sobota, 24 czerwca 2017

Od Emilii "Jak Ci na imię?" cz. 4 (cd. Anastazja)

Czwartek i piątek, 18-19 grudnia 2014 r.
Anastazja zaczęła się cofać. Wyglądała na mocno przestraszoną tą całą sytuacją, a przecież wcale nie chciałam wywrzeć na niej takiego wrażenia.
- Kim jesteś?
- Emilia - odpowiedziałam, siląc się na beztroskę. Może uda mi się to wszystko jeszcze jakoś naprawić?
- Czego ode mnie chcesz? - pytała dalej. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że tak do końca to nie wiem, czego od niej chciałam i dlaczego. Musiałam jednak coś szybko odpowiedzieć. Wzruszyłam więc ramionami i odparłam:
- Porozmawiać.
Ruda wyglądała na coraz bardziej przerażoną. Cofnęła się na tyle, że oparła się o rower. Zobaczyłam w jej oczach ledwo dostrzegalne iskierki złości. Niedobrze.
- O czym?
Nie wiedząc co jej na to odpowiedzieć, po prostu wzruszyłam ramionami. To ją chyba zezłościło jeszcze bardziej.
- Co proszę? Zaczepiasz mnie i nie wiesz po co? - mówiła to dziwnie wysokim głosem. Czy to była jej reakcja na stres?
- No... chyba - odparłam cicho. Zaczęłam się czuć jak skończona idiotka. Śledziłam i zaczepiałam obcą dziewczynkę. To rzeczywiście jakby nie patrzeć wyglądało dość podejrzanie...
- Wyciągasz na dwór, powodując przy tym zepsucie mojego roweru, by mi powiedzieć, że chcesz porozmawiać, nawet nie wiedząc o czym? - mówiła szybko.
- Przepraszam, chciałam... - zaczęłam ze skruchą, ale mi przerwała słowami, które już całkiem mnie dobiły:
- Jesteś głupia?
To była chyba jedna z wielu rzeczy, o których zwyczajnie wolałam nie myśleć. Czy każdy normalny, myślący człowiek podejmowałby tak idiotyczne decyzje, jak ja? Zajmowałam się wyłącznie totalnymi bzdurami. Nawet moje stopnie nie należały do najlepszych. Szkoła waży moje szanse na lepszą przyszłość, co? Ja miałam już teraz poczucie, że mam kilka zagrożeń. Dlaczego tylko poczucie? Nie znałam swoich ocen. Byłam zbyt nieuważna na lekcjach, a zwyczajne przychodzenie na zajęcia było w normie. Pracowity i obowiązkowy ze mnie człowiek, nie ma co... Na co dzień byłam równie ułomna. Ostatnio jedyną rzeczą, którą naprawdę się przejęłam było to, że nie mam chłopaka i kończy mi się pomadka.
Anastazja w tym czasie wyjmowała z kół gałęzie, które ułamane z krzaku zaplątały się między szprychy. Coś mi mówiło, że jest znacznie mądrzejsza ode mnie, choć dzieliło nas kilka dobrych lat.
- Nie wiem, może jestem - podsumowałam w końcu, nieumyślnie kładąc rękę na siodełku jej roweru. Zamierzałam ją przeprosić. To jednak chyba sprawiło, że zdenerwowała się jeszcze bardziej. Twarz miała ukrytą za zasłonką z krótkich, pomarańczowych wręcz włosów.
- Zostaw mnie.
- Anastazja... - zaczęłam, ale stchórzyłam. Nie miałam odwagi, by powiedzieć jedno głupie "przepraszam".
- Powiedziałam, zostaw - powiedziała wręcz błagalnie. Zrobiłam, co kazała, lecz wciąż nie spuszczałam z niej wzroku. Jej zastygła sylwetka wskazywała na głębokie zamyślenie.
- Jak mnie znalazłaś?
To pytanie nieco wytrąciło mnie z równowagi. Musiałam się przyznać. Teraz już nie ma szans, by popatrzyła na mnie choćby odrobinę pobłażliwie.
- Byłam u ciebie w szkole - zaczęłam, z trudem łapiąc oddech. Spojrzała na mnie - Zainteresował mnie twój kolor włosów i...
- Tylko tyle? Podoba ci się rudy?
Potaknęłam. Miałam coraz większą chęć zapadnięcia się pod ziemię. Ściągnęła brwi. Wyglądała na jeszcze bardziej rozzłoszczoną. Prychnęła z sarkastycznym rozbawieniem.
- Oczywiście. Rudy to najbardziej uwielbiany kolor - Wdrapała się na siodełko i syknęła na pożegnanie: - Nie zbliżaj się do mnie ponownie.
