wkrótce jednak budzik w moim telefonie uruchamia się, zmuszając mnie do wyjścia z wody. Czas odwiedzić moją rzeczywistość.
***
Rzeczywistość nie prezentuje się najlepiej. Obdrapany szkolny korytarz jest tego namacalnym dowodem. Mimo, że znam wszystkie ściany i szafki na pamięć, codziennie zaskakują mnie czymś nowym. Na przykład dzisiaj na mojej szafce została przyklejona piękna, różowa guma do żucia. Naprawdę doceniam te niskobudżetowe ozdoby.
Wzdycham i wyciągam chusteczkę z tylnej kieszeni spodni. Guma z oporem opuszcza moją szafkę, rozciągając się w najobrzydliwszy możliwy sposób. Krzywię się z niesmakiem i wyrzucam ją do kosza, gdzie ląduje z cichym stuknięciem. Szafka otwiera się ze zgrzytem, a ja niecierpliwie sięgam książki od niemieckiego. Korytarz zdążył opustoszeć. Zerkam na zegarek. 8.35...Moje lekcje zaczynają się o 8.30... Szlag... Zatrzaskuję szafkę i pędzę w stronę klasy.
***
Zegar w bibliotece leniwie wystukuje kolejne sekundy. 5 pięć (liczby i cyfry w op. zapisujemy słownie) minut temu zadzwonił do mnie tata. Trochę się spóźni.
Bez zainteresowania czytam więc "Kochani, dlaczego się poddaliście". Książka wydaje się być ciekawa, ale nie jestem w stanie skupić się na słowach. Wypożyczam ją więc i nie mając nic ciekawszego do roboty, zaczynam rysować na paragonie, wyciągniętym z kieszeni kurtki.
Próbuję narysować konia, ale wkrótce i tak, moje stworzenie zamienia się w osła. Wzdycham i z rozdrażnieniem zakreślam rysunek długimi, zygzakowatymi liniami.
Wkrótce przyjedzie mój tata. Wrócę do domu. Nauczę się na jutro, zrobię zadania domowe, zjem obiad. Potem wezmę prysznic i pójdę spać, przedtem jeszcze przez chwilę pogram na komputerze lub poczytam książkę. Obudzę się, pójdę nad jezioro... I znów wpasuję się w szarą, niczym nie zmąconą codzienność.
Jestem młoda. Powinnam szaleć, tańczyć, śmiać się i wręcz kipieć silną, młodą, niepohamowaną energią. Czy zamiast tego nie marnuję swojego życia? Każdy mój dzień wygląda tak samo (nie licząc nadprogramowej gumy na mojej szafce, która niszczy mój idealny harmonogram dnia).
Tylko noce są inne. Nie zawsze śnię o szczurach i obrazach. Czasem jestem skazańcem idącym na śmierć lub szaleńcem, zamieszkującym równie szalony psychiatryk. Czasem jestem wolna, czasem jestem uwięziona. Czasem jestem silna, a czasami słaba. Tylko nocą i tylko w snach jestem prawdziwym człowiekiem. Tylko nocą wiem, co to tak naprawdę znaczy...
- Cześć! - z zamyślenia wyrywa mnie głos i chrzęst odsuwanego krzesła. Ze zdziwieniem obracam twarz w stronę niezidentyfikowanej osoby.

~Ktoś?

Średnie op.
3 błędy ort. = 70%
4

czwartek, 24 marca 2016

Od Antosi "Rozpoczęcie roku szkolnego"


Poniedziałek, 01.09.2014 r.

Kiedy obudziłam się ze snu, przez szczelnie zasunięte zasłony wdzierały się już pierwsze promienie słońca, rażące dotkliwie moje oczy. Prychnęłam tylko i podniosłam się z łóżka niechętnie, pogodzona z faktem, iż dalej nie pośpię. Mimo to byłam zadowolona z tego, że jest sobota, a co się z tym wiąże - nie musiałam iść do tej całej szkoły w Jaskółkowie. Już niedługo tam będę, dziś pierwszy września, ale sobota!
Wsunęłam na siebie pierwsze z wierzchu bryczesy i bluzkę, na stopy wsunęłam cienkie skarpety jeździeckie, po czym wywlokłam się z pokoju i zeszłam po schodach do jadalni. Na drewnianym stole stało już śniadanie - parujący kubek kakao oraz chleb z miodem. Kiedy to zobaczyłam, usiadłam przy stole i mruknęłam:
- Cześć, mamo.
Przysadzista kobieta w kraciastym fartuszku potrząsnęła głową i odwróciła się w moim kierunku. Z jej koka wychodziło kilka niesfornych, jasnych kosmyków. Zmierzyła mnie swoim dobrotliwym spojrzeniem i uniosła brwi.
- Tosiu, czemu idziesz w tym stroju do szkoły?
Do szkoły? Jak to do szkoły? W mojej głowie zaroiło się od pytań, ale powiedziałam tylko:
- Przecież dziś jest sobota?...
Mama wytarła ręce i złapała się za głowę, jeszcze bardziej psując sytuację swojego koka.
- Człowieku, dziś idziesz do szkoły! Pierwszy dzień w gimnazjum, halo! - jęknęła moja rodzicielka i popędziła do mojej sypialni, nawet nie chciałam wiedzieć po co. Tymczasem skończyłam śniadanie, nakarmiłam kota i zmyłam naczynia. Kiedy skończyłam, dogoniła mnie moja matula i wepchnęła do ręki strój galowy, a ja poszłam z nim do łazienki. Chwila minęła, nim się ubrałam, umalowałam delikatnie i doprowadziłam włosy do ładu. Potem zostało tylko umyć zęby i iść.
Po kilku minutach wsiadłam na rower i ruszyłam w kierunku Jaskółkowa, ku mojemu gimnazjum. Droga dłużyła mi się bardzo, a wraz z mijającym czasem utwierdzałam się w przekonaniu, że nie zdążę na ceremonię. Dopiero pod koniec drogi przestałam widzieć las, a ujrzałam skromną mieścinkę. Szkoła jest w niej jednym z większych budynków, dlatego bez problemu dotarłam na miejsce. Szybko zeskoczyłam z roweru i popędziłam ku wejściu. Już po chwili pchnęłam pewnie drzwi auli.
- Witam na rozpoczęciu roku szkolnego wszystkich gimnazjalistów!

Krótkie op.
1ąd ort. = 80%
4

Oficjalne otwarcie

Długo oczekiwana przez Was wiadomość w końcu zostaje oficjalnie potwierdzona - blog zostaje otwarty! :)
Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić, a czas spędzony na pisaniu op. i rozmowie na czacie nie będzie czasem straconym. W końcu możecie odetchnąć od plastikowych postaci pochodzących ze wszystkich krajów prócz Polski... Stwórzmy naprawdę niepowtarzalną atmosferę!
Postacie, które wysłały już op. będą wstawione, a wszystkie na wszystkie pozostałe wciąż czekam.

Pozdrawiam wszystkich bardzo gorąco, Avril