niedziela, 23 października 2016

Od Michała "Czekając na burzę" cz. 2 (cd. Ewelina)

Poniedziałek, 15 grudnia 2014 r.
Czytałem akurat temat o protistach, kiedy jakaś dziewczyna weszła do naszej klasy. Nie znałem jej, więc nie widząc w tym niczego szczególnie interesującego, wróciłem do podręcznika. Kiedy jednak stanęła tuż przed moją ławką, przeżyłem niemałe zaskoczenie.
- Michał Wrona, tak? Przepraszam, że tak nieoczekiwanie, ale dostajesz propozycję dostania się do gazetki szkolnej. Jedna z nauczycielek mnie do Ciebie wysłała.
- Em... - spojrzałem przelotnie na naszą nauczycielkę, która jednak była zajęta wpisywaniem czegoś w dziennik. - Tak, to ja... Tylko, że... em... jak by to ująć...
- Wal prosto z mostu - oparła się o moją ławkę, zasłaniając przy tym ręką część rysunku w podręczniku, w który akurat się wpatrywałem, więc zmuszony byłem podnieść na nią wzrok. Miała ładne, dziewczęce rysy twarzy i lśniący aparat na zębach.
- Nie jestem typem humanisty - zacząłem się nerwowo bawić długopisem. Wzruszyła ramionami.
- Najwidoczniej pani Zawieruszyńskiej to nie obchodzi. Przyjdź do niej na następnej przerwie.
Oderwała się od mojej ławki i wyszła z klasy. Znowu zacząłem wlepiać wzrok w rysunek z modelem protista. Niełatwa była to decyzja... do końca lekcji trudniej było mi się skupić.
Kiedy tylko zaczęła się przerwa, poszedłem do klasy numer czterdzieści trzy. Zastałem panią Zawieruszyńską, która układała sprawdziany w równy stosik. Kiedy tylko mnie zobaczyła, uśmiechnęła się promiennie.
- Dzień dobry, ja w sprawie tej gazetki...
- Ewa do ciebie przyszła, prawda?
Skinąłem głową.
- Już się zdecydowałeś?
- Tak... i nie chcę dołączyć - powiedziałem i poczułem, że się czerwienię. Tak jak się spodziewałem, nauczycielka wyglądała na zaskoczoną.
- Dlaczego? Podobno zawsze łapałeś każdą okazję udziału w apelach w szkole podstawowej, a tutaj łatwiej o dobrą ocenę.
- Nie jestem humanistą. Nie umiem pisać.
- Możesz być zawsze fotografem lub rysownikiem.
- Nie umiem ani rysować, ani robić ładnych zdjęć - westchnąłem.
- To chyba najwyższa pora, byś się nauczył - uśmiechnęła się ponownie. Zacząłem szurać butem o podłogę. Miałem wrażenie, że zaraz zasłabnę z nerwów. Zadzwonił dzwonek na lekcje.
- Przemyśl to po raz kolejny. Sądzę, że Ewa nauczyłaby cię kilku rzeczy. Teraz biegnij na lekcję, bo się jeszcze spóźnisz!
Skinąłem głową i szybkim krokiem wyszedłem z klasy. Wciąż nie mogłem biegać przez to, że jeszcze tak niedawno miałem skręconą kostkę.
***
- Pani od polskiego chce, abym dołączył do gazetki szkolnej - oznajmiłem prosto z mostu, siedząc nad talerzem ziemniaków, kotletów i surówki, który mama podała na obiad. Zuzka aż z wrażenia zachłysnęła się kawałkiem jabłka, które wygrzebała z koszyczka obok. Tata poklepał ją lekko po plecach.
- To świetnie! - stwierdziła z zadowoleniem mama. Mój młodszy brat tylko zaczął się kręcić niespokojnie, nie wiedząc za bardzo, o co chodzi.
- Ty... i gazetka? - wykrztusiła moja siostra. Uniosłem jedną brew.
- Co w tym dziwnego?
Odłożyła do połowy nadgryzione jabłko na stół i popatrzyła na mnie z niedowierzaniem, kręcąc lekko głową.
- Ty tak serio?
- Nie, na niby - zakpiłem, spoglądając na tatę, który również nie miała pojęcia, o co jej chodzi. Kobiety.
- Mam się domyślać, w czym rzecz?
Prychnęła z dezaprobatą.
- Całe trzy lata zbieram się do tego, by zapytać o możliwość dołączenia, a ty nawet nie umiesz pisać i już się dostałeś.
- Naprawdę? - zdumiałem się. Posłała mi mordujące spojrzenie, ale nic nie powiedziała, tylko zabrała się za jedzenie kotleta. Ciekawe, czy zapomni na końcu o tym niedojedzonym jabłku...
- Mam powiedzieć pani Zawieruszyńskiej, że ty również zgłosiłaś swoją kandydaturę?
- Jak chcesz - mruknęła, przeżuwając mięso. Wywróciłem oczami. Zero zdecydowania.
- To... jak sądzicie: mam dołączyć czy nie? - zapytałem rodziców.
- Dołącz. Jak ci się nie będzie podobać, odejdziesz - stwierdziła mama, na co tata zgodnie potaknął.
- Nie rób tego - burknęła moja siostra - To będzie jak samobójstwo.
- Dlaczego?
- Już widzę te twoje piękne "który" przez "u"... chociaż w sumie chciałabym się trochę z ciebie i twoich byków pośmiać.
Przez chwilę patrzyłem bez emocji na moją siostrę, która głupio się szczerzyła, póki Jasiu nie przerwał morderczej ciszy pytaniem:
- Michał ma byki?
Wyglądał na bardzo podekscytowanego. Wszyscy prócz mnie zaczęli się śmiać.
***
- Dzień dobry... - zacząłem. W sali numer czterdzieści trzy prócz mnie i nauczycielki stała jeszcze Ewa, która najwyraźniej również przyszła o coś spytać. - Mam wiadomość...
- Tak? - pani Zawieruszyńska obróciła się w moją stronę.
- Moja siostra chciała się zgłosić do redakcji.
- Jak ma na imię?
- Zuzia.
- Zuzanna Wrona... - pokręciła głową - Nie znam takiej.
- Chodzi jeszcze do podstawówki - naprostowałem. Spojrzała na mnie nieco zaskoczona. Najwidoczniej nikt spoza gimnazjum jeszcze nigdy nie wyraził chęci dołączenia.
- Jeżeli bardzo jej zależy... to dlaczego nie?
Pokiwałem w zamyśleniu głową. Świetnie. Teraz moja kolej.
- Ja... mogę spróbować, ale nie obiecuję, że zabawię tu długo.
- Wspaniale! Powiedz mi jeszcze - co chciałbyś robić?
- Nie wiem... W każdym moja siostra chciała redagować teksty i wykonywać ilustracje. Wspomniała, że jeśli dostanie jakiś lepszy aparat, może również zająć się robieniem zdjęć lub jeśli dostanie własną rubrykę może publikować opowiadania, jednak pod warunkiem, że dostanie jakiś pseudonim artystyczny i nie będzie się podpisywać nazwiskiem.
Polonistka wyglądała na poważnie zaskoczoną.
- Artystyczna dusza, widzę...
- Trochę... Ja mogę robić cokolwiek prócz rysowania i poprawiania tekstów - mruknąłem z niesmakiem - Tym drugim może się również zająć moja siostra.
Już w kościach czułem, że Zuzka przysłoni swoim blaskiem moje istnienie. Ewa również lekko pobladła, ale w żaden sposób tego nie skomentowała.
- Świetnie! W takim razie wam przypada wymyślenie rubryk tematycznych, zbieranie materiałów na artykuły. Przypominam, że po raz pierwszy tworzymy gazetkę szkolną od dziesięciu lat! - wyglądała na niezwykle szczęśliwą. Wyglądało na to, że nasza trójka była jedynymi jej członkami.
- O czym dokładnie mamy pisać...? - zapytałem nieśmiało.
- O tym, co dzieje się u nas w szkole, oczywiście! O jakichś apelach, ważniejszych wydarzeniach, wygranych w konkursach... Możecie również przeprowadzać wywiady.
- Na przykład z kim? - zapytała Ewa.
- Hm... może z nauczycielami? - zaproponowała.
- Kiedy to nudne jest... potrzebujemy sensacji! Pasjonujących osób! - wykrzyknęła i stanęła tuż przede mną - Wyciśniemy z tego wszystko, co się tylko da! Zobaczysz, będą się bić o egzemplarze naszej gazetki!
- Nie chcę być pesymistą... ale szczerze w to wątpię. Możemy się wyłącznie ośmieszyć - powiedziałem cicho.
- Oj, tam! Gadanie! Trzeba być dobrej myśli! - entuzjazmowała się - Ile mamy czasu?
- Sądzę, że pierwsze wydanie będzie krótko po zakończeniu ferii zimowych, kolejne regularnie co miesiąc.
Wypuściłem z płuc całe powietrze. Z tak małym zespołem będzie to dość trudne... Zadzwonił dzwonek na drugą lekcję. Wyszliśmy z klasy.
- Ile masz dzisiaj lekcji? - zapytała Ewa.
- Siedem...
- Ja też. Spotkajmy się wtedy pod szkołą i omówimy szczegóły. Jak możesz, zadzwoń też po swoją siostrę, albo co.
- Nie nosi telefonu do szkoły...
- Też ma siedem lekcji?
- Tak, mieliśmy razem wracać do domu - oznajmiłem.
- Super. To do zobaczenia - powiedziała wesoło i odeszła.
W co ja się wpakowałem?
***
- To ona?
- Nie.
- A ona?
- Też nie.
- Hm... to może ta?
- Zuzka, każda blondynka chodząca do gimnazjum nie jest Eweliną - wywróciłem oczami.
- Skąd wiesz? Może ta akurat ma tak na imię?
- O, idzie - zmieniłem temat, widząc machającą do mnie dziewczynę. Kiedy się tylko zbliżyła stwierdziła:
- Boże, wyglądacie jak bliźniaki.
Ja i Zuzka jednocześnie spojrzeliśmy na siebie. Ona jednak wyglądała na dużo bardziej rozbawioną ode mnie. Zawstydzony schowałem twarz w szaliku. Niektórzy rzucali nam zaciekawione spojrzenia, choćby dlatego, że moja o rok młodsza siostra miała na głowie czapkę z dwoma pomponami mającymi przypominać uszy pandy, której pyszczek znajdował tuż nad jej czołem.
- Ewa to skrót od Ewelina? - zapytała Zuza.
- Tak... - odpowiedziała zaskoczona blondynka.
- Chciałam się tylko upewnić - stwierdziła - To jak? Na kiedy mamy zrobić pierwszą gazetkę i po ile sprzedawać?
- Początek stycznia. Sądzę, że pięćdziesiąt groszy na początek to cena idealna. Zawierucha sama tak mówiła. Później możemy o kilka groszy podnieść cenę.
- Dobra. To jakie rubryki tworzymy? Ja chcę jakąś, w której będę mogła publikować opowiadania.
Wciąż jej jest mało pisania - przeszło mi przez myśl. Szóstoklasistka zaczęła lekko podskakiwać. Chyba było jej zimno.
- Na pewno jakąś z wydarzeniami z życia szkoły, mogą być jakieś kawały i wywiady. Możemy również ogłosić, że osoby chętne mogą nam przynosić rysunki, które mogą się pojawić w galerii dzieł uczniów. Wybierzemy razem te najładniejsze.
- Coś jeszcze? Wciąż mam wrażenie, że to za mało - stwierdziła Zuzka.
- Na początek chyba tyle wystarczy... no chyba, że chcesz wyznaczyć jeszcze jakąś rubrykę na zdrowe odżywianie lub coś tego rodzaju.
- Nasza mama pewnie byłaby szczęśliwa... - Tu moja siostra dała mi kuksańca - ale nie sądzę, abyśmy mogli aż tyle razy wałkować to samo. Ktoś w ogóle by to czytał?
- Jeszcze byś się zdziwiła... w gimnazjum jak najbardziej.
- Serio? Nie mają nic ciekawszego do roboty? - Zmarszczyła nos.
- Może myślą, że przez czytanie o zdrowych rzeczach schudną - zasugerowałem, na co dziewczyny wybuchnęły śmiechem.
- Prawdę mówiąc to całkiem prawdopodobne - stwierdziła Ewa - To by wyjaśniało ten spam jabłkami czy ciemnym pieczywem na snapchacie.
- Snap... czym? - zapytała moja siostra. Nowa koleżanka popatrzyła na nią w zaskoczeniu.
- No... snapchat - spojrzała na mnie w poszukiwaniu pomocy. Ja tylko wzruszyłem ramionami. Też nie wiedziałem do końca, o co w tym chodzi chodzi.
- Zresztą... już nieważne.
- Skoro tak mówisz... Z wrażenia aż poszukam co to takiego w internecie, jak wrócimy do domu - powiedziała Zuzka - W takim razie macie jakiś jeszcze pomysł na rubryki tematyczne?