Odjechała. Stałam tak w osłupieniu prawdopodobnie przez kilka najbliższych minut. Co ja sobie myślałam? Sądziłam chyba, że jest potulną dziewczynką z podstawówki, na której będę robić wrażenie. Chciałabym, by ktoś brał mnie za autorytet. Przymuszenia do tego dziecka jest co najmniej żałosne. Otuliłam swój bok wolną ręką. Zawracałam jej głowę i w dodatku niemalże zepsuła całkowicie swój rower. Miała inny? Nie wiedziałam. Pewnie nie. Nie wyglądała na kogoś, kto by miał dość pieniędzy, by w nich pływać. A ten iPhone? Może zaciskała pasa tylko po to, by zaimponować swoim znajomym lub przyjaciołom. Mogła mieć ich naprawdę mnóstwo. A ja? Miałam kogoś? Może po prostu szukam przyjaciółki, która będzie dla mnie jak młodsza siostra?
***
W szkole wybitnie nie mogłam się na niczym skupić. Nawet na WF-ie przepuszczałam większość piłek podczas gry w siatkówkę, kiedy to normalnie zdarzało mi się dość rzadko. Cały czas odpływałam myślami ku Anastazji, która jeszcze bardziej mnie zaintrygowała. Chciałam ją przeprosić osobiście, to było pewne. Nie mogłam sprawy tak zostawić. Jest pewnie przestraszona i zdezorientowana po wczorajszej akcji. Może się od teraz bać, że jeszcze ktoś zacznie ją śledzić. Czy to podchodziło pod stalking? Miałam nadzieję, że nie. Nie chciałam zrobić nic złego.
- Hej, Emi, wracamy razem ze szkoły? - zapytał Korzeń, mój kolega z klasy. Patrzył na mnie z rozbawieniem. Faktycznie musiałam mieć wyjątkowo głupią minę. Stałam przy schodach do szkoły, wpatrując się w najbliższe drzewo, ściskając jednocześnie w dłoni telefon. Zerknęłam na wyświetlacz. Wybrany miałam jedyny numer, którego nie zapisałam. Numer Anastazji. Przyciemniłam ekran i włożyłam urządzenie do kieszeni. Zadzwonię później.
- Tak, jasne - odparłam, poprawiając rolki trzymane pod pachą.
- Znowu przyjechałaś na tym? - zapytał. Nie mogłam wyczytać z jego twarzy, czy ze mnie żartował, czy był szczerze zainteresowany.
- Będziemy razem chodzić? - wypaliłam. Zaraz po tym oblałam się krwistoczerwonym rumieńcem. Spojrzał na mnie w zaskoczeniu.
- Co?
- Będziemy razem chodzić? - powtórzyłam, tym razem nieco ciszej. Fakt, jakiś czas temu zastanawiałam się nad tym, czy nie znaleźć chłopaka. Korzeń był moim kolegą. Lubiłam go. Nie wiem, czy ze wzajemnością. Nic do niego czułam, ale był pierwszą osobą, której zadałam to pytanie. Musiałam się skupić na czymś innym, niż na rudowłosej dziewczynce z podstawówki. Palnięcie jakiejś głupoty było wprost idealnym wyjściem.
- Ale... ty tak na poważnie pytasz? - Wciąż nie dowierzał.
- No... tak - odparłam. Nie wiedziałam, o czym myśli. Pewnie zaraz zacznie się śmiać i wezwie Janka i Hubertusa. Podrapał się po karku. Też wyglądał na nieco zawstydzonego.
- W sumie... czemu nie. Jesteś ładna i w ogóle...
- To super - powiedziałam szybko. Aż za szybko. Patrzył na mnie wciąż w lekkim osłupieniu. Niezręcznie. Bardzo niezręcznie. To nie wróży niczego dobrego.
- Chodźmy już, ok? - zapytałam, uśmiechając się potulnie.
- Jasne, jasne - odparł pospiesznie. Ruszyliśmy w zachodnim kierunku Jaskółkowa, gdzie mieściło się nasze osiedle.
Po kilku minutach drogi w kompletnym milczeniu, Korzeń nieśmiało chwycił moją wolną dłoń. Wypuściłam z płuc powietrze. Był to znak na nieme przyznanie racji, że nie może się skończyć na tym, że będzie to wyglądać na maksymalnie plastikowy związek rodem z podstawówki. Kto wie, może za jakiś czas faktycznie okaże się, że jesteśmy dla siebie stworzeni? Jeśli nie, to trudno. Trzeba będzie szukać dalej.
- Jesteś fanem Marvela, nie?
- Oj, tak - Zaśmiał się cicho.
- Jak chcesz, możesz mi coś o tym opowiedzieć.
I tak zaczęła się jego tyrada na temat kolejnych superbohaterów. Słuchałam tylko jednym uchem, wyławiając co ważniejsze szczegóły. Podobno jego ulubioną postacią był niejaki Iron Fist, na drugim miejscu umieścił Czarną Wdowę, a na trzecim Hulka. Czytał wiele komiksów, obejrzał chyba wszystkie filmy...
Tak zleciała nam droga do domu. Ze swoim zwyczajnym, dziewczęcym uśmiechem pocałowałam go w policzek na do widzenia i zniknęłam za drzwiami mieszkania. Odetchnęłam z mimowolną ulgą. Związki jednak były dość ciężkie. Ponadto cały czas myślałam o Anastazji i tym, jaką wymówkę mogłabym wykorzystać, by ją ponownie spotkać.
Kiedy usiadłam w końcu w swoim pokoju, wybrałam jej numer. Za pierwszym razem nie odebrała w ogóle. Za drugim wystarczył zaledwie jeden sygnał.
- Mówiłam ci, żebyś...
- Pójdziemy na pizzę? - przerwałam jej. Chwila ciszy.
- Najpierw powiedz mi, skąd masz mój numer.
- Powiem ci, jak przyjdziesz - stwierdziłam - To jak? Dzisiaj o szesnastej? W Grubym Benku mają niezłą pizzę z salami. Jak chcesz, ja zapłacę.
- Jasne... Gruby Benek... O szesnastej... - mruknęła.
- Super! To do zobaczenia!
- Pa...
Rozłączyłam się. Szybko poszło i w dodatku zgodnie z planem. Ulga jednak nie trwała długo. Miałam zaledwie godzinę na zebranie się i pójście w okolice rynku, do którego swoją drogą miałam niezły kawałek. Zerknęłam w kierunku rolek, które teraz stały oparte o ścianę mojego pokoju. Zawsze mogłam z nich skorzystać. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że właściwie to wolałabym się przejść.
Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Już za niespełna pół godziny wyszłam z mieszkania, zmierzając ku Grubemu Benkowi. Lubiłam tam chodzić od czasu do czasu z mamą. Był to już swoisty rytuał - jeśli oznajmiała, bym się tam zbierała, oznaczało to, że ma jakąś radosną nowinę. Olaf początkowo nieco zaburzał ten porządek, lecz ostatnio stopniowo zaczynałam się przyzwyczajać do jego obecności. Zaczynałam go nawet dopingować, by oświadczył się mamie i zostali małżeństwem.
Po wejściu do lokalu przywitał mnie znajomy aromat tłustej pizzy. Mama by mnie chyba zatłukła, widząc, że kolejny dzień z rzędu żyję na fast foodach. Tego dnia pracowała dłużej, więc obyło się bez pytań o moje wyjście czy o Korzenia, z którym pożegnałam się dopiero dosłownie pod drzwiami, czego zwyczajnie nie dało się przeoczyć.
Nim usiadłam w swoim ulubionym miejscu przy oknie, poszłam zamówić już pizzę. Przynajmniej dostaniemy ją prędzej. Anastazja w końcu nie protestowała, że chciałaby inny smak. Salami było stanowczo najlepsze. Przez ostatnie dziesięć minut pozostałe do godziny szesnastej z zamyśleniem obserwowałam przechodzących przez ulicę ludzi. Przyszłam ciut wcześniej, więc i tak musiałam poczekać i tak. Musiałam odpłynąć aż za bardzo, bo nawet nie wiedząc kiedy, rudowłosa koleżanka usiadła na fotelu naprzeciwko mnie i zapytała:
- Więc? Skąd masz mój numer i czego tak naprawdę chcesz? Nie chce mi się wierzyć, że tyle fatygi było po nic.
Nie odpowiedziałam jednak na zadane pytanie. W zbyt wielkie zdumienie wprawił mnie jej wygląd. Zupełnie różniła się od tej Anastazji, którą widziałam dzień wcześniej. Dokładniej wyglądała dużo doroślej, wręcz jak gimnazjalistka, choć nią nie była. Pytanie, do której klasy chodzi aż cisnęło mi się na usta, lecz wiedziałam, że było to nie na miejscu.
- Już zamówiłam pizzę - wypaliłam tylko.
- Zadałam pytanie - powiedziała chłodno.
- Aj, tam... Zakumplować się. Byłam u ciebie w szkole. Musisz lepiej chować telefon. - Mrugnęłam do niej porozumiewawczo. Otworzyła usta na znak oburzenia. Splotłam palce, teraz już przybierając poważniejszy ton głosu: - No i przepraszam. Nie chciałam, żeby tak wyszło. Mogłam zagadać jak szłaś do szkoły, albo co. Faktycznie to ja jestem głupia. Tak czy inaczej wyglądałaś mi na sympatyczną osobę i... Tak jakoś wyszło. Chcę żebyśmy miło spędziły czas, to wszystko.

<Anastazja? Wiem, że znowu dużo dodałam>

Średnie op.
74%
3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz