środa, 13 lipca 2016

Od Michała "Opierdalający się kujon" cz. 5 (cd. Julia)

Piątek, 21 listopada 2014 r.
Minęły trzy dni odkąd skręciłem sobie kostkę. Niemalże cały czas bezczynnie leżałem, zastanawiając się nad własną egzystencją. Od czasu do czasu zaczepiał mnie brat, czasem tata... ale generalnie byłem w domu sam skazany na własny los. Obok mnie leżała sterta przeczytanych książek, wyłączony laptop siostry, papierki po cukierkach oraz talerz po zapiekance (specjalność taty: po prostu chleb z masłem i serem podgrzany w piekarniku), którą zjadłem rano. Wpatrywałem się beznamiętnie w sufit, z dłońmi podłożonymi pod głowę. W salonie zawsze było ciepło, więc od razu zmrużyłem oczy. Okropnie chciało mi się spać.
Nagle usłyszałem szczęk klucza w zamku. Od razu usiadłem i spojrzałem na zegarek. Było dopiero po dwunastej, a już ktoś z rodziny wrócił? Wpatrywałem się w kierunku, gdzie był korytarz, gdyż wiedziałem, że ktokolwiek to jest, zaraz się wyłoni. Już po sposobie miotania ściągniętymi butami czy torby poznałem, że była to moja siostra. Ciche podśpiewywanie sobie pod nosem doskonale mi znanej melodii utwierdziło mnie w tym przekonaniu.
- Już skończyłaś?! - krzyknąłem do niej. Na chwilę zapanowała cisza, a po chwili dziewczyna stanęła w drzwiach salonu. Zastanawiała się chyba, kim jestem, a uświadomiwszy sobie, że przecież mam "wolne", rzuciła czapką z uszami pandy na kosz na pranie.
- Czemu masz mojego laptopa? Mówiłam ci przecież, że nie masz go dotykać - powiedziała tylko. Mogłem się tego spodziewać. Na nowo rzuciłem się na poduszkę.
- I tak nie znam hasła. Liczyłem na przynajmniej przejrzenie sobie twojego kanału.
- Weź wyjdź. - warknęła, po czym wzięła urządzenie z ławy, a następnie powędrowała do naszego wspólnego pokoju. I tyle z przyjaznych pogaduszek. Westchnąłem, zastanawiając się, co dalej robić. Byłem ciekawy, czy odpowiedziałaby na moje zaczepki, ale znając Zuzę - pewnie nie. Wbrew pozorom nie była tylko ignorantką, ale i również dość bystrą osobą.
- Ej, Misiek! - krzyknęła w pewnej chwili.
- Co?!
- Od kiedy czytasz książki o mordercach?! - kontynuowała nasz dialog z dwóch krańców domu. Takie pogaduszki były w naszej rodzinie całkowitą normą. Nikomu nie chciało się ganiać po pokojach, żeby tylko porozmawiać.
- Od zawsze, a co?!
Przez chwilę zrobiła się cisza, aż do momentu, kiedy dziewczyna szurając skarpetkami po panelach nie przyszła do salonu i pomachała skromnym tomikiem.
- To czemu nic mi nie mówiłeś?
Mruknąłem coś pod nosem, a później podniosłem głowę, by uważniej przyjrzeć się książce. Zmarszczyłem brwi. Okładka nic kompletnie mi nie mówiła. Zuza zaczęła szybko wertować treść. Zgadywałem, że szukała jakich pikantnych fragmentów, jak to ma w zwyczaju - a to wszystko po to, by mnie dręczyć. Zobaczyłem jednak zawód na jej twarzy.
- Już się cieszyłam, że ktoś napisał książkę o Jeff'ie... niestety nic z niej nie rozumiem. Jest po angielsku. - Cisnęła nią o stolik tuż obok mojego łokcia. - Chce ci się to tłumaczyć?
- Zaraz... co? - mruknąłem i sięgnąłem po książkę. Faktycznie była po angielsku. Stwierdzając po tym, że jest dość nowa, domyśliłem się, że to faktycznie nie jest moja własność. W dodatku znalazłem w środku zakładkę z małym, uroczym kotkiem. Z wrażenia aż obróciłem się na brzuch i podparłem swój ciężar ciała na łokciach.
- Ojej... - westchnęła moja siostra na widok zwierzątka. Ja również delikatnie się uśmiechnąłem, ale nic poza tym.
- Coś mi się zdaje, że komuś ukradłem książkę.
- Brawo! Nie no, brawo! - zaśmiała się ironicznie moja siostra - Tego jeszcze nie było! Zarąbałeś komuś książkę i o tym nie wiedziałeś? Przechodzisz samego siebie! I co teraz zrobisz?
- Właśnie nie wiem... dobrze by było, gdybym jeszcze chociaż się domyślał, czyje to jest, bo szczerze wątpię, aby to był prezent-niespodzianka od rodziców.
- Ja również, tym bardziej, że to było w twoim plecaku.
- Czy ty chcesz mi powiedzieć, że grzebałaś w moich rzeczach? - Mówiąc to, spiorunowałem ją spojrzeniem, na co ona tylko wyszczerzyła się głupawo i dla spotęgowania efektu nachyliła się oraz podparła łokciami o podłokietnik kanapy. Nasze nosy dzieliły zaledwie jakieś trzy centymetry.
- Wcale nie, a co?
- Uważaj, bo ci uwierzę...
- No oczywiście, że uwierzysz. Przecież jestem najszczerszą osobą na ziemi. Jak mogłabym cię okłamać? - Parsknąłem tylko i odłożyłem na bok tomik. - Poza tym uratowałam ci skórę, bo wyciągnęłam śniadaniówkę z pleśniejącym chlebem.
- Zgaduję, że twoja dobroduszność wzięła się stąd, że nie miałaś co robić przez tą minutę, gdy włączał się internet.
Zaśmiała się krótko, ale nie powiedziała niczego więcej. Wyglądało na to, że miałem rację.
- Masz chociaż jakiś pomysł, do kogo może to należeć? - zapytała po chwili milczenia. Pokręciłem przecząco głową. Nikogo z klasy nie znałem na tyle, żeby wiedzieć, kto się lubuje w anglojęzycznych książkach o mordercach. - Ty to jednak jesteś... ugh. Teraz ty będziesz łazić po szkole i pytać, do kogo to należy, nie ja. Idę pisać opowiadanie, bo mam zaległości. Jeszcze trochę i lud mnie udusi za brak postów.
Westchnąłem pod nosem. Niekiedy miałem wrażenie, że ona niczego prócz tych nieszczęsnych blogów nie widzi. Jej tłumaczenia na czym one polegają zwykle kończyły się na tym, że niczego kompletnie nie rozumiałem, więc już nawet nie próbowałem jej mówić, że nie mam zielonego pojęcia, z czego mi się właściwie wyżala. Wystarczyło udawać, że się to akceptuje i już miało się ją z głowy...
Podążyłem za nią wzrokiem do chwili, aż mi zniknęła z oczu i trzasnęła drzwiami od pokoju, a później ponownie przewróciłem się na plecy, zgarnąłem książkę i zabrałem się do uważniejszego przeglądania. W końcu i ja byłem nieco wkręcony w creepypasty, a skoro nie mam niczego ciekawszego do roboty... Kiedy zorientowałem się, że rzeczywiście wielu wyrazów nie znam, wstałem i przeszedłem te trzy kroki do półki z książkami i zacząłem poszukiwania książeczki w twardej, brązowej, acz sypiącej się okładki, dokładniej słownika angielsko-polskiego. Po upływie kilku minut w końcu się udało, a ja pokuśtykałem z powrotem na kanapę.
***
Jakieś dwie godziny później znudziło mi się wertowanie słownika co trzy słowa książki i odłożyłem to gdzieś na bok. Popatrzyłem na bałagan, który zrobiłem przez cały dzień. Cholera. Mama pewnie mnie za to skrzyczy, choć wie, że jestem uziemiony. Cały czas jest nieco nerwowa, więc wolałem nie ryzykować. Zdecydowałem się zebrać wszystkie śmieci, talerz i podpierając się ściany powędrować do kuchni. Gdy wracałem, zajrzałem do pokoju siostry. Poczuła na sobie moje spojrzenie, ściągnęła słuchawki i posłała mi wściekłe spojrzenie. Nie lubiła, jak ktoś jej przeszkadzał.
- Skończyłaś już pisać?
- Już dawno. Czego chcesz? - mówiąc to, odchyliła się na krześle i założyła ręce na piersi. Aż po prostu czułem, że chce mnie wyprosić samym spojrzeniem.
- Może obejrzymy jakiś film...?
- Przecież wiesz, że nie lubię telewizji. - Mówiąc to, obróciła się na nowo do komputera. Nie wydawało mi się, aby robiła coś ważnego. Oparłem się o ramę drzwi. Noga znowu mnie rozbolała.
- Albo pogramy w coś?
- Znaczy w co?
- Nie wiem... możemy na PlayStation, albo w Simsy. Mnie wszystko jedno.
Zamyśliła się. Chyba udało mi się ją przekonać. Po dłuższej chwili zawahania zamknęła klapę laptopa i zrzuciła słuchawki na biurko.
- W takim razie pograjmy w Tekkena. Mam ochotę ci spuścić porządny łomot.
Zaśmiałem się lekko, lecz szczerze. Jej zmienność bywała co najmniej zabawna.
- Jak chyba każdy.
- To idź, ja zaraz przyjdę.
Skinąłem głową i pokuśtykałem do salonu. Sięgnąłem jeden z joysticków i usadowiłem się w fotelu. Dziewczyna po chwili również przyszła i uruchomiła urządzenie. Po kilku minutach ukazało nam się znajome logo PlayStation2 oraz znanej na całym świecie bijatyki.
***
Po piętnastej do domu wrócili rodzice z Jasiem, najmłodszym z domowników. Wtedy akurat grałem na konsoli wraz z siostrą Simami, którzy utknęli na bezludnej wyspie i walczą o przetrwanie. Nie obyło się bez wyrywanie joysticków przez dzieciaka i bez jego narzekania, ale to dało się ignorować. Zuzka z nerwów o mało w niego nie rzuciła telefonem, z którego co chwilę komunikowała się ze swoją internetową przyjaciółką (robiło się to irytujące, ale nikt już jej nic nie mówił, bo to nic i tak nie zmieni - upartość u nas jest chyba rodzinna), ale na szczęście się uspokoiła, gdy zawołała po tatę, który go wyciągnął z salonu i pozwolił nam grać, byleby był spokój.
Jakoś po siedemnastej w domu rozległ się dzwonek. Jak to zwykle w takich sytuacjach bywało, w naszym mieszkaniu zapanował zamęt.
- Zuzia, ty się z Kubą albo Zuzią umawiałaś? - zapytała mama.
- Nie... - mruknęła, zatrzymując grę. Badawczo spoglądała w kierunku korytarza. Dużo częściej ktoś ją odwiedzał, niż mnie, więc nie wykazywałem żadnego zainteresowania. Usłyszałem, że tata otwiera drzwi od domu. Odruchowo wytężyłem słuch. Rozmawiał cicho z osobą stojącą na klatce, a następnie ryknął tak, aby cały dom słyszał:
- MICHAŁ! TWOJA DZIEWCZYNA PRZYSZŁA!
Moja twarz zalała się rumieńcem. Zuzka popatrzyła na mnie najpierw zaskoczona, a później rozbawiona. Chyba zrozumiała, w czym rzecz. Nie ma co, w naszym domu robienie siary już jest na mistrzowskim poziomie. Powoli wstałem i poczłapałem na korytarz. Julia była chyba bardziej zawstydzona, niż ja.
- Um... książki przyniosłam.
- Dzięki... - mruknąłem, odbierając od niej siatkę. - Skąd miałaś mój adres?
- Od koleżanki twojej siostry... chyba Strękowska się nazywała. Poza tym w szkole pomyliłam twoją siostrę z tobą... - powiedziała półgłosem. Uśmiechnąłem się. Faktycznie jesteśmy do siebie łudząco podobni. Jedynie ja mam krótsze włosy, noszę okulary, jestem wyższy i odrobinkę grubszy, bo ona miała małą niedowagę... Czasem nawet wymienialiśmy się ubraniami. Zdarzało się nawet, że byliśmy pytani o bycie bliźniakami.
- Nic dziwnego... To się zdarzało już w podstawówce.
- Masz może moją książkę? - zapytała po chwili niezręcznej ciszy. - Taką o mordercy...
- Zuza! Książka! - krzyknąłem, gdy tylko obróciłem się przez ramię. Już po chwili moja siostra pojawiła się na korytarzu. Najwidoczniej cały czas stała za progiem i podsłuchiwała.
- Gdybym tylko lepiej znała angielski, pewnie bym czytała - mrugnęła do niej porozumiewawczo - Mam nadzieję tylko, że nie jest tak kiepskie jak pseudohistoria o tym, jak zaczął zabijać. Prawda, Michał? - Mówiąc to, porozumiewawczo dźgnęła mnie łokciem. Spuściłem wzrok i skinąłem głową. Nie przepadałem za dzieleniem się moimi zainteresowaniami. - Ja nie przeczytałam tego gówna, ale jemu się jakimś cudem udało. Tam absurd goni absurd. Nie uważasz? I jeszcze ten język... jakaś masakra. - zagadywała. Najwidoczniej była w swoim żywiole. Rzadko kiedy widywała kogoś, kto ma podobne hobby, co ona. Nie chciałem im przeszkadzać, więc wycofałem się. Miałem niejasne przeczucie, że zaraz będzie wpuszczona do nas do domu na herbatę za sprawą mojej kochanej siostry.

<Julia? :'D>

Średnie op.
100%
6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz