środa, 9 listopada 2016

Od Melanii "To ciebie prawie nie potrąciłyśmy" cz. 1 (cd. chętny)

17-18 grudnia 2014 r.
Znudzona oparłam się o szybę auta. Powoli zaczynałam przysypiać, tak samo jak zwierzaki na tylnych siedzeniach.
- To budynek twojego nowego gimnazjum - odezwała się moja "kochana" matka. Podniosłam wzrok, patrząc na wskazane miejsce. Jak dla mnie - wszystko było szare. Może to mój zły humor, spowodowany przeprowadzką, a może i prawda. Oj, daj spokój. To szkoła. Twoja nowa szkoła, do której oczywiście będzie trzeba dojeżdżać. Yh...
Znowu walnęłam czołem o szybę, patrząc na uliczki. Bura Wieś. Sama nazwa zniechęca. Jedyny plus to taki, że istnieje możliwość, iż będą tam konie. Westchnęłam i z kieszeni plecaka wykopałam komórkę. Niebieska lampka poinformowała mnie, że dostałam na którymś portalu wiadomość. Odblokowałam ekran. Weronika.
Wero: Siema, gdzie jesteś? Kałuża się wścieka...
Przeczytałam jej wiadomość parę razy, zanim zaczęłam odpisywać.
Ja: Przeprowadzam się.
Nie dostałam odpowiedzi do koleżanki. Trudno. Samochodem szarpnęło. Uderzyłam czołem o szkło bocznej szyby. Syknęłam i podniosłam głowę. Tara zerwała się i szczeknęła, budząc przy tym Sonic. Jakiś człowiek chyba wyskoczył na drogę, a teraz uciekał. Po krótkiej obserwacji uznałam, że jest mniej-więcej w moim wieku. Moja matka chciała chyba otworzyć okno i za pewne ochrzanić tą osobę, ale przetrzymałam jej rękę.
- Spokojnie. - mruknęłam - I tak już nie usłyszy.
- Chyba masz rację...
Ruszyła. Kątem oka obserwowałam krawędź drogi. Człowiek pojawił się jeszcze raz. Nie zdążyłam dzisiaj założyć soczewki, więc nie mogłam określić płci. Poznawałam tylko po konturach. Gdy odwróciłam w jego stronę głowę, znikł. Skierowałam wzrok przed siebie. Droga była biała i śliska. To cud, że udało się wyhamować. Zaczęłam mazać palcem po szybie, tworząc napis "Pustkowie". Nudy...
***
Zamrugałam oczami. Zasnęłam? Kiedy? Gdzie jesteśmy?
- Dojechałyśmy. - odezwała się moja rodzicielka, widząc zdezorientowanie w moich oczach. Co? Gdzie dojechałyśmy? Powoli zaczynało do mnie docierać. Wyprowadzka, Bura Wieś, nowa szkoła... No tak.
Odpięłam pasy i gwałtownie otworzyłam drzwi. Zimne powietrze buchnęło prosto na mnie. Stary dom. No dobra, może przeżyję. Zerknęłam na ekran komórki. Okay, jest zasięg. Włożyłam ręce w kieszenie czarnej kurtki i weszłam na podwórko, a przy mojej nodze biegła suczka z królikiem.
***
Znajomy budzik w komórce, leżącej na drugim końcu pokoju, przerwał mój sen. Wściekła zarzuciłam na głowę poduszkę, ale nadal docierał do mnie ten irytujący dźwięk. Warknęłam i sturlałam się z materacu. Spotkanie z zakurzoną podłogą wywołało u mnie nagły atak kichania. No tak... Nowe mieszkanie.
Poturlałam się jeszcze kawałek dalej, pod ścianę. Wyciągnęłam rękę i wyłączyłam alarm. Potem zerwałam się, wyciągnęłam z pudła swoje ciuchy i spojrzałam na zegarek. Piąta rano. Ubiorę się, zjem śniadanie, pójdę pobiegać na pół godziny, przebiorę się i pójdę do tej "szkoły". Najwyżej się zgubię.
Zrobiłam, co miałam zrobić, czyli ubrałam się i zbiegłam na dół, po trzeszczących, drewnianych schodach. Matki nie było. Wpadłam do przedpokoju i zaczęłam szukać w pudłach kuchenki polowej. W końcu ją znalazłam i stworzyłam sobie niezbyt wymyślne śniadanie. Dostrzegłam, przy okazji jedzenia, klucze. No dobra, czyli mój plan może się udać. Szybko zaplotłam włosy w niedbałego kłosa, nakarmiłam zwierzaki, ubrałam buty i wyszłam.
W czasie biegania po wsi z Tarą, mijałam zaledwie paru ludzi. No cóż... Nie każdy lubi wychodzić na zimne powietrze, a jeżeli jest jeszcze ciemno... Nawet w mieście się rzadko kiedy kogoś spotyka w takich warunkach. Znaczy, większość wtedy wybiega do pracy, a to nie to samo co dobrowolnie.
Nawet nie wiem kiedy, minęło te ustalone pół godziny biegania. Wibracje w kieszeni mojej kurtki dały mi o tym znać. Gwałtownie się zatrzymałam, wypuszczając powietrze. Zawróciłam, zagwizdałam i prostą drogą wróciłam do mieszkania.
***
Znowu wybiegłam z domu, tym razem bez Tary, w cieplejszych ubraniach i z torbą na ramieniu. W uszach miałam słuchawki, z których wydobywały się dźwięki kłótni Wero z Tomkiem, z tłem w kształcie utworu Grizzlee. Mniej-więcej wiedziałam gdzie się kierować, by dotrzeć do szkoły, przestudiowałam mapy w internecie. Było wpół do ósmej, nie wiedziałam ile zajmie mi droga, dlatego truchtałam. Zdążyłam rozpuścić włosy, zgarniając je, by leżały na ramieniu.
- Melka, powiedź jej coś! - wydarł się Tomek. - I przestań żuć tą pieprzniętą gumę! Że cię nikt nie przyłapał na lekcjach, gdy...
- Dobra, dobra. O co właściwie poszło, bo nie słucham was od jakiś... Dziesięciu minut? - prychnęłam.
- Bo on...
- Bo ona...
Z obu stron rozległo się wołanie nauczycieli. Mieli dzisiaj wycieczki. Farciarze.
- Kończę! - krzyknęli jednocześnie, rozłączając się. Muzyka automatycznie zaczęła grać głośniej. Tu słyszę płacz... Czy to życie zatraciło sens... To głos ulicy nadaje ton... - Zaczęłam nucić utwór. Przeszłam obok przystanku. Zatrzymałam się i przeczytałam tablicę, lekko przechylając głowę. Najbliższy autobus miał być za dziesięć minut. Okay, będzie lepiej jak poczekam, ewentualnie zatrzymam jakieś auto... Oparłam się o słupek i czekałam. Patrzyłam to na drogę, to na chmury pary, wydobywające się z moich ust. Br... Niemal czułam, jak na soczewce osadzają mi się kropelki, gdy długo nie mrugałam. Zerknęłam ukradkiem do torby, przeglądając tytuły książek i zeszytów. Chyba wszystko mam. Podniosłam wzrok. Światła jakiegoś większego samochodu odbijały się od śniegu. W końcu.
Autobus zatrzymał się. Wskoczyłam do środka. Pytanie o szkołę, bilet i zajęcie miejsca na samym końcu pojazdu. Nie ma to jak dołączyć do jakiejś klasy, praktycznie w środku semestru... Jacy oni będą? Zaakceptują mnie? Wyrobię z nauką? Nie chcę problemów z matką... Z tego co widziałam, większą część tematów z tych książek już przerabialiśmy... O tyle dobrze. Jak wyglądam? Normalnie, jak plastik? Pierwsze wrażenie najważniejsze! Czy ten autobus się zatrzymuje? Nie, nie, nie! Już czuję te spojrzenia...
Wyszłam niepewnie z autobusu wraz z innymi uczniami. Poprawiłam torbę i weszłam do budynku. Obok była podstawówka, biegało przy niej mnóstwo pierwszaków. Tutaj przed drzwiami stało kilka grupek starszych uczniów. Jedną dziewczynę kojarzyłam z Youtuba. Fajnie... Czułam, że przynajmniej dwie osoby się na mnie gapią. Zarumieniłam się i przyśpieszyłam, przechodząc drzwi. Przesunęłam się jak najbliżej ściany i rozejrzałam. Gdzie może być ten sekretariat, do którego miałam się zgłosić? W starej szkole dawałam wszystkim we znaki, zapewne o tym wiedzą. Tutaj nie mam swojej ekipy, matka grozi, że kiedyś na obiad będzie mięso z królika, więc muszę się ogarnąć chociaż w małym stopniu. Zero graffiti na murach i dopalaczy. Będzie ciężko. Nawet nie zauważyłam, że ktoś stanął przede mną. Zrobiłam krok i wpadłam na tą osobę. Zdążyłam podeprzeć się ściany, nim całkowicie straciłam równowagę.
- Przepraszam... - Mruknęłam, robiąc niewinną minę - Szukam sekretariatu... - Zaczęłam, podnosząc głowę. Otworzyłam szeroko oczy, gdy zobaczyłam ucznia na którego wpadłam - To ciebie prawie nie potrąciłyśmy. - Stwierdziłam, mrużąc powieki.

< Ktoś, coś?>

Średnie op.
1 błąd styl. = 95%
5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz