niedziela, 25 grudnia 2016

Boże Narodzenie

Chyba przyszła pora na życzenia.
Co z tego, że większość z Was pewnie składa je sobie w Wigilię... ja jednak sądzę, że dzisiaj są tak samo, a może i nawet bardziej ważne, gdyż "wigilia" oznacza dzień przed. Czyli dzisiaj jest prawdziwe Boże Narodzenie. Sądzę, że wiecie, o co chodzi.
Niestety nie jest najlepsza w składaniu życzeń, więc po prostu napiszę, że chciałabym, abyście zdołali spełnić swoje wszystkie marzenia już teraz, w przyszłym roku lub innym, niedalekim czasie. Dużo szczęścia, pomyślności i zdrowia. Poza tym oczywiście również weny oraz rozwijania swoich pasji bądź odkrycia nowych. Dobrych ocen w szkole (o ile nadal się uczycie), prawdziwych przyjaciół i tak dalej...
To chyba tyle. Wiem, niezbyt to oryginalne, ale cóż poradzić.
Znalezione obrazy dla zapytania deviantart photo christmas

Pozdrawiam i do zobaczenia!
Alfa Suzanna/Adminka Simka Animka

czwartek, 22 grudnia 2016

Od Michała "Czekając na burzę" cz. 4 (cd. Ewelina)

Poniedziałek i wtorek, 15-16 grudnia 2014 r.
- Powinna się tam znaleźć jakaś część rozrywkowa, która opowiada o filmach i grach... - stwierdziła Ewa, na co zgodnie skinęliśmy głowami.
- A... Tytuł? - zapytałem, poprawiając szalik. Zaczęło mnie irytować to, że para wydobywająca się z moich ust natychmiast zmieniała się na nim w wodę.
- Wydaje mi się, że powinna zasugerować go reszta uczniów.
- Nie głupim pomysłem byłoby zrobienie konkursu na najlepszy tytuł do gazetki szkolnej - odezwała się ponownie moja siostra.
- Czyli wstępnie mamy wszystko ustalone. Co do tych rysunków... W pierwszym egzemplarzu gazetki wydamy ogłoszenia dotyczące współpracy, poprzez dawania nam swoich prac - zarządziła Ewa.
- Ewentualnie zdjęć rysunków. Jakby ktoś nie chciał stracić swojej pracy - dopowiedziała druga z dziewczyn.
- Okay. Czyli wstępnie mamy wszystko ustalone. Jeśli chcecie, to będziemy się mogli kiedyś spotkać, żeby wspólnie napisać resztę artykułów.
- Oczywiście! - stwierdziła moja siostra. Niestety zrobiła to na tyle głośno, że niektóre osoby przechodzące obok łypało na nią wzrokiem. Posłałem jej mordercze spojrzenie, lecz ona tylko jeszcze szerzej się uśmiechnęła.
- No, to pa - powiedziała na odchodnym blondynka i powędrowała w kierunku przestanku. Nieśmiało pomachałem jej na pożegnanie, ale chyba już tego nie zauważyła. Kiedy z kolei zwróciłem wzrok w kierunku Zuzy, w osłupieniu dostrzegłem, że ona z kolei machała ręką jak oszalała, o mało nie uderzając przechodzącej obok wymalowanej gimnazjalistki. Prawie straciła równowagę na oblodzonym chodniku, nazwała moją siostrę od dziwek i odeszła. Gwałtownie chwyciłem Zuzę za ramię i obróciłem w moim kierunku.
- Co ty wyprawiasz? - syknąłem.
- Nic, a co mam robić? - odpowiedziała pogodnie.
Puściłem jej ramię. Cały czas zaniepokojony patrzyłem na przechodzących ludzi, którzy rzucali nam pogardliwe uśmieszki.
- Przynosisz mi wstyd... Coś czuję, że masz już zrujnowaną opinię w gimnazjum bardziej, niż ja.
- A co tam. Nie obchodzi mnie zdanie innych - wzruszyła ramionami, ale dostrzegłem, że jej oczy zaczęły lśnić.
- Ty płaczesz? - zapytałem nieco zaskoczony.
- Co? Nie! To od zimna - zaśmiała się, ocierając pospiesznie zbierające się łzy rękawiczką. Zaniepokojony spojrzałem na nią po raz jeszcze i oznajmiłem:
- Dobrze, więc może już chodźmy do domu...
Pokiwała szybko głową i żwawym tempem ruszyła w kierunku bramy. Zrównałem z nią krok, kątem obserwując jej zachowanie. Jej spojrzenie było dziwnie niespokojne, a ciało roztrzęsione. Nie wydawało mi się, aby to było od zimna. Znałem ją stanowczo za długo. Stopniowa zmiana ciemnych kręgów pod oczami na czerwonawe również nie wróżyła niczego dobrego. Coś się działo, co zdecydowanie nie zapowiadało się dobrze. Nie chciałem pytać. Wiedziałem, że prędzej czy później sama to z siebie wyleje. Ponadto sam miałem własne podejrzenia. Była zawsze bardziej emocjonalna niż ja, więc to było całkiem prawdopodobne. Szczególnie, że była już w tym wieku.
Nienawidziła samej siebie. Za to, jaka jest.
Najgorsza w tym wszystkim była chyba świadomość, że nic na to nie poradzę i powinna się z tym sama uporać. Miałem nadzieję, że jej szybko minie. W końcu chyba każdy miał chwilę takiego wewnętrznego kryzysu.
***
Kiedy wróciliśmy, wziąłem pierwszy lepszy koc, zrobiłem sobie herbatę i usiadłem w pokoju gościnnym z książką. Musiałem się jakoś ogrzać. Zuza oczywiście poszła do swojego pokoju. Słysząc, iż przez cały czas puszczała jakąś muzykę i stukała w klawisze, bez problemu zorientowałem się, że pisze opowiadanie. Ewentualnie debatowała o czymś ze znajomymi z internetu.
Dopiero po około godzinie przestała pisać jak szalona i przyszła do mnie. Przewróciłem kartkę i dopiero wtedy poniosłem na nią wzrok. Widząc jej minę, domyśliłem się, że zamierza mi się na coś poskarżyć.
- No? O co chodzi?
Przez chwilę wahała się, od czego zacząć.
- Robię odświeżenie na watasze.
- I?
- Musisz zgłosić, czy zostajesz i napisać opowiadanie. Wpisać cię na listę?
Westchnąłem i przymknąłem książkę.
- Z przykrością stwierdzam, że chyba daję sobie spokój.
- Dlaczego? - zaczęły jej ręce drżeć. Chyba była zestresowana. Wyglądało na to, że wcale nie pisała opowiadania.
- Mam ważniejsze sprawy na głowie, a poza tym w ogóle nie mogę się wczuć w postać... I co ważniejsze nie umiem pisać opowiadań.
- Jak będziesz ćwiczyć, to się nauczysz. Możesz też zawsze spróbować z nową postacią. Jeśli będziesz chciał, mogę ci jakiejś użyczyć.
- Nie, dzięki - mruknąłem.
- To stwórz własną.
- Nie umiem.
- To najwyższa pora się nauczyć. W ten sposób wzbogacisz swoją wyobraźnię i tak dalej... - powiedziała od niby niechcenia. Wciąż nie mogłem się nadziwić, jak się zachowuje wśród praktycznie obcych ludzi, a jak między członkami rodziny. Sam nie umiałem określić, którą z jej twarzy lubię bardziej. Jedna i druga była na swój sposób irytująca.
- Jeszcze się zastanowię. Co ty na to?
- Nie możesz już?
- Nie, nie mogę - Starannie włożyłem między kartki książki chusteczkę służącą mi jako zakładka i odłożyłem przedmiot na bok. - Za to powinniśmy już teraz pomówić o gazetce szkolnej.
Z jej płuc natychmiast uleciało powietrze. Błysk z oczu, który miała jeszcze niedawno na wieść o dostaniu się do redakcji magicznie zniknął.
- Przecież już chyba wszystko ustaliliśmy.
- Ustalić ustaliliśmy, ale powinniśmy brać się powoli do pracy. Nie ma co zostawiać tego na później - odgarnąłem koc i wstałem.
- Jest jeszcze dużo czasu.
- Tak tylko ci się wydaje. Wiem, że lubisz wszystko robić na ostatni moment, ale to nie jest dobre. Spróbuję cię tego oduczyć - uśmiechnąłem się lekko i poszedłem po dodatkowy zeszyt w kratkę, który pierwotnie miał mi służyć jako druga część notatek z matematyki. Nie zdziwiłem się, widząc, że laptop siostry wcale nie jest wyłączony. Wziąłem jeszcze jakiś długopis brata z napisem "Jaś" i powędrowałem z powrotem. Zuza zdążyła już się rozsiąść na sofie. Pomachałem zeszytem.
- Tutaj zanotujemy wszystkie nasze obowiązki oraz projekty artykułów.
Zuza patrzyła na przedmiot z kamienną twarzą. Usiadłem przy stole i włączyłem długopis. Zrobiłem krzywą tabelkę z trzema rubrykami. U góry każdej wpisałem kolejno imiona: Michał, Zuzia, Ewa.
- Musiałeś mnie koniecznie wpisać jako Zuzia? - mruknęła z niezadowoleniem moja siostra, która nachyliła się nad notesem. Przewróciłem stronę. Zignorowałem jej pytanie i zacząłem pisać. U góry drukowanymi literami zanotowałem "TEMATY". Od punktów wymieniłem wszystko, co wcześniej przyszło nam do głowy: wydarzenia z życia szkoły, opowiadania, rysunki, wywiady, kawały, odżywianie (tutaj postawiłem znak zapytania), kultura: gry i filmy.
- Masz numer do Ewy? - zapytałem.
- Nie. Przecież praktycznie jej nie znam.
- Jasne... - mruknąłem, odhaczając punkt "opowiadania" i wpisując go w rubrykę Zuzy. - Mogę spróbować z działem kulturalnym i relacjonowaniem wydarzeń ze szkoły... Ewentualnie zapytam jeszcze Ewę, czym zechciałaby się zająć. Najwyżej będziemy mieli kilka zadań grupowych. Możesz zorganizować konkurs na logo i poszukać ludzi chcących wykonywać ilustracje?
Zuza po chwili wahania niepewnie skinęła głową.
- W tym drugim musi mi pomóc ta... Ewelina. Ja nie mam kompletnie do tego głowy.
Pokiwałem w zamyśleniu głową. Wychodziło na to, że Ewie zostały poza tym wywiady, poszukiwanie dowcipów i ewentualnie pisanie co nieco o odżywianiu.
- Sądzę, że nie powinniśmy zostawiać jej samej z wywiadami - podniosłem wzrok znad zeszytu. Zuza wpatrywała się we mnie w skupieniu, a kiedy na jej twarzy pojawił się uśmiech, domyśliłem się, że to właśnie ja mam jej pomóc.
- W sumie co mi szkodzi... - powiedziałem ledwo słyszalnie. Zanosiło się na kompletną masakrę. Nie miałem zupełnie pomysłu, do kogo moglibyśmy iść najpierw z prośbą odpowiedzenia w interesujący sposób na kilka pytań. - Właściwie cała nasza trójka może próbować coś pisać o tym, co się dzieje w szkole.
- No dobra... Tylko nie zjedz Jasiowi długopisu - oznajmiła z przekąsem dziewczyna. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że zacząłem przygryzać metalową końcówkę. - I co? To tyle?
- Na to wygląda. Możesz już myśleć, o czym napisać to opowiadanie.
- A ty, czy zostajesz na watasze.
Skinąłem głową i pozwoliłem jej odejść. Już po chwili ponownie słyszałem stukanie w klawisze laptopa. Będę musiał jutro znaleźć Ewę i zapytać, czy zgadza się na taki układ.
***

- Hej Misiu, co tam u ciebie ciekawego słychać? - usłyszałem znajomy głos. Od razu odwróciłem się za siebie. Za mną stał wysoki chłopak, który miał na twarzy swój słynny, szeroki uśmiech.
- Cześć, Nat... Wiesz może gdzie ma lekcje Ewelina? Podobno jest w twoim wieku.
- Ewelina... Ewelina... - zamyślił się - Opisz mi ją.
- Blondynka, aparat na zębach...
- Taka ładna?
- Tak, taka ładna - przyznałem z lekką niechęcią.
- No to wiem. Chcesz się z nią umówić? - zapytał, ponownie się szeroko uśmiechając i szturchając mnie palcem w brzuch. Z udawaną złością odsunąłem się od niego.
- Nie do końca. Mamy coś do omówienia.
- Swój ślub? Oświadczyny? Randkę?
- Nie... - dopiero wtedy uświadomiłem sobie, iż niczego mu nie powiedziałem o tym, że zostałem przyłączony do redakcji gazetki szkolnej. Szybko wyjaśniłem mu, w czym rzecz, co on tylko z wyolbrzymionym podziwem podsumował:
- No to grubo. Ewka chodzi ze mną do klasy.
Uniosłem brwi. Tego się nie spodziewałem.
- Naprawdę?
- Nie, na niby. Jak chcesz, to mogę cię do niej zaprowadzić. Powinna siedzieć pod klasą.
Pokiwałem głową i dałem się prowadzić przez zatłoczone korytarze naszego gimnazjum. W końcu stanęliśmy pod klasą od polskiego. Nat dał mi znak ręką, abym się zatrzymał, a sam ostrożnie podszedł do Ewy, która stała do nas tyłem i analizowała ekran swojego telefonu. Nie zauważyła go, więc szybko dźgnął ją w boki. Przestraszona podskoczyła, o mało co nie upuszczając telefonu. Gwałtownie odwróciła się na pięcie, a kiedy zobaczyła, kto jest jej napastnikiem, krzyknęła:
- Oszalałeś?!
- Już dawno - stwierdził Nat, z trudem powstrzymując śmiech. Ewa zerknęła raz jeszcze na ekran smartfona i włożyła go do kieszeni. - Ten mały chce czegoś od ciebie.
Kiedy tylko mnie rozpoznała, uśmiechnęła się lekko i podeszła bliżej. Minęła rozbawionego Natiego. Najwidoczniej nie tylko mnie tak straszył, a jego klasa również uznawała to za normę w jego przypadku.
- Cześć - powiedziałem cicho, czując na sobie czujny wzrok Nata.
- Hej. O co chodzi?
Pospiesznie wygrzebałem z plecaka zeszyt i wyjaśniłem, o co chodzi z tymi tabelami. Teraz zdawały się być jeszcze bardziej krzywe.
- Zgadzasz się na takie rozłożenie zajęć, czy może chcesz robić coś innego?

<Ewa? W końcu odpisałam c':>

Średnie op.
80%
4

czwartek, 1 grudnia 2016

Podsumowanie listopada

LISTOPAD
Po raz kolejny mamy aż dwa podsumowania na głównej stronie Szkoły. Porażka. Po raz trzeci.
Miesiąc prawdę mówiąc zaczął się całkiem obiecująco. Później jednak nadzieja mnie opuściła, gdyż większość osób zmniejszyła tempo... i koniec końców nie pobiliście rekordu trzynastu opowiadań (co wcale nie jest aż takie trudne). Może w grudniu się uda? W końcu jest odrobinę więcej czasu przez przerwy świąteczne. No i do Was wracam. Mam nadzieję, że się cieszycie. :)
Tak jak pisałam już kiedyś - w razie czego jestem do Waszej dyspozycji. Wystarczy podać op. do chętnego, którym mam się zająć, a niebawem pojawi się w Szkole ciąg dalszy. Naprawdę chciałabym, aby ten blog się rozpędził, bo ma w sobie wyjątkowy potencjał.
Ważne jest, abym co miesiąc nie musiała uświadamiać Wam, że powinnam już usunąć połowę osób. Po raz kolejny proszę - jeśli kogoś znacie, kto byłby zainteresowany tym blogiem, możecie go zaprosić. Nie zmuszać, tylko prosić. Nie chciałabym zbędnych nieprzyjemności.
Jeśli przyjdą do Waszych głów pomysły na jakieś zmiany na stronie, które przyciągną nowych ludzi - jestem otwarta na sugestie. Wystarczy napisać albo na poczcie, albo na czacie, bo dosłownie każdego dnia na niego spoglądam.
Dołączyła do nas Melania. W tym miesiącu pojawiło się 6 opowiadań.

PODSUMOWUJĄC
Wyniki uczniów:
Adrianna Szpakowska: 0 (-97,5 pkt.)
Aleksandra Frąckowiak: 1 (-32.5 pkt.)
Michał Wrona: 0 (291,3 pkt.)
Ewelina Kiryluk: 3 (129 pkt.)
Julia Sokołowska: 0 (-23 pkt.)
Oskar Warmiński: 0 (-132 pkt.)
Anastazja Zawadzka: 0 (63 pkt.)
Melania Kon: 2 (93,3 pkt.)

Bonus w postaci liczenia ilości kieszonkowego oraz pkt. karmy w październiku x1,5 przypada dla Oli, x2 dla Melanii, a x2,5 dla Eweliny.

Dam Adzie, Oli i Julii jeszcze kilka dni, a później będę zmuszona ich zmienić w NPC.

Powodzenia życzę i do zobaczenia w kolejnym podsumowaniu (bądź ogłoszeniu),
Avril

wtorek, 29 listopada 2016

Od Eweliny "To Ciebie prawie nie potrąciłyśmy" cz. 4 (cd. Melania)

Czwartek, 18 grudnia 2014 r.
- Jak wolisz - szepnęłam pod nosem, po czym machnęłam ręką w stronę jednego z korytarzy. - Tam jest sala polonistyczna - wyjaśniłam ruszając we wskazanym kierunku.
- Yhym... - mruknęła pod nosem, najwyżej wciąż poddenerwowana minioną rozmową.
Postanowiłam, że nie będę się mieszać w jej sprawy. Z pewnością by sobie tego nie życzyła, więc lepiej jej rozmowę zachowam dla siebie. Ewentualnie o niej zapomnę.
***
Pod klasą dostrzegłam Oskara, który rozmawiał z resztą chłopaków. Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym przeprosiłam na chwilę Melanię i podeszłam do przyjaciela.
- Widzę, że raczyłeś się zjawić - uśmiechnęłam się złośliwie, krzyżując ręce.
- Stęskniłaś się? - prychnął, przeczesując włosy dłonią.
- Pf... Chcę, żebyś zaliczył ten rok - powiedziałam.
- Możliwe, że mi się to uda - zaśmiał się.
- Ej, Oskar nie zarywaj. Chodź tu do nas - odezwał się głos jednego ze znajomych chłopaka.
Oskar, widocznie zawstydzony tą sytuacją, lekko podrapał się po szyi i wydukał z siebie ciche "Pa", po czym odszedł. Westchnęłam i pokręciłam głową z uśmiechem.
Wróciłam z powrotem do Melanii, która aktualnie sprawdzała coś na telefonie. Z grzeczności, nie zajrzałam do niego tylko cierpliwie czekałam, aż skończy. Kiedy podniosła głowę i schowała przedmiot, uśmiechnęłam się do niej.
- Z kim chcesz siedzieć? - zapytałam spoglądając w jej stronę.
- Myślę, że sama - burknęła wzruszając ramionami.
Naszą rozmowę przerwał nauczyciel j. polskiego, Michał Januszak. Wszyscy przywitali się standardowym "Dzień Dobry", po czym wspólnie weszliśmy do sali.
Zajęłam miejsce obok Oskara, który już siedział w ławce, przy tym wyciągając swe książki z plecaka.
- Sory za nich - powiedział patrząc na mnie kątem oka.
- Spoko - odpowiedziałam krótko, po czym również się rozpakowałam.
- Wasz wychowawca prosił o przedstawienie nowej koleżanki - zaczął nauczyciel, lekko chwiejnym głosem. - Melania Kon. zapraszamy na środek. Opowiedz nam coś o sobie - uśmiechnął się.

<Melania?> 

Krótkie op.
100%
6

niedziela, 13 listopada 2016

Od Melanii "To ciebie prawie nie potrąciłyśmy" cz. 3 (cd. Ewelina)

Czwartek, 18 grudnia 2014 r.
- Cudownie. - mruknęłam. Chciałam jeszcze coś dodać, ale moja komórka zaczęła wibrować.
Szybkim ruchem wyjęłam ją i odebrałam połączenie. Zatrzymałam się, uważnie patrząc gdzie idzie nowo poznana dziewczyna.
- Mam kolejną teorię! - wykrzyknął Tomek, podając swój pomysł.
- Rite, godzinę temu wrzucił to ZN. Następnym razem informuj prędzej.
- Ale nagraj to...
- Jak miałabym przygotować to w szkole, mądralo?! Sam to nagrywaj!
- Nie mam jak. Sprzęt i te sprawy...
- Jak to nie masz sprzętu?
- Potrzebuję kamery...
- Po chuj ci ona, czy jakieś inne gówno?! - Mruczałam. - Było trzeba nie zwiewać z domu i nie jechać na wycieczkę! Sam byś wtedy nagrywał!
- Proszę...
- Nie. Sam nagrywaj.
Rozłączyłam się. Byłam wkurzona. Nie miał kiedy zadzwonić?! Specjalnie nie pokazywaliśmy swoich twarzy na nagraniach z teoriami spiskowymi, by zostać anonimowymi autorami. Zaraz ktoś usłyszy naszą rozmowę i się wyda.
Wcisnęłam komórkę do kieszeni. Ewelina stała parę metrów dalej i prawdopodobnie wszystko słyszała. Podeszłam wolno w jej stronę.
- Wszystko dobrze?
- Tak. - Mruknęłam wymijająco. - Chodźmy do klasy. - Zmieniłam szybko temat.

< Ewelina? Wenus bracus xd >


Krótkie op.
1 błąd tech. = 85%
4

czwartek, 10 listopada 2016

Od Eweliny "To ciebie prawie nie potrąciłyśmy" cz. 2 (cd. Melania)

17-18 grudnia 2014 r.
Wracając ze szkoły dostrzegłam Michała, który szedł po drugiej stronie ulicy. Uśmiechnęłam się pod nosem i bez namysłu przebiegłam przez drogę. Nie dostrzegłam nadjeżdżającego samochodu, który już prawie mnie przejechał. Przez chwilę wpatrywałam się w oślepiające reflektory auta, po czym założyłam na głowę kaptur i wskoczyłam na chodnik.
- Ewelina, co ty robisz? - usłyszałam głos chłopaka, który szedł obok mnie.
- Em... Nie wiem? - szepnęłam niepewnie.
Reszta rozmowy potoczyła się w wiadomym kierunku. Wymienialiśmy zdania oraz swoje opinie dotyczące gazetki szkolnej. Przedyskutowaliśmy kilka mniej istotnych spraw, po czym rozeszliśmy się w swoje strony tuż przy przystanku autobusowym.
Reszta dnia nie wyróżniała się od czynności, które codziennie robię. Jedyne co zrobiłam "odmiennego", to zmontowanie kolejnego vloga i udostępnienie go na YouTube. Ta codzienna rutyna już mnie dobijała...
* * *
Sama nie wiem o której się obudziłam, ale pewne było, że nie stało się to samoistnie.
- Oddaj, to jest moja koszulka! - usłyszałam głos Magdy zza ściany.
- Ale była w mojej szafie! - dobiegły mnie słowa Leny.
Leniwie zerwałam się z łóżka i założyłam swój czarny szlafrok na siebie. Ledwo żywa wyszłam z pokoju i bez słowa otworzyłam drzwi od pokoju dziewczyn. Spojrzałam to na nie, to na kawałek materiału o który się kłóciły. Momentalnie otrzeźwiałam, gdy dostrzegłam, że jest to moja ulubiona koszulka z logo Batmana
- Ej! To moje! - wykrzyczałam wściekła, podchodząc do dziewczyn.
Momentalnie wypuściły T-shirt, którego szybko przechwyciłam i wyszłam z pokoju.
- Boże... - mruknęłam pod nosem wchodząc do łazienki.
Założyłam na siebie wcześniej odebraną koszulkę i czarne jeansy. Upięłam włosy w dwa warkocze, po czym nałożyłam make-up na siebie. Tym razem pomalowałam się bardziej "naturalnie".
Zeszłam na dół, trzymając swój plecak w dłoni. Położyłam go obok wieszaka z ubraniami i weszłam do kuchni, w której babcia już coś pichciła. Po cichu umknęłam jej, dorywając jabłko i wodę. Wszystko schowałam do plecaka i ubrałam kurtkę. Na nogi założyłam wysokie do kolana buty i wyszłam na dwór.
*** W szkole ***
Szłam właśnie korytarzem, kiedy przez przypadek wpadłam na jakąś dziewczynę. Miała brązowe włosy i dziecięce rysy twarzy. Brązowe oczy, sprawiały wrażenie idealnie dopasowane do fryzury.
- Przepraszam... - Mruknęła, robiąc niewinną minę - Szukam sekretariatu... - Zaczęła, podnosząc głowę. Otworzyła szeroko oczy, gdy spojrzała na mnie - To ciebie prawie nie potrąciłyśmy. - Stwierdziła, mrużąc powieki.
- Możliwe - wzruszyłam ramionami.
- Wiesz, że przez Ciebie moja matka mało co nerwicy nie doznała? - podniosła ręce do góry, mówiąc przy tym zimnym tonem.
- Przepraszam, okay? - mruknęłam krzyżując dłonie.
- Eh... Tak poza tym jestem Melania - powiedziała, przyglądając się mi.
- Ewelina - przedstawiłam się krótko.
- Do której klasy chodzisz? - otrzymałam kolejne podstawowe pytanie.
- Druga B - wzruszyłam ramionami.
- Czyli będziemy chodzić razem do klasy... - szepnęła pod nosem. - To wiesz gdzie ten sekretariat? - dodała, ponownie podnosząc wzrok.
- Za mną - machnęłam ręką.
Przez kilka minut drogi zdążyłam się trochę zapoznać z Melanią. Wydawała być się bardzo sympatyczną dziewczyną, która nie da sobie nic wmówić. Takie typy lubiłam.
- A, więc to tutaj - wskazałam dłonią na drzwi z napisem "SEKRETARIAT".
- Dzięki - powiedziała i zapukała, po czym otworzyła drzwi i weszła do środka.
Czekałam kilkanaście minut na powrót nowej znajomej. Przez ten czas zajęłam się przeglądaniem wszystkich portali społecznościowych. Zatrzymałam się na chwilę przy Facebooku... Spojrzałam na konwersację z Oskarem
"Oskar, co z tobą?! Człowieku, od kilku dni nie ma Cię w szkole! :("
"Ewa spokojnie :D Wszystko u mnie dobrze, po prostu trochę zaniedbuję naukę :P"
"I nie dajesz nawet znaku życia :/"
"Naprawdę nie musisz się o mnie martwić :*"
Lekko się zarumieniłam i wyłączyłam telefon. Słysząc odgłos otwieranych drzwi, stanęłam jak słup soli i udawałam, że poprawiam włosy.
- To co mamy teraz? - zapytała dziewczyna, spoglądając na mnie.
- Polak - powiedziałam znużonym głosem.

<Melanie?>

Średnie op.
3 błędy inter. = 85%
4

środa, 9 listopada 2016

Od Melanii "To ciebie prawie nie potrąciłyśmy" cz. 1 (cd. chętny)

17-18 grudnia 2014 r.
Znudzona oparłam się o szybę auta. Powoli zaczynałam przysypiać, tak samo jak zwierzaki na tylnych siedzeniach.
- To budynek twojego nowego gimnazjum - odezwała się moja "kochana" matka. Podniosłam wzrok, patrząc na wskazane miejsce. Jak dla mnie - wszystko było szare. Może to mój zły humor, spowodowany przeprowadzką, a może i prawda. Oj, daj spokój. To szkoła. Twoja nowa szkoła, do której oczywiście będzie trzeba dojeżdżać. Yh...
Znowu walnęłam czołem o szybę, patrząc na uliczki. Bura Wieś. Sama nazwa zniechęca. Jedyny plus to taki, że istnieje możliwość, iż będą tam konie. Westchnęłam i z kieszeni plecaka wykopałam komórkę. Niebieska lampka poinformowała mnie, że dostałam na którymś portalu wiadomość. Odblokowałam ekran. Weronika.
Wero: Siema, gdzie jesteś? Kałuża się wścieka...
Przeczytałam jej wiadomość parę razy, zanim zaczęłam odpisywać.
Ja: Przeprowadzam się.
Nie dostałam odpowiedzi do koleżanki. Trudno. Samochodem szarpnęło. Uderzyłam czołem o szkło bocznej szyby. Syknęłam i podniosłam głowę. Tara zerwała się i szczeknęła, budząc przy tym Sonic. Jakiś człowiek chyba wyskoczył na drogę, a teraz uciekał. Po krótkiej obserwacji uznałam, że jest mniej-więcej w moim wieku. Moja matka chciała chyba otworzyć okno i za pewne ochrzanić tą osobę, ale przetrzymałam jej rękę.
- Spokojnie. - mruknęłam - I tak już nie usłyszy.
- Chyba masz rację...
Ruszyła. Kątem oka obserwowałam krawędź drogi. Człowiek pojawił się jeszcze raz. Nie zdążyłam dzisiaj założyć soczewki, więc nie mogłam określić płci. Poznawałam tylko po konturach. Gdy odwróciłam w jego stronę głowę, znikł. Skierowałam wzrok przed siebie. Droga była biała i śliska. To cud, że udało się wyhamować. Zaczęłam mazać palcem po szybie, tworząc napis "Pustkowie". Nudy...
***
Zamrugałam oczami. Zasnęłam? Kiedy? Gdzie jesteśmy?
- Dojechałyśmy. - odezwała się moja rodzicielka, widząc zdezorientowanie w moich oczach. Co? Gdzie dojechałyśmy? Powoli zaczynało do mnie docierać. Wyprowadzka, Bura Wieś, nowa szkoła... No tak.
Odpięłam pasy i gwałtownie otworzyłam drzwi. Zimne powietrze buchnęło prosto na mnie. Stary dom. No dobra, może przeżyję. Zerknęłam na ekran komórki. Okay, jest zasięg. Włożyłam ręce w kieszenie czarnej kurtki i weszłam na podwórko, a przy mojej nodze biegła suczka z królikiem.
***
Znajomy budzik w komórce, leżącej na drugim końcu pokoju, przerwał mój sen. Wściekła zarzuciłam na głowę poduszkę, ale nadal docierał do mnie ten irytujący dźwięk. Warknęłam i sturlałam się z materacu. Spotkanie z zakurzoną podłogą wywołało u mnie nagły atak kichania. No tak... Nowe mieszkanie.
Poturlałam się jeszcze kawałek dalej, pod ścianę. Wyciągnęłam rękę i wyłączyłam alarm. Potem zerwałam się, wyciągnęłam z pudła swoje ciuchy i spojrzałam na zegarek. Piąta rano. Ubiorę się, zjem śniadanie, pójdę pobiegać na pół godziny, przebiorę się i pójdę do tej "szkoły". Najwyżej się zgubię.
Zrobiłam, co miałam zrobić, czyli ubrałam się i zbiegłam na dół, po trzeszczących, drewnianych schodach. Matki nie było. Wpadłam do przedpokoju i zaczęłam szukać w pudłach kuchenki polowej. W końcu ją znalazłam i stworzyłam sobie niezbyt wymyślne śniadanie. Dostrzegłam, przy okazji jedzenia, klucze. No dobra, czyli mój plan może się udać. Szybko zaplotłam włosy w niedbałego kłosa, nakarmiłam zwierzaki, ubrałam buty i wyszłam.
W czasie biegania po wsi z Tarą, mijałam zaledwie paru ludzi. No cóż... Nie każdy lubi wychodzić na zimne powietrze, a jeżeli jest jeszcze ciemno... Nawet w mieście się rzadko kiedy kogoś spotyka w takich warunkach. Znaczy, większość wtedy wybiega do pracy, a to nie to samo co dobrowolnie.
Nawet nie wiem kiedy, minęło te ustalone pół godziny biegania. Wibracje w kieszeni mojej kurtki dały mi o tym znać. Gwałtownie się zatrzymałam, wypuszczając powietrze. Zawróciłam, zagwizdałam i prostą drogą wróciłam do mieszkania.
***
Znowu wybiegłam z domu, tym razem bez Tary, w cieplejszych ubraniach i z torbą na ramieniu. W uszach miałam słuchawki, z których wydobywały się dźwięki kłótni Wero z Tomkiem, z tłem w kształcie utworu Grizzlee. Mniej-więcej wiedziałam gdzie się kierować, by dotrzeć do szkoły, przestudiowałam mapy w internecie. Było wpół do ósmej, nie wiedziałam ile zajmie mi droga, dlatego truchtałam. Zdążyłam rozpuścić włosy, zgarniając je, by leżały na ramieniu.
- Melka, powiedź jej coś! - wydarł się Tomek. - I przestań żuć tą pieprzniętą gumę! Że cię nikt nie przyłapał na lekcjach, gdy...
- Dobra, dobra. O co właściwie poszło, bo nie słucham was od jakiś... Dziesięciu minut? - prychnęłam.
- Bo on...
- Bo ona...
Z obu stron rozległo się wołanie nauczycieli. Mieli dzisiaj wycieczki. Farciarze.
- Kończę! - krzyknęli jednocześnie, rozłączając się. Muzyka automatycznie zaczęła grać głośniej. Tu słyszę płacz... Czy to życie zatraciło sens... To głos ulicy nadaje ton... - Zaczęłam nucić utwór. Przeszłam obok przystanku. Zatrzymałam się i przeczytałam tablicę, lekko przechylając głowę. Najbliższy autobus miał być za dziesięć minut. Okay, będzie lepiej jak poczekam, ewentualnie zatrzymam jakieś auto... Oparłam się o słupek i czekałam. Patrzyłam to na drogę, to na chmury pary, wydobywające się z moich ust. Br... Niemal czułam, jak na soczewce osadzają mi się kropelki, gdy długo nie mrugałam. Zerknęłam ukradkiem do torby, przeglądając tytuły książek i zeszytów. Chyba wszystko mam. Podniosłam wzrok. Światła jakiegoś większego samochodu odbijały się od śniegu. W końcu.
Autobus zatrzymał się. Wskoczyłam do środka. Pytanie o szkołę, bilet i zajęcie miejsca na samym końcu pojazdu. Nie ma to jak dołączyć do jakiejś klasy, praktycznie w środku semestru... Jacy oni będą? Zaakceptują mnie? Wyrobię z nauką? Nie chcę problemów z matką... Z tego co widziałam, większą część tematów z tych książek już przerabialiśmy... O tyle dobrze. Jak wyglądam? Normalnie, jak plastik? Pierwsze wrażenie najważniejsze! Czy ten autobus się zatrzymuje? Nie, nie, nie! Już czuję te spojrzenia...
Wyszłam niepewnie z autobusu wraz z innymi uczniami. Poprawiłam torbę i weszłam do budynku. Obok była podstawówka, biegało przy niej mnóstwo pierwszaków. Tutaj przed drzwiami stało kilka grupek starszych uczniów. Jedną dziewczynę kojarzyłam z Youtuba. Fajnie... Czułam, że przynajmniej dwie osoby się na mnie gapią. Zarumieniłam się i przyśpieszyłam, przechodząc drzwi. Przesunęłam się jak najbliżej ściany i rozejrzałam. Gdzie może być ten sekretariat, do którego miałam się zgłosić? W starej szkole dawałam wszystkim we znaki, zapewne o tym wiedzą. Tutaj nie mam swojej ekipy, matka grozi, że kiedyś na obiad będzie mięso z królika, więc muszę się ogarnąć chociaż w małym stopniu. Zero graffiti na murach i dopalaczy. Będzie ciężko. Nawet nie zauważyłam, że ktoś stanął przede mną. Zrobiłam krok i wpadłam na tą osobę. Zdążyłam podeprzeć się ściany, nim całkowicie straciłam równowagę.
- Przepraszam... - Mruknęłam, robiąc niewinną minę - Szukam sekretariatu... - Zaczęłam, podnosząc głowę. Otworzyłam szeroko oczy, gdy zobaczyłam ucznia na którego wpadłam - To ciebie prawie nie potrąciłyśmy. - Stwierdziłam, mrużąc powieki.

< Ktoś, coś?>

Średnie op.
1 błąd styl. = 95%
5

sobota, 5 listopada 2016

Od Eweliny "Czekając na burzę" cz. 3 (cd. Michał)

Poniedziałek, 15 grudnia 2014 r.
- Powinna się tam znaleźć jakaś część rozrywkowa, która opowiada o filmach i grach... - zasugerowałam przyglądając się rodzeństwu. Pokiwali zgodnie głową.
- A... Tytuł? - zapytał Michał, odsłaniając twarz zza szalika.
- Wydaje mi się, że powinna zasugerować go reszta uczniów - stwierdziłam chowając przy tym ręce w kieszeni. Było rzeczywiście bardzo zimno.
- Nie głupim pomysłem byłoby zrobienie konkursu na najlepszy tytuł do gazetki szkolnej - uśmiechnęła się Zuzia. Przytaknęłam jej głową, odwzajemniając gest.
- Czyli wstępnie mamy wszystko ustalone. Co do tych rysunków... W pierwszym egzemplarzu gazetki wydamy ogłoszenia dotyczące współpracy, poprzez dawania nam swoich prac.
- Ewentualnie zdjęć rysunków. Jakby ktoś nie chciał stracić swojej pracy - dodała dziewczyna. Z jej twarzy wciąż nie schodził uśmiech i wyraz podekscytowania.
- Okay. Czyli wstępnie mamy wszystko ustalone. Jeśli chcecie, to będziemy się mogli kiedyś spotkać, żeby wspólnie napisać resztę artykułów - powiedziałam, poprawiając przy tym swą torbę, która ześlizgiwała się po sztucznym materiale mej kurtki.
- Oczywiście! - wykrzyczała Zuzia w taki sposób, że wszyscy spojrzeli w naszą stronę.
Michał spojrzał na siostrę morderczym wzrokiem. Widać, że nie chciał zwracać na siebie uwagi.
- No, to pa - uśmiechnęłam się lekko i odeszłam na przystanek.
Będąc już kilka metrów od miejsca przyjazdu autobusów, dostrzegłam jeden z nich, który odjeżdżał. "Błagam, żeby nie była to siódemka..." - pomyślałam wyostrzając wzrok. Na moje nieszczęście odjechał pojazd, który był moją przepustką do domu. Próbując zatrzymać kierowce, ten tylko wzruszył ramionami i ruszył w dalszą drogę. Lekko zdenerwowana ruszyłam na przystanek.
Spojrzałam na rozkład jazdy...
- Następny autobus o szesnastej, a jest... piętnasta. O Boże... Nie ma sensu tyle czekać - wymruczałam pod nosem.
Przysiadłam na zimnej ławeczce i wyciągnęłam telefon. Wybrałam numer do ojca i czekałam na rozmowę, przy szumach sygnałów. Niestety nie odbierał. Najwyraźniej miał jakieś spotkanie w pracy... W każdym razie następnym numerem w kolejce, była moja matka. Na szczęście chociaż ona odebrała.
- Halo? - rozbrzmiał głos w słuchawce.
- No hej, to ja, Ewa. Czy mogłabyś przyjechać po mnie do szkoły? - zapytałam, nie zwlekając z dalszą częścią wyjaśnień.
- Nawet jak bym chciała, to nie mogę. Dziadek odśnieża podjazd, więc nie mam jak wyjechać z domu - jej odpowiedź mnie zawiodła.
- Nie da się czego innego wymyślić?! Przecież nie będę czekać półtorej godziny na durny autobus! - krzyknęłam.
- Zostań u jakiejś koleżanki albo coś. Idź do szkoły lub na świetlicę. Nie wiem, ale na prawdę nie mogę teraz po Ciebie przyjechać - rozłączyła się.
* * *
Ostatecznie sama ruszyłam na piechotę do domu. Dochodząc do drzwi po jakiejś godzinie, praktycznie zamarzałam od zimna. Wchodząc, rzuciłam torbę i płaszcz w szary kąt i ruszyłam do kuchni. Babcia właśnie wlewała gorącą wodę do szklanek z herbatą. Z lekkim uśmiechem podbiegłam do stołu i duszkiem wypiłam napój. Od razu zrobiło mi się cieplej...
- Widać, że zmarzłaś - powiedziała babcia, przyglądając mi się.
- I to jak... - szepnęłam ruszając na górę, po drodze biorąc plecak.
* * *
Po odrobieniu zadania i nauce na jutrzejszy dzień była godzina osiemnasta. Zasiadłam przy laptopie i zaczęłam sprawdzać wszystkie portale społecznościowe, zaczynając od Facebook'a, a kończąc na Instagramie. Przed toaletką wieczorną, zagrałam jedną partyjkę w Lol'a. Na szczęście nasz Team wygrał, dzięki czemu wbiłam kolejny level. Przy wyłączaniu sprzętu spojrzałam na zegarek. Była dwudziesta pierwsza. Czas bardzo szybko leciał w internecie, co szczerze bardzo lubiłam.
Wychodząc z łazienki, od razu wskoczyłam pod kołdrę swego łóżka i okryłam się pierzyną. Tego dnia byłam nadzwyczaj zmęczona, więc przed snem nie siedziałam na telefonie, tylko od razu zasnęłam.

<Michał?>

Średnie op.
3 błędy inter. = 85%
4

środa, 2 listopada 2016

Podsumowanie października

PAŹDZIERNIK
Po raz kolejny mamy aż dwa podsumowania na głównej stronie Szkoły. Porażka. Znowu.
Znowu nie wygląda to najciekawiej... Nie chce mi się po raz kolejny tłumaczyć, co mi nie pasuje i dlaczego, bo wystarczy, że spojrzycie do podsumowania z zeszłego miesiąca.
Powiem tylko tyle, że w tym miesiącu nie będę pisać żadnych opowiadań. Robię sobie przerwę. Losy tego bloga są w wyłącznie Waszych rękach. Powodzenia.
Dołączyła do nas Anastazja. W tym miesiącu pojawiły się 3 opowiadania.

PODSUMOWUJĄC
Wyniki uczniów:
Adrianna Szpakowska: 0 (-47,5 pkt.)
Aleksandra Frąckowiak: 0 (-22 pkt.)
Michał Wrona: 1 (316,3 pkt.)
Ewelina Kiryluk: 1 (38 pkt.)
Julia Sokołowska: 0 (33 pkt.)
Oskar Warmiński: 0 (-82 pkt.)
Anastazja Zawadzka: 1 (113 pkt.)

Bonus w postaci liczenia ilości kieszonkowego oraz pkt. karmy w październiku x2 przypada dla Eweliny, a x2,5 dla Anastazji. Tym razem nie ma nikogo na trzecim miejscu (któremu by się liczyło x1,5). Decyzję podejmowałam patrząc na długość op.
Nie dam Michałowi żadnego bonusu ze względu na to, że i tak ma nieobecność. Lepiej dla Was. ;p

Dam Oskarowi i Adzie (bo Ola już zdążyła napisać op.) jeszcze kilka dni, a później będę zmuszona ich zmienić w NPC.

Powodzenia życzę i do zobaczenia w kolejnym podsumowaniu (bądź ogłoszeniu),
Avril

Od Aleksandry „Musimy dać jej szansę” cz.1 (c.d chętny/a)


Piątek, 19 grudnia 2014r.

Obudziło mnie bębnienie kropel deszczu w okno. Cały czas przewracałam się z boku na bok, próbując oddać się jeszcze snu. Na marne. Było jeszcze ciemno. Wręcz od niechcenia sięgnęłam po omacku po telefon z komody. Za dwadzieścia minut będzie godzina piąta. Co mnie naszło, żeby wstawać o takich godzinach? Przynajmniej rodzicom oszczędzę trudu, nie będą musieli wyprowadzać psa z rana. Nie widzi mi się, aby nałożyć byle jak na siebie kurtkę i skórzane buty, a później wyjść z psem do ogródka, gdzie nawet nie można na drewnianej ławeczce usiąść, bo jest zimna. I jeszcze jeden, oczywisty fakt – leje jak z cebra. Najchętniej w ogóle nie poszłabym do szkoły, ale rodzice tak bardzo mnie kochają, że nie liczą się z moim zdaniem. Co prawda może i powinnam, ale nawet nie będę w stanie skupić się na paplaninie nauczyciela.

Po moich jakże konstruktywnych przemyśleniach, raczyłam wstać z łóżka. Drops potulnie leżał na posłaniu w przedpokoju. Na mój widok otworzył oczy i pacnął parę razy ogonem o kocyk. Śpię zwykle w dresach, więc nie było potrzeby, aby zmieniać cokolwiek. Zarzuciłam na siebie sweter i kurtkę, nałożyłam kalosze, które akurat mi się nawinęły. Z wiszącej szafki zabrałam tylko woreczki na wszelkie niespodzianki. Niekoniecznie przypominające dropsy. „Ola, jesteś nieśmieszna. To było suche jak chleb bez masła. Właśnie powiedziałaś kolejnego suchara…” – Skomentowałam swoje własne myśli. Otworzyłam drzwi od mieszkania i zagwizdałam cichutko. Pies poderwał się z miejsca i był już przy moim boku. Podążyłam z nim do ogrodu. Zaczął po nim latać jak szalony, mimo, iż temperatura mogła być poniżej zeru stopni, a trawa była nieprzyjemna i zimna w dotyku. Ja natomiast oparłam się o ścianę i przymknęłam oczy. Powinnam się cieszyć, zaraz weekend. Z kolei będę musiała iść na basen. Z jednej strony się cieszę, bo niby lubię pływać, ale jak pomyślę, jaka jest pogoda i jak okropnie się czuję – to zabiera mi wszystkie chęci. Maciek jedzie jutro z samego rana na pielgrzymkę do Częstochowy z wujkiem Mariuszem i Tatą, wrócą w poniedziałek. Ja zostanę z Mamą, Babcią i z Dropsem. Lepsze to, niż nic, ale pies będzie jedynym samcem w tym domu. Przez ich nieobecność mamy więcej obowiązków. Mama musi przejąć te od Taty, a ja po bracie.

Poczułam, jak coś ciągnie mnie za nogawkę. Oczywiście był to ten kurdupel, którego naszła chętka na zabawy. Prychnęłam tylko i weszłam do domu. On za mną. Odpuścił już, bo zrozumiał, że nie będę teraz z nim brykać. W przedpokoju zobaczyłam ojca, który przebierał się już w elegancką kurtkę.

- Znowu masz jakieś spotkanie?

- Można tak powiedzieć. Będziemy robić wywiad z jednym aktorów w Jarzębinowie. Jest z Warszawy, ale postanowił pracować w mniejszym miasteczku. To właściwie nieopłacalne, bo ma duże wykształcenie i właśnie dlatego chcemy go o to zapytać. Muszę lecieć, pa, córeczko. – Przelotnie dał mi buziaka, chwycił kapelusz, torbę i wyleciał z domu. Zawsze tak jest.

Nie podziękował mi za wyprowadzenie psa, nie zapytał, gdzie byłam i czemu tak wcześnie się obudziłam. Jest taki zapędzony...

- Jesteś już na nogach? – Usłyszałam głos mojej mamy i zobaczyłam w odbiciu w lustrze, jak kładzie dłoń na moim ramieniu.

- Obudziłam się i już nie mogłam zasnąć – Streściłam, po czym dodałam. – Wyszłam już z psem.

- Dziękuję. – Przytuliła się do mnie – Ja za dwadzieścia minut wychodzę, dzisiaj mam wcześniejszy dyżur, wyjątkowo. Jak babcia się obudzi, to zrób jej herbatę. Na którą masz?

- Na ósmą. – Wyszłam z przedpokoju i zamknęłam się w swoim własnym królestwie.

Wyciągnęłam z komody bieliznę i skarpetki, a z szafy naprzeciwko czarne rurki i szarą tunikę z krótkimi rękawkami. Po namyśle sięgnęłam jeszcze po sweterek w kolorze spodni. Ubieranie i wybieranie tego zajęło mi około pięciu, może dziesięciu minut. Zaraz mama wyjdzie z domu, babcia obudzi się zapewne dopiero gdzieś po godzinie siódmej. Teraz jest po piątej, autobus mam na za szesnaście ósma. Idealnie. Pomyślałam, że będę mogła spokojnie zjeść śniadanie i obejrzeć telewizję. Tu był jednak haczyk - trzeba poczekać, aż ma rodzicielka wyjdzie z domu, gdyż nie jest za tym, aby spożywać cokolwiek jednocześnie gapiąc się w ekran. Inaczej nawet nie dopuściłaby mnie do pilota. Postanowiłam ogarnąć jakoś swoje włosy w tym czasie. Znów poszłam do łazienki i starannie rozczesałam swoje długie blond włosy przed lustrem. Wczoraj je myłam, a myję co drugi dzień – na razie sposób się sprawdza, więc wyglądają nawet ładnie. Wyjęłam z małej kosmetyczki pierwszą lepszą gumkę i zrobiłam sobie wysokiego, lecz niedbałego koka. Tu i ówdzie wystawały kosmyki włosów. Część ludzi uważa, iż są niechlujne, ale ja do tej pory myślę, że wyglądają całkiem nieźle. Artystyczny nieład, byłby za mocnym określeniem, ale od biedy można go użyć. Co jeszcze mogę zrobić? Spakować się. Jak zwykle wczoraj o tym zapomniałam.  W związku z tym wkroczyłam do pokoju i zajrzałam na moją tablicę korkową. Polski, fizyka, matematyka, historia, biologia, dwie lekcje wychowania fizycznego na koniec. Nie jest źle. Odpięłam małą karteczkę i powędrowałam do mojego biurka, koło którego stał mój czarny plecak. Schowałam to, co trzeba było i sięgnęłam po czysty strój na W-F składający się z białej bluzki i czarny legginsów. Wzięłam już tylko telefon oraz ściągawkę na fizykę i powędrowałam do kuchni. Przelotnie przywitałam się z babcią Leokadią, schowałam moje drugie śniadanie, zabrałam klucze, ubrałam się i wyszłam z domu. Było strasznie zimno, wiatr muskał moją twarz. Opatuliłam się jeszcze bardziej bawełnianym, jasnym szalikiem i zaczęłam szybciej zmierzać w stronę przystanku. Nie znajdował się on daleko, więc wkrótce dołączyłam do szóstki innych mieszkańców, którzy byli równie zaziębieni, co ja. Mała dziewczynka trzymała kurczowo za rączkę mamę. Nie opływały w pieniądze. Stały na mrozie, nikt nawet do nich nie podszedł. Ja się odważyłam.

- Czegoś potrzeba? Gdzie Pani chce się udać?

- My do przychodni. Mała jest cała rozpalona, wymiotuje od czasu do czasu. – Kobieta próbowała się uśmiechnąć, ale widziałam, jak przepełniona jest cierpieniem.

- Moja mama jest lekarzem, jest jeszcze w domu. Proszę za mną. – Byłam trochę przestraszona całą tą sytuacją. Jak ta matka musi się męczyć! Ciekawa jestem, co obecnie robi ojciec. Powinna zgłosić się po alimenty, cokolwiek. Może to był „wypadek”. Nie powinnam się wtrącać. Zaprowadziłam ją do domu, próbując dodać otuchy, że to taka pora roku i że trzeba to wziąć pod uwagę. Jednakże ona nadal smutno i słabo się uśmiechała. Chciałam, aby przynajmniej doceniła moje starania.

- Mamo, chodź tu, proszę! – Zawołałam lękliwym głosem.

- Coś się sta… - Nie dokończyła, bo ujrzała parkę, którą ze sobą przyprowadziłam. – Zapraszam do gabinetu.

Mama ma swój gabinet, w którym przyjmuje w ostateczności pacjentów, co robi bardzo rzadko, a przeważnie uzupełnia papiery i takie tam. Bez słów zrozumiała, że dziecko jest chore i potrzebuje pomocy.

- Wiesz, ile miała stopni gorączki? – Zapytała ma rodzicielka, sadzając na oko czteroletnią dziewczynkę.

- Nie mamy termometru, żyjemy na ulicy.

- Przepraszam, ale wiadomo, gdzie przebywa ojciec?

- Ja… zostałam…

- Przepraszam, nie wiedziałam. Nie chcę krępować dziewczynki, podam pani termometr. Mam jeszcze stary model, ten z rtęcią. Końcówka musi znajdować się pod pachą, musi być dociskana. Powiem, kiedy ma pani wyjąć urządzenie.

Po tych słowach usiadła za biurkiem w bordowym, skórzanym fotelu. Podeszłam do niej.

- Mam iść do szkoły?

- Odpuść sobie. Mała będzie miała towarzystwa – Powiedziała mi na ucho i palcem wskazała na fotel obok.

Mama dziewczynki przytulała się do niej. Słyszałam, jak zaczęła cicho nucić kołysankę. Nie tylko powieki złotowłosej drobnej istotki zaczęły się zamykać. Ja także przysnęłam w fotelu.

~*~

- Ola, śpiochu, wstawaj! – Zachichotała moja mama.

- Gdzie one są?

- W pokoju gościnnym. Śpią. Jestem z ciebie dumna. – Uśmiechnęła się szeroko i mnie przytuliła. Ona była ze mnie dumna. Czyli nie jestem bezwartościowa, umiem okazać trochę dobroci.

- A ja cię kocham. Nie musisz odpowiadać, wiem co usłyszę. – Dalej trwałyśmy w uścisku. Chyba nie doceniam tego, że mam normalną rodzinę. Nie ma w niej patologii, przemocy, nałogów. Matka małej dziewczynki miała na oko dwadzieścia parę lat. Pewnie nie ukończyła studiów. Nie poddała się, nie oddała swojego dziecka do sierocińca. Czekała na ten lepszy dzień.

- Mamo, chcę, aby ta Pani u nas zamieszkała. Jest młoda. Niewykształcona, ale przecież po dojściu do dobrego stanu pracować jako gosposia. Chcę jej dać szansę. Proszę.

- Oczywiście. Nie wiem, skąd u ciebie ta troska o innych, ale jestem naprawdę z ciebie dumna.

Nigdy wcześniej pewnie nie pozwoliłabym się tak komplementować i przytulać, ale przecież to normalne.

Usłyszałyśmy dzwonek do drzwi.

- Ja otworzę – Rzuciłam i poszłam do przedpokoju. Otworzyłam drzwi. Wiedziałam, co powiem, bo często zgłaszali się tu pacjenci. – Dzień dobry, Ola Frąckowiak, w czym mogę służyć?

< Ktoś coś? Nie wiem, czy opłaca się pisać opowiadania do chętnego, ale może ktoś odpisze… >

Długie op.
3 błędy inter. + 1 orto. = 89%
P.S. Dlaczego często zapisujesz słowa "mama", "tata" czy "babcia" z wielkiej litery?
4

niedziela, 23 października 2016

Od Michała "Czekając na burzę" cz. 2 (cd. Ewelina)

Poniedziałek, 15 grudnia 2014 r.
Czytałem akurat temat o protistach, kiedy jakaś dziewczyna weszła do naszej klasy. Nie znałem jej, więc nie widząc w tym niczego szczególnie interesującego, wróciłem do podręcznika. Kiedy jednak stanęła tuż przed moją ławką, przeżyłem niemałe zaskoczenie.
- Michał Wrona, tak? Przepraszam, że tak nieoczekiwanie, ale dostajesz propozycję dostania się do gazetki szkolnej. Jedna z nauczycielek mnie do Ciebie wysłała.
- Em... - spojrzałem przelotnie na naszą nauczycielkę, która jednak była zajęta wpisywaniem czegoś w dziennik. - Tak, to ja... Tylko, że... em... jak by to ująć...
- Wal prosto z mostu - oparła się o moją ławkę, zasłaniając przy tym ręką część rysunku w podręczniku, w który akurat się wpatrywałem, więc zmuszony byłem podnieść na nią wzrok. Miała ładne, dziewczęce rysy twarzy i lśniący aparat na zębach.
- Nie jestem typem humanisty - zacząłem się nerwowo bawić długopisem. Wzruszyła ramionami.
- Najwidoczniej pani Zawieruszyńskiej to nie obchodzi. Przyjdź do niej na następnej przerwie.
Oderwała się od mojej ławki i wyszła z klasy. Znowu zacząłem wlepiać wzrok w rysunek z modelem protista. Niełatwa była to decyzja... do końca lekcji trudniej było mi się skupić.
Kiedy tylko zaczęła się przerwa, poszedłem do klasy numer czterdzieści trzy. Zastałem panią Zawieruszyńską, która układała sprawdziany w równy stosik. Kiedy tylko mnie zobaczyła, uśmiechnęła się promiennie.
- Dzień dobry, ja w sprawie tej gazetki...
- Ewa do ciebie przyszła, prawda?
Skinąłem głową.
- Już się zdecydowałeś?
- Tak... i nie chcę dołączyć - powiedziałem i poczułem, że się czerwienię. Tak jak się spodziewałem, nauczycielka wyglądała na zaskoczoną.
- Dlaczego? Podobno zawsze łapałeś każdą okazję udziału w apelach w szkole podstawowej, a tutaj łatwiej o dobrą ocenę.
- Nie jestem humanistą. Nie umiem pisać.
- Możesz być zawsze fotografem lub rysownikiem.
- Nie umiem ani rysować, ani robić ładnych zdjęć - westchnąłem.
- To chyba najwyższa pora, byś się nauczył - uśmiechnęła się ponownie. Zacząłem szurać butem o podłogę. Miałem wrażenie, że zaraz zasłabnę z nerwów. Zadzwonił dzwonek na lekcje.
- Przemyśl to po raz kolejny. Sądzę, że Ewa nauczyłaby cię kilku rzeczy. Teraz biegnij na lekcję, bo się jeszcze spóźnisz!
Skinąłem głową i szybkim krokiem wyszedłem z klasy. Wciąż nie mogłem biegać przez to, że jeszcze tak niedawno miałem skręconą kostkę.
***
- Pani od polskiego chce, abym dołączył do gazetki szkolnej - oznajmiłem prosto z mostu, siedząc nad talerzem ziemniaków, kotletów i surówki, który mama podała na obiad. Zuzka aż z wrażenia zachłysnęła się kawałkiem jabłka, które wygrzebała z koszyczka obok. Tata poklepał ją lekko po plecach.
- To świetnie! - stwierdziła z zadowoleniem mama. Mój młodszy brat tylko zaczął się kręcić niespokojnie, nie wiedząc za bardzo, o co chodzi.
- Ty... i gazetka? - wykrztusiła moja siostra. Uniosłem jedną brew.
- Co w tym dziwnego?
Odłożyła do połowy nadgryzione jabłko na stół i popatrzyła na mnie z niedowierzaniem, kręcąc lekko głową.
- Ty tak serio?
- Nie, na niby - zakpiłem, spoglądając na tatę, który również nie miała pojęcia, o co jej chodzi. Kobiety.
- Mam się domyślać, w czym rzecz?
Prychnęła z dezaprobatą.
- Całe trzy lata zbieram się do tego, by zapytać o możliwość dołączenia, a ty nawet nie umiesz pisać i już się dostałeś.
- Naprawdę? - zdumiałem się. Posłała mi mordujące spojrzenie, ale nic nie powiedziała, tylko zabrała się za jedzenie kotleta. Ciekawe, czy zapomni na końcu o tym niedojedzonym jabłku...
- Mam powiedzieć pani Zawieruszyńskiej, że ty również zgłosiłaś swoją kandydaturę?
- Jak chcesz - mruknęła, przeżuwając mięso. Wywróciłem oczami. Zero zdecydowania.
- To... jak sądzicie: mam dołączyć czy nie? - zapytałem rodziców.
- Dołącz. Jak ci się nie będzie podobać, odejdziesz - stwierdziła mama, na co tata zgodnie potaknął.
- Nie rób tego - burknęła moja siostra - To będzie jak samobójstwo.
- Dlaczego?
- Już widzę te twoje piękne "który" przez "u"... chociaż w sumie chciałabym się trochę z ciebie i twoich byków pośmiać.
Przez chwilę patrzyłem bez emocji na moją siostrę, która głupio się szczerzyła, póki Jasiu nie przerwał morderczej ciszy pytaniem:
- Michał ma byki?
Wyglądał na bardzo podekscytowanego. Wszyscy prócz mnie zaczęli się śmiać.
***
- Dzień dobry... - zacząłem. W sali numer czterdzieści trzy prócz mnie i nauczycielki stała jeszcze Ewa, która najwyraźniej również przyszła o coś spytać. - Mam wiadomość...
- Tak? - pani Zawieruszyńska obróciła się w moją stronę.
- Moja siostra chciała się zgłosić do redakcji.
- Jak ma na imię?
- Zuzia.
- Zuzanna Wrona... - pokręciła głową - Nie znam takiej.
- Chodzi jeszcze do podstawówki - naprostowałem. Spojrzała na mnie nieco zaskoczona. Najwidoczniej nikt spoza gimnazjum jeszcze nigdy nie wyraził chęci dołączenia.
- Jeżeli bardzo jej zależy... to dlaczego nie?
Pokiwałem w zamyśleniu głową. Świetnie. Teraz moja kolej.
- Ja... mogę spróbować, ale nie obiecuję, że zabawię tu długo.
- Wspaniale! Powiedz mi jeszcze - co chciałbyś robić?
- Nie wiem... W każdym moja siostra chciała redagować teksty i wykonywać ilustracje. Wspomniała, że jeśli dostanie jakiś lepszy aparat, może również zająć się robieniem zdjęć lub jeśli dostanie własną rubrykę może publikować opowiadania, jednak pod warunkiem, że dostanie jakiś pseudonim artystyczny i nie będzie się podpisywać nazwiskiem.
Polonistka wyglądała na poważnie zaskoczoną.
- Artystyczna dusza, widzę...
- Trochę... Ja mogę robić cokolwiek prócz rysowania i poprawiania tekstów - mruknąłem z niesmakiem - Tym drugim może się również zająć moja siostra.
Już w kościach czułem, że Zuzka przysłoni swoim blaskiem moje istnienie. Ewa również lekko pobladła, ale w żaden sposób tego nie skomentowała.
- Świetnie! W takim razie wam przypada wymyślenie rubryk tematycznych, zbieranie materiałów na artykuły. Przypominam, że po raz pierwszy tworzymy gazetkę szkolną od dziesięciu lat! - wyglądała na niezwykle szczęśliwą. Wyglądało na to, że nasza trójka była jedynymi jej członkami.
- O czym dokładnie mamy pisać...? - zapytałem nieśmiało.
- O tym, co dzieje się u nas w szkole, oczywiście! O jakichś apelach, ważniejszych wydarzeniach, wygranych w konkursach... Możecie również przeprowadzać wywiady.
- Na przykład z kim? - zapytała Ewa.
- Hm... może z nauczycielami? - zaproponowała.
- Kiedy to nudne jest... potrzebujemy sensacji! Pasjonujących osób! - wykrzyknęła i stanęła tuż przede mną - Wyciśniemy z tego wszystko, co się tylko da! Zobaczysz, będą się bić o egzemplarze naszej gazetki!
- Nie chcę być pesymistą... ale szczerze w to wątpię. Możemy się wyłącznie ośmieszyć - powiedziałem cicho.
- Oj, tam! Gadanie! Trzeba być dobrej myśli! - entuzjazmowała się - Ile mamy czasu?
- Sądzę, że pierwsze wydanie będzie krótko po zakończeniu ferii zimowych, kolejne regularnie co miesiąc.
Wypuściłem z płuc całe powietrze. Z tak małym zespołem będzie to dość trudne... Zadzwonił dzwonek na drugą lekcję. Wyszliśmy z klasy.
- Ile masz dzisiaj lekcji? - zapytała Ewa.
- Siedem...
- Ja też. Spotkajmy się wtedy pod szkołą i omówimy szczegóły. Jak możesz, zadzwoń też po swoją siostrę, albo co.
- Nie nosi telefonu do szkoły...
- Też ma siedem lekcji?
- Tak, mieliśmy razem wracać do domu - oznajmiłem.
- Super. To do zobaczenia - powiedziała wesoło i odeszła.
W co ja się wpakowałem?
***
- To ona?
- Nie.
- A ona?
- Też nie.
- Hm... to może ta?
- Zuzka, każda blondynka chodząca do gimnazjum nie jest Eweliną - wywróciłem oczami.
- Skąd wiesz? Może ta akurat ma tak na imię?
- O, idzie - zmieniłem temat, widząc machającą do mnie dziewczynę. Kiedy się tylko zbliżyła stwierdziła:
- Boże, wyglądacie jak bliźniaki.
Ja i Zuzka jednocześnie spojrzeliśmy na siebie. Ona jednak wyglądała na dużo bardziej rozbawioną ode mnie. Zawstydzony schowałem twarz w szaliku. Niektórzy rzucali nam zaciekawione spojrzenia, choćby dlatego, że moja o rok młodsza siostra miała na głowie czapkę z dwoma pomponami mającymi przypominać uszy pandy, której pyszczek znajdował tuż nad jej czołem.
- Ewa to skrót od Ewelina? - zapytała Zuza.
- Tak... - odpowiedziała zaskoczona blondynka.
- Chciałam się tylko upewnić - stwierdziła - To jak? Na kiedy mamy zrobić pierwszą gazetkę i po ile sprzedawać?
- Początek stycznia. Sądzę, że pięćdziesiąt groszy na początek to cena idealna. Zawierucha sama tak mówiła. Później możemy o kilka groszy podnieść cenę.
- Dobra. To jakie rubryki tworzymy? Ja chcę jakąś, w której będę mogła publikować opowiadania.
Wciąż jej jest mało pisania - przeszło mi przez myśl. Szóstoklasistka zaczęła lekko podskakiwać. Chyba było jej zimno.
- Na pewno jakąś z wydarzeniami z życia szkoły, mogą być jakieś kawały i wywiady. Możemy również ogłosić, że osoby chętne mogą nam przynosić rysunki, które mogą się pojawić w galerii dzieł uczniów. Wybierzemy razem te najładniejsze.
- Coś jeszcze? Wciąż mam wrażenie, że to za mało - stwierdziła Zuzka.
- Na początek chyba tyle wystarczy... no chyba, że chcesz wyznaczyć jeszcze jakąś rubrykę na zdrowe odżywianie lub coś tego rodzaju.
- Nasza mama pewnie byłaby szczęśliwa... - Tu moja siostra dała mi kuksańca - ale nie sądzę, abyśmy mogli aż tyle razy wałkować to samo. Ktoś w ogóle by to czytał?
- Jeszcze byś się zdziwiła... w gimnazjum jak najbardziej.
- Serio? Nie mają nic ciekawszego do roboty? - Zmarszczyła nos.
- Może myślą, że przez czytanie o zdrowych rzeczach schudną - zasugerowałem, na co dziewczyny wybuchnęły śmiechem.
- Prawdę mówiąc to całkiem prawdopodobne - stwierdziła Ewa - To by wyjaśniało ten spam jabłkami czy ciemnym pieczywem na snapchacie.
- Snap... czym? - zapytała moja siostra. Nowa koleżanka popatrzyła na nią w zaskoczeniu.
- No... snapchat - spojrzała na mnie w poszukiwaniu pomocy. Ja tylko wzruszyłem ramionami. Też nie wiedziałem do końca, o co w tym chodzi chodzi.
- Zresztą... już nieważne.
- Skoro tak mówisz... Z wrażenia aż poszukam co to takiego w internecie, jak wrócimy do domu - powiedziała Zuzka - W takim razie macie jakiś jeszcze pomysł na rubryki tematyczne?

<Ewa?>

Średnie op.
76%
4

poniedziałek, 17 października 2016

Od Anastazji "Jak ci na imię?" cz. 1 (cd. chętny)

16-18 grudnia 2014 r.
Uniosła głowę i otworzyła usta, by łapać chłodne krople deszczu na język. Czas się cofa, nie brnie naprzód. Zamknęła pysk i opuściła łeb aż do ziemi. Znowu była smutna. To wszystko się nie nie wydarzy. Zaczęła iść tyłem. Nigdy się już tu nie znajdzie. Znów będzie się stawać powoli dzieckiem, aż w końcu wszystko zaprzestanie jej istnieniu. Jej rodzice znów będą młodzi, później dziadkowie i cała reszta przodków. Ale to później. Najpierw musi stawić czoło przeciwnościom losu. Dopiero potem będzie mogła zacząć wszystko od nowa.
Jest dobrze? Jasne, że nie. Potarłam twarz rękoma. Byłam już zmęczona. Cały czas miałam wrażenie że to, co robię nie ma większej wartości. Ten prolog nawet nie brzmiał. Po raz kolejny zerknęłam na przeglądarkę, w której miałam włączone dziesiątki kart. Zaczęłam je przeglądać. Połowa z nich zajmowały różnorakie blogi, których twórców lubiłam lub szanowałam za talent, a połowa była kartami z opowiadaniami jednej osoby. Zaczynałam się obawiać, że popadam w obłęd. Może mam na jej punkcie bzika? Nie pisze specjalnie. Nie tworzy niczego szczególnie wyjątkowego. Może jednak? Chciałabym być nią.
- Anastazjo, masz chyba kompleksy - powiedziałam sama do siebie, po raz kolejny analizując jej ostatnie opowiadanie. Westchnęłam i zaczęłam wyłączać karty. Zostawiłam tylko jedną - Howrse.pl. Po raz ostatni odświeżyłam pocztę. Pusto. Znowu nie napisała. Spojrzałam na godzinę. Zbliżała się pierwsza w nocy. Jutro muszę iść na rano do szkoły. Wylogowałam się. Otarłam łzy rękawem swetra i zamknęłam klapę laptopa. Wstałam z krzesła i powoli powędrowałam do łóżka. Nawet nie myśląc o wzięciu prysznica, zakopałam się pod kołdrą i zasnęłam.
***
Jak zwykle otworzyłam oczy nieco przed budzikiem. Nie potrafiłam spać ani minuty dłużej, więc od razu zerwałam się na równe nogi. Byłam cała spocona. Muszę wziąć prysznic i wyciągnąć z szafy świeże rzeczy. Każda z tych czynności sprawiała mi nie lada kłopot. Zaraz pójdę do ludzi - myślałam nieustannie - Już za godzinę będę musiała znów spojrzeć w oczy osobom, które nawet mnie nie znają. Kiedy tylko skończyłam się myć i ubierać, zeszłam do kuchni.
- Cześć mamo, cześć tato - rzuciłam, choć w pomieszczeniu było całkowicie pusto. - Dzięki za zrobienie tostów - Mówiąc to, wyciągnęłam z szafki chleb, który kupiłam dzień wcześniej i wsadziłam do tostera. Następnie dziękowałam kolejno za zrobienie kakao czy pomoc przy przyniesieniu dżemu.
- Jak ci się spało? - zrobiłam krótką pauzę - Bardzo dobrze, a wam? Również wyśmienicie. Chcesz jeszcze trochę dżemu? Jasne. - Przysunęłam do siebie słoiczek. - Dziękuję, że tak dobrze się mną opiekujecie. Oj, Anusiu, jesteśmy twoimi rodzicami. - Przełknęłam ostatni kawałek tosta. - Tylko nie spóźnij się do szkoły! Oczywiście, mamo! - Zerwałam się z krzesła i szybkim krokiem zmierzyłam do łazienki, by umyć zęby. Kiedy już skończyłam i zaczęłam ubierać się do wyjścia, krzyknęłam sama do siebie:
- Baw się dobrze! - krótka przerwa - Jasne, dzięki i do zobaczenia!
I wyszłam.
Kiedy podjechałam rowerem pod szkołę, jak zwykle spotkałam się z drwiącymi spojrzeniami. "Ona jest ruda" - szemrali. Przypięłam rower i otulając się mocniej szalikiem, powoli ruszyłam w kierunku wejścia. Miałam spuszczoną głowę. Nie chciałam nawet na nich patrzeć. Wrażenie bycia obserwowaną sprawiało mi ból. Nie mówiłam nikomu przyjaznego "cześć", a nauczycielom "dzień dobry". Unikałam bliskości każdego, kogo tylko mijałam, jak tylko było to możliwe. Podnosiłam głowę bardzo rzadko i tylko po to, by sprawdzić, czy już stoję pod odpowiednią salą. Jak zwykle byłam pierwsza. Nigdy się nie spóźniałam. Patrzyłam na buty kolejno przybywających osób. Nie chciałam patrzeć im w twarz. I tak byliśmy dla siebie obcy. Wszyscy ze sobą radośnie rozmawiali. Wszyscy, prócz jednej, rudowłosej dziewczyny, która od blisko sześciu lat zawsze trzymała się na uboczu. Anastazja Zawadzka, urodzona siedemnastego lipca dwa tysiące drugiego roku, jedynaczka, mieszkająca w Jaskółkowie - to były chyba jedyne informacje, jakie posiadali moi rówieśnicy. Nic o zainteresowaniach, niewiele o upodobaniach.
Na Wigilię klasową zawsze dostawałam ten sam mało kreatywny podarunek - paczkę słodyczy, których i tak zwykle nie zjadałam. Musiałam podziękować za prezent bladym uśmiechem i cichym "dziękuję". Święta zbliżały się wielkimi krokami, a ja wciąż nie kupiłam prezentu osobie, którą wylosowałam. Kim może być dla mnie Jurek Jankowiak? Czyż nie jedynym chłopakiem, który wpadł mi w oko? Zawsze lubił grać w siatkówkę. Myślałam o piłce, jednak cena tej z lepszych, która byłaby dla niego odpowiednia przekraczała wyznaczony budżet.
- Proszę wejść do klasy - powiedziała znudzonym głosem nauczycielka przyrody, otwierając drzwi. Jedną z niewielu rzeczy, za którą ją lubiłam, był kolor włosów podobny do moich.
***
Ostrożnie weszłam do biblioteki szkolnej. Nie chciałam zakłócać spokoju. Bibliotekarka rzuciła mi tylko przelotne spojrzenie i skinęła głową. Zaczęłam przechodzić między milczącymi rzędami półek. Szukałam tytułów, których jeszcze nie miałam okazji czytać lub były nowymi pozycjami. Po godzinie powolnego spacerowania przyniosłam stertę książek na biurko pracowniczki tej części szkoły. Nie skomentowała tego w żaden sposób, tylko zaczęła wpisywać do systemu każdą z nich. W tym czasie wygrzebałam z plecaka to, co musiałam oddać i wręczyłam kobiecie. Kiedy kończyła, ku mojemu zaskoczeniu się odezwała:
- Wciąż nie mogę zrozumieć, skąd masz tyle czasu na czytanie. Nie robisz niczego poza tym?
Zrobiłam się czerwona jak burak i pospiesznie wpakowałam do torby książki, które chciałam wypożyczyć. Szybkim krokiem wyszłam z biblioteki, nie odpowiadając na jej pytanie. Niemalże wybiegłam ze szkoły, o mało nie wywracając się na oblodzonym chodniku. Prawie zapomniałam, że w czasie lekcji zaczął padać śnieg. Kiedy tylko podeszłam do swojego niebieskiego roweru, zacisnęłam dłoń na kierownicy. Musiałam się uspokoić. Znowu denerwowałam się nieistotnymi rzeczami. Kiedy otwierałam blokadę koła roweru, spostrzegłam, że po raz kolejny jestem ostatnią osobą pozostałą w szkole. Jak zresztą zawsze w ten dzień tygodnia. Wgramoliłam się na siodełko i ruszyłam w stronę domu. Skręcałam zawsze wyjątkowo ostrożnie, by nie wywrócić się i nie upaść w już powoli topniejący śnieg.
Kiedy wbiegłam do mieszkania, spostrzegłam, jak roztrzęsiona jestem. Było mi zimno. Włączyłam ogrzewanie i weszłam do swojego pokoju. Oparłam się plecami o grzejnik w oczekiwaniu, aż ten się nie zrobi ciepły. Wyciągnęłam z plecaka nową książkę, ale do moich oczu napłynęły łzy.
- Boże... chroń mnie przed tym, co złe i swoją mocą spraw, abym przestała się bać.
Siedziałam tak dobre kilkanaście minut, aż nie otworzyłam oczu i książki. Nie chciałam już myśleć o problemach, które uderzyły moją głowę. Wolałam zagłębić się w historię opowiadaną przez autora powieści...
***
- Loverkowa znowu nie napisała - stwierdziłam z żalem, zaglądając na pocztę Howrse - Nikt nie napisał. Pewnie znowu są zajęci swoimi sprawami... - urwałam. Słowa ugrzęzły mi w gardle. Teraz znowu byłam sama. Miałam wrażenie, że wszyscy o mnie zapomnieli. Weszłam na radosną, różową stronę, która należała do moich ulubionych i zerknęłam na czata. Tam też nikogo nie było. Zrobiło mi się odrobinę przykro. Jeszcze kilka miesięcy temu były tam istne tłumy o każdej porze dnia i nocy... Kiedy tylko dostrzegłam, że pojawiło się aż sześć nowych opowiadań, zadrżałam ze szczęścia. Jedno z nich było całkiem długie. I to jeszcze mojej ulubienicy! Może ten dzień nie jest aż taki zły? Zabrałam się za czytanie.
Kiedy skończyłam, prawie płakałam. Uwielbiałam, kiedy ktoś pisał o moich postaciach. Całe to opowiadanie miało przesympatyczną treść... Pozostałe teksty równie bardzo mi się podobały. Jak zwykle zresztą. Wszystkie formy literackie, które nie zawierały rażących błędów ortograficznych były jak najbardziej w porządku. Na obserwowanych przeze mnie innych blogach również trafiłam na nowe rozdziały. Każdy z nich przeczytałam z zapartym tchem.
Kiedy skończyłam, był już środek nocy. Z bladym uśmiechem popatrzyłam na porozrzucane gdzieniegdzie zeszyty z zadaniami domowymi. Już wszystkie zrobiłam, więc mogłam obejrzeć jeszcze ze dwa odcinki anime. Później tylko przebiorę się w piżamę i pójdę spać...
***
Kolejny dzień wyglądałby identycznie, gdyby nie fakt, że poszłam na zakupy. Kiedy tylko minęłam próg domu, usłyszałam obcą melodyjkę i buczenie. Dopiero po dobrej chwili uświadomiłam sobie, że to mój telefon i ktoś do mnie dzwoni. Zrzuciłam z nóg kozaki i popędziłam do kuchni, w której zostawiłam urządzenie. Odebrałam w ostatniej chwili, nie patrząc nawet na numer. Byłam przekonana, że to tata i że coś się stało.
- Halo?
Chwila ciszy, jakieś szuranie. Mój puls przyspieszył. Co się działo?
- Halo? - powtórzyłam i zerknęłam na numer. Poczułam niepokój, widząc, że to nie jeden z ośmiu numerów członków rodziny, których jako jedynych miałam wpisanych w telefonie.
- Halo, halo! - usłyszałam nieznajomy głos. Brzmiał dość młodo. - Wyjdziesz na dwór? Spotkajmy się przy ulicy Mickiewicza. Byle szybko! Nie będę tak stać w nieskończoność - chwila ciszy - To jak? Idziesz?
Z mojego gardła tylko wydobył się cichy jęk, bo na nic innego nie było mnie stać. Rozłączyłam się i wyłączyłam telefon. Kto to był? Pewnie pomyłka. Kto mógłby czegoś ode mnie chcieć? Stałam tak, rozważając każdą możliwą sytuację. Głos był niemalże błagalny. Wdech i wydech, Wewurka. To zawsze może być morderca lub pedofil. Ale co ci szkodzi? Najwyżej będziesz miała jeszcze większy uraz na psychice niż teraz. I tak nikt nie zauważy różnicy, nawet ty.
Ubrałam szybko kozaki, zostawiłam zakupy i zbiegłam na dół. Było już ciemno. Prószył śnieg. Zimno - pomyślałam, wsiadając na swój rower. Ruszyłam we wskazaną ulicę. Kiedy jechałam, zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze jadę. Co, jeśli nie chodziło o ulicę Mickiewicza w Jaskółkowie? Najwyżej zrobię zwyczajnie wieczorny objazd po mieście. Nic mnie w sumie już nie obchodzi. Nic mnie tu nie trzyma.
Kiedy dojechałam we wskazane miejsce, w zdumieniu zobaczyłam, że rzeczywiście ktoś stoi pod lampą uliczną i nie była nią prostytutka oczekująca na klientów. Właściwie to nie była ulica jak na takich ludzi. Była krótka, w środku miasta i to jeszcze zamieszkała przez wiele rodzin z dziećmi. Im bardziej się zbliżałam, tym coraz więcej wątpliwości miałam. Choć postać w tak grubej, puchowej kurce nie przypominała w żaden sposób pedofila ani mordercy, to przyspieszyłam jeszcze bardziej na rowerze. Zrezygnowałam. Po prostu udam, że tylko tędy przejeżdżałam. Już sądziłam, że mi się uda, kiedy postać ta wykrzyknęła coś, co o mało nie przyprawiło mnie o zawał:
- Anastazja, stój! Tu jestem!
Z wrażenia wjechałam w krzaki.

<chętny/chętna?>

Długie op.
7 błędów inter. + 2 ort. = 76%
4

piątek, 7 października 2016

Od Eweliny "Czekając na burzę" cz. 1 (CD. Michał)

Poniedziałek, 15 grudnia 2014 r.
Siedziałam właśnie przy laptopie, montując filmik z Oskarem. Przyznam - świetnie się bawiłam, widząc co robiliśmy przed kamerą. Widząc efekt końcowy swojego makijażu, nie mogłam się powstrzymać od głośnego śmiechu. Niespodziewanie do mojego pokoju "z buta wjechał" Kuba ze zdziwioną miną.
- A ty z czego się tak śmiejesz? - zapytał, kucając obok mnie.
- Sam zobacz - wskazałam na ekran. Była tam zastopowana sekunda z moim jakże "przepięknym" make-up'em.
Chłopak również wpadł w padaczkę śmiechu. Położył się na podłodze, wciąż uśmiechnięty.
- Widzę, że masz kanał na YouTubie? - powiedział, lekko opanowując się.
- Pf... - położyłam się obok niego. - Staram się wybić - prychnęłam zwracając głowę w jego stronę.
- Kiedyś Ci się uda - powiedział, wstając z podłogi i wychodząc z pokoju.
- Tsa, chciałoby się - szepnęłam do siebie wpatrzona w sufit.
Czasami bywały u mnie takie momenty, gdy wyłączałam się i rozmyślałam nad wszystkim. Rozmowa z Kubą sprawiła, że objęłam temat rodziny. Powoli zastanawiałam się zastanawiać, czy jestem podobna do tych całych "Kiryluków"... Dziwne jest, to, że nawet z wyglądu nie przypominam, żadnego z rodziców. O charakterze już nie będę mówić... Różnimy się cechami jak woda od ognia. Z moich rozmyśleń, wyrwał mnie głos przekręcającego się kluczyka w drzwiach. Po chwili usłyszałam również ciche śmiechy - Magdy i Leny.
- Otwierajcie to! - krzyknęłam zdenerwowana, podbiegając do drzwi. Uderzyłam w nie z całej siły.
- Haha! Ani nam się śni! - rozpoznałam głos jednej z bliźniaczek.
- Skoro nie po dobroci... - mruknęłam, odsuwając się trochę.
Po chwili wbiegłam na drzwi, tworząc tak zwane "z buta wjeżdżam". Runęły one z hukiem na podłogę, przy tym tworząc niezłą dziurę w panelach. Spojrzałam na przerażone miny dziewczyn i wszystkich rozwalonych rzeczy dookoła. Otrzepałam ręce i ruszyłam na dół do kuchni.
Na schodach mogłam już usłyszeć pierwsze kłótnie. Z uśmiechem zeszłam na dół i spojrzałam na trójkę dorosłych, wpatrujących się we mnie.
- Co tam się stało na górze? - zapytała spokojnie babcia.
- Nic o czym chcielibyście słyszeć - uśmiechnęłam się i porwałam z komody mały kartonik soku multiwitaminowego, po czym wbiegłam z powrotem na górę.
Runęłam na swoje łóżko, cały czas głośno się śmiejąc.
- Ewa, coś ty narobiła? - usłyszałam za sobą głos Kuby, więc odwróciłam głowę w jego stronę.
- "Z buta wyjeżdżam" - prychnęłam biorąc do dłoni losową poduszkę i rzucając nią w chłopaka.
- Ty nie umiesz wytrzymać jednego dnia bez opieprzszu - powiedział, kręcąc przy tym głową.
- Nie - zaśmiałam się głośno, wciąż wygodnie leżąc sobie na łóżku.
- Dobranoc, jest już dwudziesta trzecia - powiedział, uśmiechając się złośliwie.
- Ooo... Już po wieczorynce! Sorki, ale nie zdążyłeś! - wystawiłam język, patrząc jak brunet wychodzi z mojego pokoju.
Nie zwlekając podeszłam do szafy i zaczęłam szykować się do snu...
***Pół godziny później***
- W końcu mogę iść spać! - powiedziałam do siebie, rzucając się na łóżko.
Schowałam się pod swoją biało-czarą kołderką i przymknęłam oczy. Praktycznie już czułam jak porywa mnie sen, gdy do mojego pokoju wbiegł ojciec.
- Ewa, co to ma znaczyć!? - zdenerwował się, chwytając się przy tym za głowę.
- Nie podobały mi się one... - wymyśliłam na poczekaniu. - Były za bardzo różowe - przekręciłam się na drugą stronę.
***Następny dzień***
Obudziłam się wraz z dzwonkiem swojego budzika. Wyłączyłam go, po czym przetarłam oczy i poderwałam się do góry. Przeleciałam wzrokiem po pokoju, lustrując każdy najmniejszy kąt.
- Do szkoły... - szepnęłam zaspanym głosem.
Wyciągnęłam z szafy czyste ubrania i od razu weszłam do łazienki. Zrobiłam sobie lekki make-up i upięłam włosy w średniej wielkości koka. Wychodząc, spakowałam się do szkoły, po czym spojrzałam na zegarek. Była siódma dwadzieścia. Porwałam plecak i zeszłam na dół.
Przy stole czekał na mnie ojciec razem z matką i babcią. Widać było, że wciąż panuje tutaj napięta atmosfera.
- Dzisiaj zawiozę Cię do szkoły - powiedział ojciec, biorąc kolejny kęs swej kanapki.
- Yhym... - mruknęłam, biorąc plasterek jabłka do ręki. Zjadłam go, po czym zaczęłam pałaszować całą resztę.
- Uważaj, bo się udławisz - zganiła babcia, uśmiechając się przy tym.
- Gotowa? - zapytał ojciec, biorąc kluczyki od auta.
- Oczywiście - potwierdziłam, ubierając kurtkę.
Na polu dostrzegłam niewielkie płatki spadające na ziemię. Samoistnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Weszłam do garażu i zasiadłam w samochodzie miejsce drugiego pasażera.
***
- Miłego dnia w szkole - powiedział ojciec przez szybę w aucie.
- A tobie w pracy - zaśmiałam się, odchodząc od samochodu.
Weszłam pewnym krokiem do szkoły. Od razu skierowałam się w stronę szatni, żeby zdjąć z siebie grube ubrania. Otrzepując się dostrzegłam jedną z nauczycielek, która najwidoczniej zmierzała w moją stronę. Z uśmiechem stanęła przede mną.
- Witaj Ewelino, mam do Ciebie pytanie - zaczęła przyglądając się jak ubieram drugiego buta.
- Jaką? - zapytałam, zawiązując sznurówkę.
- Chciałabym Cię zaprosić do redakcji naszej gazetki szkolnej - uśmiechnęła się zachęcająco.
"Czy ja wiem?" - pomyślałam, wstając.
- No dobrze, a na czym polega ta cała "redakcja"? - zapytałam, przechylając lekko głowę.
Nauczycielka zaczęła mi opowiadać o WSZYSTKIM. Szczerze mówiąc, to chyba w połowie jej słowa zaczęły mi tylko odbijać się o uszy.
- Ewo, chciałam Cię jeszcze poprosić o znalezienie sobie jakiegoś partnera w pisaniu - powiedziała cały czas mając na sobie ten uśmieszek.
- Na przykład kogo? - zapytałam, spoglądając jej w oczy.
- Michał Wrona z I a - stwierdziła, przytakując głową. - Będzie miał teraz lekcje biologii w głównej sali tego przedmiotu. Zapytaj się jego, bo, to naprawdę dobry uczeń - znowu pomachała energicznie głową.
- Oczywiście. Do widzenia - pożegnałam się, odchodząc.
Odetchnęłam z ulgą wiedząc, że nie będzie mi ona znowu ględzić o papierze. Wracając. Podeszłam we wskazane miejsce. Bez oczekiwania podeszłam do jednej z dziewczyn - była to znajoma Magdy - i stanęłam naprzeciwko.
- Który to Michał Wrona? - zapytałam poważny tonem.
- Jego szukasz? - prychnęła. - Tam siedzi - wskazała na szczupłego chłopca, który siedział na ławce obok.
Podeszłam bliżej niego i bez oczekiwania spytałam:
- Michał Wrona, tak? Przepraszam, że tak nieoczekiwanie, ale dostajesz propozycję dostania się do gazetki szkolnej. Jedna z nauczycielek mnie do Ciebie wysłała - poinformowałam, czekając na reakcję Michała.

<Michał?>

Średnie op.
14 błędów inter. i 2 błędy ort./techniczne = 30% (miało być 10%, lecz ze względu na długość podbijam o 20%)
2

sobota, 1 października 2016

Podsumowanie września

WRZESIEŃ
Dwa podsumowania na głównej stronie Szkoły. Porażka.
Ach, szkoda słów. Już sądziłam, że ten blog będzie się cieszył niezłym zainteresowaniem... ale oczywiście tak nie jest, bo wszyscy wolą akademie z kolejną plagą Mary Sue i Garych Stu. Właściwie to nie o tym miałam się żalić, a bardziej o tej niknącej aktywności. Rozumiem, macie też realną szkołę, ale nikogo chyba nie zbawi napisanie przynajmniej jednego opowiadania na miesiąc tutaj, prawda? W ten sposób naprawdę wszystko mogłoby się ładnie ruszyć... a tymczasem połowa osób jest zagrożona wyrzuceniem na koniec października. Błagam po raz kolejny, zróbcie coś z tym.
Jak już pisałam kilka razy - możecie pisać do Michała. Ja z całą pewnością odpiszę. Jeśli nic się nie poprawi (i dołączy chociażby jeszcze jeden chłopak, bo nie chcę plagi bab), mogę dołożyć tu jeszcze jedną swoją postać... Choć cały czas mam niejasne wrażenie, że trochę za bardzo się poświęcam. Dajcie znak, co o tym sądzicie na czacie. Wspólnie możemy podjąć decyzję, co robić dalej.
Zmieniając temat na nieco przyjemniejszy - stworzyłam pierwsze (obowiązkowe) sprawdziany w Szkole. Nie są one trudne, wystarczy jedynie poświęcić kilka, kilkanaście minut na poszukiwanie informacji w internecie i macie jedną dodatkową ocenę. Jeśli z kolei nie wykonacie zadania... możecie oberwać jedynką. Dalej - zorganizowałam pierwsze wycieczki, tym razem do kina. Inne mogą się pojawić dopiero przy większej ilości osób.
Ponadto zdałam sobie z tego sprawę, jak tępa jestem. Nie wpadłam na to, że jeśli ktoś jest nieobecny przez ponad 2 tygodnie (i rzecz jasna to zgłosił) powinnam mu odejmować na koniec miesiąca nie 50 pkt., a 25. Wybaczcie. Od teraz to ogarnę lepiej. W końcu mamy nieco inną skalę punktów niż na innych blogach, nad którą wciąż pracuję. Tak na pocieszenie jak prosiliście wprowadziłam nagrody za aktywność. Poniżej piszę o co chodzi. Sądzę, że Wam się one spodobają.
Nie dołączył do nas żaden nowy uczeń. W tym miesiącu pojawiły się tylko 2 opowiadania.

PODSUMOWUJĄC
Wyniki uczniów:
Adrianna Szpakowska: 1 (2,5 pkt.)
Aleksandra Frąckowiak: 0 (28 pkt.)
Michał Wrona: 0 (343,5 pkt.)
Ewelina Kiryluk: 1 (63 pkt.)
Julia Sokołowska: 0 (83 pkt.)
Oskar Warmiński: 0 (-32 pkt.)

Bonus w postaci liczenia ilości kieszonkowego oraz pkt. karmy w październiku x2 przypada dla Ady, a x2,5 dla Eweliny. Tym razem nie ma nikogo na trzecim miejscu (któremu by się liczyło x1,5). Decyzję podejmowałam patrząc na długość op.

Dam Oskarowi jeszcze kilka dni, a później będę zmuszona go zmienić w NPC. Zobaczymy co się dalej zadzieje. Proszę również Adę o zakupienie czegoś ze sklepu/pisanie dłuższych op., gdyż ona również jest zagrożona wyrzuceniem.

Powodzenia życzę i do zobaczenia w kolejnym podsumowaniu (bądź ogłoszeniu),
Avril

środa, 21 września 2016

Nabór

Ogłaszam pilny nabór! Każdy, kto chce dołączyć niech się już nie waha! Tylko w większym gronie jesteśmy w stanie zbudować naprawdę świetną społeczność! :)

Pozdrawiam, Avrille

P.S. Powstała nowa zakładka.

piątek, 2 września 2016

Od Eweliny "Kolejny nudny dzień" cz.2 (cd. Ada)

Wchodząc do sali matematycznej dostrzegłam, że miejsca zajmuje za równo klasa 2 b, jak i 2 a. Usiadłam na wolnym krześle obok Oskara.
- Em... Mamy z nimi lekcje? - zapytałam zdziwiona.
- Tak, od dzisiaj mamy łączone zajęcia - odpowiedział spoglądając na mnie kątem oka.
- Aha... - mruknęłam patrząc na otwierające się drzwi.
Zza drzwi wyłonił się Pan Czarny. Przez wiele uczennic nazywany "przystojniakiem" z tego co mi wiadomo. Podszedł bez słów do biurka i zaczął sprawdzać obecność. Będąc przy moim nazwisku podniosłam rękę na znak, że jestem obecna. Gdy przeszedł do dziennika 2 a, zatrzymał się przy Adriannie Szpakowskiej.
- Czy Ada jest? - zapytał rozglądając się po klasie. Zatrzymał wzrok przy mnie. - Ewa, proszę idź poszukaj Adrianny - powiedział z powrotem zanurzając wzrok w dzienniku.
- Już idę - mruknęłam wstając, i kierując się do wyjścia.
"Teraz pytanie za sto punktów: Gdzie ona może być?" - pomyślałam rozglądając się po korytarzu. Udałam się w stronę gabinetu pielęgniarki, z myślą, że mogła się źle poczuć. Wchodząc do środka nie dostrzegłam nikogo oprócz kobiety, siedzącej przy biurku.
- Przepraszam czy była tu Ada Szpakowska? - zapytałam zza drzwi.
- Nie, dzisiaj nikogo tu nie było.
- Aha... - szepnęłam. - To dziękuję i do widzenia - powiedziałam zamykając drzwi.
***

Chodząc przez korytarze dostrzegłam dwie dziewczyny rozmawiające ze sobą. Podeszłam do nich.
- Ada z drugiej A? Mamy łączone lekcje, i pan Czarny kazał mi cię poszukać - powiedziałam patrząc na jedną z dziewczyn.
- Oprowadzałam Darię po szkole, pod prośbą dyrektora.
- Rozumiem, ale teraz chodźmy na lekcje - uśmiechnęłam się spoglądając na nią.
- Ja też jestem z 2 a - dodała Daria przyglądając się nam.
- To chodźmy - zaśmiałam się.
***

Weszłam do klasy pierwsza i zajęłam swoje miejsce.
- Gdzie byłaś, Adrianno? - zapytał nauczyciel, spoglądając na dziewczynę.
- Oprowadzałam nową koleżankę po szkole - uśmiechnęła się z niechęcią i usiadła za mną. - Na prośbę dyrektora - dodała po chwili, zapewne uprzedzając pytanie Czarnego.
- No, to przejdźmy do lekcji - powiedział, porywając kredę z pudełka.
Ignorując gadanie nauczyciela, odwróciłam się w stronę Ady.
- Jestem Ewa - szepnęłam patrząc na nią.
- Z tego co wiesz, nazywam się Ada - powiedziała lekko się uśmiechając.
- Miło poznać. Co robisz po szkole? - zapytałam odwracając się na sekundę, żeby sprawdzić, czy Czarny nie patrzy.

<Ada?>

Krótkie op.
2 błędy inter. = 70% 
3