wtorek, 29 listopada 2016

Od Eweliny "To Ciebie prawie nie potrąciłyśmy" cz. 4 (cd. Melania)

Czwartek, 18 grudnia 2014 r.
- Jak wolisz - szepnęłam pod nosem, po czym machnęłam ręką w stronę jednego z korytarzy. - Tam jest sala polonistyczna - wyjaśniłam ruszając we wskazanym kierunku.
- Yhym... - mruknęła pod nosem, najwyżej wciąż poddenerwowana minioną rozmową.
Postanowiłam, że nie będę się mieszać w jej sprawy. Z pewnością by sobie tego nie życzyła, więc lepiej jej rozmowę zachowam dla siebie. Ewentualnie o niej zapomnę.
***
Pod klasą dostrzegłam Oskara, który rozmawiał z resztą chłopaków. Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym przeprosiłam na chwilę Melanię i podeszłam do przyjaciela.
- Widzę, że raczyłeś się zjawić - uśmiechnęłam się złośliwie, krzyżując ręce.
- Stęskniłaś się? - prychnął, przeczesując włosy dłonią.
- Pf... Chcę, żebyś zaliczył ten rok - powiedziałam.
- Możliwe, że mi się to uda - zaśmiał się.
- Ej, Oskar nie zarywaj. Chodź tu do nas - odezwał się głos jednego ze znajomych chłopaka.
Oskar, widocznie zawstydzony tą sytuacją, lekko podrapał się po szyi i wydukał z siebie ciche "Pa", po czym odszedł. Westchnęłam i pokręciłam głową z uśmiechem.
Wróciłam z powrotem do Melanii, która aktualnie sprawdzała coś na telefonie. Z grzeczności, nie zajrzałam do niego tylko cierpliwie czekałam, aż skończy. Kiedy podniosła głowę i schowała przedmiot, uśmiechnęłam się do niej.
- Z kim chcesz siedzieć? - zapytałam spoglądając w jej stronę.
- Myślę, że sama - burknęła wzruszając ramionami.
Naszą rozmowę przerwał nauczyciel j. polskiego, Michał Januszak. Wszyscy przywitali się standardowym "Dzień Dobry", po czym wspólnie weszliśmy do sali.
Zajęłam miejsce obok Oskara, który już siedział w ławce, przy tym wyciągając swe książki z plecaka.
- Sory za nich - powiedział patrząc na mnie kątem oka.
- Spoko - odpowiedziałam krótko, po czym również się rozpakowałam.
- Wasz wychowawca prosił o przedstawienie nowej koleżanki - zaczął nauczyciel, lekko chwiejnym głosem. - Melania Kon. zapraszamy na środek. Opowiedz nam coś o sobie - uśmiechnął się.

<Melania?> 

Krótkie op.
100%
6

niedziela, 13 listopada 2016

Od Melanii "To ciebie prawie nie potrąciłyśmy" cz. 3 (cd. Ewelina)

Czwartek, 18 grudnia 2014 r.
- Cudownie. - mruknęłam. Chciałam jeszcze coś dodać, ale moja komórka zaczęła wibrować.
Szybkim ruchem wyjęłam ją i odebrałam połączenie. Zatrzymałam się, uważnie patrząc gdzie idzie nowo poznana dziewczyna.
- Mam kolejną teorię! - wykrzyknął Tomek, podając swój pomysł.
- Rite, godzinę temu wrzucił to ZN. Następnym razem informuj prędzej.
- Ale nagraj to...
- Jak miałabym przygotować to w szkole, mądralo?! Sam to nagrywaj!
- Nie mam jak. Sprzęt i te sprawy...
- Jak to nie masz sprzętu?
- Potrzebuję kamery...
- Po chuj ci ona, czy jakieś inne gówno?! - Mruczałam. - Było trzeba nie zwiewać z domu i nie jechać na wycieczkę! Sam byś wtedy nagrywał!
- Proszę...
- Nie. Sam nagrywaj.
Rozłączyłam się. Byłam wkurzona. Nie miał kiedy zadzwonić?! Specjalnie nie pokazywaliśmy swoich twarzy na nagraniach z teoriami spiskowymi, by zostać anonimowymi autorami. Zaraz ktoś usłyszy naszą rozmowę i się wyda.
Wcisnęłam komórkę do kieszeni. Ewelina stała parę metrów dalej i prawdopodobnie wszystko słyszała. Podeszłam wolno w jej stronę.
- Wszystko dobrze?
- Tak. - Mruknęłam wymijająco. - Chodźmy do klasy. - Zmieniłam szybko temat.

< Ewelina? Wenus bracus xd >


Krótkie op.
1 błąd tech. = 85%
4

czwartek, 10 listopada 2016

Od Eweliny "To ciebie prawie nie potrąciłyśmy" cz. 2 (cd. Melania)

17-18 grudnia 2014 r.
Wracając ze szkoły dostrzegłam Michała, który szedł po drugiej stronie ulicy. Uśmiechnęłam się pod nosem i bez namysłu przebiegłam przez drogę. Nie dostrzegłam nadjeżdżającego samochodu, który już prawie mnie przejechał. Przez chwilę wpatrywałam się w oślepiające reflektory auta, po czym założyłam na głowę kaptur i wskoczyłam na chodnik.
- Ewelina, co ty robisz? - usłyszałam głos chłopaka, który szedł obok mnie.
- Em... Nie wiem? - szepnęłam niepewnie.
Reszta rozmowy potoczyła się w wiadomym kierunku. Wymienialiśmy zdania oraz swoje opinie dotyczące gazetki szkolnej. Przedyskutowaliśmy kilka mniej istotnych spraw, po czym rozeszliśmy się w swoje strony tuż przy przystanku autobusowym.
Reszta dnia nie wyróżniała się od czynności, które codziennie robię. Jedyne co zrobiłam "odmiennego", to zmontowanie kolejnego vloga i udostępnienie go na YouTube. Ta codzienna rutyna już mnie dobijała...
* * *
Sama nie wiem o której się obudziłam, ale pewne było, że nie stało się to samoistnie.
- Oddaj, to jest moja koszulka! - usłyszałam głos Magdy zza ściany.
- Ale była w mojej szafie! - dobiegły mnie słowa Leny.
Leniwie zerwałam się z łóżka i założyłam swój czarny szlafrok na siebie. Ledwo żywa wyszłam z pokoju i bez słowa otworzyłam drzwi od pokoju dziewczyn. Spojrzałam to na nie, to na kawałek materiału o który się kłóciły. Momentalnie otrzeźwiałam, gdy dostrzegłam, że jest to moja ulubiona koszulka z logo Batmana
- Ej! To moje! - wykrzyczałam wściekła, podchodząc do dziewczyn.
Momentalnie wypuściły T-shirt, którego szybko przechwyciłam i wyszłam z pokoju.
- Boże... - mruknęłam pod nosem wchodząc do łazienki.
Założyłam na siebie wcześniej odebraną koszulkę i czarne jeansy. Upięłam włosy w dwa warkocze, po czym nałożyłam make-up na siebie. Tym razem pomalowałam się bardziej "naturalnie".
Zeszłam na dół, trzymając swój plecak w dłoni. Położyłam go obok wieszaka z ubraniami i weszłam do kuchni, w której babcia już coś pichciła. Po cichu umknęłam jej, dorywając jabłko i wodę. Wszystko schowałam do plecaka i ubrałam kurtkę. Na nogi założyłam wysokie do kolana buty i wyszłam na dwór.
*** W szkole ***
Szłam właśnie korytarzem, kiedy przez przypadek wpadłam na jakąś dziewczynę. Miała brązowe włosy i dziecięce rysy twarzy. Brązowe oczy, sprawiały wrażenie idealnie dopasowane do fryzury.
- Przepraszam... - Mruknęła, robiąc niewinną minę - Szukam sekretariatu... - Zaczęła, podnosząc głowę. Otworzyła szeroko oczy, gdy spojrzała na mnie - To ciebie prawie nie potrąciłyśmy. - Stwierdziła, mrużąc powieki.
- Możliwe - wzruszyłam ramionami.
- Wiesz, że przez Ciebie moja matka mało co nerwicy nie doznała? - podniosła ręce do góry, mówiąc przy tym zimnym tonem.
- Przepraszam, okay? - mruknęłam krzyżując dłonie.
- Eh... Tak poza tym jestem Melania - powiedziała, przyglądając się mi.
- Ewelina - przedstawiłam się krótko.
- Do której klasy chodzisz? - otrzymałam kolejne podstawowe pytanie.
- Druga B - wzruszyłam ramionami.
- Czyli będziemy chodzić razem do klasy... - szepnęła pod nosem. - To wiesz gdzie ten sekretariat? - dodała, ponownie podnosząc wzrok.
- Za mną - machnęłam ręką.
Przez kilka minut drogi zdążyłam się trochę zapoznać z Melanią. Wydawała być się bardzo sympatyczną dziewczyną, która nie da sobie nic wmówić. Takie typy lubiłam.
- A, więc to tutaj - wskazałam dłonią na drzwi z napisem "SEKRETARIAT".
- Dzięki - powiedziała i zapukała, po czym otworzyła drzwi i weszła do środka.
Czekałam kilkanaście minut na powrót nowej znajomej. Przez ten czas zajęłam się przeglądaniem wszystkich portali społecznościowych. Zatrzymałam się na chwilę przy Facebooku... Spojrzałam na konwersację z Oskarem
"Oskar, co z tobą?! Człowieku, od kilku dni nie ma Cię w szkole! :("
"Ewa spokojnie :D Wszystko u mnie dobrze, po prostu trochę zaniedbuję naukę :P"
"I nie dajesz nawet znaku życia :/"
"Naprawdę nie musisz się o mnie martwić :*"
Lekko się zarumieniłam i wyłączyłam telefon. Słysząc odgłos otwieranych drzwi, stanęłam jak słup soli i udawałam, że poprawiam włosy.
- To co mamy teraz? - zapytała dziewczyna, spoglądając na mnie.
- Polak - powiedziałam znużonym głosem.

<Melanie?>

Średnie op.
3 błędy inter. = 85%
4

środa, 9 listopada 2016

Od Melanii "To ciebie prawie nie potrąciłyśmy" cz. 1 (cd. chętny)

17-18 grudnia 2014 r.
Znudzona oparłam się o szybę auta. Powoli zaczynałam przysypiać, tak samo jak zwierzaki na tylnych siedzeniach.
- To budynek twojego nowego gimnazjum - odezwała się moja "kochana" matka. Podniosłam wzrok, patrząc na wskazane miejsce. Jak dla mnie - wszystko było szare. Może to mój zły humor, spowodowany przeprowadzką, a może i prawda. Oj, daj spokój. To szkoła. Twoja nowa szkoła, do której oczywiście będzie trzeba dojeżdżać. Yh...
Znowu walnęłam czołem o szybę, patrząc na uliczki. Bura Wieś. Sama nazwa zniechęca. Jedyny plus to taki, że istnieje możliwość, iż będą tam konie. Westchnęłam i z kieszeni plecaka wykopałam komórkę. Niebieska lampka poinformowała mnie, że dostałam na którymś portalu wiadomość. Odblokowałam ekran. Weronika.
Wero: Siema, gdzie jesteś? Kałuża się wścieka...
Przeczytałam jej wiadomość parę razy, zanim zaczęłam odpisywać.
Ja: Przeprowadzam się.
Nie dostałam odpowiedzi do koleżanki. Trudno. Samochodem szarpnęło. Uderzyłam czołem o szkło bocznej szyby. Syknęłam i podniosłam głowę. Tara zerwała się i szczeknęła, budząc przy tym Sonic. Jakiś człowiek chyba wyskoczył na drogę, a teraz uciekał. Po krótkiej obserwacji uznałam, że jest mniej-więcej w moim wieku. Moja matka chciała chyba otworzyć okno i za pewne ochrzanić tą osobę, ale przetrzymałam jej rękę.
- Spokojnie. - mruknęłam - I tak już nie usłyszy.
- Chyba masz rację...
Ruszyła. Kątem oka obserwowałam krawędź drogi. Człowiek pojawił się jeszcze raz. Nie zdążyłam dzisiaj założyć soczewki, więc nie mogłam określić płci. Poznawałam tylko po konturach. Gdy odwróciłam w jego stronę głowę, znikł. Skierowałam wzrok przed siebie. Droga była biała i śliska. To cud, że udało się wyhamować. Zaczęłam mazać palcem po szybie, tworząc napis "Pustkowie". Nudy...
***
Zamrugałam oczami. Zasnęłam? Kiedy? Gdzie jesteśmy?
- Dojechałyśmy. - odezwała się moja rodzicielka, widząc zdezorientowanie w moich oczach. Co? Gdzie dojechałyśmy? Powoli zaczynało do mnie docierać. Wyprowadzka, Bura Wieś, nowa szkoła... No tak.
Odpięłam pasy i gwałtownie otworzyłam drzwi. Zimne powietrze buchnęło prosto na mnie. Stary dom. No dobra, może przeżyję. Zerknęłam na ekran komórki. Okay, jest zasięg. Włożyłam ręce w kieszenie czarnej kurtki i weszłam na podwórko, a przy mojej nodze biegła suczka z królikiem.
***
Znajomy budzik w komórce, leżącej na drugim końcu pokoju, przerwał mój sen. Wściekła zarzuciłam na głowę poduszkę, ale nadal docierał do mnie ten irytujący dźwięk. Warknęłam i sturlałam się z materacu. Spotkanie z zakurzoną podłogą wywołało u mnie nagły atak kichania. No tak... Nowe mieszkanie.
Poturlałam się jeszcze kawałek dalej, pod ścianę. Wyciągnęłam rękę i wyłączyłam alarm. Potem zerwałam się, wyciągnęłam z pudła swoje ciuchy i spojrzałam na zegarek. Piąta rano. Ubiorę się, zjem śniadanie, pójdę pobiegać na pół godziny, przebiorę się i pójdę do tej "szkoły". Najwyżej się zgubię.
Zrobiłam, co miałam zrobić, czyli ubrałam się i zbiegłam na dół, po trzeszczących, drewnianych schodach. Matki nie było. Wpadłam do przedpokoju i zaczęłam szukać w pudłach kuchenki polowej. W końcu ją znalazłam i stworzyłam sobie niezbyt wymyślne śniadanie. Dostrzegłam, przy okazji jedzenia, klucze. No dobra, czyli mój plan może się udać. Szybko zaplotłam włosy w niedbałego kłosa, nakarmiłam zwierzaki, ubrałam buty i wyszłam.
W czasie biegania po wsi z Tarą, mijałam zaledwie paru ludzi. No cóż... Nie każdy lubi wychodzić na zimne powietrze, a jeżeli jest jeszcze ciemno... Nawet w mieście się rzadko kiedy kogoś spotyka w takich warunkach. Znaczy, większość wtedy wybiega do pracy, a to nie to samo co dobrowolnie.
Nawet nie wiem kiedy, minęło te ustalone pół godziny biegania. Wibracje w kieszeni mojej kurtki dały mi o tym znać. Gwałtownie się zatrzymałam, wypuszczając powietrze. Zawróciłam, zagwizdałam i prostą drogą wróciłam do mieszkania.
***
Znowu wybiegłam z domu, tym razem bez Tary, w cieplejszych ubraniach i z torbą na ramieniu. W uszach miałam słuchawki, z których wydobywały się dźwięki kłótni Wero z Tomkiem, z tłem w kształcie utworu Grizzlee. Mniej-więcej wiedziałam gdzie się kierować, by dotrzeć do szkoły, przestudiowałam mapy w internecie. Było wpół do ósmej, nie wiedziałam ile zajmie mi droga, dlatego truchtałam. Zdążyłam rozpuścić włosy, zgarniając je, by leżały na ramieniu.
- Melka, powiedź jej coś! - wydarł się Tomek. - I przestań żuć tą pieprzniętą gumę! Że cię nikt nie przyłapał na lekcjach, gdy...
- Dobra, dobra. O co właściwie poszło, bo nie słucham was od jakiś... Dziesięciu minut? - prychnęłam.
- Bo on...
- Bo ona...
Z obu stron rozległo się wołanie nauczycieli. Mieli dzisiaj wycieczki. Farciarze.
- Kończę! - krzyknęli jednocześnie, rozłączając się. Muzyka automatycznie zaczęła grać głośniej. Tu słyszę płacz... Czy to życie zatraciło sens... To głos ulicy nadaje ton... - Zaczęłam nucić utwór. Przeszłam obok przystanku. Zatrzymałam się i przeczytałam tablicę, lekko przechylając głowę. Najbliższy autobus miał być za dziesięć minut. Okay, będzie lepiej jak poczekam, ewentualnie zatrzymam jakieś auto... Oparłam się o słupek i czekałam. Patrzyłam to na drogę, to na chmury pary, wydobywające się z moich ust. Br... Niemal czułam, jak na soczewce osadzają mi się kropelki, gdy długo nie mrugałam. Zerknęłam ukradkiem do torby, przeglądając tytuły książek i zeszytów. Chyba wszystko mam. Podniosłam wzrok. Światła jakiegoś większego samochodu odbijały się od śniegu. W końcu.
Autobus zatrzymał się. Wskoczyłam do środka. Pytanie o szkołę, bilet i zajęcie miejsca na samym końcu pojazdu. Nie ma to jak dołączyć do jakiejś klasy, praktycznie w środku semestru... Jacy oni będą? Zaakceptują mnie? Wyrobię z nauką? Nie chcę problemów z matką... Z tego co widziałam, większą część tematów z tych książek już przerabialiśmy... O tyle dobrze. Jak wyglądam? Normalnie, jak plastik? Pierwsze wrażenie najważniejsze! Czy ten autobus się zatrzymuje? Nie, nie, nie! Już czuję te spojrzenia...
Wyszłam niepewnie z autobusu wraz z innymi uczniami. Poprawiłam torbę i weszłam do budynku. Obok była podstawówka, biegało przy niej mnóstwo pierwszaków. Tutaj przed drzwiami stało kilka grupek starszych uczniów. Jedną dziewczynę kojarzyłam z Youtuba. Fajnie... Czułam, że przynajmniej dwie osoby się na mnie gapią. Zarumieniłam się i przyśpieszyłam, przechodząc drzwi. Przesunęłam się jak najbliżej ściany i rozejrzałam. Gdzie może być ten sekretariat, do którego miałam się zgłosić? W starej szkole dawałam wszystkim we znaki, zapewne o tym wiedzą. Tutaj nie mam swojej ekipy, matka grozi, że kiedyś na obiad będzie mięso z królika, więc muszę się ogarnąć chociaż w małym stopniu. Zero graffiti na murach i dopalaczy. Będzie ciężko. Nawet nie zauważyłam, że ktoś stanął przede mną. Zrobiłam krok i wpadłam na tą osobę. Zdążyłam podeprzeć się ściany, nim całkowicie straciłam równowagę.
- Przepraszam... - Mruknęłam, robiąc niewinną minę - Szukam sekretariatu... - Zaczęłam, podnosząc głowę. Otworzyłam szeroko oczy, gdy zobaczyłam ucznia na którego wpadłam - To ciebie prawie nie potrąciłyśmy. - Stwierdziłam, mrużąc powieki.

< Ktoś, coś?>

Średnie op.
1 błąd styl. = 95%
5

sobota, 5 listopada 2016

Od Eweliny "Czekając na burzę" cz. 3 (cd. Michał)

Poniedziałek, 15 grudnia 2014 r.
- Powinna się tam znaleźć jakaś część rozrywkowa, która opowiada o filmach i grach... - zasugerowałam przyglądając się rodzeństwu. Pokiwali zgodnie głową.
- A... Tytuł? - zapytał Michał, odsłaniając twarz zza szalika.
- Wydaje mi się, że powinna zasugerować go reszta uczniów - stwierdziłam chowając przy tym ręce w kieszeni. Było rzeczywiście bardzo zimno.
- Nie głupim pomysłem byłoby zrobienie konkursu na najlepszy tytuł do gazetki szkolnej - uśmiechnęła się Zuzia. Przytaknęłam jej głową, odwzajemniając gest.
- Czyli wstępnie mamy wszystko ustalone. Co do tych rysunków... W pierwszym egzemplarzu gazetki wydamy ogłoszenia dotyczące współpracy, poprzez dawania nam swoich prac.
- Ewentualnie zdjęć rysunków. Jakby ktoś nie chciał stracić swojej pracy - dodała dziewczyna. Z jej twarzy wciąż nie schodził uśmiech i wyraz podekscytowania.
- Okay. Czyli wstępnie mamy wszystko ustalone. Jeśli chcecie, to będziemy się mogli kiedyś spotkać, żeby wspólnie napisać resztę artykułów - powiedziałam, poprawiając przy tym swą torbę, która ześlizgiwała się po sztucznym materiale mej kurtki.
- Oczywiście! - wykrzyczała Zuzia w taki sposób, że wszyscy spojrzeli w naszą stronę.
Michał spojrzał na siostrę morderczym wzrokiem. Widać, że nie chciał zwracać na siebie uwagi.
- No, to pa - uśmiechnęłam się lekko i odeszłam na przystanek.
Będąc już kilka metrów od miejsca przyjazdu autobusów, dostrzegłam jeden z nich, który odjeżdżał. "Błagam, żeby nie była to siódemka..." - pomyślałam wyostrzając wzrok. Na moje nieszczęście odjechał pojazd, który był moją przepustką do domu. Próbując zatrzymać kierowce, ten tylko wzruszył ramionami i ruszył w dalszą drogę. Lekko zdenerwowana ruszyłam na przystanek.
Spojrzałam na rozkład jazdy...
- Następny autobus o szesnastej, a jest... piętnasta. O Boże... Nie ma sensu tyle czekać - wymruczałam pod nosem.
Przysiadłam na zimnej ławeczce i wyciągnęłam telefon. Wybrałam numer do ojca i czekałam na rozmowę, przy szumach sygnałów. Niestety nie odbierał. Najwyraźniej miał jakieś spotkanie w pracy... W każdym razie następnym numerem w kolejce, była moja matka. Na szczęście chociaż ona odebrała.
- Halo? - rozbrzmiał głos w słuchawce.
- No hej, to ja, Ewa. Czy mogłabyś przyjechać po mnie do szkoły? - zapytałam, nie zwlekając z dalszą częścią wyjaśnień.
- Nawet jak bym chciała, to nie mogę. Dziadek odśnieża podjazd, więc nie mam jak wyjechać z domu - jej odpowiedź mnie zawiodła.
- Nie da się czego innego wymyślić?! Przecież nie będę czekać półtorej godziny na durny autobus! - krzyknęłam.
- Zostań u jakiejś koleżanki albo coś. Idź do szkoły lub na świetlicę. Nie wiem, ale na prawdę nie mogę teraz po Ciebie przyjechać - rozłączyła się.
* * *
Ostatecznie sama ruszyłam na piechotę do domu. Dochodząc do drzwi po jakiejś godzinie, praktycznie zamarzałam od zimna. Wchodząc, rzuciłam torbę i płaszcz w szary kąt i ruszyłam do kuchni. Babcia właśnie wlewała gorącą wodę do szklanek z herbatą. Z lekkim uśmiechem podbiegłam do stołu i duszkiem wypiłam napój. Od razu zrobiło mi się cieplej...
- Widać, że zmarzłaś - powiedziała babcia, przyglądając mi się.
- I to jak... - szepnęłam ruszając na górę, po drodze biorąc plecak.
* * *
Po odrobieniu zadania i nauce na jutrzejszy dzień była godzina osiemnasta. Zasiadłam przy laptopie i zaczęłam sprawdzać wszystkie portale społecznościowe, zaczynając od Facebook'a, a kończąc na Instagramie. Przed toaletką wieczorną, zagrałam jedną partyjkę w Lol'a. Na szczęście nasz Team wygrał, dzięki czemu wbiłam kolejny level. Przy wyłączaniu sprzętu spojrzałam na zegarek. Była dwudziesta pierwsza. Czas bardzo szybko leciał w internecie, co szczerze bardzo lubiłam.
Wychodząc z łazienki, od razu wskoczyłam pod kołdrę swego łóżka i okryłam się pierzyną. Tego dnia byłam nadzwyczaj zmęczona, więc przed snem nie siedziałam na telefonie, tylko od razu zasnęłam.