<Ewa?>

Średnie op.
76%
4

poniedziałek, 17 października 2016

Od Anastazji "Jak ci na imię?" cz. 1 (cd. chętny)

16-18 grudnia 2014 r.
Uniosła głowę i otworzyła usta, by łapać chłodne krople deszczu na język. Czas się cofa, nie brnie naprzód. Zamknęła pysk i opuściła łeb aż do ziemi. Znowu była smutna. To wszystko się nie nie wydarzy. Zaczęła iść tyłem. Nigdy się już tu nie znajdzie. Znów będzie się stawać powoli dzieckiem, aż w końcu wszystko zaprzestanie jej istnieniu. Jej rodzice znów będą młodzi, później dziadkowie i cała reszta przodków. Ale to później. Najpierw musi stawić czoło przeciwnościom losu. Dopiero potem będzie mogła zacząć wszystko od nowa.
Jest dobrze? Jasne, że nie. Potarłam twarz rękoma. Byłam już zmęczona. Cały czas miałam wrażenie że to, co robię nie ma większej wartości. Ten prolog nawet nie brzmiał. Po raz kolejny zerknęłam na przeglądarkę, w której miałam włączone dziesiątki kart. Zaczęłam je przeglądać. Połowa z nich zajmowały różnorakie blogi, których twórców lubiłam lub szanowałam za talent, a połowa była kartami z opowiadaniami jednej osoby. Zaczynałam się obawiać, że popadam w obłęd. Może mam na jej punkcie bzika? Nie pisze specjalnie. Nie tworzy niczego szczególnie wyjątkowego. Może jednak? Chciałabym być nią.
- Anastazjo, masz chyba kompleksy - powiedziałam sama do siebie, po raz kolejny analizując jej ostatnie opowiadanie. Westchnęłam i zaczęłam wyłączać karty. Zostawiłam tylko jedną - Howrse.pl. Po raz ostatni odświeżyłam pocztę. Pusto. Znowu nie napisała. Spojrzałam na godzinę. Zbliżała się pierwsza w nocy. Jutro muszę iść na rano do szkoły. Wylogowałam się. Otarłam łzy rękawem swetra i zamknęłam klapę laptopa. Wstałam z krzesła i powoli powędrowałam do łóżka. Nawet nie myśląc o wzięciu prysznica, zakopałam się pod kołdrą i zasnęłam.
***
Jak zwykle otworzyłam oczy nieco przed budzikiem. Nie potrafiłam spać ani minuty dłużej, więc od razu zerwałam się na równe nogi. Byłam cała spocona. Muszę wziąć prysznic i wyciągnąć z szafy świeże rzeczy. Każda z tych czynności sprawiała mi nie lada kłopot. Zaraz pójdę do ludzi - myślałam nieustannie - Już za godzinę będę musiała znów spojrzeć w oczy osobom, które nawet mnie nie znają. Kiedy tylko skończyłam się myć i ubierać, zeszłam do kuchni.
- Cześć mamo, cześć tato - rzuciłam, choć w pomieszczeniu było całkowicie pusto. - Dzięki za zrobienie tostów - Mówiąc to, wyciągnęłam z szafki chleb, który kupiłam dzień wcześniej i wsadziłam do tostera. Następnie dziękowałam kolejno za zrobienie kakao czy pomoc przy przyniesieniu dżemu.
- Jak ci się spało? - zrobiłam krótką pauzę - Bardzo dobrze, a wam? Również wyśmienicie. Chcesz jeszcze trochę dżemu? Jasne. - Przysunęłam do siebie słoiczek. - Dziękuję, że tak dobrze się mną opiekujecie. Oj, Anusiu, jesteśmy twoimi rodzicami. - Przełknęłam ostatni kawałek tosta. - Tylko nie spóźnij się do szkoły! Oczywiście, mamo! - Zerwałam się z krzesła i szybkim krokiem zmierzyłam do łazienki, by umyć zęby. Kiedy już skończyłam i zaczęłam ubierać się do wyjścia, krzyknęłam sama do siebie:
- Baw się dobrze! - krótka przerwa - Jasne, dzięki i do zobaczenia!
I wyszłam.
Kiedy podjechałam rowerem pod szkołę, jak zwykle spotkałam się z drwiącymi spojrzeniami. "Ona jest ruda" - szemrali. Przypięłam rower i otulając się mocniej szalikiem, powoli ruszyłam w kierunku wejścia. Miałam spuszczoną głowę. Nie chciałam nawet na nich patrzeć. Wrażenie bycia obserwowaną sprawiało mi ból. Nie mówiłam nikomu przyjaznego "cześć", a nauczycielom "dzień dobry". Unikałam bliskości każdego, kogo tylko mijałam, jak tylko było to możliwe. Podnosiłam głowę bardzo rzadko i tylko po to, by sprawdzić, czy już stoję pod odpowiednią salą. Jak zwykle byłam pierwsza. Nigdy się nie spóźniałam. Patrzyłam na buty kolejno przybywających osób. Nie chciałam patrzeć im w twarz. I tak byliśmy dla siebie obcy. Wszyscy ze sobą radośnie rozmawiali. Wszyscy, prócz jednej, rudowłosej dziewczyny, która od blisko sześciu lat zawsze trzymała się na uboczu. Anastazja Zawadzka, urodzona siedemnastego lipca dwa tysiące drugiego roku, jedynaczka, mieszkająca w Jaskółkowie - to były chyba jedyne informacje, jakie posiadali moi rówieśnicy. Nic o zainteresowaniach, niewiele o upodobaniach.
Na Wigilię klasową zawsze dostawałam ten sam mało kreatywny podarunek - paczkę słodyczy, których i tak zwykle nie zjadałam. Musiałam podziękować za prezent bladym uśmiechem i cichym "dziękuję". Święta zbliżały się wielkimi krokami, a ja wciąż nie kupiłam prezentu osobie, którą wylosowałam. Kim może być dla mnie Jurek Jankowiak? Czyż nie jedynym chłopakiem, który wpadł mi w oko? Zawsze lubił grać w siatkówkę. Myślałam o piłce, jednak cena tej z lepszych, która byłaby dla niego odpowiednia przekraczała wyznaczony budżet.
- Proszę wejść do klasy - powiedziała znudzonym głosem nauczycielka przyrody, otwierając drzwi. Jedną z niewielu rzeczy, za którą ją lubiłam, był kolor włosów podobny do moich.
***
Ostrożnie weszłam do biblioteki szkolnej. Nie chciałam zakłócać spokoju. Bibliotekarka rzuciła mi tylko przelotne spojrzenie i skinęła głową. Zaczęłam przechodzić między milczącymi rzędami półek. Szukałam tytułów, których jeszcze nie miałam okazji czytać lub były nowymi pozycjami. Po godzinie powolnego spacerowania przyniosłam stertę książek na biurko pracowniczki tej części szkoły. Nie skomentowała tego w żaden sposób, tylko zaczęła wpisywać do systemu każdą z nich. W tym czasie wygrzebałam z plecaka to, co musiałam oddać i wręczyłam kobiecie. Kiedy kończyła, ku mojemu zaskoczeniu się odezwała:
- Wciąż nie mogę zrozumieć, skąd masz tyle czasu na czytanie. Nie robisz niczego poza tym?
Zrobiłam się czerwona jak burak i pospiesznie wpakowałam do torby książki, które chciałam wypożyczyć. Szybkim krokiem wyszłam z biblioteki, nie odpowiadając na jej pytanie. Niemalże wybiegłam ze szkoły, o mało nie wywracając się na oblodzonym chodniku. Prawie zapomniałam, że w czasie lekcji zaczął padać śnieg. Kiedy tylko podeszłam do swojego niebieskiego roweru, zacisnęłam dłoń na kierownicy. Musiałam się uspokoić. Znowu denerwowałam się nieistotnymi rzeczami. Kiedy otwierałam blokadę koła roweru, spostrzegłam, że po raz kolejny jestem ostatnią osobą pozostałą w szkole. Jak zresztą zawsze w ten dzień tygodnia. Wgramoliłam się na siodełko i ruszyłam w stronę domu. Skręcałam zawsze wyjątkowo ostrożnie, by nie wywrócić się i nie upaść w już powoli topniejący śnieg.
Kiedy wbiegłam do mieszkania, spostrzegłam, jak roztrzęsiona jestem. Było mi zimno. Włączyłam ogrzewanie i weszłam do swojego pokoju. Oparłam się plecami o grzejnik w oczekiwaniu, aż ten się nie zrobi ciepły. Wyciągnęłam z plecaka nową książkę, ale do moich oczu napłynęły łzy.
- Boże... chroń mnie przed tym, co złe i swoją mocą spraw, abym przestała się bać.
Siedziałam tak dobre kilkanaście minut, aż nie otworzyłam oczu i książki. Nie chciałam już myśleć o problemach, które uderzyły moją głowę. Wolałam zagłębić się w historię opowiadaną przez autora powieści...
***
- Loverkowa znowu nie napisała - stwierdziłam z żalem, zaglądając na pocztę Howrse - Nikt nie napisał. Pewnie znowu są zajęci swoimi sprawami... - urwałam. Słowa ugrzęzły mi w gardle. Teraz znowu byłam sama. Miałam wrażenie, że wszyscy o mnie zapomnieli. Weszłam na radosną, różową stronę, która należała do moich ulubionych i zerknęłam na czata. Tam też nikogo nie było. Zrobiło mi się odrobinę przykro. Jeszcze kilka miesięcy temu były tam istne tłumy o każdej porze dnia i nocy... Kiedy tylko dostrzegłam, że pojawiło się aż sześć nowych opowiadań, zadrżałam ze szczęścia. Jedno z nich było całkiem długie. I to jeszcze mojej ulubienicy! Może ten dzień nie jest aż taki zły? Zabrałam się za czytanie.
Kiedy skończyłam, prawie płakałam. Uwielbiałam, kiedy ktoś pisał o moich postaciach. Całe to opowiadanie miało przesympatyczną treść... Pozostałe teksty równie bardzo mi się podobały. Jak zwykle zresztą. Wszystkie formy literackie, które nie zawierały rażących błędów ortograficznych były jak najbardziej w porządku. Na obserwowanych przeze mnie innych blogach również trafiłam na nowe rozdziały. Każdy z nich przeczytałam z zapartym tchem.
Kiedy skończyłam, był już środek nocy. Z bladym uśmiechem popatrzyłam na porozrzucane gdzieniegdzie zeszyty z zadaniami domowymi. Już wszystkie zrobiłam, więc mogłam obejrzeć jeszcze ze dwa odcinki anime. Później tylko przebiorę się w piżamę i pójdę spać...
***
Kolejny dzień wyglądałby identycznie, gdyby nie fakt, że poszłam na zakupy. Kiedy tylko minęłam próg domu, usłyszałam obcą melodyjkę i buczenie. Dopiero po dobrej chwili uświadomiłam sobie, że to mój telefon i ktoś do mnie dzwoni. Zrzuciłam z nóg kozaki i popędziłam do kuchni, w której zostawiłam urządzenie. Odebrałam w ostatniej chwili, nie patrząc nawet na numer. Byłam przekonana, że to tata i że coś się stało.
- Halo?
Chwila ciszy, jakieś szuranie. Mój puls przyspieszył. Co się działo?
- Halo? - powtórzyłam i zerknęłam na numer. Poczułam niepokój, widząc, że to nie jeden z ośmiu numerów członków rodziny, których jako jedynych miałam wpisanych w telefonie.
- Halo, halo! - usłyszałam nieznajomy głos. Brzmiał dość młodo. - Wyjdziesz na dwór? Spotkajmy się przy ulicy Mickiewicza. Byle szybko! Nie będę tak stać w nieskończoność - chwila ciszy - To jak? Idziesz?
Z mojego gardła tylko wydobył się cichy jęk, bo na nic innego nie było mnie stać. Rozłączyłam się i wyłączyłam telefon. Kto to był? Pewnie pomyłka. Kto mógłby czegoś ode mnie chcieć? Stałam tak, rozważając każdą możliwą sytuację. Głos był niemalże błagalny. Wdech i wydech, Wewurka. To zawsze może być morderca lub pedofil. Ale co ci szkodzi? Najwyżej będziesz miała jeszcze większy uraz na psychice niż teraz. I tak nikt nie zauważy różnicy, nawet ty.
Ubrałam szybko kozaki, zostawiłam zakupy i zbiegłam na dół. Było już ciemno. Prószył śnieg. Zimno - pomyślałam, wsiadając na swój rower. Ruszyłam we wskazaną ulicę. Kiedy jechałam, zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze jadę. Co, jeśli nie chodziło o ulicę Mickiewicza w Jaskółkowie? Najwyżej zrobię zwyczajnie wieczorny objazd po mieście. Nic mnie w sumie już nie obchodzi. Nic mnie tu nie trzyma.
Kiedy dojechałam we wskazane miejsce, w zdumieniu zobaczyłam, że rzeczywiście ktoś stoi pod lampą uliczną i nie była nią prostytutka oczekująca na klientów. Właściwie to nie była ulica jak na takich ludzi. Była krótka, w środku miasta i to jeszcze zamieszkała przez wiele rodzin z dziećmi. Im bardziej się zbliżałam, tym coraz więcej wątpliwości miałam. Choć postać w tak grubej, puchowej kurce nie przypominała w żaden sposób pedofila ani mordercy, to przyspieszyłam jeszcze bardziej na rowerze. Zrezygnowałam. Po prostu udam, że tylko tędy przejeżdżałam. Już sądziłam, że mi się uda, kiedy postać ta wykrzyknęła coś, co o mało nie przyprawiło mnie o zawał:
- Anastazja, stój! Tu jestem!
Z wrażenia wjechałam w krzaki.

<chętny/chętna?>

Długie op.
7 błędów inter. + 2 ort. = 76%
4

piątek, 7 października 2016

Od Eweliny "Czekając na burzę" cz. 1 (CD. Michał)

Poniedziałek, 15 grudnia 2014 r.
Siedziałam właśnie przy laptopie, montując filmik z Oskarem. Przyznam - świetnie się bawiłam, widząc co robiliśmy przed kamerą. Widząc efekt końcowy swojego makijażu, nie mogłam się powstrzymać od głośnego śmiechu. Niespodziewanie do mojego pokoju "z buta wjechał" Kuba ze zdziwioną miną.
- A ty z czego się tak śmiejesz? - zapytał, kucając obok mnie.
- Sam zobacz - wskazałam na ekran. Była tam zastopowana sekunda z moim jakże "przepięknym" make-up'em.
Chłopak również wpadł w padaczkę śmiechu. Położył się na podłodze, wciąż uśmiechnięty.
- Widzę, że masz kanał na YouTubie? - powiedział, lekko opanowując się.
- Pf... - położyłam się obok niego. - Staram się wybić - prychnęłam zwracając głowę w jego stronę.
- Kiedyś Ci się uda - powiedział, wstając z podłogi i wychodząc z pokoju.
- Tsa, chciałoby się - szepnęłam do siebie wpatrzona w sufit.
Czasami bywały u mnie takie momenty, gdy wyłączałam się i rozmyślałam nad wszystkim. Rozmowa z Kubą sprawiła, że objęłam temat rodziny. Powoli zastanawiałam się zastanawiać, czy jestem podobna do tych całych "Kiryluków"... Dziwne jest, to, że nawet z wyglądu nie przypominam, żadnego z rodziców. O charakterze już nie będę mówić... Różnimy się cechami jak woda od ognia. Z moich rozmyśleń, wyrwał mnie głos przekręcającego się kluczyka w drzwiach. Po chwili usłyszałam również ciche śmiechy - Magdy i Leny.
- Otwierajcie to! - krzyknęłam zdenerwowana, podbiegając do drzwi. Uderzyłam w nie z całej siły.
- Haha! Ani nam się śni! - rozpoznałam głos jednej z bliźniaczek.
- Skoro nie po dobroci... - mruknęłam, odsuwając się trochę.
Po chwili wbiegłam na drzwi, tworząc tak zwane "z buta wjeżdżam". Runęły one z hukiem na podłogę, przy tym tworząc niezłą dziurę w panelach. Spojrzałam na przerażone miny dziewczyn i wszystkich rozwalonych rzeczy dookoła. Otrzepałam ręce i ruszyłam na dół do kuchni.
Na schodach mogłam już usłyszeć pierwsze kłótnie. Z uśmiechem zeszłam na dół i spojrzałam na trójkę dorosłych, wpatrujących się we mnie.
- Co tam się stało na górze? - zapytała spokojnie babcia.
- Nic o czym chcielibyście słyszeć - uśmiechnęłam się i porwałam z komody mały kartonik soku multiwitaminowego, po czym wbiegłam z powrotem na górę.
Runęłam na swoje łóżko, cały czas głośno się śmiejąc.
- Ewa, coś ty narobiła? - usłyszałam za sobą głos Kuby, więc odwróciłam głowę w jego stronę.
- "Z buta wyjeżdżam" - prychnęłam biorąc do dłoni losową poduszkę i rzucając nią w chłopaka.
- Ty nie umiesz wytrzymać jednego dnia bez opieprzszu - powiedział, kręcąc przy tym głową.
- Nie - zaśmiałam się głośno, wciąż wygodnie leżąc sobie na łóżku.
- Dobranoc, jest już dwudziesta trzecia - powiedział, uśmiechając się złośliwie.
- Ooo... Już po wieczorynce! Sorki, ale nie zdążyłeś! - wystawiłam język, patrząc jak brunet wychodzi z mojego pokoju.
Nie zwlekając podeszłam do szafy i zaczęłam szykować się do snu...
***Pół godziny później***
- W końcu mogę iść spać! - powiedziałam do siebie, rzucając się na łóżko.
Schowałam się pod swoją biało-czarą kołderką i przymknęłam oczy. Praktycznie już czułam jak porywa mnie sen, gdy do mojego pokoju wbiegł ojciec.
- Ewa, co to ma znaczyć!? - zdenerwował się, chwytając się przy tym za głowę.
- Nie podobały mi się one... - wymyśliłam na poczekaniu. - Były za bardzo różowe - przekręciłam się na drugą stronę.
***Następny dzień***
Obudziłam się wraz z dzwonkiem swojego budzika. Wyłączyłam go, po czym przetarłam oczy i poderwałam się do góry. Przeleciałam wzrokiem po pokoju, lustrując każdy najmniejszy kąt.
- Do szkoły... - szepnęłam zaspanym głosem.
Wyciągnęłam z szafy czyste ubrania i od razu weszłam do łazienki. Zrobiłam sobie lekki make-up i upięłam włosy w średniej wielkości koka. Wychodząc, spakowałam się do szkoły, po czym spojrzałam na zegarek. Była siódma dwadzieścia. Porwałam plecak i zeszłam na dół.
Przy stole czekał na mnie ojciec razem z matką i babcią. Widać było, że wciąż panuje tutaj napięta atmosfera.
- Dzisiaj zawiozę Cię do szkoły - powiedział ojciec, biorąc kolejny kęs swej kanapki.
- Yhym... - mruknęłam, biorąc plasterek jabłka do ręki. Zjadłam go, po czym zaczęłam pałaszować całą resztę.
- Uważaj, bo się udławisz - zganiła babcia, uśmiechając się przy tym.
- Gotowa? - zapytał ojciec, biorąc kluczyki od auta.
- Oczywiście - potwierdziłam, ubierając kurtkę.
Na polu dostrzegłam niewielkie płatki spadające na ziemię. Samoistnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Weszłam do garażu i zasiadłam w samochodzie miejsce drugiego pasażera.
***
- Miłego dnia w szkole - powiedział ojciec przez szybę w aucie.
- A tobie w pracy - zaśmiałam się, odchodząc od samochodu.
Weszłam pewnym krokiem do szkoły. Od razu skierowałam się w stronę szatni, żeby zdjąć z siebie grube ubrania. Otrzepując się dostrzegłam jedną z nauczycielek, która najwidoczniej zmierzała w moją stronę. Z uśmiechem stanęła przede mną.
- Witaj Ewelino, mam do Ciebie pytanie - zaczęła przyglądając się jak ubieram drugiego buta.
- Jaką? - zapytałam, zawiązując sznurówkę.
- Chciałabym Cię zaprosić do redakcji naszej gazetki szkolnej - uśmiechnęła się zachęcająco.
"Czy ja wiem?" - pomyślałam, wstając.
- No dobrze, a na czym polega ta cała "redakcja"? - zapytałam, przechylając lekko głowę.
Nauczycielka zaczęła mi opowiadać o WSZYSTKIM. Szczerze mówiąc, to chyba w połowie jej słowa zaczęły mi tylko odbijać się o uszy.
- Ewo, chciałam Cię jeszcze poprosić o znalezienie sobie jakiegoś partnera w pisaniu - powiedziała cały czas mając na sobie ten uśmieszek.
- Na przykład kogo? - zapytałam, spoglądając jej w oczy.
- Michał Wrona z I a - stwierdziła, przytakując głową. - Będzie miał teraz lekcje biologii w głównej sali tego przedmiotu. Zapytaj się jego, bo, to naprawdę dobry uczeń - znowu pomachała energicznie głową.
- Oczywiście. Do widzenia - pożegnałam się, odchodząc.
Odetchnęłam z ulgą wiedząc, że nie będzie mi ona znowu ględzić o papierze. Wracając. Podeszłam we wskazane miejsce. Bez oczekiwania podeszłam do jednej z dziewczyn - była to znajoma Magdy - i stanęłam naprzeciwko.
- Który to Michał Wrona? - zapytałam poważny tonem.
- Jego szukasz? - prychnęła. - Tam siedzi - wskazała na szczupłego chłopca, który siedział na ławce obok.
Podeszłam bliżej niego i bez oczekiwania spytałam:
- Michał Wrona, tak? Przepraszam, że tak nieoczekiwanie, ale dostajesz propozycję dostania się do gazetki szkolnej. Jedna z nauczycielek mnie do Ciebie wysłała - poinformowałam, czekając na reakcję Michała.

<Michał?>

Średnie op.
14 błędów inter. i 2 błędy ort./techniczne = 30% (miało być 10%, lecz ze względu na długość podbijam o 20%)
2

sobota, 1 października 2016

Podsumowanie września

WRZESIEŃ
Dwa podsumowania na głównej stronie Szkoły. Porażka.
Ach, szkoda słów. Już sądziłam, że ten blog będzie się cieszył niezłym zainteresowaniem... ale oczywiście tak nie jest, bo wszyscy wolą akademie z kolejną plagą Mary Sue i Garych Stu. Właściwie to nie o tym miałam się żalić, a bardziej o tej niknącej aktywności. Rozumiem, macie też realną szkołę, ale nikogo chyba nie zbawi napisanie przynajmniej jednego opowiadania na miesiąc tutaj, prawda? W ten sposób naprawdę wszystko mogłoby się ładnie ruszyć... a tymczasem połowa osób jest zagrożona wyrzuceniem na koniec października. Błagam po raz kolejny, zróbcie coś z tym.
Jak już pisałam kilka razy - możecie pisać do Michała. Ja z całą pewnością odpiszę. Jeśli nic się nie poprawi (i dołączy chociażby jeszcze jeden chłopak, bo nie chcę plagi bab), mogę dołożyć tu jeszcze jedną swoją postać... Choć cały czas mam niejasne wrażenie, że trochę za bardzo się poświęcam. Dajcie znak, co o tym sądzicie na czacie. Wspólnie możemy podjąć decyzję, co robić dalej.
Zmieniając temat na nieco przyjemniejszy - stworzyłam pierwsze (obowiązkowe) sprawdziany w Szkole. Nie są one trudne, wystarczy jedynie poświęcić kilka, kilkanaście minut na poszukiwanie informacji w internecie i macie jedną dodatkową ocenę. Jeśli z kolei nie wykonacie zadania... możecie oberwać jedynką. Dalej - zorganizowałam pierwsze wycieczki, tym razem do kina. Inne mogą się pojawić dopiero przy większej ilości osób.
Ponadto zdałam sobie z tego sprawę, jak tępa jestem. Nie wpadłam na to, że jeśli ktoś jest nieobecny przez ponad 2 tygodnie (i rzecz jasna to zgłosił) powinnam mu odejmować na koniec miesiąca nie 50 pkt., a 25. Wybaczcie. Od teraz to ogarnę lepiej. W końcu mamy nieco inną skalę punktów niż na innych blogach, nad którą wciąż pracuję. Tak na pocieszenie jak prosiliście wprowadziłam nagrody za aktywność. Poniżej piszę o co chodzi. Sądzę, że Wam się one spodobają.
Nie dołączył do nas żaden nowy uczeń. W tym miesiącu pojawiły się tylko 2 opowiadania.

PODSUMOWUJĄC
Wyniki uczniów:
Adrianna Szpakowska: 1 (2,5 pkt.)
Aleksandra Frąckowiak: 0 (28 pkt.)
Michał Wrona: 0 (343,5 pkt.)
Ewelina Kiryluk: 1 (63 pkt.)
Julia Sokołowska: 0 (83 pkt.)
Oskar Warmiński: 0 (-32 pkt.)

Bonus w postaci liczenia ilości kieszonkowego oraz pkt. karmy w październiku x2 przypada dla Ady, a x2,5 dla Eweliny. Tym razem nie ma nikogo na trzecim miejscu (któremu by się liczyło x1,5). Decyzję podejmowałam patrząc na długość op.

Dam Oskarowi jeszcze kilka dni, a później będę zmuszona go zmienić w NPC. Zobaczymy co się dalej zadzieje. Proszę również Adę o zakupienie czegoś ze sklepu/pisanie dłuższych op., gdyż ona również jest zagrożona wyrzuceniem.

Powodzenia życzę i do zobaczenia w kolejnym podsumowaniu (bądź ogłoszeniu),
Avril