środa, 20 lipca 2016

Od Ady "Szara codzienność" cz. 1 (c.d. Chętny)

25 listopada 2014 r.
Obudziły mnie ciężkie deszczowe krople uderzające w okno. Znudzona przewróciłam się na drugi bok. Było jeszcze ciemno. Przetarłam nos i jeszcze bardziej wsunęłam się pod kołdrę, lecz niestety wszystko postanowiło mi utrudniać ponowne zaśnięcie. Kot zaczął miauczeć pod drzwiami, kury gdakały głośno, a z kuchni zaczęły dobiegać dźwięki ciężkich ludzkich kroków.
- Ada, wstawaj. - usłyszałam szept mojej mamy spod drzwi.
- Która jest?
- Pora na ciebie, wstawaj.
- Mamo, źle się czuje. - mruknęłam
- Nie przesadzaj, chodź. Tylko nie obudź siostry.
- Dobra. - jęknęłam podnosząc się z poduszki. Ubrałam czystą bieliznę, niebieski gruby sweter i czarne jeansy. Spakowałam książki do plecaka i weszłam do kuchni. Mama podała mi drugie śniadanie i termos z herbatą. Dopakowałam te rzeczy do plecaka. Mama bez słowa wróciła z powrotem do sypialni. Westchnęłam. Ubrałam długi wełniany płaszcz, kozaki i rękawiczki. Zarzuciłam plecak na plecy i skierowałam się w stronę przystanku autobusowego. Usiadłam na ławce i wyciągnęłam z plecaka telefon. Standardowo przeglądnęłam wszystkie media społecznościowe i napisałam sms'a do Oli. Akurat przyjechał autobus. Ospale weszłam do niego i zajęłam miejsce z tyłu. Ola odpisała mi, że nie będzie jej dzisiaj w szkole, bo źle się poczuła. Westchnęłam i napisałam że po szkole ją odwiedzę. Z kieszeni płaszcza wyjęłam słuchawki i podłączyłam je do telefonu. Włączyłam swoją ulubioną playlistę na Spotify. Rozsadowiłam się na plastikowym siedzeniu i oddałam się muzyce. Trochę przysnęłam.
Obudził mnie gwar ludzi pośpiesznie opuszczających autobus. Przetarłam oczy i dołączyłam do tłumu, w locie chwytając plecak.
***
Jakoś przetrwałam lekcje z moją denną klasą. Nie działo się nic nazbyt ciekawego, oprócz niezapowiedzianej kartkówki z polskiego z której dostałam dwóję. Przywykłam.
Postanowiłam przejść się na nogach do domu Oli. Przestało padać i było całkiem ciepło, więc nie martwiłam się że przez ten spacer poczuje się gorzej. Po półgodzinie wolnego marszu dotarłam do domu przyjaciółki. Nacisnęłam elektryczny dzwonek do drzwi. Otworzyła mi Ola. Owinięta była zielonym kocem, a no nogach miała kapcie-króliczki.
- Cześć Ada! - powiedziała na powitanie - Wchodź.
Przekroczyłam próg
- Jak się czujesz? - spytałam
- Nawet w porządku, no ale zawsze mogło być lepiej.
- Taa.
- Może chcesz coś do picia?
- Jeśli już pytasz to napiłabym się herbaty. Ale sama sobie zrobię, tylko powiedz mi gdzie jest czajnik. Ty pójdź się położyć.
- Okej, czajnik jest koło zlewu, a herbata powinna być w szafce koło lodówki.
- Dzięki. - powiedziałam i poszłam do kuchni. Było to całkiem duże, nowoczesne pomieszczenie. Podeszłam do zlewu. Faktycznie koło niego był czajnik. Elektryczny czajnik.
Wcześniej widziałam taki tylko raz, w sklepie w którym kupiliśmy lampę do mojego pokoju.
Był podłączony do prądu, więc pewnie to za jego pomocą działał. Na czymś w rodzaju podstawki znajdował się przycisk. Nacisnęłam go, a w czajniku zaświeciła się jakaś dioda. Woda która w nim się znajdowała zaczęła bulgotać, a na małym wyświetlaczu na podstawce pojawiła się jej temperatura. Po udanej walce z czajnikiem postanowiłam pójść po herbatę. Otworzyłam niewielką szafkę znajdującą się - tak jak mówiła Ola - koło lodówki. W środku znajdowało się pięć kolorowych pudełek opatrzonych drukowanymi napisami z rodzajami herbaty. Otworzyłam pierwsze lepsze żółte pudełko. W równym rządku były w nim poukładane torebki z herbatą. Takie na szczęście wcześniej widziałam. Wyciągnęłam jedną i włożyłam ją do znalezionego w kolejnej szafce kubka. Zalałam herbatę wodą i wróciłam do Oli. Siedziała na kanapie pod kocem. Na kolanach miała laptopa.
- Nawet nie wiesz jakim wyzwaniem było dla mnie zrobienie herbaty w elektrycznym czajniku.
Zaśmiała się. Zastopowała film, który oglądała i przesunęła się robiąc mi miejsce.
- Co oglądałaś? - spytałam z ciekawości.
- Anime. Tokyo Ghoul.
- Czytałam tę mangę. - uśmiechnęłam się.
- Co tam w szkole?
- Eh, dostałam dwóje z polaka. Oprócz tego był spoko.
- Jezu, jakbym ja dostała dwóje z polskiego to rodzice by mnie chyba zabili.
- A tak w sumie, to gdzie jest Drops?
- Moi rodzice zabrali go kontrolnie do weterynarza, żeby sprawdzić czy wszystko z nim w porządku. Jeszcze raz ci dziękuje że go wyciągnęłaś.
- Nie ma problemu. Ja już będę się zbierać, pewnie mama już na mnie czeka.
- Okej, napisz do mnie później na Skype.
- Spoko. Pa. - powiedziałam dopijając herbatę i wyszłam na zewnątrz kierując się w stronę domu.
- Ej! - usłyszałam za moimi plecami. - Ty jesteś Ada, ze szkoły w Jaskółkowie?

(Chętny?)

Średnie op.
8 błędów inter./styl. = 60%
3

sobota, 16 lipca 2016

Od Julii "Opierdalający się kujon" cz. 6 (cd. Michał)


24 listopada 2014 r.

Po trzech dniach poszukiwania książki w domu i na dworze pozostało jedno miejsce, gdzie mogłaby się znajdować. Skoro i tak zanosiłam mu codziennie książki, to przy okazji zapytam się o tę moją. Droga do jego mieszkania zajęła mi jakieś siedem minut, szłam szybko. Stojąc przed drzwiami zapukałam lekko, nikt nie usłyszał, więc zadzwoniłam dzwonkiem. Otworzył jakiś mężczyzna.
- Dzień dobry Panu, jest może Michał? - zapytałam cicho
- MICHAŁ! TWOJA DZIEWCZYNA PRZYSZŁA! - krzyknął na cały głos
Miałam ochotę zniknąć z tamtego miejsca lub zapaść się pod ziemię, po chwili przyszedł Michał.
- Um... książki przyniosłam. - powiedziałam
- Dzięki... - mruknął, odbierając siatkę z książkami. - Skąd miałaś mój adres?
- Od koleżanki twojej siostry... chyba Strękowska się nazywała. Poza tym w szkole pomyliłam twoją siostrę z tobą... - powiedziałam półgłosem. Uśmiechnął się.
- Nic dziwnego... To się zdarzało już w podstawówce.
- Masz może moją książkę? - zapytałam po chwili niezręcznej ciszy. - Taką o mordercy...
- Zuza! Książka! - krzyknął. Już po chwili jego siostra pojawiła się na korytarzu.
- Gdybym tylko lepiej znała angielski, pewnie bym czytała - mrugnęła do mnie porozumiewawczo - Mam nadzieję tylko, że nie jest tak kiepskie jak pseudohistoria o tym, jak zaczął zabijać. Prawda, Michał? - Mówiąc to, dźgnęła go łokciem. - Ja nie przeczytałam tego gówna, ale jemu się jakimś cudem udało. Tam absurd goni absurd. Nie uważasz? I jeszcze ten język... jakaś masakra. - zagadywała
- W niektórych momentach trudno się połapać. Język mi jakoś nie przeszkadza. - powiedziałam
Zuzia zaprosiła mnie do środka, najwidoczniej lubiła tego typu opowiadania i chciała porozmawiać. Dla mnie była to trochę niezręczna sytuacja i dla Michała najwidoczniej też, gdyż powoli się wycofał.
- Chcesz coś do picia? - zapytała
- Nie, w sumie to będę chyba już się zbierać...
- Zostań jeszcze - przerwała mi dziewczyna - To coś chcesz do picia?
- Nie, dziękuję - odparłam. Usiadłyśmy w salonie, zauważyłam, że grali w Sims'y.
- Nie chcę wam przeszkadzać. Może już pójdę. - powiedziałam cicho
- Zostań. - powiedziała
Dość długo rozmawiałyśmy, a raczej ona mówiła, ja słuchałam i co jakiś czas odpowiadałam na pytania. Raz co jakiś czas wychodziła to do kuchni, to do pokoju. W takich momentach w salonie robiło się cicho, gdyż siedziałam tam wtedy sama z Michałem. Spojrzałam na zegarek, była już dziewiętnasta.
- Dziękuję za gościnę, ale na prawdę muszę już iść. - powiedziałam
- Przyjdziesz jeszcze? - zapytała Zuzia
- Chyba tak - odpowiedziałam półgłosem.
Pożegnałam się i wyszłam. Do domu wracałam bardzo wolno, wiatr powiewał i strącał liście z drzew. Gdy dotarłam była już dziewiętnasta dwadzieścia.
- Gdzie ty tak długo byłaś? - zapytała mnie mama
- Poszłam zanieść książki Michałowi.
- I zajęło ci to dwie i pół godziny? - powiedział tata - Uważaj, bo niedługo będziesz tam spędzać dnie i noce. - zaśmiał się
- Bardzo śmieszne - mruknęłam też lekko się uśmiechając - znalazłam moją książkę. - dodałam po chwili ciszy
- Niech zgadnę, była u tego Michała? - zapytała mama
- Tak.
- Jak się tam znalazła? - zaśmiał się znów - Aż tak długo tam u niego przesiadujesz, że zostawiłaś książkę?
- Musiałam niechcący ją zapakować z innymi książkami - odparłam ignorując zaczepki rodziców. Lubili się droczyć gdy poznawałam nową osobę, gdyż rzadko to się zdarzało. Przez resztę wieczoru przeglądałam internet. Trafiłam na coś co mnie zaciekawiło. Była to kolejna część creepypasty. "CREEPYPASTA: BLACK EDITION Esparza, Davis" zaczęłam przeglądać informacje, język oczywiście angielski. Pozostawiłam otwartą tę stronę internetu tą kartę w przeglądarce i zamknęłam klapkę laptopa. Poszłam się umyć i położyłam się spać.

Michał?

Średnie op.
4 błędy inter./styl = 80%
4

środa, 13 lipca 2016

Od Michała "Opierdalający się kujon" cz. 5 (cd. Julia)

Piątek, 21 listopada 2014 r.
Minęły trzy dni odkąd skręciłem sobie kostkę. Niemalże cały czas bezczynnie leżałem, zastanawiając się nad własną egzystencją. Od czasu do czasu zaczepiał mnie brat, czasem tata... ale generalnie byłem w domu sam skazany na własny los. Obok mnie leżała sterta przeczytanych książek, wyłączony laptop siostry, papierki po cukierkach oraz talerz po zapiekance (specjalność taty: po prostu chleb z masłem i serem podgrzany w piekarniku), którą zjadłem rano. Wpatrywałem się beznamiętnie w sufit, z dłońmi podłożonymi pod głowę. W salonie zawsze było ciepło, więc od razu zmrużyłem oczy. Okropnie chciało mi się spać.
Nagle usłyszałem szczęk klucza w zamku. Od razu usiadłem i spojrzałem na zegarek. Było dopiero po dwunastej, a już ktoś z rodziny wrócił? Wpatrywałem się w kierunku, gdzie był korytarz, gdyż wiedziałem, że ktokolwiek to jest, zaraz się wyłoni. Już po sposobie miotania ściągniętymi butami czy torby poznałem, że była to moja siostra. Ciche podśpiewywanie sobie pod nosem doskonale mi znanej melodii utwierdziło mnie w tym przekonaniu.
- Już skończyłaś?! - krzyknąłem do niej. Na chwilę zapanowała cisza, a po chwili dziewczyna stanęła w drzwiach salonu. Zastanawiała się chyba, kim jestem, a uświadomiwszy sobie, że przecież mam "wolne", rzuciła czapką z uszami pandy na kosz na pranie.
- Czemu masz mojego laptopa? Mówiłam ci przecież, że nie masz go dotykać - powiedziała tylko. Mogłem się tego spodziewać. Na nowo rzuciłem się na poduszkę.
- I tak nie znam hasła. Liczyłem na przynajmniej przejrzenie sobie twojego kanału.
- Weź wyjdź. - warknęła, po czym wzięła urządzenie z ławy, a następnie powędrowała do naszego wspólnego pokoju. I tyle z przyjaznych pogaduszek. Westchnąłem, zastanawiając się, co dalej robić. Byłem ciekawy, czy odpowiedziałaby na moje zaczepki, ale znając Zuzę - pewnie nie. Wbrew pozorom nie była tylko ignorantką, ale i również dość bystrą osobą.
- Ej, Misiek! - krzyknęła w pewnej chwili.
- Co?!
- Od kiedy czytasz książki o mordercach?! - kontynuowała nasz dialog z dwóch krańców domu. Takie pogaduszki były w naszej rodzinie całkowitą normą. Nikomu nie chciało się ganiać po pokojach, żeby tylko porozmawiać.
- Od zawsze, a co?!
Przez chwilę zrobiła się cisza, aż do momentu, kiedy dziewczyna szurając skarpetkami po panelach nie przyszła do salonu i pomachała skromnym tomikiem.
- To czemu nic mi nie mówiłeś?
Mruknąłem coś pod nosem, a później podniosłem głowę, by uważniej przyjrzeć się książce. Zmarszczyłem brwi. Okładka nic kompletnie mi nie mówiła. Zuza zaczęła szybko wertować treść. Zgadywałem, że szukała jakich pikantnych fragmentów, jak to ma w zwyczaju - a to wszystko po to, by mnie dręczyć. Zobaczyłem jednak zawód na jej twarzy.
- Już się cieszyłam, że ktoś napisał książkę o Jeff'ie... niestety nic z niej nie rozumiem. Jest po angielsku. - Cisnęła nią o stolik tuż obok mojego łokcia. - Chce ci się to tłumaczyć?
- Zaraz... co? - mruknąłem i sięgnąłem po książkę. Faktycznie była po angielsku. Stwierdzając po tym, że jest dość nowa, domyśliłem się, że to faktycznie nie jest moja własność. W dodatku znalazłem w środku zakładkę z małym, uroczym kotkiem. Z wrażenia aż obróciłem się na brzuch i podparłem swój ciężar ciała na łokciach.
- Ojej... - westchnęła moja siostra na widok zwierzątka. Ja również delikatnie się uśmiechnąłem, ale nic poza tym.
- Coś mi się zdaje, że komuś ukradłem książkę.
- Brawo! Nie no, brawo! - zaśmiała się ironicznie moja siostra - Tego jeszcze nie było! Zarąbałeś komuś książkę i o tym nie wiedziałeś? Przechodzisz samego siebie! I co teraz zrobisz?
- Właśnie nie wiem... dobrze by było, gdybym jeszcze chociaż się domyślał, czyje to jest, bo szczerze wątpię, aby to był prezent-niespodzianka od rodziców.
- Ja również, tym bardziej, że to było w twoim plecaku.
- Czy ty chcesz mi powiedzieć, że grzebałaś w moich rzeczach? - Mówiąc to, spiorunowałem ją spojrzeniem, na co ona tylko wyszczerzyła się głupawo i dla spotęgowania efektu nachyliła się oraz podparła łokciami o podłokietnik kanapy. Nasze nosy dzieliły zaledwie jakieś trzy centymetry.
- Wcale nie, a co?
- Uważaj, bo ci uwierzę...
- No oczywiście, że uwierzysz. Przecież jestem najszczerszą osobą na ziemi. Jak mogłabym cię okłamać? - Parsknąłem tylko i odłożyłem na bok tomik. - Poza tym uratowałam ci skórę, bo wyciągnęłam śniadaniówkę z pleśniejącym chlebem.
- Zgaduję, że twoja dobroduszność wzięła się stąd, że nie miałaś co robić przez tą minutę, gdy włączał się internet.
Zaśmiała się krótko, ale nie powiedziała niczego więcej. Wyglądało na to, że miałem rację.
- Masz chociaż jakiś pomysł, do kogo może to należeć? - zapytała po chwili milczenia. Pokręciłem przecząco głową. Nikogo z klasy nie znałem na tyle, żeby wiedzieć, kto się lubuje w anglojęzycznych książkach o mordercach. - Ty to jednak jesteś... ugh. Teraz ty będziesz łazić po szkole i pytać, do kogo to należy, nie ja. Idę pisać opowiadanie, bo mam zaległości. Jeszcze trochę i lud mnie udusi za brak postów.
Westchnąłem pod nosem. Niekiedy miałem wrażenie, że ona niczego prócz tych nieszczęsnych blogów nie widzi. Jej tłumaczenia na czym one polegają zwykle kończyły się na tym, że niczego kompletnie nie rozumiałem, więc już nawet nie próbowałem jej mówić, że nie mam zielonego pojęcia, z czego mi się właściwie wyżala. Wystarczyło udawać, że się to akceptuje i już miało się ją z głowy...
Podążyłem za nią wzrokiem do chwili, aż mi zniknęła z oczu i trzasnęła drzwiami od pokoju, a później ponownie przewróciłem się na plecy, zgarnąłem książkę i zabrałem się do uważniejszego przeglądania. W końcu i ja byłem nieco wkręcony w creepypasty, a skoro nie mam niczego ciekawszego do roboty... Kiedy zorientowałem się, że rzeczywiście wielu wyrazów nie znam, wstałem i przeszedłem te trzy kroki do półki z książkami i zacząłem poszukiwania książeczki w twardej, brązowej, acz sypiącej się okładki, dokładniej słownika angielsko-polskiego. Po upływie kilku minut w końcu się udało, a ja pokuśtykałem z powrotem na kanapę.
***
Jakieś dwie godziny później znudziło mi się wertowanie słownika co trzy słowa książki i odłożyłem to gdzieś na bok. Popatrzyłem na bałagan, który zrobiłem przez cały dzień. Cholera. Mama pewnie mnie za to skrzyczy, choć wie, że jestem uziemiony. Cały czas jest nieco nerwowa, więc wolałem nie ryzykować. Zdecydowałem się zebrać wszystkie śmieci, talerz i podpierając się ściany powędrować do kuchni. Gdy wracałem, zajrzałem do pokoju siostry. Poczuła na sobie moje spojrzenie, ściągnęła słuchawki i posłała mi wściekłe spojrzenie. Nie lubiła, jak ktoś jej przeszkadzał.
- Skończyłaś już pisać?
- Już dawno. Czego chcesz? - mówiąc to, odchyliła się na krześle i założyła ręce na piersi. Aż po prostu czułem, że chce mnie wyprosić samym spojrzeniem.
- Może obejrzymy jakiś film...?
- Przecież wiesz, że nie lubię telewizji. - Mówiąc to, obróciła się na nowo do komputera. Nie wydawało mi się, aby robiła coś ważnego. Oparłem się o ramę drzwi. Noga znowu mnie rozbolała.
- Albo pogramy w coś?
- Znaczy w co?
- Nie wiem... możemy na PlayStation, albo w Simsy. Mnie wszystko jedno.
Zamyśliła się. Chyba udało mi się ją przekonać. Po dłuższej chwili zawahania zamknęła klapę laptopa i zrzuciła słuchawki na biurko.
- W takim razie pograjmy w Tekkena. Mam ochotę ci spuścić porządny łomot.
Zaśmiałem się lekko, lecz szczerze. Jej zmienność bywała co najmniej zabawna.
- Jak chyba każdy.
- To idź, ja zaraz przyjdę.
Skinąłem głową i pokuśtykałem do salonu. Sięgnąłem jeden z joysticków i usadowiłem się w fotelu. Dziewczyna po chwili również przyszła i uruchomiła urządzenie. Po kilku minutach ukazało nam się znajome logo PlayStation2 oraz znanej na całym świecie bijatyki.
***
Po piętnastej do domu wrócili rodzice z Jasiem, najmłodszym z domowników. Wtedy akurat grałem na konsoli wraz z siostrą Simami, którzy utknęli na bezludnej wyspie i walczą o przetrwanie. Nie obyło się bez wyrywanie joysticków przez dzieciaka i bez jego narzekania, ale to dało się ignorować. Zuzka z nerwów o mało w niego nie rzuciła telefonem, z którego co chwilę komunikowała się ze swoją internetową przyjaciółką (robiło się to irytujące, ale nikt już jej nic nie mówił, bo to nic i tak nie zmieni - upartość u nas jest chyba rodzinna), ale na szczęście się uspokoiła, gdy zawołała po tatę, który go wyciągnął z salonu i pozwolił nam grać, byleby był spokój.
Jakoś po siedemnastej w domu rozległ się dzwonek. Jak to zwykle w takich sytuacjach bywało, w naszym mieszkaniu zapanował zamęt.
- Zuzia, ty się z Kubą albo Zuzią umawiałaś? - zapytała mama.
- Nie... - mruknęła, zatrzymując grę. Badawczo spoglądała w kierunku korytarza. Dużo częściej ktoś ją odwiedzał, niż mnie, więc nie wykazywałem żadnego zainteresowania. Usłyszałem, że tata otwiera drzwi od domu. Odruchowo wytężyłem słuch. Rozmawiał cicho z osobą stojącą na klatce, a następnie ryknął tak, aby cały dom słyszał:
- MICHAŁ! TWOJA DZIEWCZYNA PRZYSZŁA!
Moja twarz zalała się rumieńcem. Zuzka popatrzyła na mnie najpierw zaskoczona, a później rozbawiona. Chyba zrozumiała, w czym rzecz. Nie ma co, w naszym domu robienie siary już jest na mistrzowskim poziomie. Powoli wstałem i poczłapałem na korytarz. Julia była chyba bardziej zawstydzona, niż ja.
- Um... książki przyniosłam.
- Dzięki... - mruknąłem, odbierając od niej siatkę. - Skąd miałaś mój adres?
- Od koleżanki twojej siostry... chyba Strękowska się nazywała. Poza tym w szkole pomyliłam twoją siostrę z tobą... - powiedziała półgłosem. Uśmiechnąłem się. Faktycznie jesteśmy do siebie łudząco podobni. Jedynie ja mam krótsze włosy, noszę okulary, jestem wyższy i odrobinkę grubszy, bo ona miała małą niedowagę... Czasem nawet wymienialiśmy się ubraniami. Zdarzało się nawet, że byliśmy pytani o bycie bliźniakami.
- Nic dziwnego... To się zdarzało już w podstawówce.
- Masz może moją książkę? - zapytała po chwili niezręcznej ciszy. - Taką o mordercy...
- Zuza! Książka! - krzyknąłem, gdy tylko obróciłem się przez ramię. Już po chwili moja siostra pojawiła się na korytarzu. Najwidoczniej cały czas stała za progiem i podsłuchiwała.
- Gdybym tylko lepiej znała angielski, pewnie bym czytała - mrugnęła do niej porozumiewawczo - Mam nadzieję tylko, że nie jest tak kiepskie jak pseudohistoria o tym, jak zaczął zabijać. Prawda, Michał? - Mówiąc to, porozumiewawczo dźgnęła mnie łokciem. Spuściłem wzrok i skinąłem głową. Nie przepadałem za dzieleniem się moimi zainteresowaniami. - Ja nie przeczytałam tego gówna, ale jemu się jakimś cudem udało. Tam absurd goni absurd. Nie uważasz? I jeszcze ten język... jakaś masakra. - zagadywała. Najwidoczniej była w swoim żywiole. Rzadko kiedy widywała kogoś, kto ma podobne hobby, co ona. Nie chciałem im przeszkadzać, więc wycofałem się. Miałem niejasne przeczucie, że zaraz będzie wpuszczona do nas do domu na herbatę za sprawą mojej kochanej siostry.

<Julia? :'D>

Średnie op.
100%
6

wtorek, 12 lipca 2016

Od Eweliny "Ciągła krytyka" cz.5 (cd.Oskar)

Czwartek, 26 listopad 2014.r
- Ewelina, ktoś do ciebie! - krzyknął z dołu mój brat.
Założyłam kurtkę i zeszłam na dół. W drzwiach czekał na mnie Oskar.
- No cześć, mój brat mnie podwiózł. - uśmiechnął się.
- Do tego był Ci potrzebny mój adres zamieszkania? - założyłam ręce i odwzajemniłam gest.
- Tak. Idziemy? - zapytał wskazując na auto.
- Chodźmy – powiedziałam pewnie.
Wsiedliśmy do czarnego samochodu i ruszyliśmy. Droga nie trwała długo, bo już po paru minutach byliśmy pod szkołą. Oskar podziękował bratu za podwózkę, po czym wyszedł z pojazdu.
- To co? Od jakiej lekcji dzisiaj zaczynamy?
- Em... - sprawdziłam w telefonie – od j.angielskiego – uśmiechnęłam się.
- No to chodźmy – wskazał ręką na drzwi od szkoły.
Weszliśmy do budynku i poszliśmy pod klasę anglojęzyczną. Obok niej czekała już połowa klasy, w tym Magda i jej grupa. Ominęliśmy ich szerokim łukiem i stanęliśmy po drugiej stronie drzwi.
- Ja muszę skoczyć do sklepiku po wodę. Poczekasz tu? - zapytał.
- No pewnie.
Gdy Oskar zniknął w tłumie osób, podeszła do mnie Magda razem ze swoim chłopakiem.
- Kogo my tu mamy? Dzisiaj bez swojego obrońcy? - powiedziała dziewczyna.
- Za to ty z obstawą? - spoglądnęłam na wysokiego bruneta.
- Posłuchaj mnie. Nawet nie myśl, że mnie zastraszysz. Na szczęście nauczyciele są zbyt tępi, żeby sprawdzać co uczniowie piszą w necie.
- Akurat tak się złożyło, że wasze komentarze mogę zgłosić jako cyberprzemoc. Wtedy będziecie mieli przerąbane - uśmiechnęłam się.
- Ach tak? Ty już teraz masz... - popchnęła mnie na ścianę, przez co uderzyłam się w głowę - Widzisz? Ze mną lepiej nie zadzierać! - odwróciła się na pięcie.
- Myślisz, że tym mnie wystraszyłaś?! - krzyknęłam za nią.
- Myślę, że mój chłopak chce jeszcze z tobą porozmawiać...
Spojrzałam na niego ze strachem. "Oskar, błagam Cię wróć tu" - pomyślałam patrząc na bruneta. W tym momencie byłam już gotowa na wszystko. "Niech się dzieje co chce".
- No na co jeszcze czekasz?
- Ja dziewczyn nie biję - uśmiechnął się.
- Uf... Wiesz radzę Ci już iść, bo zaraz wróci Oskar.
- Idę. Tylko pamiętaj, nie miej tego Magdzie za złe. Ona po prostu się boi, że w klasie może być nowa liderka - powiedział i odszedł. "Hehe... Czyli ona boi się konkurencji? O jak mi przykro..." - dodałam w duchu.
Chwilę później zauważyłam biegnącego w moją stronę Oskara.
- Coś mnie ominęło? - zapytał.
- Nic ciekawego - zaśmiałam się.
- Czyżby? - uniósł brwi.
- Taak. Nie rób mi przesłuchania.
- No dobra - zadzwonił dzwonek.
- Chodźmy na lekcję - wskazałam ręką na drzwi. Swoją drogą, to głowa mnie w ciąż bolała, ale trochę mniej.
***Po lekcjach***
Gdy na zajęciach plastycznych zabrzmiał dzwonek, wszyscy jak najszybciej wyszli z klasy.
- Nareszcie koniec! - krzyknął ktoś z klasy.
- To co, dzisiaj partyjka z CS:GO? - dodał inny.
- Dziewczyny, idziemy! - powiedziała Magda.
Z szafki wzięłam swoją kurtkę i czapkę, po czym wyszłam ze szkoły. Na polu było zimniej niż zwykle. "Już czuć tą zimę" - pomyślałam patrząc na gałęzie drzewa, które ruszają się pod wpływem wiatru. Nagle, ktoś z tyłu zakrył moje oczy.
- Ej! Oskar! - krzyknęłam przez śmiech.
- Hehe, gdzie dzisiaj idziemy? - zapytał chowając ręce w kieszeniach.
- Dzisiaj jest strasznie zimno... Może chciałbyś przyjść do mnie do domu? Tylko uprzedzam, że u mnie jest teraz sporo ludzi, bo rodzice przyjechali na święta.
- To ty nie mieszkasz z rodziną? - zapytał.
- Niee. Moi rodzice razem z rodzeństwem mieszkają w Rosji. Akurat teraz wpadli na święta. Mieszkam z dziadkami - uśmiechnęłam się.
- No wiesz, z babcią to pewnie masz luz.
- I to jaki! Chodźmy, bo nie zdążymy na autobus.
Poszliśmy na przystanek autobusowy. W kiosku kupiliśmy dwa bilety. Czekaliśmy około piętnaście minut na podwózkę. Gdy w końcu weszliśmy do pojazdu, zajęliśmy tylne miejsca i zeskanowaliśmy bilety. Podróż nie trwała zbyt długo, bo już po paru minutach byliśmy pod moim domem. Wysiadając z autobusu skierowaliśmy się w stronę mojego domu. Gdy nareszcie dotarliśmy do mojej sypialni, rzuciłam plecak na łóżko i usiadłam na fotelu obrotowym. Pokręciłam się trochę.
- A może nagramy razem filmik? - zaproponowałam.
- Spoko. Challenge?
- Jaki? - dodałam.
- Hm... Może make-up challenge?
- A na czym on polega? - uśmiechnęłam się.
- Będę losował różne rzeczy do malowania i karteczki z napisem gdzie mam to nałożyć. W skrócie... Zrobię Ci makijaż - uśmiechnął się.
- Ty? Mi? Jakoś źle to widzę.
- No weź. Będzie beka!
- Niech Ci będzie, ale postaraj się! - wyciągnęłam z szafki kosmetyczkę - Tutaj masz narzędzia prac.
- Kartki i miski?
- Chwila - wzięłam z półki dwa koszyczki i blok techniczny - Łapaj - rzuciłam mu pojemniki i zabrałam się za pisanie części twarzy.
- Bój się! - powiedział patrząc na kosmetyki.
- Trzymaj te losy, bo ja idę po sprzęt - z kuferka wyciągnęłam kamerę i stojak - Będziemy nagrywać na tamtej kanapie - wskazałam na mebel.
- No dobra, to zaczynajmy!

<Oskar? Masz co pisać. Wykaż się xD>

Średnie op.
4 błędy inter. = 80%
4

poniedziałek, 11 lipca 2016

Od Aleksandry „Sen zakończył się tak szybko jak się rozpoczął” cz.5 (C.D chętna)

Piątek, 12 października - Poniedziałek, 1 grudnia 2014r.
- Byłabym wdzięczna – Powiedziałam wstrząśnięta ostatnimi wydarzeniami. Drops chyba nigdy nie wykręcił jeszcze takiego numeru. – I jeszcze raz dziękuję, że po niego poszłaś.
Darzyłam coraz większą sympatią tą drobną piegowatą dziewczynę. Ona w odpowiedzi na moje słowa tylko uśmiechnęła się. Powoli, razem z drżącym beagle’m z tyłu, który polubił Adę, dotarłyśmy na przystanek. Na nasze nieszczęście, autobus odjechał parę minut temu, a następny miał przyjechać dopiero za osiemnaście minut.
- Pozwól, że zaprowadzę cię gdzieś – Adrianna Szpakowska, czyli ta zupełnie odmienna istotka ode mnie, wypowiedziała te słowa z tajemniczym uśmieszkiem na twarzy i nie czekając na moją odpowiedź, ruszyła w stronę… jeszcze nawet nie wiem czego. Zaciekawiona razem z moim psim kompanem, ufając naszej ‘przewodniczce’, podążaliśmy za nią. Wyczułam zapach gofrów. Czyżby lodziarnia? Nawet Drops wyczuł zapach tych przysmaków, które można było nawet dostać w wiejskim miasteczku. Dziewczyna nie musiała nic mówić, po prostu skinęła głową na lodówkę z lodami. Ostatecznie wybrałam dwie gałki. Jedna waniliowa, druga czekoladowa. Mała kawiarnia nie mogła pochwalić się zbyt dużym wyborem smaków, ale lepsze to, niż nic. Zadowolona, lizałam moją porcję lodów przy białym stoliczku z błękitnym parasolem. Ruda nastolatka wybrała gofra z bitą śmietaną i jagodami. Spojrzała na zegarek i wstała. Niechętnie również to zrobiłam i znów wróciłyśmy na przystanek. Dosłownie po chwili przyjechał nasz autobus. Ukradkiem wtargnęłyśmy do niego z naszymi lodami i momentalnie je pochłonęłyśmy, zanim kierowca zdążył zauważyć, że pewien niewielki ciemny owoc spadł i właśnie został rozdeptany przez pulchną kobietę wchodzącą za dwoma nastolatkami. Serwetki pochowałyśmy w kieszeniach i pogrążyłyśmy się w rozmowie na temat psów. Po chwili już musiałyśmy wysiadać i Ada zaprowadziła mnie do jej domu. W między czasie zaczęło padać, a więc byłam cała przemoczona. Powitała nas pani Ula, jej mama, piegowata, ruda i niebieskooka kobieta, która błyskawicznie poleciła mi ogrzać się przy kominku. Usiadłam na bordowym fotelu, a pod nogami Ady, która siedziała na siedzisku obok, ułożył się kot, którego głaskała jedną wolną ręką. Popijała herbatę. Zaraz jej mama również przyniosła mi ciepły, parujący napój i na stoliczku obok położyła cukierniczkę i łyżeczkę do niej. Obyło się bez dosładzania. Czułam, jak ciepło rozchodzi się po całym moim ciele i nabrałam ogromnej ochoty na drzemkę. Odłożyłam kubek z resztką herbaty i moja głowa spoczęła na oparciu fotela.
~*~
Obudził mnie dźwięk mojego telefonu. Zorientowałam się, że zasnęłam po wypiciu herbaty. Ada, jeśli się nie mylę, rozmawiała ze swoją mamą w kuchni. Szeroko ziewnęłam i wydobyłam komórkę z torby. Mama. Odebrałam szybko, by mieć jak najmniejsze kłopoty.
- Gdzie ty się podziewasz? Ja tu się o ciebie martwię! – Głos mojej matki się łamał i jak dobrze ją znam, to płacze.
- Byłam z Adą nad jeziorem. Drops wskoczył do wody, ona za nim i zabrała mnie do jej domu, żebyśmy mogły się ogrzać… zasnęłam po wypiciu herbaty – Wypowiedziałam to wyraźnie, by moja rodzicielka przypadkiem niczego źle nie zrozumiała. Usłyszałam ciche westchnienie. – Właśnie się obudziłam i zaraz będę wracać do domu.
- Podjadę po ciebie. Podaj mi tylko adres Adrianny – Rozłączyła się.
- Ada, podasz mi swój adres? – Zawołałam, by mogła usłyszeć mój głos, którego właśnie dopadła chrypka. – To znaczy napiszesz go mojej mamie w SMS-ie?
- Jasne – Dziewczyna weszła do salonu i dałam jej moją komórkę. Dosyć szybko uporała się ze znalezieniem wiadomości i kontaktu mojej mamy. Jej palce błyskawicznie poruszały się po dotykowej klawiaturze i oddała mi telefon. Do pokoju wkroczyła pani Ula dzierżąc wełniany koc w ręku.
- Owiń się nim, wyglądasz na porządnie przeziębioną – Kobieta aż zbyt starannie opatuliła mnie tkaniną i podała dodatkowo termometr. Ten „stary” z rtęcią. – Jak już skończysz, to koniecznie powiedz mi jaką masz temperaturę. Będę w kuchni.
Niechętnie, lecz dokładnie, ułożyłam urządzenie w odpowiednim miejscu, to znaczy gdzieś pod pachą. Czułam się tak, jakby coś wysadzało moją głowę od środka – czyli bardzo źle. Byłam bezsilna, tylko jedna ręka przyciskała drugą, by temperatura była dobrze zmierzona. Minęły trzy minuty, może cztery, więc wyjęłam termometr. Uh…
- Trzydzieści osiem i cztery! – Krzyknęłam słabo, a mój głos obezwładniła potężna chrypa. Na domiar tego zaczęło jeszcze bardziej lać i rozległy się grzmoty. Przyglądałam się kroplom, które ociężale spływały po szybie. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Tak jak myślałam – mama Ady przyprowadziła moją rodzicielkę.
- Ola, jak ty wyglądasz! Ty to pewnie Ada… dziękuję ci kochanie – Uśmiechnęła się ciepło do niej i zaraz zwróciła się do pani Uli – Pozwoli pani, że zabiorę córkę i jeszcze raz bardzo dziękuję za opiekę nad nią.
Mama zabrała mnie do domu, a ja czym prędzej przebrałam się w pidżamę i zasnęłam.
~*~
Od tamtego zdarzenia, aż do dziś, nie działo się nic ciekawego. Poniedziałkowy poranek był jednym z najgorszych poranków w ciągu całego tygodnia. Weekend dobiegł już końca, a ty musisz wstać o szóstej i przygotować się do szkoły. Tak było też i tym razem. Wyłączyłam budzik mojego telefonu i błyskawicznie przebrałam się w ubrania, które przygotowałam sobie wczoraj wieczorem. Szara bluzka na długi rękaw z pingwinem, czarne dżinsy i białe skarpetki. Powoli, w puszystych kapciach – króliczkach, zmierzałam w kierunku łazienki. Tam rozczesałam włosy i jak zwykle upięłam je w wysoką kitkę. Zeszłam na dół do jadalni, gdzie czekało już zastawione śniadanie. Pudełko kukurydzianych płatków śniadaniowych, talerz z pomidorami, szczypiorkiem, ogórkami, szynką i serem, miseczka z dżemem, który wyglądał mi na brzoskwiniowy, dwa talerzyki, z czego przy jednym zasiadł Maciek, który aktualnie z zapałem pożerał swoją kanapkę z dżemem, nie zwracając uwagi na moje przybycie. Sytuacja taka, jak zawsze.
- Dzień dobry, braciszku. Fajnie, że zauważyłeś, że tu jestem i że się ze mną przywitałeś – Mruknęłam, a on tylko rzucił mi przelotne spojrzenie i znów zajął się swoim posiłkiem. Sama przygotowałam sobie dwa tosty z serem i ochoczo je zjadłam. Wypiłam również kubek rozgrzewającego mleka i znów ruszyłam do łazienki. Szybko umyłam zęby, nie myśląc już o prysznicu. Następnie rozpoczęło się szukanie Dropsa, który, jak się później okazało, wgramolił się na kanapę w salonie i dorwał się do paczki z resztką chipsów, za co został porządnie zganiony. Zaprowadziłam go do przedpokoju i doczepiłam do czerwonej obroży smycz w tym samym kolorze. Przeszłam się z nim tylko po ulicy, na której mieszkaliśmy i wypuściłam do ogrodu. Była już siódma trzydzieści sześć. Czterdzieści dwa powinnam mieć autobus, który jedzie około dziesięciu minut. Wbiegłam znów na górę i ku mojemu niezadowoleniu, uświadomiłam sobie, że Maciek jest chory i zostaje w domu. Chwyciłam szkolną torbę (oczywiście we wzór zebry), włożyłam tam jeszcze telefon i w końcu pobiegłam na przystanek. Idealnie na czas, siódma czterdzieści dwa. A co jeśli już odjechał?... Podeszłam do starszej pani siedzącej na ławeczce.
- Dzień dobry, czy odjechało już sześć dwa osiem? – Zapytałam grzecznie. Kobieta wyrwała się z rozwiązywania krzyżówki i po chwili zastanowienia, jednak postanowiła mi odpowiedzieć.
- Nie, czekam tu na niego od pięciu minut. A teraz młoda damo, mogłabyś mnie zostawić w spokoju – Mruknęła i dalej już mnie ignorowała. Niektórzy starsi ludzie są naprawdę nieżyczliwi. Zdarza się… Na szczęście autobus za chwilę przyjechał i odnalazłam w nim Amelkę, przy której usiadłam. Natrafiłam z nią na „przedział” z czwórką siedzeń, dwa naprzeciwko siebie. Jakaś dziewczyna podeszła do nas.
- Można się dosiąść? – Zapytała cicho i uśmiechnęła się.
- Jasne – Odpowiedziała bez wahania Amelka.

< Ktoś, coś?... >

Długie op.
100%
6

piątek, 8 lipca 2016

Od Oskara "Ciągła krytyka" cz. 4 (cd. Ewelina)

1 grudnia 2014 Wtorek-środa, 24-25 listopada 2014 r.
Czy ty w ogóle czytałeś notkę o tym, jak mają być zapisywane daty?

Podczas czekania na mój autobus, połaziłem jeszcze w deszczu. Po dwudziestu minutach nadjechał, usiadłem na samym tyle. Nareszcie dojechaliśmy na przystanek w mojej miejscowości, szedłem jakieś pięć minut. Od razu po powrocie usiadłem do laptopa i napisałem do Eweliny. Potem poszedłem się przebrać, gdy już to zrobiłem udałem się do kuchni. Obiad czekał, obok herbata.
Nikogo nie ma w domu? - pomyślałem
Po zjedzeniu obiadu nakarmiłem koty i poszedłem do salonu z laptopem. Jakieś dwie godziny pisałem z Eweliną, po czym szykowałem się na trening. Mój brat przyszedł o szesnastej piętnaście.
- Gotowy? Możemy wychodzić? - zapytał zabierając swoją torbę z pokoju.
- Od pół godziny. - odparłem.
Wyszliśmy z domu, samochodem dojechaliśmy na salę treningową. Przez następne trzy godziny trwał trening. Po powrocie poszedłem się umyć i zjeść kolację. Po tym usiadłem do odrabiania lekcji, szybko je zrobiłem i usiadłem do laptopa. Przeglądnąłem facebooka, a później zacząłem przeglądać sprawdziłem resztę internetu. Natrafiłem na YouTube, jakoś tak się zdarzyło, że znalazłem kanał Eweliny. Był na prawdę ciekawy, przynajmniej śmiało pokazuje to co robi. Gdy spojrzałem na zegarek była już godzina dwudziesta druga czterdzieści dwa. Poszedłem spać.
Wstałem wyjątkowo wcześnie, o szóstej. Jak co dzień umyłem zęby, nalałem kotkom mleka, spakowałem się do szkoły i wypuściłem koty na dwór. Wyrobiłem się do godziny siódmej trzydzieści, postanowiłem dzisiaj wcześniej wyjść. Do szkoły miał zawieźć mnie brat, ale stwierdziłem, że zajadę po Ewelinę. Napisałem do niej, aby mi powiedziała gdzie mieszka. Jakoś w końcu trafiłem do jej drzwi. Zapukałem, otworzył chyba jej brat.
- Cześć, jest Ewelina? - zapytałem
- Ewelina! Ktoś do ciebie! - krzyknął
Po chwili przyszła Ewelina.
- No cześć, mój brat mnie podwiózł. - uśmiechnąłem się

Ewelina? Wjazd na chatę.


Krótkie op.
2 błędy ort. + 1 błąd inter. = 75% 
4

środa, 6 lipca 2016

Od Eweliny "Ciągła krytyka" cz. 3 (cd. Oskar)

Wtorek, 25 listopad 2014 r.
- Mam dar przekonywania ludzi - uśmiechnął się.
- Na pewno? - zapytałam chowając telefon do torby.
- Przekonałem cię abyś mi powiedziała co się stało i zrobiłaś to mimo niechęci.
- Skoro tak bardzo Ci na tym zależy to idź, ale uważaj na tamtych kutafonów - wskazałam na chłopaków którzy stali przy Magdzie. Na ich widok Oskar przełknął ślinę.
- Spoko. Dam sobie radę - poszedł w stronę grupki osób. Wymienił parę zdań z nimi i wrócił z powrotem do mnie.
- Już - powiedział z uśmiechem.
- Już? Przecież ty gadałeś z nimi zaledwie parę sekund! Jakim cudem to zrobiłeś? - zapytałam szeroko otwierając oczy.
- Mówiłem Ci... Mam dar przekonywania - podał mi rękę żebym wstała - A teraz chodź, bo zaraz będzie dzwonek.
Wspierana przez jego dłoń, wstałam i podeszłam pod drzwi do klasy. Myślałam, że salę otworzy pan od fizyki, ale o dziwo zawitała nas nasza wychowawczyni. "Może Kamiński zachorował?" - pomyślałam i skierowałam się w stronę swojej ławki. Zauważyłam, że Oskar nie ma gdzie usiąść, więc machnęłam ręką, żeby usiadł obok mnie. "Pomyśleć sobie, że wczoraj też taka byłam" - uśmiechnęłam się do siebie i wypakowałam zeszyt.
- Dzień dobry.
- Dzień Dobry - odpowiedziała chórem klasa.
- Dzisiaj poprowadzę lekcję fizyki, gdyż pana Alfreda nie ma w szkole.
Gdy nauczycielka prowadziła lekcję, rozmawiałam z Oskarem. Po pewnym czasie naszych rozmów, Kalinowska zwróciła nam uwagę, że mamy być cicho.
- To jest nasza wychowawczyni? - zapytał z uśmiechem.
- Tak.
- Czego ona uczy?
- Historii - zaśmiałam się.
- Uf... Na szczęście jestem dobry z histy, więc przejdę do następnej klasy - odpowiedział mi.
Nasze rozmowy przerwał dzwonek. Spakowaliśmy się i wyszliśmy z sali. Na przerwie jeszcze trochę rozmawiałam z Oskarem.
***
Gdy skończyła się ostatnia lekcja i mogliśmy iść do domu, lekko posmutniałam. Tak miło spędziłam czas z Oskarem, że teraz nawet nie chciało mi się iść do domu. Właśnie wyciągałam kurtkę z mojej szafki, gdy podszedł do mnie chłopak.
- Może wyskoczymy gdzieś razem? Lody, gofry? - zapytał.
- No na lody jest trochę za zimno, ale gofry... Skusiłabym się - dodałam z uśmiechem.
- To chodźmy. Niedaleko szkoły jest fajna kawiarenka.
Założyłam na ramię plecak i skierowaliśmy się w stronę wyjścia. Na polu było o wiele zimniej niż rano, więc trochę trzęsłam się z zimna. Przeszliśmy pasy dla pieszych i już byliśmy na miejscu. "Kawiarenka Lovequeen" - przeczytałam. Weszliśmy do środka i ściągnęliśmy kurtki. Usiedliśmy przy wolnym, dwuosobowym stoliku. Przeglądaliśmy kartę w ciszy. Z pośród wielu gofrów wybrałam tego z owocami i bitą śmietaną. Podeszłam do kasy i zamówiłam go. Oskar zastanawiał się dłuższą chwilę nad wybraniem deseru, ale po paru minutach również złożył zamówienie.
- Miło tutaj - powiedziałam.
- Fajny klimat i wystrój wnętrza - dodał.
- Ktoś kto to robił, ma niezły gust - rozglądnęłam się.
- Masz rację.
Czekaliśmy parę minut na zamówione przez nas jedzenie. Gdy wreszcie kelner podał nam gofry, zjedliśmy je ze smakiem i odnieśliśmy talerze. Zapłaciliśmy przy kasie i wyszliśmy z kawiarni. Kierowaliśmy się w stronę najbliższego przystanku autobusowego, gdy nagle rozpętała się burza. Schowaliśmy się pod daszkiem żółtego bloku. Staliśmy bezczynnie kilkanaście minut czekając, aż ulewa się uspokoi.
- Chyba już tu zostaniemy - uśmiechnęłam się.
- Lepszej opcji nie widzę.
Czekaliśmy pół godziny gdy nagle zauważyłam, że na przystanku parkuje autobus, którym jeżdżę do domu.
- Ja muszę lecieć. Pa - pożegnałam się szybkim uściskiem.
Wskoczyłam chyba w ostatnim momencie do pojazdu. Dopiero wtedy zauważyłam, że moje włosy są całe mokre. Zapłaciłam za bilet i usiadłam na wolnym fotelu. Kwadrans później byliśmy już obok mojego domu, więc włączyłam przycisk "Autostop". Autobus się zatrzymał. Szybko wyskoczyłam z autobusu i pobiegłam do domu. Zwinnymi ruchami otworzyłam drzwi i wparowałam do swojego pokoju. Weszłam do mojej prywatnej łazienki, żeby wysuszyć włosy i przebrać się. Gdy byłam już gotowa poszłam do kuchni zjeść zupę. Po jedzeniu wróciłam do sypialni i uruchomiłam laptopa. Weszłam na Facebooka i napisałam do Oskara. W swojej wiadomości poinformował mnie, że jest już w domu. Odetchnęłam z ulgą i nagrałam filmik pt. "Nowa znajomość". Jak zwykle wieczorem zmontowałam vlog'a i wrzuciłam go na YouTube'a. Odrobiłam lekcję i poszłam spać.

<Oskar?>

Średnie op.
100%
6

wtorek, 5 lipca 2016

Od Oskara "Ciągła krytyka" cz. 2 (cd. Ewelina)

Wtorek, 25 listopada 2014 r.
- Hej, co się stało? - zapytałem jasnowłosą, widząc, że chyba płacze.
- Nic... - odpowiedziała.
- Przecież widać - powiedziałem siadając obok niej.
- Naprawdę, wszystko w porządku. - oznajmiła
- A co się na prawdę stało? Łatwo zauważyć, że coś jest nie tak. - powiedziałem, po czym przedstawiłem się - Oskar. Oskar Warmiński.
- Ewelina. - jej głos wyraźnie drżał.
- Powiesz co się stało?
- Nic takiego. - upierała się.
Nagle zadzwonił dzwonek.
- Po lekcji porozmawiamy. - powiedziałem i udałem się do męskiej przebieralni. Lekcja minęła szybko, nauczyciel był zajęty organizacją czegoś, więc graliśmy w piłkę nożną. Gdy w końcu lekcja się skończyła i wyszliśmy wszyscy z sali gimnastycznej szukałem jasnowłosej Eweliny. Teraz miała być fizyka., spodziewałem się, że dziewczyna, której poszukuje będzie pod klasą. Nie myliłem się.
- No w końcu cię znalazłem. - powiedziałem, podchodząc do niej.
Siedziała na ławce i przeglądała coś w telefonie.
- Miałaś mi powiedzieć co się stało.
- Mówiłam, że nic.
- Możesz taki kit wciskać koleżanką lub nauczycielom, ale nie mnie.
- Przyczepiły się do mnie trzy dziewczyny. Nie dają mi spokoju, to tyle.
- Jak chcesz ja to szybko załatwię. - uśmiechnąłem się, potrafię rozmawiać z ludźmi.
- Nie trzeba.
- Mam dar przekonywania ludzi.
- Na pewno.
- Przekonałem cię abyś mi powiedziała co się stało i zrobiłaś to mimo niechęci.

Ewelina?

Krótkie op.
1 błąd ort. + 3 inter. = 35%
2

Od Eweliny "Ciągła krytyka" cz. 1 (cd. Chętny/a)

Wtorek, 25 listopad 2014r.
Obudziłam się o siódmej rano. Zerwałam się na równe nogi i podeszłam do szafy. "Hmm... Co by tu w siebie ubrać? - pomyślałam otwierając drzwiczki. Po paru minutach przegrzebywania ubrań postanowiłam, że ubiorę: jansy, białą koszulką i katanę. Szybko wskoczyłam w wybrany przez siebie strój, wzięłam plecak i zeszłam na dół. Jak zwykle śniadanie czekało już na mnie od parunastu minut. Zjadłam płatki i wyszłam z domu. Złapałam najbliższy autobus i ruszyłam do szkoły.
***
Gdy pojazd się zatrzymał, wyszłam z niego. Przełożyłam plecak przez ramię i podeszłam do średniej wielkości szklanych drzwi. Otworzyłam je i weszłam do środka, po czym skierowałam się w stronę klasy. Usiadłam pod ścianą i tak jak zwykle rano sprawdzałam komentarze. Zauważyłam, że było coraz więcej hejtów i wyśmiewania się. Postanowiłam, że będę musiała coś z tym zrobić. Zaczęłam usuwać, te najbardziej wulgarne i obraźliwe komentarze. Moją czynność przerwała mi grupka dziewczyn, najwyraźniej z mojej klasy.
- A, więc to jest ten "Elfelink"? - powiedziała ze złowieszczym uśmieszkiem.
- A, więc to jest ta "Linerka" klasowa? - odgryzłam się jej.
- Wiesz... nawet się zastanawiałam, czy cię nie przyjąć do mojej paczki, ale gdy zobaczyłam co ty odwalasz w internecie... wstyd by było chodzić z tobą po mieście.
- Ach tak? Jak bym miała taką parszywą mordę, to nawet do szkoły bym nie przyszła - dziewczyny zachichotały chicho.
- Czy ty myślisz, że możesz ze mną zadzierać?
- Tak - uśmiechnęłam się.
- Kiedyś tego pożałujesz... - powiedziała i odwróciła się do mnie tyłem.
- Czyżby? Jeśli tak, to chyba w niezbyt szybkim tempie.
- Radze Ci się zamknąć - przystanęła lekko zdenerwowana.
- Nie umiem "się zamknąć" - dziewczyna już miała do mnie podejść, ale sytuację uratował dzwonek.
Weszliśmy do sali i zajęliśmy swoje miejsca. Zaczęła się lekcja historii. Prowadziła ją nasza wychowawczyni, więc nie bałam się, że mnie zapyta.
- Hmm... Który jest dzisiaj? - zapytała siebie patrząc w dziennik - dwudziesty piąty, a numerek ten ma... Magda do odpowiedzi!
"Czyli ona się nazywa Magda... Dobrze wiedzieć" - pomyślałam i uśmiechnęłam się do siebie. Dziewczyna niepewnie podeszła do biurka.
- To może na początek proste pytanie... kiedy była druga wojna światowa - zapytała nauczycielka.
- Em... no... - jąkała się - w tysiąc dziewięćset szesnastym?
- No coś ty! Skoro nie wiesz nic o wojnie, to może mam cię pytać z zakresu podstawówki? Skoro tak, to powiedz mi... Jak się nazywa grecki bóg śmierci? - powiedziała patrząc na nią z krzywym wzrokiem.
- H... H... Hefajstos! Tak, to był Hefajstos! - uśmiechnęła się w stronę nauczycielki. Ta natomiast strzeliła facepalm'a i kazała Magdzie usiąść w ławce.
Historia w poprzednich szkołach, była przedmiotem, którego nie cierpiałam. Ciągłe wkuwanie tych wszystkich dat i wydarzeń. W tej szkole sposób nauczania tego przedmiotu był ciekawsze. Pani całą lekcję nam opowiadała o danym temacie. Nawet nie ruszyliśmy zeszytu. Lekcja szybko mi minęła, słuchając gadania nauczycielki. Gdy zadzwonił dzwonek, wyszliśmy z klasy i poszliśmy pod salę gimnastyczną. Po tej przerwie miała się odbyć lekcja WF'u. Usiadłam na ławce obok przebieralni i włączyłam komórkę. Gdy weszłam na YouTube'a moim oczom ukazały się nowe obraźliwe komentarze. Wiedziałam, że to były te dziwki z mojej klasy. Ponad to, dowodem były same nazwy hejterów. Mogłam w nich rozpoznać, że są to kobiety. Załamałam się widokiem komentarza o treści: Jeszcze raz coś powiesz naszym dziewczyną, to cię zajebiemy. Jak najszybciej zgłosiłam i usunęłam tą treść. Po moim policzku spłynęła łza na myśl, co będzie się teraz dziać pod moimi filmami. Mą rozpacz zauważyła przechodząca obok osoba.
- Hej, co się stało? - zapytano mnie.
- Nic... - przetarłam łzę.

<Ktoś chętny, żeby dokończyć?>

Średnie op.
2 błędy ort. + 2 błędy inter. = 70%
3

Od Julii "Opierdalający się kujon" cz. 4 (cd. Michał)

Wtorek, 18.11.2014 r.
Po tym jak Michał odjechał autobusem poszłam na chwilę do gabinetu taty.
- Wejdź - powiedział jak zapukałam.
- O której kończysz? - zapytałam
- Za jakąś godzinę. Jak zauważyłem zdążyłaś poznać kogoś w nowym gimnazjum. - uśmiechnął się nie odwracając wzroku od papierów, które wypełniał.
- No. To ja już idę, nie będę zajmowała czasu. Idź ratować ludzi - Gdy to usłyszał zaśmiał się kiwając głową.
- Do zobaczenia - powiedział po chwili.
Wyszłam z gabinetu, do domu miałam blisko, Można powiedzieć, że mieszkam dwa domy dalej. Weszłam do domu bardzo cicho, jak zwykle to robiłam, mimo to moja mama zawsze mnie słyszała.
- Jak było w szkole? - zapytała z salonu.
- Okej.
- Dlaczego tak późno?
- Miałam jeszcze jedną sprawę. Tata wróci za jakąś godzinę.
Weszłam do swojego pokoju, standardowo mój pies leżał na łóżku, ale gdy mnie tylko zobaczył od razu wstał się ze mną przywitać. Usiadłam na łóżko i wyjęłam książki, wolałam wcześniej odrobić pracę domową. Zajęło mi to jakieś pół godziny, przez ten czas także rozmawiałam z psem, bo z kim innym mogłabym? Na moje pytania odpowiadał machając ogonem, zawsze jak do niego mówiłam siadał obok mnie i wydawał się jakby mnie słuchał. Wiedziałam, że to nie możliwe, a i tak to robiłam. Mama przyniosła mi do pokoju miskę pokrojonych owoców, nie rozumiałam dlaczego tak robi ale nie przeszkadzało mi to. Resztę dnia spędziłam na przeszukiwaniu każdego pomieszczenia w moim domu w poszukiwaniu mojej książki, którą z resztą dostałam od taty. Nazywała się "JEFF THE KILLER: GO TO SLEEP: VOL. 1 (INSANITY)". Uwielbiałam tę książkę, była co prawda po angielsku, ale czytałam ją z dużą chęcią. Moja mama nie rozumiała dlaczego tata kupił mi książkę o mordercy, ale gdyby przeczytała choćby kawałek na pewno by się tym zachwyciła.
- Mamo widziałaś moją książkę? - zapytałam ją lekko zdenerwowana
- Jaką?
- Tą zatytułowaną "Jeff The Killer"?
- Tą od taty? Niestety nie.
- Dobra.
Miałam nadzieję, że jest w domu, a nie w szkole, autobusie lub w jakimś innym miejscu. Nawet nie zauważyłam kiedy mój tata wrócił do domu.
- Czego szukasz? - zapytał
- Nie pamiętam gdzie odłożyłam książkę o Jeff'ie. Widziałeś ją?
- Nie przypominam sobie, gdy ją zauważę to od razu cię powiadomię.
- Dobrze.
To też mnie nie zadowoliło, ciągle bałam się, że ją gdzieś zostawiłam. Moje poszukiwania skończyły się klęską, była godzina już dwudziesta trzecia. Położyłam się spać aby następnego dnia nie spóźnić się do szkoły. Obudziłam się około godziny szóstej dwadzieścia, powoli wstałam i podeszłam do szafy. Ubrałam czarne leginsy, do tego granatową bluzę. Spakowałam książki i poszłam do kuchni. Mama przygotowała na śniadanie naleśniki, po zjedzeniu umyłam się i zaczęłam ubierać buty. zabrałam ze sobą psa, pochodziliśmy trochę i wróciliśmy.
- Ja wychodzę! - powiedziałam, wychodząc do szkoły.
Miałam piętnaście minut drogi, jest siódma trzydzieści dwa, mam jeszcze czas. Doszłam w końcu do szkoły, dzień minął w sumie spokojnie, bez nagłych zmian i wydarzeń ale wciąż myślałam gdzie mogłaby być moja książka.

Michał?
Średnie op.
4 inter. = 80%
4

poniedziałek, 4 lipca 2016

Od Michała "Opierdalający się kujon" cz. 3 (cd. Julia)

Wtorek, 18.11.2014 r.
- Nic Ci się nie stało? - usłyszałem głos. Dziewczyna podeszła bliżej.
- Nie, nic. - Oznajmiłem, próbując się podnieść z ziemi. Kiedy jednak stanąłem na nogach, poczułem siarczysty ból przeszywający lewą kostkę. Ta nie mogąc wytrzymać ciężaru mojego ciała, wykręciła się w bok, przez co niemalże upadłem. Dziewczyna w ostatniej chwili złapała mnie pod ramię. Już wiedziałem, że nie da mi spokoju. Powoli doprowadziła mnie do najbliższej ławki. W duchu zacząłem przeklinać własny los.
- Zadzwonić po kogoś?
- Dam sobie radę. - Stęknąłem, siadając na ławce i jednocześnie uważając, abym nie wykręcił obolałej stopy.
- Trzeba jechać z tym do lekarza widać, że jest coś nie tak. - Oznajmiła, nie zważając na moje zapewnienia. Wpatrywała się w ten sam punkt, co ja, dokładniej na moją kostkę, w której czułem pulsującą krew. - Kto to zrobił? Nie uwierzę w historyjkę o tym, że się wywróciłeś.
- Nikt.
Zauważyłem, że w tej chwili wyciągnęła z kieszeni swoją komórkę i zaczęła wybierać jakiś numer. Miał więcej, niż trzy cyfry, więc domyśliłem się, że nie chodziło o pogotowie. Spanikowany zapytałem:
- Gdzie dzwonisz?
- Halo? Tata? - Już po drugim słowie domyśliłem się, kim był jej rozmówca. Skrzyżowałem ręce na piersi i przekrzywiłem głowę, chcąc pokazać swoje oburzenie, jednak z nosa spadły mi uszkodzone okulary. W ostatniej chwili udało mi się je złapać. - Mógłbyś przyjechać pod szkołę? Okej. Dzięki.
- Po co zadzwoniłaś? - Zapytałem zaniepokojony, na nowo zakładając okulary, choć wiedziałem, że i tak zaraz mi spadną.
- Nie dasz rady tak dojść tak do domu. Skoro nie masz zamiaru iść do lekarza, to lekarz przyjdzie do ciebie.
Wypuściłem z płuc całe powietrze, będąc na skraju zrezygnowania. Czarnowłosa usiadła tuż obok mnie i założyła nogę na nogę. Wiedziałem, że nie było mowy o powiedzeniu jej, że nigdzie się nie wybieram. Człowiek tego typu nie przyjmuje odmowy. Sapnąłem kilka razy, próbując się od niej nieco odsunąć. Podnosiłem przy tym lewą nogę i przeskakiwałem w bok. Nie zwróciła na to nawet uwagi. Kilka razy na nią nieufnie spoglądałem, spodziewając się, że zaraz zacznie o coś wypytywać, ale ona tylko po chwili namysłu wstała, podniosła mój plecak leżący nieco dalej na chodniku, następnie wróciła, usiadła na swoje poprzednie miejsce i położyła go sobie na kolanach.
Dopiero po kilku minutach obserwowania jej szczupłych palców położonych na moim zniszczonym plecaku doszedłem do wniosku, że chodzimy razem do klasy. Niestety na moje nieszczęście nigdy nie miałem pamięci do imion, więc nie potrafiłem go sobie przypomnieć. Kojarzyłem tylko tyle, że jej nazwisko chyba zaczynało się na literę "S".
Po kolejnych kilku minutach uporczywego milczenia przed ławką zatrzymał się srebrny, lśniący Fiat, który wyglądał, jakby dopiero wyjechał z salonu. Automatyczna szyba po stronie kierowcy zjechała w dół.
- Wsiadajcie - oznajmił mężczyzna. Dziewczyna wstała z ławki, założyła drugi, tym razem mój plecak na ramię i wyciągnęła rękę w moją stronę. Zmrużyłem oczy.
- Naprawdę nie muszę nigdzie jechać. Nie mieszkam wcale tak daleko, to tylko dziesięć minut marszu...
- Kochanie, kim jest ten chłopak?
- Coś sobie zrobił w kostkę. Mógłbyś go zawieźć na kontrolę? - poprosiła nastolatka, odwracając się w stronę ojca. Ten po chwili namysłu skinął głową.
- Tylko i aż dziesięć minut. - Powiedziała, na nowo badawczo obserwując moją osobę. - Posłuchaj. Jeżeli teraz z nami pojedziesz, oszczędzisz później swoim rodzicom fatygi. My i tak mieszkamy w pobliżu szpitala, więc to jest po drodze.
Zawahałem się. Po części miała rację. Gdyby faktycznie coś mi dolegało (w co szczerze wątpiłem - zwykłe obicie, nic więcej) i gdybym miał się wybrać do szpitala z rodzicami, pewnie nastąpiłoby to dopiero po kilku dniach, gdyż mama by mi wmawiała, że nic mi nie jest. W naszym domu zazwyczaj bywało tak, że jeśli ktoś rzeczywiście był chory, to nawet o tym nie wiedział.
- Naprawdę nie sprawię problemu? - zapytałem, patrząc na kierowcę. Z lekkim uśmiechem pokręcił głową. Westchnąłem i mruknąłem pod nosem: - W takim razie co mi szkodzi?
Podałem jej rękę. Ta mnie pociągnęła ku górze i uważając na moją stopę doprowadziła do samochodu. Usadowiłem się w fotelu i zapiąłem pas. Czułem się naprawdę nieswojo. Nerwowo miętosiłem palcami bluzę. Po drodze obserwowałem widoki za oknem.
Wkrótce zajechaliśmy na przyszpitalny parking. Zatrzymaliśmy się dość blisko drzwi. Tata nowej koleżanki otworzył mi drzwi i polecił córce, aby zaczekała w poczekalni. Z jego pomocą wgramoliłem się na schody i doczołgałem się do jednego z zamkniętych drzwi gabinetu... jakie było moje zaskoczenie, gdy facet wyciągnął z kieszeni kluczyki i jak gdyby nigdy nic je otworzył. Przełknąłem ślinę. Miałem wrażenie, jakbym mu czymś podpadł, choć wiedziałem, że to jest jak najbardziej nieuzasadnione. Usiadłem na łóżku, które mi wskazał.
- Możesz ściągnąć buta? - zapytał. Szybko pokiwałem głową. Okulary znowu mi prawie spadły, więc po prostu je zdjąłem i położyłem obok siebie. Kiedy schyliłem się do obuwia, poczułem ból w poobijanych plecak i barku. Chyba będę miał dużo siniaków.
- Wszystko w porządku? Coś jeszcze cię boli? - dopytywał, widząc, że się skrzywiłem.
- Nie, nie... jest ok. - Uśmiechnąłem się lekko i strząsnąłem buta ze zdrętwiałej stopy. Ściągając skarpetkę, zauważyłem, że moja stopa znacznie spuchła i była czerwona. Nie wyglądało to dobrze. Mężczyzna zaczął ją oglądać, a ja zacisnąłem zęby. Odchyliłem się do tyłu. Bolało.
- Wygląda mi to na skręcenie. Zrobimy jeszcze dla pewności prześwietlenie.
- Ok... - mruknąłem. Kilkanaście minut później po wykonaniu zdjęć lekarz do mnie wrócił i wydał osąd:
- Tak jak początkowo sądziłem, mamy do czynienia ze skręceniem. Twoja mama powinna ci kupić odpowiednią maść. Usztywnię ci nogę i będziemy mogli wracać.
Skinąłem głową. Przez najbliższe kilkanaście minut w milczeniu patrzyłem, jak sprawnie zaplątuje w bandaż moją stopę usmarowaną od maści, która tak pachniała miętą, że aż szczypało w oczy. Później jeszcze coś z nią robił, ale wtedy już byłem zbyt zajęty próbą naprawy okularów, więc przestałem na to zwracać uwagę. Kiedy poczułem, że skończył, podniosłem wzrok i poruszyłem wystającymi palcami.
- Będę chodzić o kulach?
- Powinieneś, jednak na razie zalecam ci leżenie przez najbliższe dwa tygodnie. Kiedy ci się nieco polepszy, zgłoś się do mnie.
- Czyli nie będę chodził przez ten czas do szkoły? - zapytałem, patrząc jak mężczyzna siada za biurkiem i wypisuje jakieś papiery.
- Masz rację. Będziesz mógł nadrobić zaległości w serialach, książkach czy co tam jeszcze...
Westchnąłem, opuszczając ramiona. Już gorzej być chyba nie mogło. Chciałem się jutro zapisać na kółko matematyczne, chemiczne i fizyczne... no i może historyczne, a on mi mówi, że nie będzie mnie w szkole przez przynajmniej dwa tygodnie? Podniósł wzrok i uśmiechnął się, widząc moją zrezygnowaną minę.
- Nie jesteś zachwycony?
- Nie. Będę miał zaległości w nauce.
Nie powiedział już niczego więcej, tylko kończył robić notatki.
- Jak się nazywasz?
- Michał Wrona.
Pokiwał w zamyśleniu głową, następnie część papierów włożył do jakiejś szarej koperty, a drugą mi podał.
- Pokażesz to mamie.
- Ok. Jeszcze raz bardzo dziękuję panu za pomoc i...
- To moja praca - powiedział tylko i pomógł mi się podnieść. Wyszedłem na korytarz. Na plastikowym krzesełku siedziała jego córka i akurat coś sprawdzała w telefonie.
- Uważaj na siebie i trzymaj z daleka od kłopotów - powiedział, popychając mnie delikatnie, abym przytrzymując się ściany postąpił kilka kroków. Ta widząc nas, natychmiast włożyła urządzenie do kieszeni oraz podeszła bliżej.
- I co?
- Skręcona - odpowiedziałem - Ty mi pomogłaś, a nawet cię nie znam. Michał jestem.
Podałbym jej rękę, ale prawą akurat wykorzystywałem do podpierania się ściany. W lewej z kolei ściskałem połamane okulary.
- Julia - przedstawiła się. Teraz mi zaświtało, że nazywała się Sokołowska. - Pomogłam ci dlatego, że nie lubię patrzeć jak ktoś leży na chodniku i nie wiadomo, czy żyje.
- A tak serio - powiedziałem, widząc, że lekko się zaśmiała.
- Widziałam, że coś ci się stało. Nie przeszłabym obojętnie. - Popatrzyła na to, jak podpieram się ściany. Pan Sokołowski już zniknął za drzwiami gabinetu. Najwidoczniej miał pełne ręce roboty. - Dasz radę dojść do domu?
- Chyba tak.
- Może ci pomóc? - zapytała, posyłając mi krzywy uśmieszek. Westchnąłem. Bez kuli (na których zresztą pewnie nie umiem chodzić) ani rusz.
- Niech ci będzie.
- A może zadzwonisz po rodziców?
- Są w pracy. Kończą dopiero za... - Przerwałem, przypomniawszy sobie, że nie mam ani zegarka, ani telefonu. - która jest godzina?
Wygrzebała urządzenie z kieszeni i podświetliła ekran.
- Szesnasta pięćdziesiąt dwa.
- W takim razie cofam to co powiedziałem, są już w domu.
- To do nich zadzwoń, na pewno ktoś przyjedzie.
Zapanowała cisza. Pozostałości po telefonie wyrzuciłem do śmietnika obok ławki, na której siedzieliśmy. Wiedziałem, że nie da się go już uratować w żaden sposób.
- Nie mam telefonu i nie pamiętam numeru.
Julia popatrzyła na mnie zrezygnowana. Próbowała coś wymyślić, abym nie musiał się czołgać do domu, ale chyba się już zorientowała, że za bardzo innego wyjścia nie ma. Sięgnęła po swój oraz mój plecak i stwierdziła, że nie mamy innego wyjścia, jak po prostu wyjść z poczekalni. Z trudem zszedłem ze schodów, podpierając się barierki. Dziewczyna już pewnie domyśliła się, że nie potrzebuję żadnej pomocy. I słusznie. Już nawet jej nadużyłem.
Mamy listopad. Zrobiło się już chłodno. Zadrżałem, gdyż miałem na sobie jedynie cienką bluzę. Rano było zdecydowanie cieplej, niż teraz. Spoglądałem za Julką, czy aby na pewno idzie za mną. Zastanawiało mnie tylko, co ja zrobię z tym butem. Mój opatrunek był zbyt obszerny, bym wcisnął się w podniszczonego trampka, więc ściskałem go w dłoni. Przez skarpetkę czułem chłód docierający do moich wystających palców. Jestem w cholernie złym położeniu. Pewnie wrócę do domu zakatarzony. Chwiejnie wychodząc za bramę szpitala ujrzałem przystanek autobusowy. Wtedy do mojej głowy przyszła pewna myśl.
- Masz może przy sobie pieniądze?
- Tak, a dlaczego pytasz?
- Mogłabyś mi pożyczyć kilka złotych? - zapytałem. Julka spoglądając w tą samą stronę co ja, domyśliła się, na co bym je wydał. - Oddałbym ci jak tylko wrócę do szkoły.
- Hm... obiecujesz?
- Z ręką na sercu. - Mówiąc to, przyłożyłem prawą rękę, w której nadal ściskałem okulary do piersi.
- W porządku. - Powiedziała, a następnie pociągnęła mnie lekko w kierunku przystanku i nakazała usiąść. Moja ulga była wprost nie do opisania. Miałem się nie przemęczać, a i tak jakoś trzeba było dotrzeć do domu. Gdybym szedł na piechotę na zdrowych nogach, dotarłbym może za pół godziny szybkim krokiem.
- Na jakiej ulicy mieszkasz?
- Na Makowej.
Zaczęła sprawdzać rozkład jazdy. Nachylała się tuż obok mnie, więc aby uniknąć kontaktu z jej brzuchem, albo co gorsza biustem, odsunąłem się o jakieś dziesięć centymetrów w bok.
- Autobus dwudziesty czwarty przyjedzie za jakiś kwadrans. Poczekasz?
- Jasne.
- Może mam czekać z tobą? Pomogę ci wsiąść. I tak nie mam ciekawszych zajęć w domu.
Nie czekając na odpowiedź, już usiadła tuż obok. Powoli skinąłem głową. Chyba nigdy nie przybywałem tyle czasu z niemalże obcą mi dziewczyną. Obserwowaliśmy w milczeniu przejeżdżające samochody i wirujące na jesiennym wietrze liście. Przynajmniej na częściowo oszklonym przystanku było cieplej.
- Czyli jutro nie będzie cię w szkole? - zapytała po chwili.
- Nie.
- Zazdroszczę.
- Nie ma czego. I tak nie mam co robić.
 Na nowo zapanowała niezręczna cisza. Julka pewnie nie mogła się w duchu mi nadziwić. Każdy "normalny" uczeń oszalałby z radości na wieść o braku konieczności tułania się po salach w szkole przez bite dwa tygodnie.
- Lubisz może czytać?
- Lubię.
- Polecić ci może kilka tytułów? - zaproponowała.
- Jeśli możesz.
- Hm... Czytałeś może "Zwiadowców"?
- Tak.
- A "Więźnia labiryntu"?
- O czym to? - zapytałem, opierając głowę o ścianę i przymykając oczy. Tak minął nam czas aż do przyjazdu autobusu. Wsiąść do niego pomogła mi Julka. Oddała mi plecak i pożegnaliśmy się.
***
Gdy udało mi się wejść na pierwsze piętro bloku, w którym mieszkałem, przywitał mnie syk patelni dobiegający z kuchni.
- Wróciłem! - wykrzyknąłem, z nadzieją, że ktoś się mną zainteresuje i mi pomoże.
- Gdzieś ty był?! - oznajmił na powitanie tata, który wychylił się z pokoju gościnnego. Przeniósł wzrok na moją kostkę. - Coś ty sobie zrobił?
- Taki mały wypadek...
- Jesteś cały brudny... Gosia!
- CO?! - wrzasnęła mama z kuchni. Zrozumiałem, że jednak nikt mi nie pomoże i zacząłem sam ściągać buta. Na nowo ból w barku dał się we znaki. Po chwili przyszła, ściskając w ręce drewnianą łyżkę. Uniosła brwi zaskoczona, gdy dostrzegła, jaki zmarnowany jestem.
- Pobili cię czy jak? - dopytywał tata.
- Powiedzmy. Idę się położyć. - mruknąłem i pokuśtykałem do salonu.
- Skąd masz ten bandaż? - zapytała mama.
- Byłem u lekarza. - Przypomniałem sobie o notatce, którą miałem w kieszeni bluzy. Wyjąłem ją z kieszeni i podałem jej - Recepta. Mam wypoczywać przez najbliższe dwa tygodnie.
- Michał! Michał! Michał! - do pokoju wpadł mój czteroletni brat. Dopiero kiedy mama powstrzymała przed stratowaniem mnie, zapytał się, co mi dolega. Jedynie moja siostra jak zwykle niezainteresowana światem siedziała w swoim pokoju i zaklinała ekran komputera.
- Za chwilę przyniosę ci placki ziemniaczane - oznajmiła moja mama, zostawiając mnie sam na sam z tatą i Jasiem, przed którymi nie obejdzie się bez przesłuchania.

<Julia?>
Średnie op.
100%
6

niedziela, 3 lipca 2016

Od Julii "Opierdalający się kujon" cz. 2 (cd. Michał)

Wtorek, 18.11.2014 r.
- Nic Ci się nie stało? - zapytałam. Tak normalnie nie zapytałabym, ale wyglądał jakby coś mu się stało.
- Nie, nic. - powiedział, ale gdy wstał upadł od razu.
Pomogłam mu przejść na ławkę.
- Zadzwonić po kogoś?
- Dam sobie radę. - Widocznie chciał się mnie pozbyć.
- Trzeba jechać z tym do lekarza widać, że jest coś nie tak. - powiedziałam nie zwracając uwagi na to, że nie jest zbyt przekonany do mojej pomocy. - Kto to zrobił? Nie uwierzę w historyjkę o tym, że się wywróciłeś. - dodałam po chwili
- Nikt. - odparł
Włączyłam telefon i wybrałam numer.
- Gdzie dzwonisz? - zapytał chłopak
Zignorowałam jego pytanie, bo mój tata odebrał.
- Halo? Tata? Mógłbyś przyjechać pod szkołę? - rozmawiałam z ojcem - Okej. Dzięki.
- Po co zadzwoniłaś? - był mocno zaniepokojony
- Nie dasz rady tak dojść tak do domu. Skoro nie masz zamiaru iść do lekarza, to lekarz przyjdzie do ciebie.
Po dziesięciu minutach zjawił się mój tata.
- Wsiadajcie - powiedział
Po namowach, chłopak wszedł do auta. Dojechaliśmy do gabinetu ojca.
Ja musiałam czekać w poczekalni, ale w końcu wyszedł, miał usztywnioną nogę.
- Uważaj na siebie i trzymaj z daleka od kłopotów - powiedział mój ojciec
- I co? - zapytałam chłopaka
- Skręcona. Nic mi nie będzie. Ty mi pomogłaś, a nawet cię nie znam. Michał jestem.
- Julia. Pomogłam ci dlatego, że nie lubię patrzeć jak ktoś leży na chodniku i nie wiadomo czy żyje. - zaśmiałam się
- A tak serio.
- Widziałam, że coś Ci się stało. Nie przeszłabym obojętnie. Dasz radę dojść do domu?
- Chyba tak.
- Może Ci pomóc?

<Michał?>

P.S. Źle robisz wypowiedzi. Zaobserwuj w wersji poprawionej, jak to powinno wyglądać. Tak, chodzi o te Spacje.

Krótkie op.
3 błędy inter + 1 ort. = 35%
2

sobota, 2 lipca 2016

Od Eweliny "Mój pierwszy dzień" cz. 1


Poniedziałek, 24 listopad 2014 r.
Obudziłam się rano gotowa do szkoły. Z wrażeń, dzień wcześniej spakowałam wszystkie rzeczy potrzebne do szkoły. Nawet przygotowałam sobie ubrania, które od razu po zerwaniu się na równe nogi, założyłam na siebie. Miałam ubrany swój ulubiony outfit czyli: jeansy i zwiewną koszulkę. Tego dnia na dworze było zimno, więc nałożyłam na siebie ramonezkę. Zeszłam na dół gdzie czekała na mnie babcia. Zjadłam śniadanie, po czym podziękowałam babci kobiecie i wyszłam z domu. Wsiadłam do autobusu, który zawiózł mnie do szkoły. Gdy wyszłam z pojazdu zobaczyłam ogromny budynek. "Moją przygodę czas zacząć" – pomyślałam i z uśmiechem weszłam do szkoły. Przed drzwiami dostrzegłam uśmiechniętą kobietę która wpatrywała się we mnie.
Witaj Ewelino. Jestem Hanna Kalinowska, wychowawczyni klasy 2b do której będziesz chodzić – wyciągnęła w moją stronę dłoń.
- Dzień dobry. Miło mi panią poznać – powiedziałam z uśmiechem i uścisnęłam jej rękę.
- Może oprowadzę Cię trochę po szkole? Jak zdążyłaś już pewnie zauważyć nasza placówka jest bardzo duża. Choć pokażę Ci parę miejsc.
Poszłam za kobietą. Pokazała mi gdzie znajduję się stołówka, łazienki, sala gimnastyczna, sekretariat oraz pokój nauczycielski. Po odbytej wędrówce przez korytarze szkoły, podziękowałam kobiecie i udałam się do sali gdzie miały się rozpocząć pierwsze zajęcia. Usiadłam przed klasą i wyciągnęłam komórkę. Przeglądałam komentarze z mojego ostatniego vloga. Większość ludzi pisała miłe komentarze, ale zdarzali się też uporczywi hejterzy. Na szczęście moje Elfiki (tak nazywam swoich
widzów) broniły mnie i odgryzały się hejterom. Czytałam właśnie ostatni komentarz gdy zadzwonił dzwonek. Wstałam i ustawiłam się przy wejściu do klasy. Tak się złożyło, że pierwszą lekcją w planie była akurat wychowawcza. Weszłam jako ostatnia, żeby upewnić się, że nie zajmę czyjegoś miejsca w ławce. Usiadłam w ostatnim rzędzie pod oknem. Wypakowałam piórnik, brudnopis i zeszyt do korespondencji.
- A, więc witam was bardzo serdecznie w kolejny piękny poniedziałek, czyli start nowego tygodnia! - wszyscy burknęli znudzeni – Mamy dzisiaj w klasie nową koleżankę – klasa zwróciła wzrok na mnie – Ewa wyjdź na środek - powiedziała zachęcająco nauczycielka.
Wstałam niepewnie, bo wiedziałam, że około dwadzieścia osób na raz patrzy się na mnie. W końcu gdy doszłam na środek sali i stanęłam obok nauczycielki, uśmiechnęłam się lekko.
- A, więc Ewa. Opowiesz nam coś o sobie? Jak się znalazłaś w tej szkole?
- Parę tygodni temu moi rodzice postanowili wyjechać za granicę. Mi Mnie nie za bardzo podobał się ten pomysł, więc przeprowadziłam się do babci i zamieszkałam tu w Jaskółkowie - powiedziałam niepewnie.
- No dobrze, a masz jakieś hobby? Co robisz w wolnym czasie?
- Moją pasją jest YouTube. Nagrywam vlogi i poradniki... - nie dokończyłam, bo przerwał mi jakiś chłopak z tyłu:
- A jak się nazywa twój kanał?
- Elfelink - powiedziałam z uśmiechem. Zauważyłam jak niektóre osoby wyciągają telefony.
- No dobrze. Możesz usiąść, Ewo.
Wróciłam na swoje miejsce.
***

Lekcje szybko minęły. Już o piętnastej znalazłam się w domu przed komputerem. Weszłam na kanał i zobaczyłam komunikat: 12 dwanaście nowych subskrybentów. "Heh to zapewne Ci co na wychowawczej grzebali w telefonach" - pomyślałam. Przeczytałam kilka nowych komentarzy i wzięłam się za nagrywanie nowego odcinka. Zamontowałam kamerę na stojaku, po czym przyniosłam krzesło. Włączyłam kamerę i usiadłam na taborecie. Zaczęłam opowiadać o moim nowym przeżyciu. Gdy skończyłam schowałam wszystko na swoje miejsce. Z aparatu wyciągnęłam kartę SD, którą podłączyłam do laptopa i zaczęłam montować filmik. Vlog miał tytuł: Pierwszy dzień w nowej szkole. Gdy odcinek się renderował i wrzucał, wzięłam się za odrabianie lekcji. Po godzinie wszystko było gotowe. Filmik się wysłał, praca domowa odrobiona, więc teraz spać. Była już godzina dwudziesta trzecia. Przebrałam się w pidżamę, po czym wskoczyłam do łóżka i zasnęłam.

C.D.N

Średnie op.
3 styl. + 1 inter. = 80%
4

piątek, 1 lipca 2016

Podsumowanie marca & kwietnia & maja & czerwca

MARZEC
Pod koniec marca wystartował blog. Spodziewałam się, że niewiele będzie się dziać, choć kilkanaście osób już wcześniej zadeklarowało, że chce dołączyć. Pojawiły się raptem dwa opowiadania... No i dołączyły dwie osoby: Antosia i Madzia.

KWIECIEŃ
Tym razem pojawiły się trzy opowiadania. Dołączyła Karolina, Ada oraz Ola.

MAJ
Cztery op. Dotarł do nas jedynie Michał. Jest nas już szóstka.

CZERWIEC
W tym miesiącu nie było żadnych nowych członków i pojawiło się jedno op. Zaczęłam się wahać, czy warto w ogóle rozwijać zaczęte zakładki, ale chwilowo się powstrzymałam, czekając na ruch członków.
W Wy? Jak radzicie? Uzupełniać to, czego nie ma, czy może jeszcze na trochę się wstrzymać?

PODSUMOWUJĄC
Wyniki uczniów:
Antonina Koniecpolski: 1 (-46 pkt.)
Magdalena Niewidomska: 1 (-19 pkt.)
Karolina Myszka: 1 (-26 pkt.)
Adrianna Szpakowska: 3 (-18 pkt.)
Aleksandra Frąckowiak: 3 (103 pkt.)
Michał Wrona: 1 (77 pkt.)

Jak widzicie - wykaz nie wygląda najcudowniej. Aż 4 osoby spośród 6 powinnam wyrzucić! Daję Wam wszystkim czas do 10-tego lipca na ogarnięcie się, inaczej powyrzucam. Macie jedynie od 18 do 46 pkt. do uzbierania, by mieć choć minimalną stałość. Tworząc tego bloga sądziłam, że uzbieranie tych przynajmniej 50-ciu pkt. miesięcznie jest łatwizną.

Także powodzenia życzę i do zobaczenia w kolejnym podsumowaniu (bądź ogłoszeniu),
Avril