<Michał?>

Średnie op.
3 błędy inter. = 85%
4

środa, 2 listopada 2016

Podsumowanie października

PAŹDZIERNIK
Po raz kolejny mamy aż dwa podsumowania na głównej stronie Szkoły. Porażka. Znowu.
Znowu nie wygląda to najciekawiej... Nie chce mi się po raz kolejny tłumaczyć, co mi nie pasuje i dlaczego, bo wystarczy, że spojrzycie do podsumowania z zeszłego miesiąca.
Powiem tylko tyle, że w tym miesiącu nie będę pisać żadnych opowiadań. Robię sobie przerwę. Losy tego bloga są w wyłącznie Waszych rękach. Powodzenia.
Dołączyła do nas Anastazja. W tym miesiącu pojawiły się 3 opowiadania.

PODSUMOWUJĄC
Wyniki uczniów:
Adrianna Szpakowska: 0 (-47,5 pkt.)
Aleksandra Frąckowiak: 0 (-22 pkt.)
Michał Wrona: 1 (316,3 pkt.)
Ewelina Kiryluk: 1 (38 pkt.)
Julia Sokołowska: 0 (33 pkt.)
Oskar Warmiński: 0 (-82 pkt.)
Anastazja Zawadzka: 1 (113 pkt.)

Bonus w postaci liczenia ilości kieszonkowego oraz pkt. karmy w październiku x2 przypada dla Eweliny, a x2,5 dla Anastazji. Tym razem nie ma nikogo na trzecim miejscu (któremu by się liczyło x1,5). Decyzję podejmowałam patrząc na długość op.
Nie dam Michałowi żadnego bonusu ze względu na to, że i tak ma nieobecność. Lepiej dla Was. ;p

Dam Oskarowi i Adzie (bo Ola już zdążyła napisać op.) jeszcze kilka dni, a później będę zmuszona ich zmienić w NPC.

Powodzenia życzę i do zobaczenia w kolejnym podsumowaniu (bądź ogłoszeniu),
Avril

Od Aleksandry „Musimy dać jej szansę” cz.1 (c.d chętny/a)


Piątek, 19 grudnia 2014r.

Obudziło mnie bębnienie kropel deszczu w okno. Cały czas przewracałam się z boku na bok, próbując oddać się jeszcze snu. Na marne. Było jeszcze ciemno. Wręcz od niechcenia sięgnęłam po omacku po telefon z komody. Za dwadzieścia minut będzie godzina piąta. Co mnie naszło, żeby wstawać o takich godzinach? Przynajmniej rodzicom oszczędzę trudu, nie będą musieli wyprowadzać psa z rana. Nie widzi mi się, aby nałożyć byle jak na siebie kurtkę i skórzane buty, a później wyjść z psem do ogródka, gdzie nawet nie można na drewnianej ławeczce usiąść, bo jest zimna. I jeszcze jeden, oczywisty fakt – leje jak z cebra. Najchętniej w ogóle nie poszłabym do szkoły, ale rodzice tak bardzo mnie kochają, że nie liczą się z moim zdaniem. Co prawda może i powinnam, ale nawet nie będę w stanie skupić się na paplaninie nauczyciela.

Po moich jakże konstruktywnych przemyśleniach, raczyłam wstać z łóżka. Drops potulnie leżał na posłaniu w przedpokoju. Na mój widok otworzył oczy i pacnął parę razy ogonem o kocyk. Śpię zwykle w dresach, więc nie było potrzeby, aby zmieniać cokolwiek. Zarzuciłam na siebie sweter i kurtkę, nałożyłam kalosze, które akurat mi się nawinęły. Z wiszącej szafki zabrałam tylko woreczki na wszelkie niespodzianki. Niekoniecznie przypominające dropsy. „Ola, jesteś nieśmieszna. To było suche jak chleb bez masła. Właśnie powiedziałaś kolejnego suchara…” – Skomentowałam swoje własne myśli. Otworzyłam drzwi od mieszkania i zagwizdałam cichutko. Pies poderwał się z miejsca i był już przy moim boku. Podążyłam z nim do ogrodu. Zaczął po nim latać jak szalony, mimo, iż temperatura mogła być poniżej zeru stopni, a trawa była nieprzyjemna i zimna w dotyku. Ja natomiast oparłam się o ścianę i przymknęłam oczy. Powinnam się cieszyć, zaraz weekend. Z kolei będę musiała iść na basen. Z jednej strony się cieszę, bo niby lubię pływać, ale jak pomyślę, jaka jest pogoda i jak okropnie się czuję – to zabiera mi wszystkie chęci. Maciek jedzie jutro z samego rana na pielgrzymkę do Częstochowy z wujkiem Mariuszem i Tatą, wrócą w poniedziałek. Ja zostanę z Mamą, Babcią i z Dropsem. Lepsze to, niż nic, ale pies będzie jedynym samcem w tym domu. Przez ich nieobecność mamy więcej obowiązków. Mama musi przejąć te od Taty, a ja po bracie.

Poczułam, jak coś ciągnie mnie za nogawkę. Oczywiście był to ten kurdupel, którego naszła chętka na zabawy. Prychnęłam tylko i weszłam do domu. On za mną. Odpuścił już, bo zrozumiał, że nie będę teraz z nim brykać. W przedpokoju zobaczyłam ojca, który przebierał się już w elegancką kurtkę.

- Znowu masz jakieś spotkanie?

- Można tak powiedzieć. Będziemy robić wywiad z jednym aktorów w Jarzębinowie. Jest z Warszawy, ale postanowił pracować w mniejszym miasteczku. To właściwie nieopłacalne, bo ma duże wykształcenie i właśnie dlatego chcemy go o to zapytać. Muszę lecieć, pa, córeczko. – Przelotnie dał mi buziaka, chwycił kapelusz, torbę i wyleciał z domu. Zawsze tak jest.

Nie podziękował mi za wyprowadzenie psa, nie zapytał, gdzie byłam i czemu tak wcześnie się obudziłam. Jest taki zapędzony...

- Jesteś już na nogach? – Usłyszałam głos mojej mamy i zobaczyłam w odbiciu w lustrze, jak kładzie dłoń na moim ramieniu.

- Obudziłam się i już nie mogłam zasnąć – Streściłam, po czym dodałam. – Wyszłam już z psem.

- Dziękuję. – Przytuliła się do mnie – Ja za dwadzieścia minut wychodzę, dzisiaj mam wcześniejszy dyżur, wyjątkowo. Jak babcia się obudzi, to zrób jej herbatę. Na którą masz?

- Na ósmą. – Wyszłam z przedpokoju i zamknęłam się w swoim własnym królestwie.

Wyciągnęłam z komody bieliznę i skarpetki, a z szafy naprzeciwko czarne rurki i szarą tunikę z krótkimi rękawkami. Po namyśle sięgnęłam jeszcze po sweterek w kolorze spodni. Ubieranie i wybieranie tego zajęło mi około pięciu, może dziesięciu minut. Zaraz mama wyjdzie z domu, babcia obudzi się zapewne dopiero gdzieś po godzinie siódmej. Teraz jest po piątej, autobus mam na za szesnaście ósma. Idealnie. Pomyślałam, że będę mogła spokojnie zjeść śniadanie i obejrzeć telewizję. Tu był jednak haczyk - trzeba poczekać, aż ma rodzicielka wyjdzie z domu, gdyż nie jest za tym, aby spożywać cokolwiek jednocześnie gapiąc się w ekran. Inaczej nawet nie dopuściłaby mnie do pilota. Postanowiłam ogarnąć jakoś swoje włosy w tym czasie. Znów poszłam do łazienki i starannie rozczesałam swoje długie blond włosy przed lustrem. Wczoraj je myłam, a myję co drugi dzień – na razie sposób się sprawdza, więc wyglądają nawet ładnie. Wyjęłam z małej kosmetyczki pierwszą lepszą gumkę i zrobiłam sobie wysokiego, lecz niedbałego koka. Tu i ówdzie wystawały kosmyki włosów. Część ludzi uważa, iż są niechlujne, ale ja do tej pory myślę, że wyglądają całkiem nieźle. Artystyczny nieład, byłby za mocnym określeniem, ale od biedy można go użyć. Co jeszcze mogę zrobić? Spakować się. Jak zwykle wczoraj o tym zapomniałam.  W związku z tym wkroczyłam do pokoju i zajrzałam na moją tablicę korkową. Polski, fizyka, matematyka, historia, biologia, dwie lekcje wychowania fizycznego na koniec. Nie jest źle. Odpięłam małą karteczkę i powędrowałam do mojego biurka, koło którego stał mój czarny plecak. Schowałam to, co trzeba było i sięgnęłam po czysty strój na W-F składający się z białej bluzki i czarny legginsów. Wzięłam już tylko telefon oraz ściągawkę na fizykę i powędrowałam do kuchni. Przelotnie przywitałam się z babcią Leokadią, schowałam moje drugie śniadanie, zabrałam klucze, ubrałam się i wyszłam z domu. Było strasznie zimno, wiatr muskał moją twarz. Opatuliłam się jeszcze bardziej bawełnianym, jasnym szalikiem i zaczęłam szybciej zmierzać w stronę przystanku. Nie znajdował się on daleko, więc wkrótce dołączyłam do szóstki innych mieszkańców, którzy byli równie zaziębieni, co ja. Mała dziewczynka trzymała kurczowo za rączkę mamę. Nie opływały w pieniądze. Stały na mrozie, nikt nawet do nich nie podszedł. Ja się odważyłam.

- Czegoś potrzeba? Gdzie Pani chce się udać?

- My do przychodni. Mała jest cała rozpalona, wymiotuje od czasu do czasu. – Kobieta próbowała się uśmiechnąć, ale widziałam, jak przepełniona jest cierpieniem.

- Moja mama jest lekarzem, jest jeszcze w domu. Proszę za mną. – Byłam trochę przestraszona całą tą sytuacją. Jak ta matka musi się męczyć! Ciekawa jestem, co obecnie robi ojciec. Powinna zgłosić się po alimenty, cokolwiek. Może to był „wypadek”. Nie powinnam się wtrącać. Zaprowadziłam ją do domu, próbując dodać otuchy, że to taka pora roku i że trzeba to wziąć pod uwagę. Jednakże ona nadal smutno i słabo się uśmiechała. Chciałam, aby przynajmniej doceniła moje starania.

- Mamo, chodź tu, proszę! – Zawołałam lękliwym głosem.

- Coś się sta… - Nie dokończyła, bo ujrzała parkę, którą ze sobą przyprowadziłam. – Zapraszam do gabinetu.

Mama ma swój gabinet, w którym przyjmuje w ostateczności pacjentów, co robi bardzo rzadko, a przeważnie uzupełnia papiery i takie tam. Bez słów zrozumiała, że dziecko jest chore i potrzebuje pomocy.

- Wiesz, ile miała stopni gorączki? – Zapytała ma rodzicielka, sadzając na oko czteroletnią dziewczynkę.

- Nie mamy termometru, żyjemy na ulicy.

- Przepraszam, ale wiadomo, gdzie przebywa ojciec?

- Ja… zostałam…

- Przepraszam, nie wiedziałam. Nie chcę krępować dziewczynki, podam pani termometr. Mam jeszcze stary model, ten z rtęcią. Końcówka musi znajdować się pod pachą, musi być dociskana. Powiem, kiedy ma pani wyjąć urządzenie.

Po tych słowach usiadła za biurkiem w bordowym, skórzanym fotelu. Podeszłam do niej.

- Mam iść do szkoły?

- Odpuść sobie. Mała będzie miała towarzystwa – Powiedziała mi na ucho i palcem wskazała na fotel obok.

Mama dziewczynki przytulała się do niej. Słyszałam, jak zaczęła cicho nucić kołysankę. Nie tylko powieki złotowłosej drobnej istotki zaczęły się zamykać. Ja także przysnęłam w fotelu.

~*~

- Ola, śpiochu, wstawaj! – Zachichotała moja mama.

- Gdzie one są?

- W pokoju gościnnym. Śpią. Jestem z ciebie dumna. – Uśmiechnęła się szeroko i mnie przytuliła. Ona była ze mnie dumna. Czyli nie jestem bezwartościowa, umiem okazać trochę dobroci.

- A ja cię kocham. Nie musisz odpowiadać, wiem co usłyszę. – Dalej trwałyśmy w uścisku. Chyba nie doceniam tego, że mam normalną rodzinę. Nie ma w niej patologii, przemocy, nałogów. Matka małej dziewczynki miała na oko dwadzieścia parę lat. Pewnie nie ukończyła studiów. Nie poddała się, nie oddała swojego dziecka do sierocińca. Czekała na ten lepszy dzień.

- Mamo, chcę, aby ta Pani u nas zamieszkała. Jest młoda. Niewykształcona, ale przecież po dojściu do dobrego stanu pracować jako gosposia. Chcę jej dać szansę. Proszę.

- Oczywiście. Nie wiem, skąd u ciebie ta troska o innych, ale jestem naprawdę z ciebie dumna.

Nigdy wcześniej pewnie nie pozwoliłabym się tak komplementować i przytulać, ale przecież to normalne.

Usłyszałyśmy dzwonek do drzwi.

- Ja otworzę – Rzuciłam i poszłam do przedpokoju. Otworzyłam drzwi. Wiedziałam, co powiem, bo często zgłaszali się tu pacjenci. – Dzień dobry, Ola Frąckowiak, w czym mogę służyć?

< Ktoś coś? Nie wiem, czy opłaca się pisać opowiadania do chętnego, ale może ktoś odpisze… >

Długie op.
3 błędy inter. + 1 orto. = 89%
P.S. Dlaczego często zapisujesz słowa "mama", "tata" czy "babcia" z wielkiej litery?
4