sobota, 27 sierpnia 2016

Od Michała "Opierdalający się kujon" cz. 11 (cd. Julia)

Poniedziałek, 8 grudnia 2014 r.
- Na następnej przerwie przyjdź pod szkołę, spróbuję coś wymyślić - wyszeptała, by czasem nie usłyszały o naszych zamiarach inne osoby - Pamiętaj, na przerwach staraj się być blisko nauczycielu lub innych ludzi.
- Jak, skoro czekają za każdym razem pod klasą? - zapytałem. Niezbyt odpowiadał mi ten pomysł. Banda Gruchy już udowodniła, że ma łeb na karku i jeśli chcą, to umieją wymyślić sprytny plan.
- Zajmę się tym - oznajmiła. Jej przekonanie wyrażało całkowitą pewność co do słuszności własnych decyzji. Mnie jednak zdecydowanie tego brakowało. Przełknąłem ślinę i już miałem o coś jeszcze zapytać, kiedy zadzwonił dzwonek. Cała klasa wsypała się do sali należącej do zawsze punktualnego nauczyciela historii.
Starałem się uważać, jednak nadal wszystko mnie dekoncentrowało. To poskutkowało zmniejszoną aktywnością na lekcji, co nieco zasmuciło nauczyciela, gdyż przemawiał do w dużej mierze bezmózgich matołów, których nie było stać na nawet podniesienie ręki. Woleli obrzucać się kawałkami zmiętego papieru i dostawać kolejne uwagi do dziennika. Wciąż nie pojmowałem takiego myślenia. Przecież do szkoły przychodzi się po to, by się czegoś nauczyć, a nie się bawić, ani tym bardziej dokuczać innym...
Nim zauważyłem, lekcja dobiegła końca. Julia dała mi znak na migi, abym poczekał chwilę w klasie. Usiadłem więc na stole, skrzyżowałem ręce na piersi i z niepokojem obserwowałem, jak wychodzi z sali. Dopiero po kilku chwilach rozmowy z dresami mrugnęła w moim kierunku. Uznałem to jako znak do wyjścia. Noga mi niemiłosiernie ciążyła, zaczęła pulsować z bólu, przez co wielokrotnie musiałem się zatrzymywać i przytrzymywać ściany. Możliwe, że przez tych idiotów będę zmuszony do kolejnych kilku dni przesiedzenia w domu. Już tak się cieszyłem, że wszystko wróci do normy, a ja dalej będę mógł się w spokoju uczyć... Rozejrzałem się za dyżurującym nauczycielem, gdyż wychodzenie z budynku było niedozwolone, o ile nie skończyło się lekcji, ale tego nigdzie nie było. Droga wolna. Zgramoliłem się jakoś z ostatnich stopni i usiadłem pod murkiem, za którym nie zauważy mnie ani przechadzający się korytarzami nauczyciel, ani wyglądający przez okno uczeń.
Już kilka chwil później na dwór wyszła Julka, która bez problemu mnie wypatrzyła i podeszła bliżej.
- I co? Wymyśliłaś coś? - zapytałem, wciąż denerwując się całą sytuacją - O czym z nimi rozmawiałaś?
- Spokojnie. Jak na razie tylko podburzyłam jego ego - Uśmiechnęła się krzywo - Całkowitego planu nie mam, ale zdajmy się na spontaniczność.
- Czyli co? Gramy na zwłokę?
- Na razie tak. Dopóki się czegoś dobrego nie wymyśli. Mamy jeszcze dwie lekcje. Damy radę dojechać do domów bez spotkania z tymi imbecylami.
- Ale jak? - dopytałem. Zrobiło mi się niedobrze na myśl, że coś może się czasem nie udać. W końcu plan był niezwykle dziurawy. Po lekcjach miałem jeszcze siedzieć dwie godziny na świetlicy i czekać na przyjazd mamy. Nie chciała, abym się przemęczał po całej tej przygodzie. Gorzej, jeśli się zorientują, że przez ten tydzień będę tam przesiadywał codziennie po i przed lekcjami i postanowią wpaść.
- Spokojnie, wszystko się dokładnie opracuje i będzie dobrze.
- Mamy teraz godzinę wychowawczą, wtedy możemy to obgadać - zaproponowałem ostrożnie. Choć na tej lekcji niewiele się działo, a nauczycielka często pozwalała nam prowadzić swobodne dyskusje na dane tematy, to i tak głupio czułem się na myśl, że będziemy ją całkowicie ignorować... właściwie działamy w słusznej sprawie. Przeszło mi przez myśl nawet, czy nie lepiej byłoby jej tego wszystkiego zgłosić, ale to znając życie tylko by pogorszyło sprawę. Skoro Julia twierdzi, że musimy tym zająć się na własną rękę, muszę jej zaufać.
- Dobra. Teraz wystarczy unikać ich do końca przerwy.
- Obawiam się, że to nie będzie takie łatwe - mruknąłem, zdając sobie sprawę z tego, że nie umiem z chorą nogą przemknąć obok nich będąc niezauważonym.
- Zaufaj mi i chodź. - Zarządziła, chwytając mnie za rękaw bluzy. Szło mi ciężko, ale starałem się trzymać fason nie tylko dla dziewczyny, ale i również pojedynczych mijanych osób, które orientują się, że to ja jestem rzekomą ofiarą "niewinnej zabawy w toalecie".
***
Na całe szczęście udało mi się wytrwać ten dzień bez konieczności spierania się z tymi debilami, więc po pożegnaniu z Julią na przystanku autobusowym, zawróceniu w kierunku świetlicy, przesiedzeniu tam z nosem w książce dwóch godzin, mogłem pojechać do domu. Kiedy skończyłem robić lekcje, odchyliłem się na krześle i patrzyłem w sufit. Książki, które wypożyczyłem w szkolnej bibliotece była naprawdę ciekawa, ale nie mogąc uspokoić myśli, dałem sobie po prostu z nią spokój. Miałem wciąż cichą nadzieję, że jednak plan mojej nowej koleżanki nie będzie tak beznadziejny, jak podejrzewałem. Jakoś nie wierzyłem, aby to mogło się udać. Cokolwiek to oczywiście jest.
- A ty co tak wisisz na tym krześle? Zaraz się przewróci - stwierdziła moja siostra. Nawet nie zauważyłem, kiedy weszła do pokoju. Twierdząc po tym, że trzymała na rękach otwarty laptop, pewnie zauważyła, że internet w kuchni jest słabszy, niż w naszym pokoju. Usiadłem normalnie i dopiero teraz spostrzegłem, że nerwowo bawię się długopisem.
- Tobie co znowu? Boli cię coś? A może znowu cię okradli?
- Nie... gorzej - mruknąłem, wiedząc, że jeśli jej się nie zwierzę, nie da mi spokoju przez najbliższe dni - Pół szkoły sądzi, że zostałem zgwałcony w toalecie przez kolegę z klasy.
Choć przez chwilę zachowywała zimną powagę, to zaraz prychnęła głośnym śmiechem, o mało nie upuszczając urządzenia. Postawiła laptop na swoim biurku i kładąc lewą nogę na oparciu krzesła zapytała drwiącym tonem:
- Ty tak serio?
- Nie, na niby - warknąłem - Jeśli mi pomożesz wymyślić coś, aby przestali twierdzić, że jestem niespełnionym pedałem, a kupię ci trzy czekolady.
- Jakie?
- Od milki. Co ty na to?
Zamyśliła się. Wiedziałem, że odrobina słodkości potrafi skutecznie przekonać jej genialny, ale i za razem nieco szalony mózg. Jej pomysły były jednocześnie niesamowite, jak i co najmniej dziwne.
- Już wiem.
- Co wymyśliłaś? - zapytałem, opierając głowę na nadgarstku, łokieć z kolei oparłem na podłokietniku.
- Zapytaj tą Julię o bycie twoją dziewczyną, ona się zgodzi i będziecie zwyczajną heteroseksualną parą trzymającą się za rączki. Tylko żadnych dzikich seksów i lizania się gdzie popadnie, ok?
Z wrażenia aż się zakrztusiłem. Mimo, że jej plan był pozornie prosty, to i tak brzmiał wyjątkowo nieprawdopodobnie.
- Nie ma mowy.
- Och, naprawdę zamierzacie się seksić na ławce na rynku?
- Nie to miałem na myśli! - powiedziałem, machając w popłochu ręką. Na mojej twarzy pojawił się rumieniec, na który Zuza zaczęła się śmiać.
- Nic więcej ci nie wymyślę. Moim zdaniem to najlepsze wyjście - oznajmiła, siadając na swoim krześle i włączając stronę z Bloggerem.
***
Wtorek, 9 grudnia 2014 r.
W szkole byłem już od siódmej. Wcześniej wraz z mamą odwiozłem brata do przedszkola. Niemalże całą godzinę przesiedziałem w bibliotece szkolnej, gdyż Grucha nawet nie odważyłby się tam zajrzeć chociażby ze względu na to, że to miejsce dla osób mądrych, a wszystkim innym z reguły jeszcze bardziej wyżera mózg, gdyż przeklinają każdą możliwą książkę od głupich, choć nigdy żadnej nie przeczytali. Kiedy zadzwonił pierwszy dzwonek, powoli wyszedłem z pomieszczenia i przygramoliłem się pod salę lekcyjną. Serce mi zaczęło łomotać, gdy zauważyłem, że banda dresów ponownie się do mnie zbliża. To, że Grucha suszył swoje krzywe zęby również nie wróżyło niczego dobrego. Całe szczęście, że się odwróciłem i dostrzegłem zbliżającą się Julię. Nieco mi ulżyło.
- Co wymyśliłaś? - zapytałem.
- Na następnej przerwie ci objaśnię.
Chwilę później zadzwonił dzwonek, a my weszliśmy do klasy na lekcję polskiego. Raz na jakiś czas zerkałem na siedzącą kilka ławek dalej Julię. Podpierała głowę o rękę. Wyglądała tak, jakby zaraz miała uderzyć czołem o ławkę i zasnąć. Wywracała wielokrotnie oczami, próbując się rozbudzić, ale nie niepokoiło mnie najbardziej jej zmęczenie, a to, że jej cera zdawała się być biała jak kreda.
- Co się stało? - zapytałem szeptem, kiedy nauczycielka pisała coś na tablicy.
- Hm? Nic - zbyła moje pytanie. Polonistka odwróciła się, słysząc rozmowy, więc postanowiłem się już więcej nie odzywać. Dopiero na przerwie miałem okazję zapytać Julię o coś, co mnie dręczyło już od wczoraj:
- To jaki jest plan?
- Plan? Eh... Polega na tym... - urwała. Uniosłem brew, oczekując przedstawienie jej pomysłu, ale nic takiego się nie działo. Jedynie wędrowała spojrzeniem gdzie popadnie. W końcu zrezygnowana spuściła głowę. - Eh... Nie mam planu. Przez całą noc myślałam, ale nic mi do głowy nie przyszło. Przepraszam cię.
- Nie twoja wina. Dam sobie jakoś radę - powiedziałem po chwili wahania. Miałem ochotę ją przytulić w przyjacielskim geście, ale to wydawało się być dziwnie... nieodpowiednie.
- Przecież sam w to nie wierzysz.
Ponownie rozległ się dźwięk dzwonka. Chyba po raz pierwszy przeklinałem w duchu to, że rozpoczyna się lekcja matematyki. Jakoś na szczęście i to wytrwałem. Nie było to takie proste, ale tym razem nieco lepiej niż wczoraj sprawiałem pozory, że wszystko jest w jak największym porządku, a mój umysł dopiero wraca sprawności sprzed ponad dwóch tygodni.
- Wszystko w porządku? - zapytałem Julię, kiedy już wyrwałem się z sali.
- Tak.
- Na pewno?
Pokiwała delikatnie głową. Przez chwilę zapanowała cisza (nie licząc rozmów innych osób na korytarzu), a ja dalej mierzyłem ją wzrokiem. Miała bardzo mocno podkrążone oczy. Nawet mocniej, niż ja czy moja siostra po nocnym maratonie pisania opowiadań.
- Jak na razie nie przychodzą - stwierdziła, zmieniając temat - To chyba dobrze.
- Dobrze powiedziane: jak na razie.
- I co teraz?
Julia milczała. Wpatrywała się tylko w podłogę, więc marszcząc brwi powiedziałem nieco głośniej:
- Julia?
- Hm? - mruknęła, wyrwana z zamyślenia.
- Słyszałaś pytanie?
- Co? Nie. Mógłbyś powtórzyć?
- Zapytałem, i co teraz?
- Nie mam pojęcia - oznajmiła, podpierając się ściany, jednak chwilę później jej nogi gwałtownie się zgięły, a ona wylądowała na podłodze. Niestety nie miałem dość refleksu, by ją złapać, ale na szczęście upadła na stertę plecaków. Ukucnąłem tuż obok niej. Szeroko otwartymi oczami patrzyłem na jej nieruchome ciało.
- JULIA!
Przez korytarz przeszły zaniepokojone szepty. Kilka osób podeszło bliżej, by się temu przyjrzeć.
- Niech ktoś pójdzie po pielęgniarkę! - zwróciłem się do grupki najbliżej stojących dziewczyn, które wyglądały na trzecioklasistki. Wymieniły spojrzenia, po czym umówiły się, że dwie z nich wykonają moje polecenie, a pozostałe... nagrywają całą akcję.
- Twoja księżniczka chyba zasnęła. Obudź ją pocałunkiem - zadrwił Krzychu.
- Nie, no co ty, przecież on się brzydzi. Chłopców woli. Zwala sobie w nocy do gej porno, dlatego ma tak podkrążone oczy - zadrwił inny chłopak, mówiąc piskliwym głosem. Normalnie miałbym ochotę rzucić się na nich z pięściami lub odparować jakąś ripostą, której pewnie nie zrozumieją, ale teraz byłem zbyt przejęty Julią. Cały czas powtarzałem jej imię, z nadzieją, że się obudzi. Pod koniec przerwy przyszła pielęgniarka i po szybkim obejrzeniu dziewczyny zadzwoniła po pogotowie. Ja niestety musiałem iść. Prosiłem, aby zostać przy niej, bo się przyjaźnimy (co nie do końca było prawdą), ale nauczycielka fizyki była nieugięta.
Całą lekcję rozmyślałem o tym, co mogło się stać, jednak miałem tylko przed oczami najgorsze scenariusze. Anemia? Odwodnienie? Czy to było tak poważne, że trzeba było wzywać karetkę? Przez okno znajdujące się tuż obok mojej ławki patrzyłem na ambulans, do którego zawozili Julię. Założyli jej maskę tlenową. Przez całą lekcję nie mogłem się na kompletnie niczym skupić. Cały czas nerwowo wyglądałem na zewnątrz, choć wiedziałem, że tak nagle w magiczny sposób nie odwrócą i nie odwiozą dziewczyny z powrotem do szkoły. Nagle moje serce się ścisnęło. Teraz zostałem sam. Bez żadnego wsparcia.
Do końca lekcji spoglądałem nerwowo na zegar wiszący na ścianie. Kiedy lekcja dobiegła końca, wziąłem plecak i wyszedłem z klasy. Zdobywając się na jak najszybsze tempo, udało mi się uciec przed komentarzami dresów czy spojrzeniami rówieśników. Wyszedłem ze szkoły. Dziś już tam nie wrócę. To dla mnie już zbyt wiele.
Skierowałem się w stronę szpitala. Wiedziałem, że powrót do domu nie byłby najlepszym wyjściem, gdyż czyha tam moja siostra, która miała mieć dzisiaj tylko cztery lekcje. Nie obyłoby się bez pytań. Zuza też nie tolerowała wagarów, więc możliwe, że zaczęłaby na mnie inaczej patrzeć. Lepiej było się udać gdzieś, gdzie nie będą cię pytać o takie rzeczy. Jeśli nawet się dowiedzą prawdy, może zrozumieją.
Będąc w połowie drogi, noga zaczęła mnie niemiłosiernie boleć. Przysiadłem na przystanku autobusowym, w duchu przeklinając to, że w ogóle ją zraniłem. Zachciało mi się płakać. Zacząłem wątpić w słuszność swoich czynów. Obejrzałem się za siebie, kontrolując, czy nikt za mną nie zmierza, ale nikogo nie zobaczyłem. Zerknąłem na zegarek. Idę już ponad kwadrans. Teraz już nie ma sensu wracać. Skoro już zaryzykowałem, mówi się trudno. Jedne wagary nikomu chyba różnicy nie zrobią. Odczekałem, aż ból zelży, a potem ruszyłem dalej. Wciąż mnie bolała, ale w końcu doczołgałem się do drzwi wejściowych szpitala. Mignęła mi znajoma sylwetka lekarza, który zajmował się moją skręconą kostkę. Chwilę później zapewne zauważywszy moją obecność i zdezorientowane spojrzenie, zdecydował się podejść.
- Michał? Co ty tutaj robisz? - zapytał tata omdlałej dziewczyny.
- Gdzie jest Julka? - odpowiedziałem pytaniem. Byłem zbyt zdenerwowany, by teraz się tłumaczyć.

<Julia? Twój "Romeo" nadchodzi ;z;>

Średnie op.
5

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Od Julii "Opierdalający się kujon" cz. 10 (cd. Michał)

8 grudnia 2014 roku
- Na następnej przerwie, przyjdź przed szkołę, spróbuje coś wymyślić. - powiedziałam cicho. - Pamiętaj, na przerwach staraj się być blisko nauczycieli lub innych ludzi. - dodałam.
- Jak? Skoro czekają za każdym razem pod klasą? - zapytał drżącym głosem.
- Zajmę się tym. - powiedziałam pewnie.
Zadzwonił znów dzwonek, teraz była lekcja historii, weszliśmy do klasy wraz z nauczycielem. Nie słuchałam zbytnio, planowałam co zrobić. Chciałam pomóc Michałowi, dobrze wiedziałam, że sam sobie nie poradzi. Po zakończeniu lekcji jako pierwsza wyszłam z klasy, pewnym krokiem podeszłam do chłopaków znęcających się nad Michałem.
- Cześć, mała. Też chcesz się zabawić?  - zapytał jeden.
- Tak patrząc na ciebie, stwierdzam, że jesteś za głupi na cokolwiek. - powiedziałam.
- Co tak ostro?
- Inaczej obawiam się, że nie zrozumiesz. Mam przeliterować? - odparłam, po czym odeszłam kawałek.
- Ty, stary. Dasz dziewczynie cię obrażać? - zaśmiał się jego kolega. Ten podszedł z całą bandą, dałam znak Michałowi, że może wyjść z klasy.
- Czegoś nie zrozumiałeś? - zapytałam.
- Po pierwsze, nie będziesz mnie obrażać. A po drugie... - mruknął.
- Łał. Umiesz liczyć do dwóch! - zaśmiałam się, przerywając mu. - Dla ciebie to i taj wielki wyczyn. - dodałam.
Jego kumple zaczęli się śmiać. Spojrzałam na niego złośliwie.
- Jeszcze mnie popamiętasz, suko. Ty i ten twój przyjaciel. - mruknął. Najwyraźniej nie miał już co powiedzieć.
- Na nic lepszego cię nie stać? Naprawdę (razem!)? Żałosne. - powiedziałam oddalając się. Znalazłam Michała przed szkołą.
- I co? Wymyśliłaś coś? O czym z nimi rozmawiałaś? - zapytał nerwowo.
- Spokojnie. Jak na razie tylko podburzyłam jego ego. Całkowitego planu nie mam, ale zdajmy się na spontaniczność.
- Czyli co? Gramy na zwłokę?
- Na razie tak. Dopóki się czegoś dobrego nie wymyśli. - powiedziałam. - Mamy jeszcze dwie lekcje. Damy radę dojechać do domów bez spotkania z tymi imbecylami.
- Ale jak?
- Spokojnie, wszystko się dokładnie opracuje i będzie dobrze.
- Mamy teraz godzinę wychowawczą, wtedy możemy to obgadać. - zaproponował.
- Dobra. Teraz wystarczy unikać ich do końca przerwy.
- Obawiam się, że nie będzie to takie łatwe.
- Zaufaj mi i chodź. - powiedziałam ciągnąc go za rękaw do szkoły. Doskonale wiedziałam, że Michał się ich boi. Ale ja się ich nie boję, nie jestem pewna co takiego robili Michałowi przedtem, bo nie uczęszczałam tutaj. Więc nie wiem, dlaczego on się ich boi, jednak teraz, pomogę mu się pozbyć tych debili.
Przez te dwie lekcje daliśmy radę unikać oprawców Michała, spokojnie mogliśmy pojechać do domów. Zanim Michał wysiadł z autobusu powiedziałam:
- Unikaj ich, albo wytłumacz to rodzicom. Jeśli jednak tego nie zrobisz, do jutra będę mieć plan. - uśmiechnęłam się do niego jeszcze, po czym wyszedł z pojazdu. Po kilku minutach, w końcu dojechałam do domu. Weszłam do mieszkania, nie odzywając się nawet, udałam się do swojego pokoju. Po chwili do drzwi zapukała moja mama i nie czekając na odpowiedź otworzyła je.
- Coś się stało, prawda? 
- Nie. Dlaczego miałoby się coś stać? - zapytałam.
- Pobladłaś, na pewno wszystko w porządku?
- W jak najlepszym. - uśmiechnęłam się słabo.
- Dobrze. Wyjdź z psem za chwilę. - powiedziała, wychodząc. Zamknęła za sobą drzwi, a ja podeszłam do lustra. Faktycznie, wyglądałam słabiej niż zwykle, zignorowałam to i udałam się z psem na spacer.
- Chociaż ty mi pomóż i powiedz, masz jakiś pomysł? - zapytałam psa, ten odwrócił się do mnie przodem. - Tak myślałam. - odparłam. Pies pomachał lekko ogonem i ruszył dalej. Nie miałam zielonego pojęcia co mogłabym zrobić, w głowie miałam pustkę. Zasmucona wróciłam do domu, wszyscy widzieli, że coś się dzieje, ale nikt nie odważył się zapytać. Może dlatego, że wiedzieli, iż nic nie powiem. Albo boją się, że usłyszą coś strasznego. Pierwsza i druga wersja była odpowiednia.
Przez resztę dnia myślałam nad planem, nic nawet nie jadłam, nie miałam już ochoty. Wyciągnęłam kartkę i ołówek, wszystkie pomysły zapisywałam tam, niestety żaden nie wydał mi się odpowiedni. Siedziałam do późnej godziny przy biurku, nad planem, ale nic nie udało mi się wymyślić. Nie mogłam się poddać, nie mogłam zawieść Michała. Wiem, że wierzył w to, iż uda mi się coś wymyślić. Jednak pokładał za duże w tym nadzieję abym się poddała. Nie wiem kiedy, ale zasnęłam na krześle z położoną głową na blacie biurka.
9 grudnia 2014 roku.
Obudziłam się poprzez psa, szturchał mnie abym wstała. Głowa masakrycznie mnie bolała, ignorując to poszłam się umyć i przebrać. Ubrałam białą koszulkę, na nią długą, czarną bluzę, a do tego granatowe jeansy, włosy tym razem związałam w warkocza. Wyszłam z psem na krótki poranny spacer, a po powrocie spakowałam książki. Nadal wyglądałam słabo i wciąż nie miałam tego cholernego planu.
- A śniadanie? - zapytała mama z wyraźnym zaniepokojeniem.
- Nie jestem głodna. - mruknęłam, dopijając wodę ze szklanki.
- Co się dzieje? Wczoraj też nic nie jadłaś, a dziś wyglądasz gorzej niż poprzedniego dnia. Martwimy się. - oznajmiła.
- Nic. To przemęczenie. - mruknęłam. 
- Wiem, że wczoraj siedziałaś do późna. Nie wiem tylko dlaczego. Widzę, że coś się dzieje. Chciałabym ci pomóc, ale nie wiem jak.
- Uczyłam się, nie potrzebuję pomocy. Wszystko jest okej. - odparłam.
Weszłam do przedpokoju i zaczęłam ubierać buty i kurtkę, usłyszałam cichą rozmowę moich rodziców:
- Zaczęło się to kilka dni temu.
- Porozmawiam z nią dziś, jak wrócę z pracy.
- Coś się dzieje, tylko dlaczego ona nie chce powiedzieć, co?
- Każda nastolatka ma taki etap w życiu, to normalne, ale dobrze. Porozmawiam z nią, abyś się nie martwiła.
Mój tata zakończył tę rozmowę, musiałam uniknąć tej rozmowy. Mój ojciec na pewno mnie przekona abym powiedziała co się dzieje. W końcu jest lekarzem, wie jak dotrzeć do kogoś. Jednak nie chciałam spotkać teraz Michała, nie dopóki nie miałam planu.
- Tato. Zawieziesz mnie do szkoły? - zapytałam lekko niechętnie.
- Wsiadaj. - uśmiechnął się.
Wsiadłam do auta, po chwili przyszedł mój  ojciec.
- Wiesz, że jeśli coś się dzieje, możesz mi powiedzieć. - powiedział gdy odjechaliśmy.
- Wiem. Nie drąż tematu, nic się nie dzieje. Ty i mama dramatyzujecie. - mruknęłam.
Tata tylko westchnął, do szkoły dojechaliśmy w ciszy.
- Dziękuję. - powiedziałam i wyszłam z auta. Ojciec odjechał, a ja niespiesznie weszłam do budynku. Na korytarzu zauważyłam Michała, widziałam także, iż ci idioci zamierzają do niego iść. Szybko do niego podeszłam, gdy tamci to zobaczyli chyba zrezygnowali z planu.
- Co wymyśliłaś? - zapytał
- Na następnej przerwie ci objaśnię. - powiedziałam.
Cały czas słabo się czułam, lecz nadal to ignorowałam. Zadzwonił dzwonek, wszyscy weszli do klasy. Z każdą kolejną minutą czułam się coraz gorzej. Wydawało mi się, że litery w książkach zlewają się, a cała klasa kołysze. Zadzwonił dzwonek, którego nie usłyszałam, dopiero gdy Michał podszedł i szturchnął mnie zorientowałam się, że jest po lekcji.
- Co się stało? - zapytał.
- Hm? Nic. - powiedziałam, podtrzymując głowę rękoma.
Wyszliśmy z klasy i stanęliśmy przy ścianie gdzie nikt by nie słyszał naszej rozmowy.
- To jaki jest plan?
- Plan? Eh... Polega na tym...
Chłopak spojrzał na mnie uważnie.
- Eh... Nie mam planu. - powiedziałam i zwiesiłam głowę na dół. - Przez całą noc myślałam, ale nic mi do głowy nie przyszło. Przepraszam cię. - powiedziałam cicho.
- Nie twoja wina. Dam sobie jakoś radę.
- Przecież sam w to nie wierzysz.
Po tych słowach po korytarzach rozległ się dźwięk dzwonka. Udaliśmy się do klasy, zaczęliśmy lekcję matematyki. Znowu się gorzej czułam, mimo wszystko chciałam to ukryć. Lekcja niemiłosiernie mi się dłużyła, ale w końcu usłyszałam stłumiony dzwonek. Wyszłam z klasy jako ostatnia, oparłam się o ścianę i zamknęłam oczy, nie miałam nawet siły nigdzie iść.
- Wszystko w porządku? - zapytał mnie Michał, otworzyłam oczy, zauważyłam, że jest trochę przestraszony.
- Tak. - powiedziałam cicho.
- Na pewno?
Pokiwałam twierdząca głową, mimo, że nie była to prawda. Czułam, że nie wytrzymam do końca lekcji tak jak to, że zaraz chyba zemdleje. Nie zważając na to powiedziałam:
- Jak na razie (osobno!) nie przychodzą, to chyba dobrze.
- Dobrze powiedziane. Jak na razie (osobno!).
Zaczęłam się zastanawiać, czy nie powinnam jednak komuś powiedzieć o swoim złym samopoczuciu, jednak szybko stwierdziłam, że nie. Każą mi jeszcze pójść do domu, a to będzie katastrofa. Wiem doskonale, że gdybym wyszła ze szkoły wcześniej, ci idioci znów by chcieli zrobić krzywdę Michałowi. A doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że dopóki jestem w szkole, cały czas przesiaduje z ich celem i jeśli podejdą mogę przysporzyć im kłopotów.
- Julia? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Michała.
- Hm?
- Słyszałaś pytanie?
- Co? Nie. Mógłbyś powtórzyć? 
- Zapytałem, i co teraz?
- Nie mam pojęcia. - powiedziałam.
Czułam się coraz słabiej, za wszelką cenę chciałam to jakoś złagodzić i ukryć. Jednak słabość wygrała, poczułam jak odpływam, nie wiem co się stało potem, ale ujrzałam po prostu ciemność...

Michał? Taka dywersja z mojej strony.

Długie op.
17 błędów inter./styl. + 7 błędów orto. = 41%
2

niedziela, 21 sierpnia 2016

Od Michała "Opierdalający się kujon" cz. 9 (cd. Julia)

Piątek, 5 grudnia 2014 r.
Siedziałem i wpatrywałem się w koślawą figurkę Butterfree. Jakiś czas temu miniaturze tego pokemona odpadło skrzydełko, ale starałem się to ignorować. To był mój pierwszy wyrób z modeliny, jaki kiedykolwiek zrobiłem.
Moją nostalgię przerwał nieprzyjemny dźwięk dzwonka. Wyprostowałem się nieco zaskoczony. Spojrzałem na zegarek, jednak stwierdziłem, że było za wcześnie nawet jak na Zuzę. Nie za szybkim krokiem poszedłem na korytarz i otworzyłem drzwi. Moim oczom ukazała się Julka. Zaskoczony uniosłem brwi.
- Cześć. Co ty tu robisz?
- Zuza ci nie mówiła? Od rana się mnie pytała czy przyjdę - odpowiedziała, wchodząc do środka.
- Nie. Nic mi nie mówiła - wymamrotałem. Patrzyłem jak ściąga buty i zaprowadziłem ją do salonu (choć z całą pewnością znała już tą jakże krótką drogę na pamięć). Dość dawno się nie widzieliśmy... a może to po prostu mi coraz bardziej się czas dłuży. Usiedliśmy w fotelach.
- Ona nawet jeszcze nie wróciła ze szkoły... - mruknąłem, odnosząc się do tematu siostry. Julia pokiwała tylko w zamyśleniu głową, ale niczego więcej nie powiedziała. Zapanowała cisza. Wyjątkowo niezręczna cisza. Zacząłem się bawić w lekkie wykręcanie spoconych palców i przygryzać lekko wargę, więc zapytałem:
- Chcesz coś ciepłego do picia?
- Może herbatę. - odparła. Podniosłem się z fotela i wciąż lekko kulejąc poszedłem do kuchni. Wybrałem spośród niezłej kolekcji mamy zasuszone liście mięty i włączyłem czajnik. Oparłem się o blat i patrzyłem, jak woda zaczyna bulgotać. Zalałem miętę wrzątkiem i ostrożnie zaniosłem do pokoju gościnnego.
- Jak noga? Kiedy wracasz do szkoły? - zadała pytanie, gdy ustawiłem na ławie herbatę. Wstrzymałem się z odpowiedzią do chwili, aż nie usiadłem.
- W poniedziałek - zrobiłem pauzę - Kilka dni temu miałem zdejmowany gips.
- To dobrze, że wracasz do zdrowia...
Znowu zapanowała cisza. Wbijaliśmy spojrzenie w kubki z herbatą miętową, nie wiedząc, co powiedzieć. W końcu jednak Julka, poprawiając włosy, powiedziała:
- Dziś mieliśmy Mikołajki w szkole.
- I jak? Opowiesz mi jak było? - zaproponowałem, usadawiając się wygodniej. Na mojej twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech.
- Mieliśmy mieć czapki Mikołaja. Oczywiście część osób zapomniała... - mówiąc to, zaczęła grzebać w torbie. W końcu wyciągnęła czerwoną czapkę z białym pomponem. Naciągnęła ją na głowę. Mimowolnie zacząłem się śmiać. Ona się tylko uśmiechnęła i wyciągnęła coś jeszcze. Wyciągnęła do mnie dłoń z przedmiotem przewiązanym bladoczerwoną wstążką. - Dostaliśmy czekolady. To twoja.
- Dzięki - odpowiedziałem, przyjmując podarek.
- Lubisz mleczną?
- Tak... Znając życie skończy się w przeciągu dwóch minut - zacząłem łamać czekoladę na kostki i rozwinąłem z papierka.
- Jak to dwóch?
- Wszyscy członkowie mojej rodziny są uzależnieni od kakaa. Chcesz kawałek? - zapytałem.
- Już zjadłam swoją porcję, ale nie odmówię - zaśmiała się, biorąc jeden. Ja również wziąłem kostkę. Tak jak się spodziewałem, nie była tą z górnej póki, ale lepsze to niż nic.
- Coś poza tym działo się pod moją nieobecność?
- Raczej nie... decydujemy się, czy jedziemy pod koniec roku na wycieczkę w góry czy nad morze. Było trochę sprawdzianów, kartkówek, odpytywania... Zgaduję, że chcesz odpisać notatki.
Pokiwałem głową, a gdy wyciągała książki, zaczęła opowiadać o innych przygodach ze szkoły.
***
Poniedziałek, 8 grudnia 2014 r.
- Patrzcie, ten pojeb wrócił! - usłyszałem krzyk. Zacisnąłem usta w wąską kreskę, ale nie zareagowałem w żaden sposób inaczej. Od razu oblegli mnie "koledzy" z klasy.
- W końcu będzie miał kto nam fundować fajki, no nie, nasz dobry kolego? - zapytał najwyższy z nich, chwytając mnie tą gorylą łapą za kark, symulując przytulenie. Próbowałem się wyrwać, ale to było wszystko na nic.
- Puszczaj mnie! - wykrztusiłem. O dziwo mnie uwolnił. Dopiero po chwili zorientowałem się, dlaczego tak się stało. Od razu poznałem dziewczynę, której jasna skóra kontrastowała z ciemnym ubiorem i włosami. Osłupiały popatrzyłem na Julkę.
- Czemu go tak dręczycie? Zrobił wam coś?
Posłali sobie rozbawione spojrzenia, po czym Grucha postanowił się odezwać:
- A panienka co? Nie twoja sprawa. Ja i Misiu jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi - mówiąc to, objął mnie po raz kolejny. Julka nie powiedziała nic więcej. Zauważyłem, że zaczęła się trząść (pewnie z nerwów) i ukryła twarz pod kurtyną długich włosów.
- Pewno zazdrosna. Może myśli, że jesteście razem - odezwał się Krzychu. Miałem ochotę go uderzyć, ale znając życie nawet by nie poczuł. Grucha zaczął się śmiać, ale mnie puścił.
- Wygląda na to, że mamy w klasie romans - odezwała się jedna z dziewczyn, które zawsze trzymała się z bandą dresów. Zachichotała. Wtedy rozległ się dzwonek. Posłali mi jeszcze kpiące spojrzenia i popędzili do łazienki na jeszcze jedną fajkę. Chcieli zrobić wszystko, byleby spóźnić się na drugą lekcję.
- Idziemy? Mamy teraz matmę... - powiedziała półgłosem Julka. Była czerwona jak burak, ale nie powiedziałem nic na ten temat. Nie byłem w stanie wykrztusić ani słowa. Widząc, że lekko się chwieję, chwyciła mnie pod ramię i powoli wprowadziła po schodach.
Przez całą lekcję miałem wrażenie, że wszyscy posyłają mi rozbawione spojrzenia. Starałem się od nich odbiegać wzrokiem, ale niestety od czasu dochodziły do moich uszu szepty z planami, co mogą zrobić z moim udziałem na przerwie. Propozycje nie brzmiały zbyt przyjemnie. Najchętniej zamknąłbym się w tej klasie i nie wychodził. Przejąłem się tym tak bardzo, że miałem problem ze skupieniem i popełniałem błędy w obliczeniach. Nauczycielka od razu to zauważyła, ale stwierdziła, że pewnie mam gorszy dzień lub się nie wyspałem. Po części drugi powód był prawdą. Z jednej strony chciałem wrócić do szkoły, ale nie do tych zjebanych do całej reszty debili, tylko po to, aby się nauczyć czegoś nowego - to właśnie ten dylemat nie dawał mi spać.
Zadzwonił dzwonek. Zwlekałem ze spakowaniem się najdłużej, jak tylko się dało, przez co wyszedłem ostatni z klasy. Jednak pod drzwiami stali chłopacy i od razu pochwycili mnie za ramiona, uniemożliwiając ucieczkę. Z wciąż obolałą kostką tym bardziej byłem niezdolny do próby ucieczki.
- To co? Zgwałcisz go?
- CO?! - wrzasnąłem przerażony.
- Stul pysk...
- PROSZĘ PANI! PANI KOŚ... - nie dokończyłem, bo Grucha zakrył mi tą wielgachną i cuchnącą czymś bliżej nieokreślonym (chyba wolałem nie wiedzieć, czym dokładnie) łapą usta. Zacząłem się miotać, ale to wszystko było na nic. Grucha zrobił kilka dużych kroków i puścił mnie dopiero, gdy jego kumpel zamknął drzwi od łazienki. Upuściłem plecak. Spróbowałem uciec, ale złapał mnie ból kostki tak mocny, że upadłem na brudną podłogę.
- A temu co?
- Chyba coś Sleepy wspominała, że się najebał i skręcił kostkę.
- Aha.
Podeszli bliżej, zwijałem się z bólu, ale spróbowałem się podnieść. Przytrzymując się parapetu, powoli podniosłem się z ziemi i popatrzyłem z niedowierzaniem na Gruchę. Czy on naprawdę jest do tego zdolny? Miałem w duchu nadzieję, że to tylko wyjątkowo nieudany żart. Moje modlitwy jednak nie zostały wysłuchane, a Grucha przerzucił sobie mnie przez ramię i zamknął nas w kabinie.
- Kurwaaa! Zostaw mnie!! Słyszysz?! - wrzasnąłem, próbując się wyrwać. Oczy zaczęły mnie piec. Poczułem straszną bezradność. I co ja teraz zrobię?
- Co wy tam... - usłyszałem głos jakiegoś całkiem obcego chłopaka. Znieruchomiałem, a moje oczy zrobiły się okrągłe jak spodki. Grucha jednak zdjął mnie ze swojego ramienia, przez co krzyknąłem, po czym z hukiem przydusił do ścianki kabiny. Usłyszałem, że osoby, które przed chwilą weszły do łazienki w popłochu wybiegły. Rozległ się dzwonek. Grucha mnie puścił i gdybym się nie przytrzymał toalety, z całą pewnością znowu bym upadł. Cały się trząsłem z nerwów. Otworzył drzwi od kabiny i wyszedł. Jak gdyby nigdy nic. Dopiero po kilku dobrych chwilach wyszedłem, zabrałem plecak i wykuśtykałem z toalety. Zauważyłem, że kuleję jeszcze bardziej. To pewnie przez ten upadek.
Kiedy stanąłem pod drzwiami od biologii, dostrzegłem, że chłopacy na mnie patrzą z wyższością i rozbawieniem. Przełknąłem ślinę i przeniosłem wzrok na Julię. Miała szeroko otwarte oczy. Stała tuż przy nich. Pewnie podsłuchiwała. Podszedłem bliżej, gdyż była ostatnią osobą, która rozumiała mnie w tej szkole. Oczywiście prócz Nataniela, który niestety ostatnio wyjechał.
- To prawda? - zapytała.
- Co jest prawdą? - dopytałem drżącym głosem.
Wtedy otworzyły się przed nami drzwi do klasy. Nasza nauczycielka od biologii nie chciała żadnych rozmów po wejściu do klasy, więc odpowiedź otrzymałem dopiero, kiedy na następnej przerwie zaczepiła mnie ponownie Julka.
- To, co stało się w łazience. To prawda czy zmyślają?
Popatrzyłem na nią przestraszony. Nie miałem pojęcia, o co dokładnie chodzi. Powiedzieć, że nie, czy dopytać, w czym rzecz? Może bez namysłu potwierdzić?
- Michał? - zapytała zmartwiona, gdy nie otrzymała odpowiedzi.
- Ja... znaczy... o czym dokładnie mówili?
- Że... em... stało się coś pomiędzy wami w tej kabinie. Pół szkoły mówi, że on... no wiesz - objaśniła, a na jej policzki wpłynął rumieniec. Za cholerę nic nie mogłem zrozumieć.
- On co?
Zawahała się, następnie wzięła głęboki wdech i na jednym tchu zapytała:
- Zgwałcił cię?
Moje oczy zrobiły się okrągłe jak spodki. Pół szkoły...? Co najgorsze mieliśmy "świadków", którzy źle zinterpretowali to, co zaszło... I teraz jak każdemu tłumaczyć z osobna, jak było naprawdę? Przecież nikt nie uwierzy kujonowi... Zrobili ze mnie pedała. Celowo. Teraz będę miał już do całkowicie zrujnowane życie.
- N-nie...
- Kłamali?
- Nie całkiem... Grucha mnie przycisnął do ściany. Ktoś akurat wtedy wszedł do łazienki i... chyba rozumiesz.
Patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę, po czym odpowiedziała:
- Uznajmy, że ci wierzę. Jesteś absolutnie pewien, że wolisz dziewczyny?
Zrozpaczony pokiwałem głową.
- W takim razie będziesz musiał to jakoś udowodnić.
Zaniemówiłem. Nie miałem pojęcia, że takie półgłówki są w stanie obmyślić tak zawiły plan. Może planowali to już od początku roku? Naprawdę nie wierzyłem w to, że wpadli na to przez jedną lekcję. Pomasowałem skronie. Od tego wszystkiego zaczęło mi się kręcić w głowie. Jedyne na co miałem teraz ochotę, to ucieczkę od szkoły i tego wszystkiego.
- Jak niby?

<Julia? Masz jakiś pomysł? xP>

Średnie op.
4

czwartek, 18 sierpnia 2016

Od Julii "Opierdalający się kujon" cz. 8 (cd. Michała)

23 listopada 2014 roku
Od mojej wizyty u Michała minęły cztery dni, od tamtej pory znów zaczęłam czytać moją książkę. Byłam już w połowie i mimo tego, że znałam jej treść już na pamięć, wciąż chciało mi się ją czytać (powtórzenie!). Dni w szkole były dość spokojne, nie licząc kiedy Zuza przychodziła i pytała się pięć razy dziennie kiedy przyjdę. Skoro tak mnie namawiała musiałam znów przyjść, postanowiłam zrobić to niedługo.

----
24 listopada 2014 roku
Dzisiaj wyjątkowo wstałam bardzo późno, wszystko robiłam w pośpiechu.
- Dlaczego budzik nie zadzwonił? - zapytałam siebie lekko podirytowana.
Najpierw spakowałam wszystkie potrzebne książki do szkoły, dopiero po tym zaczęłam wybierać ubrania z szafy. Nic dziś nie było u mnie po kolei, gdy weszłam do kuchni, moja mama uśmiechnięta i wypoczęta zapytała:
- Źle się spało? Wyglądasz jakbyś całą noc zarwała.
- Nie. Nic się nie stało. - odparłam, gdy spojrzałam do lustra, stwierdziłam, że to prawda. Wyglądam jakbym nie spała całą noc, więc szybko wróciłam do pokoju przynajmniej trochę poprawić swój wygląd. W końcu byłam gotowa do szkoły, ale spóźniłam się na autobus.
- Tato? - zapytałam - Mógłbyś mnie podwieźć do szkoły?
- Wsiadaj do auta. Dzisiaj trudny dzień? - zaśmiał się lekko.
- Najwyraźniej. - powiedziałam cicho.
Na całe szczęście zdążyłam na lekcję. Na czwartej przerwie podeszła do mnie siostra Michała.
- To co? Kiedy przyjdziesz? - zapytała.
- Dzisiaj się postaram. - odpowiedziałam.
Ta uśmiechnęła się szeroko i nic już więcej nie mówią odeszła. Reszta lekcji minęła szybko i spokojnie.
Po powrocie do domu, przebrałam się i zjadłam obiad przygotowany przez mamę. Nie tyle co zjadłam, tylko poprzewracałam wszystko na talerzu widelcem. Wzięłam książki dla Michała i stojąc już w przedpokoju oznajmiłam:
- Ja idę.
- Nie wracaj zbyt późno. - odparła mama
- Okej. - powiedziałam i wyszłam z domu.
Kilka minut zajęło mi dojście do jego domu, tym razem normalnie zadzwoniłam dzwonkiem. Otworzyła mi Zuza, wpuszczając mnie do środka i witając się:
- No w końcu przyszłaś! - uśmiechnęła się.
- Obiecałam, to przyszłam.
Zdjęłam buty oraz płaszcz, po czym poszłam za Zuzą. Gdy weszłyśmy do pokoju, Michał w sweet'aśnej piżamie z misiem szukał chyba ubrań w szafie.
- Cześć. - powiedziałam trochę rozbawiona.
- C-cześć.. - uśmiechnął się wyraźnie zakłopotany tą sytuacją.
Położyłam książki na biurku, a Zuza powiedziała:
- Może poczekamy w salonie?
- Okej. - odparłam i udałyśmy się do salonu i usiadłyśmy na kanapie. - Dzisiaj nie posiedzę zbyt długo. Muszę pomóc mamie w domu. Więc nie zostanę na długo. - dodałam.
- Szkoda. Zostaniesz na jakąś godzinę przynajmniej? - zapytała
- Dobrze.
Po chwili przyszedł Michał, mówiąc:
- Dzięki za książki. - Nadal widziałam, że czuje się zmieszany.
- Nie ma sprawy. Dzisiaj mogę być tylko jakąś godzinę.
Przez tę godzinę, zrobiłam z Michałem lekcję i pogadałam z Zuzą o opowiadaniach i tym podobnym. W końcu musiałam wracać do domu.
- Muszę już iść. - powiedziałam kierując się do drzwi. - Do zobaczenia. - dodałam, gdy już ubrałam buty i płaszcz.
- Pa. - powiedział Michał.
- Przyjdź niedługo. - poprosiła Zuza.
Nic już nie mówiąc poszłam do domu, tym razem mało czasu mi to zajęło.
- Wróciłam. - oznajmiłam, wchodząc do domu.
- Dobrze. - powiedziała mama. - Chodź, pomożesz mi.
Całą resztę dnia pomagałam mamie sprzątać dom, porządkowałyśmy stare rzeczy. Znalazłam wiele ciekawych rzeczy (powtórzenie!), takich jak, album ze zdjęciami, płyty z filmami i muzyką oraz wiele innych. Około godziny dwudziestej pierwszej byłam już padnięta, umyłam się i położyłam spać.

----
4 grudnia 2014 roku
Wstałam o godzinie piątej, byłam wyspana. Dzisiaj są Mikołajki, włożyłam do torby czapkę mikołaja, m.in. znalezioną dwudziestego siódmego listopada w kartonach. Ubrałam wyjątkowo czerwoną bluzę oraz jak zwykle czarne jeansy. Poszłam do kuchni i przygotowałam śniadanie rodzicom, sama zaś zjadłam płatki z mlekiem na ciepło. Tego dna dwór pokrywał już biały puch, mój pies tylko czekał aż wyjdę z nim na ten mróz. O godzinie szóstej mój tata już się obudził i zaczął szykować do pracy.
- Jak ja wyjadę? - złapał się za głowę, widząc wszędzie śnieg na dworze.
- Jakoś dasz radę. - pocieszyłam go ciepłym uśmiechem.
- Coś ostatnio często się uśmiechasz. Mam się martwić? - powiedział zaczepliwie zaczepnie.
- Nie no co ty. Co masz podejrzewać? Hm? - odpowiedziałam na zaczepkę.
Zjadł śniadanie przeze mnie przygotowane, po czym szybko wyszedł do pracy. Na spokojnie poszłam na przystanek autobusowy, po minucie na szczęście już przyjechał. Wsiałam do niego i pojechałam do szkoły. Gdy dojechałam od razu podeszła do mnie Zuza.
- Przyjdziesz dziś na dłużej? Dawno u nas nie byłaś. - powiedziała prosząco
- Stęskniliście się? - zaśmiałam się
- Tak. Nawet bardzo. - uśmiechnęła się
- No dobrze. Przyjdę.
Dziewczyna odeszła, a ja poszłam pod klasę. W sumie była tylko czwórka osób, bo każdy był prawie chory. Zakładam, iż nic wielkiego robić nie będziemy, tak jak się spodziewałam przez większość lekcji oglądaliśmy filmy. W końcu nadszedł czas kiedy to kierowałam się w stronę autobusu. Zatrzymała mnie jednak Zuza.
- Na pewno przyjdziesz? - zapytała aby się upewnić.
- Na pewno. - odparłam.
Weszłam do autobusu i zajęłam miejsce, po kilkunastu minutach byłam na przystanku, z którego doszłam do domu.
- Dzisiaj obiecałam, że pójdę do Michała. Więc nie będzie mnie dość długo jak się spodziewam. - oznajmiłam mamie, gdy byłam już w domu.
- Dobrze. Ale nie przyjdź w środku nocy. - odparła.
- Dobrze, dobrze.
Po piętnastu minutach już byłam w drodze, w domu i tak nic szczególnego bym nie robiła. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi, tym razem otworzył Michał.
- Cześć. Co ty tu robisz? - zapytał dość zdziwiony, wpuszczając mnie do domu.
- Zuza ci nie mówiła? Od rana się mnie pytała czy przyjdę. - wyjaśniłam.
- Nie. Nic mi nie mówiła. - odparł.
Weszliśmy do salonu, usiadłam na fotelu, a Michał na drugim.
- Ona nawet jeszcze nie wróciła ze szkoły. - powiedział dość mocno speszony. Jakby nie patrząc, jego rodzeństwa nie było i rodziców też. Sama zaczęłam czuć się trochę niezręcznie. Nastała dość długa niezręczna cisza, ale chłopak ją przerwał:
- Chcesz coś ciepłego do picia?
- Może herbatę. - odpowiedziałam.
Ten wstał i udał się do kuchni, teraz to dopiero zaczęłam się zastanawiać, dlaczego przyszłam tak wcześnie. Po chwili przyniósł dwa kubki z herbatą.
- Jak noga? Kiedy wracasz do szkoły? - zapytałam

Michał?

Długie op.
14 błędy inter./styl. = 74%
3

czwartek, 4 sierpnia 2016

Podsumowanie lipca


LIPIEC
W tym miesiącu, dotychczas najlepszym, pojawiło się aż 13 op. i dołączyła do nas Ewa, Julia i Oskar. Mam nadzieję, że utrzymamy poziom, a sierpień będzie jeszcze aktywniejszy. c:

PODSUMOWUJĄC
Wyniki uczniów:
Antonina Koniecpolski: 0 (-96 pkt.)
Magdalena Niewidomska: 0 (-50.5 pkt.)
Karolina Myszka: 0 (-76 pkt.)
Adrianna Szpakowska: 1 (-50.5 pkt.)
Aleksandra Frąckowiak: 1 (103 pkt.)
Michał Wrona: 2 (144 pkt.)
Ewelina Kiryluk: 4 (149 pkt.)
Julia Sokołowska: 3 (105 pkt.)
Oskar Warmiński: 2 (72 pkt.)

Wciąż dość sporo osób ma zagrożenie... Osoby, które mają poniżej -40 pkt., zmienię w NPC w przeciągu kilku dni. Tak swoją drogą - możliwość zakupienia i wymiany przedmiotów ze sklepiku na punkty karmy powstała właśnie dla osób, którym nie idzie pisanie i dostają ich za mało, by się utrzymać na stronie. D:

Powodzenia życzę i do zobaczenia w kolejnym podsumowaniu (bądź ogłoszeniu),
Avril

Od Michała "Opierdalający się kujon" cz. 7 (cd. Julia)

Piątek, 21 listopada 2014 r.
Julia była u nas aż do dziewiętnastej. Przez ten czas zdążyłem przepisać wszystkie lekcje, a nawet zrobić znaczną część zadań z ćwiczeń, gdyż nie chciałem odbierać jej ciężkiej pracy. Chciałem trochę samodzielnie pogłówkować. Kiedy sobie poszła, w salonie zapanowała dziwna cisza.
- To ja chyba idę zająć się moimi pikselowymi konikami - mruknęła Zuza, podnosząc się z fotela. Zostałem sam. Położyłem się na kanapie i położyłem rękę na czole. Na dworze robiło się coraz ciemniej, więc tata już chwilę potem przyszedł i zasłonił rolety wstawione w okna. Po raz kolejny nie miałem co robić. Gdybym miał laptopa, mógłbym do końca dnia poserfować po sieci, obejrzeć memy, obejrzeć filmiki z śmiesznymi kotami lub założyć tego nieszczęsnego facebooka. Zazdrościłem siostrze najbardziej chyba tego, że ma zawsze co robić. Mimo, że to tylko wirtualny świat, posiada jakiś cel. A ja? Prócz dobrych ocen nie mam nic.
- Michaał? - usłyszałem głos mojego młodszego brata. Zwróciłem na niego wzrok, a ten potrząsnął kartonikiem wypełnionym klockami lego. Od razu zrozumiałem, o co mu chodzi. Usiadłem i poprosiłem o kraton. Wysypaliśmy całą zawartość na stół i zabraliśmy się za układanie.
***
Sobota, 22 listopada 2014 r.
Rodzeństwo miało się ze mną "pobawić". Nie mam się nudzić. Jednak tak jak się spodziewałem, siostra tylko klikała coś obok mnie na komputerze, a ja raz na jakiś czas spoglądałem na nią znad puzzli z uśmiechniętym Scooby-Doo.
- Oko? Dzie je oko? - zapytał Jasiu, a ja odszukawszy właściwego klocka, wcisnąłem go do jego małej, pulchnej rączki. Niespodziewanie moja siostra oparła łokcie o klawiaturze i po potarciu zamkniętych powiek nadgarstkami, zamknęła klapę urządzenia. Miała lekko zaczerwienione, lśniące oczy.
- Coś się stało? - zapytałem, nie do końca pewien, czy tak zawsze wyglądała po długim siedzeniu przy monitorze. Posłała mi długie spojrzenie, po czym wykrztusiła:
- Nie. Wszystko jest w porządku.
Następnie oparła się w fotelu i zamknęła oczy. Obserwowałem ją jeszcze przez chwilę, po czym udając, że rzeczywiście niczego niepokojącego nie dostrzegłem, wróciłem do układania puzzli. Kiedy następny raz na nią popatrzyłem, siedziała z podkulonymi kolanami pod brodę z telefonem w ręce. Zapewne pisała do tej swojej koleżanki.
- Tak właściwie jak ona ma na imię? - zapytałem. Przez chwilę milczała, po czym odparła:
- Vexy.
- Jest z zagranicy? - zdziwiłem się. Zuza nigdy nie radziła sobie dobrze z językami innymi od polskiego.
- Nie... to tylko jej ksywka. Tak naprawdę ma na imię Kinga - mruknęła. Pokiwałem ze zrozumieniem głową. W końcu zdecydowałem się zapytać o coś, o czym myślałem od wczorajszego wieczoru:
- Mogłabyś mi znaleźć jakieś zajęcie? Cały czas coś tam klikasz i narzekasz na brak czasu... pomyślałem, że mógłbym pomóc. I tak przez cały dzień się nudzę.
Roześmiała się sarkastycznie.
- Nie mów mi tylko, że będziesz pisać opowiadania?
Przełknąłem ślinę. To faktycznie nie był dobry pomysł.
- A robisz tam... coś jeszcze?
- Wstawiam opowiadania, dopisuję punkty... cóż, z tym też jest sporo roboty, wolałabym się tym zająć samodzielnie. Poza tym zaczęły się problemy na blogu, więc... szkoda gadać.
- Możesz mi opowiedzieć.
- Nie trzeba. I tak nie zrozumiesz wszystkiego - westchnęła, wstając z miejsca. Podniosła jedną ręką laptopa.
- A coś jeszcze? Często mówisz, że opiekujesz się "pikselowymi konikami". Może ja mógłbym się nimi zająć?
Zamyśliła się, po czym skinęła głową. Postawiła urządzenie na stole i otworzyła klapę. Po chwili ukazał się brzoskwiniowy ekran blokady z dziewczyną z jakiegoś anime ubraną w kimono.
- Jakie masz hasło? - zapytałem. Kiedy je podała, natychmiast się roześmiałem - Trudniejszego się nie dało?
- To rodzice wymyślili, nie ja... - mruknęła, wpisując odpowiednie hasło w wyszukiwarkę. Wybrała jeden z zapisanych loginów, który postarałem się zapamiętać, gdyż tych było naprawdę wiele. Zacząłem się zastanawiać, czy moja siostra miała aż tyle kont, jednak wolałem się nawet nie pytać. Nie chciałem być wścibski. Następnie weszła w zakładkę "Moje konie" i kliknęła pierwszą ikonkę z rumakiem z brzegu. Kiedy tłumaczyła co i jak, mój młodszy brat buntował się, szarpiąc za moją koszulkę i prosząc, bym mu pomógł układać. W końcu kiedy uznałem, że zrozumiałem mniej więcej w czym rzecz, podziękowałem siostrze i wróciłem do układanki. Może przynajmniej się do czegoś przydam.
***
Poniedziałek, 24 listopada 2014 r.
Wszyscy domownicy zebrali się do szkoły, pracy lub przedszkola. W domu zostałem sam. Z głośników laptopa cicho pobrzmiewało "Jibun Rock", a ja kończyłem się opiekować ostatnim pikselowym koniem. Przez chwilę siedziałem tak, zastanawiając się co robić, po czym stwierdziłem, że przejrzę sobie YouTube. Szybko mi się to znudziło, więc pozostałem w kropce. "Może obejrzę jakieś anime...? Właściwie to nie mam za bardzo na to chęci" - myślałem.
Zdecydowałem się w końcu przejrzeć zaznaczone zakładki mojej siostry. Jak się okazało, najczęściej odwiedzaną przez nią stroną jest coś nazwanego "Watahą Magicznych Wilków". Zmarszczyłem brwi i zdecydowałem się zajrzeć. Moim oczom ukazał się banner z wesołymi psowatymi o wszystkich kolorach tęczy oraz różowe tło z pojedynczymi szarymi wzorami, które miały być chyba kwiatami. Czy to nie czasem ta "wataha" o której dość często wspominała? Zjechałem nieco niżej i po zorientowaniu się, że autorką postów jest właśnie moja siostra, odruchowo uśmiechnąłem się do siebie. Mam ją. W końcu zorientuję się, cóż takiego na tym blogu wyczynia.
Przeczytałem kilkanaście tekstów. Niewiele z tego rozumiałem, więc zacząłem przeglądać zakładki. Wciąż czułem się nieco zagubiony, więc kiedy tylko znalazłem czat, natychmiast napisałem na nim wiadomość o treści: "O co tu chodzi???". Przez chwilę obserwowałem okienko, ale nie doczekałem się odpowiedzi. Zacząłem grzebać coraz to głębiej i głębiej, ale wciąż niczego nie mogłem pojąć. Wiedziałem tylko, że pisze się tu opowiadania jakimiś wilkami... lecz informacji na temat szczegółów nie mogłem odnaleźć.
Poddałem się, ale zerknąłem raz jeszcze na czat. Użytkownik o nazwie "Sora" udzielił mi odpowiedzi. Natychmiast zbliżyłem się do ekranu i odczytałem odpowiedź: "ludzie tworzą swoje własne postacie w danej kategorii (w tym wypadku wilki) i wymieniają się między sb opowiadaniami". Przez chwilę patrzyłem na odpowiedź i postanowiłem odpisać.

Rock: Acha i co??
24-11-14 11:13

Sora: No jak to co? *facepalm* ludzie rozwijają swój talent pisarski i nie tylko, uczą się kreatywności,  poprawnej  pisowni a dodatkowo działają swoją wyobraźnią
24-11-14 11:14

Rock: Acha
24-11-14 11:14

Sora: Wow ciesze ze się rozumiesz ludku
24-11-14 11:14

Rock: Wyczuwam ironię?
24-11-14 11:15

Sora: Wiesz....rzadko kiedy ludzie zadają takie pytania
24-11-14 11:16

Rock: Serio??
24-11-14 11:16

Sora: Nie na niby
24-11-14 11:16

Rock: Acha to narka
24-11-14 11:16

Sora: Miło było poznać, wpadaj częściej :P
24-11-14 11:17

Rock: No raczej nie 
24-11-14 11:17

Sora: A czy ja cie zmuszam? Skarbie rób co chcesz 
24-11-14 11:17

Westchnąłem i oparłem się o oparcie fotela. Wciąż niewiele rozumiałem, ale wychodziło na to, że jestem po prostu wyjątkowo nieogarnięty. W tej chwili poczułem, że chciałbym chociażby spróbować to zrozumieć... poprzez wejście w szeregi członków. Przekopywałem zakładki raz jeszcze, póki nie znalazłem formularza. Zdecydowałem, że chcę się zabrać za wypełnianie go. Włączyłem program tekstowy i wziąłem się do roboty.
***
Gdy w końcu skończyłem, popatrzyłem na swoje dzieło.

Wygląd: http://magicznewilkiopowiadania.blox.pl/resource/Jack.jpg
Imię: Gelart
Funkcja: wojownik
Stan: brak
Wiek: 4 lata
Agresywność dla: 4/10 watahy, 8/10 obcych, 11/10 wrogów
Charakter: odwarzny, poważny, agresywny, lubi pić
Żywioł: ogień
Umiejętności: podmuhy ognia, walka
Rodzina: nieznana
Głos: https://www.youtube.com/watch?v=zvRHFicS_0c
Na Howrse/E-mail: brak
Po przemianie: brak

Zapisałem. Nie byłem do końca zadowolony ze swojego dzieła, ale cóż począć - wciąż niewiele wiedziałem o tym wszystkim. Spojrzałem jeszcze na czat. Sora napisała jeszcze "nieśmiały ten rock....", ale jako, że widziałem tylko jedną (zapewne samego siebie) osobę online, nie odpowiedziałem. Zabrałem się za pisanie.
***
Kiedy pisałem piątą część, usłyszałem szczęk zamka przy drzwiach wejściowych. Nie powiem, wciągnęło mnie to. Już po chwili moja siostra stanęła w salonie i zapytała:
- I co tam robisz?
Spanikowałem i postanowiłem zamknąć plik, nim się zorientuje, co robię, ale nie zdążyłem, a ona nachyliła się nad moim ramieniem.
- Czy ty... piszesz opowiadanie? - zapytała szczerze zaszokowana.
Powoli pokiwałem głową. Wyciągnęła ręce w stronę laptopa, jednak ja oświadczyłem, aby tego nie czytała. Zaśmiała się krótko, po czym oznajmiła, że to jej własność. W końcu uległem. W napięciu patrzyłem, jak jej oczy śmigają po tekście.
- Ty tak poważnie? "Sobą" przez "om"? No i to "odważny" w formularzu przez "rz"! Wybacz, ale ciężko mi to czytać. Te błędy są rażące - powiedziała ze śmiechem.
- Nie podkreśliło na czerwono, więc... - zacząłem, ale ona mi przerwała:
- Michał, ten program przecież niczego nie zaznacza na czerwono! Gdybyś tylko nie był totalną psują, pozwoliłabym ci pisać na Bloggerze, ale znając szczęście przy okazji byś mi coś usunął - zrobiła pauzę - A teraz szczerze: chcesz dołączyć do Watahy Magicznych Wilków? Jak namierzyłeś link? - uniosła brew.
- Miałaś w zakładkach...
- Mogłam się tego spodziewać... - spojrzała raz jeszcze na moje opowiadanie - Będę miała z tobą sporo roboty, ale teoretycznie mogę przyjąć. Dasz radę pisać coś raz na dwa tygodnie?
Z wahaniem skinąłem głową.
- Tylko następnym razem postaraj się bardziej, błagam. Nie chcę za każdym razem tłumaczyć ci, że "że" pisze się przez "ż".
- Ale ja pisałem przez "ż"! - oburzyłem się.
- Ale za to "aha" piszesz przez "ch", więc na jedno wychodzi. - To mi zamknęło usta. - Ja lecę wstawić i poprawić jakoś... to coś, a ty szykuj się na wizytę tej Julki. Stwierdziła, że chce, abyś miał jakoś równomiernie rozłożoną robotę, dlatego zamierza przychodzić w miarę możliwości codziennie.
Wypuściłem z płuc powietrze. Tego się nie spodziewałem. Byłem jeszcze w piżamie. Pokuśtykałem do pokoju, który dzieliłem z resztą rodzeństwa. Kiedy przeszukiwałem szafę w poszukiwaniu czegoś do ubrania, rozległ się dźwięk dzwonka. Właśnie wtedy moja siostra popędziła do drzwi. Cholera. Cholera. Czemu zawsze wszystko musi mi się pochrzanić? Jeszcze szybciej przebierałem ubrania. Wziąłem do ręki pierwszą lepszą koszulkę, ale kiedy się obróciłem dostrzegłem, że Julka weszła do pokoju. Kurwa.

<Julia? Misiu ma uroczą piżamkę z misiem x'D>
Średnie op.
90%
5