poniedziałek, 11 lipca 2016

Od Aleksandry „Sen zakończył się tak szybko jak się rozpoczął” cz.5 (C.D chętna)

Piątek, 12 października - Poniedziałek, 1 grudnia 2014r.
- Byłabym wdzięczna – Powiedziałam wstrząśnięta ostatnimi wydarzeniami. Drops chyba nigdy nie wykręcił jeszcze takiego numeru. – I jeszcze raz dziękuję, że po niego poszłaś.
Darzyłam coraz większą sympatią tą drobną piegowatą dziewczynę. Ona w odpowiedzi na moje słowa tylko uśmiechnęła się. Powoli, razem z drżącym beagle’m z tyłu, który polubił Adę, dotarłyśmy na przystanek. Na nasze nieszczęście, autobus odjechał parę minut temu, a następny miał przyjechać dopiero za osiemnaście minut.
- Pozwól, że zaprowadzę cię gdzieś – Adrianna Szpakowska, czyli ta zupełnie odmienna istotka ode mnie, wypowiedziała te słowa z tajemniczym uśmieszkiem na twarzy i nie czekając na moją odpowiedź, ruszyła w stronę… jeszcze nawet nie wiem czego. Zaciekawiona razem z moim psim kompanem, ufając naszej ‘przewodniczce’, podążaliśmy za nią. Wyczułam zapach gofrów. Czyżby lodziarnia? Nawet Drops wyczuł zapach tych przysmaków, które można było nawet dostać w wiejskim miasteczku. Dziewczyna nie musiała nic mówić, po prostu skinęła głową na lodówkę z lodami. Ostatecznie wybrałam dwie gałki. Jedna waniliowa, druga czekoladowa. Mała kawiarnia nie mogła pochwalić się zbyt dużym wyborem smaków, ale lepsze to, niż nic. Zadowolona, lizałam moją porcję lodów przy białym stoliczku z błękitnym parasolem. Ruda nastolatka wybrała gofra z bitą śmietaną i jagodami. Spojrzała na zegarek i wstała. Niechętnie również to zrobiłam i znów wróciłyśmy na przystanek. Dosłownie po chwili przyjechał nasz autobus. Ukradkiem wtargnęłyśmy do niego z naszymi lodami i momentalnie je pochłonęłyśmy, zanim kierowca zdążył zauważyć, że pewien niewielki ciemny owoc spadł i właśnie został rozdeptany przez pulchną kobietę wchodzącą za dwoma nastolatkami. Serwetki pochowałyśmy w kieszeniach i pogrążyłyśmy się w rozmowie na temat psów. Po chwili już musiałyśmy wysiadać i Ada zaprowadziła mnie do jej domu. W między czasie zaczęło padać, a więc byłam cała przemoczona. Powitała nas pani Ula, jej mama, piegowata, ruda i niebieskooka kobieta, która błyskawicznie poleciła mi ogrzać się przy kominku. Usiadłam na bordowym fotelu, a pod nogami Ady, która siedziała na siedzisku obok, ułożył się kot, którego głaskała jedną wolną ręką. Popijała herbatę. Zaraz jej mama również przyniosła mi ciepły, parujący napój i na stoliczku obok położyła cukierniczkę i łyżeczkę do niej. Obyło się bez dosładzania. Czułam, jak ciepło rozchodzi się po całym moim ciele i nabrałam ogromnej ochoty na drzemkę. Odłożyłam kubek z resztką herbaty i moja głowa spoczęła na oparciu fotela.
~*~
Obudził mnie dźwięk mojego telefonu. Zorientowałam się, że zasnęłam po wypiciu herbaty. Ada, jeśli się nie mylę, rozmawiała ze swoją mamą w kuchni. Szeroko ziewnęłam i wydobyłam komórkę z torby. Mama. Odebrałam szybko, by mieć jak najmniejsze kłopoty.
- Gdzie ty się podziewasz? Ja tu się o ciebie martwię! – Głos mojej matki się łamał i jak dobrze ją znam, to płacze.
- Byłam z Adą nad jeziorem. Drops wskoczył do wody, ona za nim i zabrała mnie do jej domu, żebyśmy mogły się ogrzać… zasnęłam po wypiciu herbaty – Wypowiedziałam to wyraźnie, by moja rodzicielka przypadkiem niczego źle nie zrozumiała. Usłyszałam ciche westchnienie. – Właśnie się obudziłam i zaraz będę wracać do domu.
- Podjadę po ciebie. Podaj mi tylko adres Adrianny – Rozłączyła się.
- Ada, podasz mi swój adres? – Zawołałam, by mogła usłyszeć mój głos, którego właśnie dopadła chrypka. – To znaczy napiszesz go mojej mamie w SMS-ie?
- Jasne – Dziewczyna weszła do salonu i dałam jej moją komórkę. Dosyć szybko uporała się ze znalezieniem wiadomości i kontaktu mojej mamy. Jej palce błyskawicznie poruszały się po dotykowej klawiaturze i oddała mi telefon. Do pokoju wkroczyła pani Ula dzierżąc wełniany koc w ręku.
- Owiń się nim, wyglądasz na porządnie przeziębioną – Kobieta aż zbyt starannie opatuliła mnie tkaniną i podała dodatkowo termometr. Ten „stary” z rtęcią. – Jak już skończysz, to koniecznie powiedz mi jaką masz temperaturę. Będę w kuchni.
Niechętnie, lecz dokładnie, ułożyłam urządzenie w odpowiednim miejscu, to znaczy gdzieś pod pachą. Czułam się tak, jakby coś wysadzało moją głowę od środka – czyli bardzo źle. Byłam bezsilna, tylko jedna ręka przyciskała drugą, by temperatura była dobrze zmierzona. Minęły trzy minuty, może cztery, więc wyjęłam termometr. Uh…
- Trzydzieści osiem i cztery! – Krzyknęłam słabo, a mój głos obezwładniła potężna chrypa. Na domiar tego zaczęło jeszcze bardziej lać i rozległy się grzmoty. Przyglądałam się kroplom, które ociężale spływały po szybie. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Tak jak myślałam – mama Ady przyprowadziła moją rodzicielkę.
- Ola, jak ty wyglądasz! Ty to pewnie Ada… dziękuję ci kochanie – Uśmiechnęła się ciepło do niej i zaraz zwróciła się do pani Uli – Pozwoli pani, że zabiorę córkę i jeszcze raz bardzo dziękuję za opiekę nad nią.
Mama zabrała mnie do domu, a ja czym prędzej przebrałam się w pidżamę i zasnęłam.
~*~
Od tamtego zdarzenia, aż do dziś, nie działo się nic ciekawego. Poniedziałkowy poranek był jednym z najgorszych poranków w ciągu całego tygodnia. Weekend dobiegł już końca, a ty musisz wstać o szóstej i przygotować się do szkoły. Tak było też i tym razem. Wyłączyłam budzik mojego telefonu i błyskawicznie przebrałam się w ubrania, które przygotowałam sobie wczoraj wieczorem. Szara bluzka na długi rękaw z pingwinem, czarne dżinsy i białe skarpetki. Powoli, w puszystych kapciach – króliczkach, zmierzałam w kierunku łazienki. Tam rozczesałam włosy i jak zwykle upięłam je w wysoką kitkę. Zeszłam na dół do jadalni, gdzie czekało już zastawione śniadanie. Pudełko kukurydzianych płatków śniadaniowych, talerz z pomidorami, szczypiorkiem, ogórkami, szynką i serem, miseczka z dżemem, który wyglądał mi na brzoskwiniowy, dwa talerzyki, z czego przy jednym zasiadł Maciek, który aktualnie z zapałem pożerał swoją kanapkę z dżemem, nie zwracając uwagi na moje przybycie. Sytuacja taka, jak zawsze.
- Dzień dobry, braciszku. Fajnie, że zauważyłeś, że tu jestem i że się ze mną przywitałeś – Mruknęłam, a on tylko rzucił mi przelotne spojrzenie i znów zajął się swoim posiłkiem. Sama przygotowałam sobie dwa tosty z serem i ochoczo je zjadłam. Wypiłam również kubek rozgrzewającego mleka i znów ruszyłam do łazienki. Szybko umyłam zęby, nie myśląc już o prysznicu. Następnie rozpoczęło się szukanie Dropsa, który, jak się później okazało, wgramolił się na kanapę w salonie i dorwał się do paczki z resztką chipsów, za co został porządnie zganiony. Zaprowadziłam go do przedpokoju i doczepiłam do czerwonej obroży smycz w tym samym kolorze. Przeszłam się z nim tylko po ulicy, na której mieszkaliśmy i wypuściłam do ogrodu. Była już siódma trzydzieści sześć. Czterdzieści dwa powinnam mieć autobus, który jedzie około dziesięciu minut. Wbiegłam znów na górę i ku mojemu niezadowoleniu, uświadomiłam sobie, że Maciek jest chory i zostaje w domu. Chwyciłam szkolną torbę (oczywiście we wzór zebry), włożyłam tam jeszcze telefon i w końcu pobiegłam na przystanek. Idealnie na czas, siódma czterdzieści dwa. A co jeśli już odjechał?... Podeszłam do starszej pani siedzącej na ławeczce.
- Dzień dobry, czy odjechało już sześć dwa osiem? – Zapytałam grzecznie. Kobieta wyrwała się z rozwiązywania krzyżówki i po chwili zastanowienia, jednak postanowiła mi odpowiedzieć.
- Nie, czekam tu na niego od pięciu minut. A teraz młoda damo, mogłabyś mnie zostawić w spokoju – Mruknęła i dalej już mnie ignorowała. Niektórzy starsi ludzie są naprawdę nieżyczliwi. Zdarza się… Na szczęście autobus za chwilę przyjechał i odnalazłam w nim Amelkę, przy której usiadłam. Natrafiłam z nią na „przedział” z czwórką siedzeń, dwa naprzeciwko siebie. Jakaś dziewczyna podeszła do nas.
- Można się dosiąść? – Zapytała cicho i uśmiechnęła się.
- Jasne – Odpowiedziała bez wahania Amelka.

< Ktoś, coś?... >

Długie op.
100%
6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz