Poniedziałek, 15 grudnia 2014 r.
- Powinna się tam znaleźć jakaś część rozrywkowa, która opowiada o
filmach i grach... - zasugerowałam przyglądając się rodzeństwu. Pokiwali
zgodnie głową.- A... Tytuł? - zapytał Michał, odsłaniając twarz zza szalika.
- Wydaje mi się, że powinna zasugerować go reszta uczniów - stwierdziłam chowając przy tym ręce w kieszeni. Było rzeczywiście bardzo zimno.
- Nie głupim pomysłem byłoby zrobienie konkursu na najlepszy tytuł do gazetki szkolnej - uśmiechnęła się Zuzia. Przytaknęłam jej głową, odwzajemniając gest.
- Czyli wstępnie mamy wszystko ustalone. Co do tych rysunków... W pierwszym egzemplarzu gazetki wydamy ogłoszenia dotyczące współpracy, poprzez dawania nam swoich prac.
- Ewentualnie zdjęć rysunków. Jakby ktoś nie chciał stracić swojej pracy - dodała dziewczyna. Z jej twarzy wciąż nie schodził uśmiech i wyraz podekscytowania.
- Okay. Czyli wstępnie mamy wszystko ustalone. Jeśli chcecie, to będziemy się mogli kiedyś spotkać, żeby wspólnie napisać resztę artykułów - powiedziałam, poprawiając przy tym swą torbę, która ześlizgiwała się po sztucznym materiale mej kurtki.
- Oczywiście! - wykrzyczała Zuzia w taki sposób, że wszyscy spojrzeli w naszą stronę.
Michał spojrzał na siostrę morderczym wzrokiem. Widać, że nie chciał zwracać na siebie uwagi.
- No, to pa - uśmiechnęłam się lekko i odeszłam na przystanek.
Będąc już kilka metrów od miejsca przyjazdu autobusów, dostrzegłam jeden z nich, który odjeżdżał. "Błagam, żeby nie była to siódemka..." - pomyślałam wyostrzając wzrok. Na moje nieszczęście odjechał pojazd, który był moją przepustką do domu. Próbując zatrzymać kierowce, ten tylko wzruszył ramionami i ruszył w dalszą drogę. Lekko zdenerwowana ruszyłam na przystanek.
Spojrzałam na rozkład jazdy...
- Następny autobus o szesnastej, a jest... piętnasta. O Boże... Nie ma sensu tyle czekać - wymruczałam pod nosem.
Przysiadłam na zimnej ławeczce i wyciągnęłam telefon. Wybrałam numer do ojca i czekałam na rozmowę, przy szumach sygnałów. Niestety nie odbierał. Najwyraźniej miał jakieś spotkanie w pracy... W każdym razie następnym numerem w kolejce, była moja matka. Na szczęście chociaż ona odebrała.
- Halo? - rozbrzmiał głos w słuchawce.
- No hej, to ja, Ewa. Czy mogłabyś przyjechać po mnie do szkoły? - zapytałam, nie zwlekając z dalszą częścią wyjaśnień.
- Nawet jak bym chciała, to nie mogę. Dziadek odśnieża podjazd, więc nie mam jak wyjechać z domu - jej odpowiedź mnie zawiodła.
- Nie da się czego innego wymyślić?! Przecież nie będę czekać półtorej godziny na durny autobus! - krzyknęłam.
- Zostań u jakiejś koleżanki albo coś. Idź do szkoły lub na świetlicę. Nie wiem, ale na prawdę nie mogę teraz po Ciebie przyjechać - rozłączyła się.
* * *
Ostatecznie sama ruszyłam na piechotę do domu. Dochodząc do drzwi po
jakiejś godzinie, praktycznie zamarzałam od zimna. Wchodząc, rzuciłam
torbę i płaszcz w szary kąt i ruszyłam do kuchni. Babcia właśnie wlewała
gorącą wodę do szklanek z herbatą. Z lekkim uśmiechem podbiegłam do
stołu i duszkiem wypiłam napój. Od razu zrobiło mi się cieplej... - Widać, że zmarzłaś - powiedziała babcia, przyglądając mi się.
- I to jak... - szepnęłam ruszając na górę, po drodze biorąc plecak.
* * *
Po odrobieniu zadania i nauce na jutrzejszy dzień była godzina
osiemnasta. Zasiadłam przy laptopie i zaczęłam sprawdzać wszystkie
portale społecznościowe, zaczynając od Facebook'a, a kończąc na
Instagramie. Przed toaletką wieczorną, zagrałam jedną partyjkę w Lol'a.
Na szczęście nasz Team wygrał, dzięki czemu wbiłam kolejny level. Przy
wyłączaniu sprzętu spojrzałam na zegarek. Była dwudziesta pierwsza. Czas
bardzo szybko leciał w internecie, co szczerze bardzo lubiłam. Wychodząc z łazienki, od razu wskoczyłam pod kołdrę swego łóżka i okryłam się pierzyną. Tego dnia byłam nadzwyczaj zmęczona, więc przed snem nie siedziałam na telefonie, tylko od razu zasnęłam.
<Michał?>
Średnie op.
3 błędy inter. = 85%
4
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz