wtorek, 31 maja 2016

Od Michała "Opierdalający się kujon" cz. 1 (cd. chętny)

Wtorek, 18.11.2014 r.
- Michał, a ty masz fejsa?
Zacisnąłem mocniej palce na podręczniku od biologii.
- Pewnie nie. Widziałeś jaki on zacofany? Z takimi pinglami w życiu laski nie poderwie.
Czuję, jak moje dłonie się pocą z nerwów.
- Nooo... Pewnie nic prócz nauki w życiu nie widzi.
Trzymajcie mnie, bo zaraz rzucę książką w te ich już powykręcane mordy.
- Kujon jak się patrzy! Pupil każdego nauczyciela!
Siląc się na spokój przewróciłem kolejną kartkę, udając, że rozumiem cokolwiek z notatek na temat mszaków.
- A jaki ryj ma krzywy! Kaśka, patrz na tego, jak się uczy!
Przez korytarz poniósł się obrzydliwy jęk dziewczyny, która zdecydowanie nie powinna tak reagować na pociągnięcie za warkocz.
- No widzę. I co? Zamierzasz od niego ściągać?
Policzki mi pulsowały od napływającej krwi.
- Twoje koleżanki lubią takich zasranych kujonów?
Rozległ się śmiech, ale ja wciąż próbowałem udawać, że nie wiem, iż o mnie mówią.
- Żartujesz?! Oczywiście, że nie! Przecież on jak dzieciak wygląda!
Nie wytrzymałem. Z całej siły uderzyłem podręcznikiem o zimną podłogę, wstałem, otrzepałem spodnie i popatrzyłem prosto w twarz dresa.
- Możesz przestać się wtrącać, jaśnie panie w CUDZE życie? Robię co chcę i ty mi tego nie zabronisz - syknąłem.
- Taaa... ty siebie słyszysz? Ja też tak robię. I będę sobie mówić, CO TYLKO ZECHCĘ - Zarechotał, na co Janusz odpowiedział mu tym samym. Nie musiałem nawet patrzeć na Kaśkę, by wiedzieć, że się o niego ociera. - Może solówa po szkole? Chętnie cię zmiażdżę.
Zacisnąłem pięści. Wiedziałem, że nie mam z nim szans. Zawsze miotał we mnie piłką na WF-ie, wiedząc, że odskoczę, a reszta mnie za to skrzyczy. Porównują mnie do baby, ale ja po prostu nie chcę skończyć z jeszcze bardziej krzywym nosem. Co najgorsze, moja siostra z tego co słyszałem ma podobny problem. Chcę im kiedyś pokazać do czego jestem zdolny, ale w tej chwili to jest po prostu niemożliwe.
- Rozumiem, że chcesz wszystko rozstrzygać na pięści? Rozumiem: zero dyplomacji, zero rozumu. Powodzenia w przyszłości, bo wątpię, aby twoja wątła parówa w spodniach ci w czymkolwiek pomogła.
Rozległo się buczenie w kierunku ogłupiałego chłopaka, który dopiero po chwili zrozumiał, co mam przez to na myśli. Rozległ się dzwonek kończący przerwę. Spokojnie podniosłem z ziemi podręcznik do biologii, a nim się zorientowałem dres uderzył mnie w ramię na tyle mocno, że zatoczyłem się na ścianę i syknąłem z bólu. Chwyciłem się w poszkodowaną część ciała. Co on sobie myślał? Spiorunowałem go spojrzeniem, ale on już wymierzył mi kopniaka. Pierwszego, drugiego, trzeciego...
Cholera, Nati! Debilu, gdzie ty się podziewasz, kiedy jesteś potrzebny?!
Cała noga mi pulsowała, gdy nadeszła nauczycielka i otworzyła drzwi do sali. Kulejąc, powlokłem się do drugiej ławki przed biurkiem pani Polońskiej, rzuciłem plecak na ziemię i ciężko opadłem na krzesło. Schowałem twarz w dłoniach. Część klasy, która widziała to żałosne zajście wciąż pogwizdywała, poklaskiwała lub po prostu się śmiała. Serce łomotało mi jak szalone.
Niech się kurwa idą walić! Czemu zawsze ja?! Czemu nie ktoś inny?! Czemu zawsze takie dupki upatrują sobie osoby, które niczego im złego nie robią?!
Przez całą biologię, nawet w trakcie trwania kartkówki czułem, że obrzucają mnie zgniecionymi kartkami papieru, które być może uprzednio przeżuli. Nawet fakt, że Polońska to zauważyła i wpisała im uwagi nie spowodował, że poczułem satysfakcję. Jest listopad. Jeszcze tylko grudzień, styczeń, luty, marzec, kwiecień, maj i czerwiec... siedem miesięcy. Jestem niemalże absolutnie pewny, że do tego czasu wyląduję u psychologa lub pod kołami pociągu. Gimnazjum to istny koszmar. Nie mam pojęcia, jak mógłbym to wytrzymać. Każdy dzień jest istną katorgą. Naukę da się zdzierżyć, nauczycieli również, ale ludzi za żadne skarby świata.
Moja poprzednia klasa w porównaniu do nich jest święta... Tam przynajmniej mnie jakoś akceptowali. A tutaj? Jestem tylko kujonem bez jakiejkolwiek osobowości i zainteresowań... no może to drugie spostrzeżenie jest trafne, choć tylko połowicznie. Czasem czuję się przybity widząc, z jaką pasją Zuzka lub Jasiek obchodzą się z tym, co robią. Są zdecydowanie typem artystów... a ja? Ścisłowiec. Choć może Janek idzie w ślad za mną i usilnie próbuje się nauczyć liczyć.
Zadzwonił dzwonek kończący lekcje. Przez wszystkie poprzednie przerwy ukrywałem się siedząc za kolumną na holu lub na schodach między piętrami. Wiedziałem, że tam nie przychodzą, więc będę miał spokój. Nawet popychanie przez losowych uczniów nie bolało tak, jak świadomość bliskości osób, których mam traktować jako... przyjaciół? Rodzinę? Szczerze nie mam pojęcia, czego oczekuje od nas pani Kościelna. Patrząc na jej niezbyt przychylne podejście do nas jako do klasy, raczej nie miała nawet chęci, by nas nawracać, gdyż to zwyczajnie niemożliwe.
Rozmyślałem tak, pakując książki do plecaka, który na koniec zarzuciłem sobie na ramię i najwolniej jak tylko mogłem wyszedłem z klasy. Chciałem, aby wszyscy pozostali już sobie poszli, a ja mogłem iść jako ostatni, mając szansę obserwowania bandy dresów. Zaciskałem palce na szelkach torby, nerwowo widząc, jak zatrzymują się przy swoich kumplach z innej klasy. Pędem ruszyłem między nimi, starając się być niezauważonym i zbiegłem po schodach do szatni. Wciąż nie wiedziałem, jak takie badassy trafiły do najlepszej klasy w szkole. Zgaduję, że był to czysty przypadek lub po prostu zbyt mała ilość chętnych. Dyrektorzy naprawdę musieli być mocno wstawieni, skoro wybrali takich nieuków.
Już wyszedłem ze szkoły, ale mimo to wciąż nerwowo rozglądałem się na boki, kontrolując, czy ktoś mnie czasem nie śledzi. Dostrzegłem grupkę dresów. Nie idźcie tu. Kurwa. Kurwa. Kurwa. Won! Wynocha! Kurwa, nie idź tu! Zabraniam ci!
Niestety jajogłowy nie wysłuchał moich modlitw i przyspieszył jeszcze bardziej, a za nim reszta roześmianego stada. Każdy miał w ręce przynajmniej jedną puszkę energetyku. Nie wyglądało to dobrze. Powiedziałbym - wygląda to cholernie źle. Nim się obejrzałem, chwycił mnie tą swoją małpią łapą za ramię. Aż zadrżałem, wyobrażając sobie obślizgłe bakterie pełzające po jego brudnej ręce. Zatrzymałem się.
- Czego chcesz?
- No i gdzie jest ta solówa, co obiecywałeś Gruszce?
- Niczego takiego nie mówiłem, a teraz łaskawie mnie puść.
- Grucha wypił już osiem energetyków! Ej, weź dawaj i walcz jak chłop. Poka jaja!
- Słyszałeś co powiedziałem, czy nie dociera? - syknąłem, ale już wiedziałem, że bójka jest nieunikniona. Muszę wybrać telefon na pogotowie. Im szybciej przyjadą, tym mniejsza szansa, że się w międzyczasie zdążę wykrwawić. Wygrzebałem z kieszeni telefon, kiedy stanęła za mną reszta tej zasranej bandy.
- Patrzcie, jaki klockofon!
- Jaki mały!
- Pewnie tak jak jego fred.
- A co, sprawdzałeś?
- Nie, Julcia mi mówiła.
- Ta z próchnicą? O Boże, jaki fail! Byliby zajebistą parą!
- Nie macie ciekawszych plotek do wymyślania? Wasze tematy rozmów robią się nie dość, że nudne, to jeszcze absolutnie żałosne - wtrąciłem, siląc się na spokój. Czułem się tak, jakbym miał zaraz umrzeć. Szybko wystukałem SMS-a do Zuzy. Powinna była już skończyć lekcje. Ciekawe, czy gdzieś się włóczy z tą jej blond kumpelą... Może uda im się odnaleźć moje zwłoki za najbliższą Biedronką.
- Słyszycie tego, jak się wymądrza? - zaśmiała się jedna z czternastoletnich kurw niewyżytych dresów. Powoli odwróciłem się w ich stronę, mrużąc jednocześnie oczy. Zrobiłem to właściwie niepotrzebnie, bo tym razem nie oberwałem w twarz. Bez problemu wypatrzyłem Gruchę, a raczej jego szeroką, umięśnioną pierś. Jakie muły... rysowały się pod szarym dresem w taki sposób, jakby były to przerośnięte i mało jędrne cycki. Już otworzyłem usta, by coś powiedzieć, ale wyprzedził mnie chłopak z czymś na wzór irokeza połączonego z ptasim gniazdem na głowie:
- Stul pysk i stań do walki!
Odpowiedziały mu zgodne chóry dresów. Poczułem, że telefon wibruje w mojej dłoni. Janusz od razu to zauważył i wyrwał urządzenie z mojej ręki i popatrzył na wyświetlacz.
- Patrzcie, jakaś "Zuzka"! Pewnie jego prywatna dziwka lub niewolnica.
- Taka jak w "Pięćdziesięciu twarzach"? Pewnie brał ją siłą.
- Nie no co ty, on? Przecież on by nawet nie zdołał psa zaciągnąć. Jego pałka nikogo nie zachęca. W szafie ma kolekcję dildosów. - Tym razem to dziewczyny (raczej ich tandetne podróby, bo nie potrafiłbym pokochać istoty tak żałosnej jak one, szczególnie z taką warstwą tapety, którą powinno się zdrapywać szpachelką do gipsu) się naśmiewały z mojej osoby. Wtedy pojawiła się trzecia "silikonówa", która próbując wyrwać im moją komórkę, wytrąciła z dłoni tej pierwszej, przez co urządzenie upadło ekranem do dołu. Przestało wibrować. Mimo, że nie był to najnowszy model smartfona, mogłem się obawiać, że mógł tego nie przetrwać. Już chciałem po niego sięgnąć, ale Gruszka nadepnął na niego.
Wziąłem oddech i już chciałem mu powiedzieć, aby wziął buta, ale niestety wcześniej zdążył wymierzyć mi cios pięścią w splot słoneczny. Straciłem dech i znieruchomiałem na chwilę, próbując przywrócić proces oddychania. Grucha wykorzystując moment, kiedy się lekko nachylałem, chwycił za mój kark i cisnął w tył, tak że się wywróciłem. Chciałem złagodzić upadek łokciami i kolanami, ale tylko je sobie zdarłem. Piekło jak diabli. Po chwili udało mi się wziąć powietrze i je wypuścić, ale moje szczęście nie trwało długo. Grucha zaczął kopać, a do niego dołączyła się cała reszta zgrai, włącznie z roześmianymi dziewczynami. Próbowałem ich odpychać, lub się podnieść, ale po kilku próbach się poddałem i skuliłem tak, aby jak najmniej ucierpieć.
- Mięczak!
- Zjeb wysrany przez walenia!
- Miękka cipcia!
- Męska dziwka!
- Glut z piątego piętra!
- Sługus Tavares!
- Miłośnik różowych dildosów!
Zacisnąłem oczy, chcąc pozbyć się mrowienia. Nie chciałem płakać. Nie znoszę tego robić. W takich sytuacjach niestety ciężko wytrzymać. Muszę się trzymać w pionie, aby nie dać im przesadnej satysfakcji. Poczułem krew w ustach. Podniosłem roztrzęsioną rękę do góry na znak, że się poddaję. Wiedziałem, że dodatkowo będą oczekiwać czegoś w zamian. Przestali kopać i czekali, aż się odezwę.
- Jeśli dam wam na papierosy... dacie mi spokój? - wykrztusiłem. Przez chwilę się namyślali, po czym skinęli głowami.
- Pięć dyszek, nie mniej.
Drżącą ręką wygrzebałem z zmasakrowanego plecaka portfel i wręczyłem im pieniądze, za które miałem dziś zrobić zakupy. Odczekałem, aż odejdą i rozluźniłem się, leżąc wciąż na środku chodnika na osiedlu, którym zawsze chadzałem, chcąc dojść do domu. Odetchnąłem z ulgą i pozwoliłem, by krew spłynęła z kącika moich ust. Znieruchomiałem, patrzyłem beznamiętnie w niebo. To już nie pierwszy raz. Może trzeci, czwarty...? To nie ma nawet znaczenia, bo zawsze kończyłem dokładnie tak samo. Poczułem, że w ustach mam jakąś twardą drobinkę. Zmarszczyłem brwi i wyplułem to na rękę. Było małe, jasne i ubrudzone od krwi... zdusiłem palcami. Twarde. To musi być ząb. Językiem wymacałem każdy po kolei. Tak jak myślałem - to był mój ostatni mleczak, który dotychczas jakoś nie wyrażał chęci, by wypaść. Uniosłem zęba do góry.
- Dzięki! - krzyknąłem, choć wiedziałem, że i tak tego nie usłyszą. Moja ręka bezwładnie opadła na chodnik. Drugą udało mi się wymacać roztrzaskaną komórkę. Bez problemu wywnioskowałem, że nie da się jej już uratować. Byłem cały zbolały. Najbardziej bolało mnie kolano, łokieć, kostka, brzuch i głowa. Sapnąłem sam do siebie i zamknąłem oczy. Zadrżałem, bo było mi zimno, ale nie miałem zbytnio chęci, by wstać. Leżałem tak przez kilka minut, póki nie usłyszałem cudzego głosu:
- Hej ty, żyjesz?!
Obróciłem głowę w stronę człowieka, który przeszkodził mi w wylegiwaniu się na środku chodnika. Faktycznie musiało to wyglądać co najmniej dziwnie (jakbym był trupem, narkomanem podczas fazy, bądź omdlałym pijakiem), ale jakoś nieszczególnie sobie zaprzątałem tym głowę. Nie chciało mi się wlec do ławki, by tam odpocząć, jak to zawsze robiłem. Założyłem na nos okulary, którym pękł lewy zausznik i powoli usiadłem. Kręciło mi się w głowie.
- Tak, tak... żyję. - mruknąłem.

<Ktoś chętny? Misiu jest jeszcze nie do końca ogarnięty xD Jakby co - ma skręconą kostkę. Ktoś się nim ładnie zaopiekuje? .3.>


Średnie op.
91%
5

poniedziałek, 30 maja 2016

Od Aleksandry „Sen zakończył się tak szybko jak się rozpoczął” cz.3 (C.D Ada)

Piątek, 12 października 2014 r.
Wróciłam do domu razem z Maćkiem. Otworzyłam moją torbę, po czym wypakowałam z niej wszystkie rzeczy, część była do umycia, jak na przykład czepek i strój, a ręcznik do odpoczynku na suszarce. Gdy tylko przekroczyłam próg mojego pokoju, Drops obudził się, rozpędził i wchodząc mi pod nogi przewrócił mnie. Boleśnie uderzyłam głową o framugę drzwi.
- Drops! – Krzyknęłam, ale ten już lizał moją twarz. Pieszczoch jeden. Mój starszy brat również był na podłodze, ale turlał się ze śmiechu.
- Zaliczyłaś wpadkę, co? – Nie miałam pojęcia, co go tak śmieszyło, ale najwidoczniej mój upadek musiał wyglądać dość głupio.
- Przymknij się. – Mruknęłam, wstając i zatrzasnęłam drzwi nie wpuszczając psiego łobuza. Zaliczyłam siniaka, jak nic! No cóż, bywa. Zawsze mogę sięgnąć po telefon i popisać z kimś na Skype. Gdy tylko uruchomiłam aplikację, zobaczyłam, że piegowata Ada zaprosiła mnie do znajomych. Przyjęłam ją i tak naprawdę tylko ona była dostępna. Nie narzekam, lepsze to, niż nic. Postanowiłam jako pierwsza zagadać. „Cześć.” – Napisałam, a po chwili dostałam już odpowiedź. „O, hej, co robisz?” – Poziom rozmowy na Facebooku. Może nie wie, co ma powiedzieć? Oby ta rozmowa trochę się rozwinęła i nie była taka nudna jak teraz. „Siedzę na łóżku przykryta kocem i ogółem się nudzę.” – Czułam, że zaraz zacznie milczeć, bo nie wie, co ma do mnie napisać, ale jednak odezwała się. Niedosłownie, bo zadzwoniła. Założyłam szybko czarne słuchawki, i raz po raz naciskając palcem na przycisk „Odbierz”, w końcu udało mi się go uruchomić.
- Masz może plany na weekend? – Ada szybko wypowiedziała te słowa. Chyba trochę wstydziła się mnie o to zapytać.
- Oprócz domowych obowiązków raczej nie. Czemu pytasz?
- Bo… chciałabyś jutro, w sobotę, się gdzieś wybrać? Niedaleko Burej Wsi jest ładne jeziorko. – Odpowiedziała zachęcająco dziewczyna.
- Mogę wziąć psa? – Wiedziałam, że spotkania z koleżankami [oprócz z Amelką] nie wchodzą w grę, jeśli Drops ma zostać beze mnie w domu, bo wtedy śpiewa mi serenady, których ja nie usłyszę, ale moi współlokatorzy nie są zachwyceni wokalnymi umiejętnościami swojego podopiecznego.
- No jasne! – Z jej głosy dało wyczytać się, że uwielbia zwierzęta i ucieszyło ją to, że jakieś nam potowarzyszy. Domyśliłam się, że musi mieszkać gdzieś w okolicy wspomnianej wcześniej Wsi. Z pewnością ma tam wiele zwierząt, ale całego gospodarstwa nad jezioro nie weźmie.
- To jesteśmy umówione. – Powiedziałam, ale po chwili dodałam coś szeptem. - Muszę kończyć, założę się, że mój starszy brat siedzi pod drzwiami i podsłuchuje…
Rozłączyłam się więc i udając, że nadal z nią rozmawiam, nagle otworzyłam drzwi z rozmachem i tak jak się spodziewałam, zastałam tam Maćka, który teraz siedział pod małą szafką i masował sobie głowę, na którym z pewnością będzie miał potężnego siniaka.
- Ty kretynko! Będę miał siniaka! – Mój brat był poważnie zdenerwowany, ale cóż… zasłużył.
- A ty idioto, mogłeś nie podsłuchiwać. Bywa… wiesz? – W tym samym czasie zrobiłam unik przed kopnięciem chłopaka i wydarłam się na cały głos – Mamo, Maciek mnie bije i podsłuchiwał rozmowę z koleżanką, zrób z nim coś!
Oskarżony posłał mi nienawistne spojrzenie i rutynowo poszedł do kuchni, do mamy, która zawołała go do siebie. Czasem trzeba być chamskim bardziej niż zwykle. Z wymalowanym triumfem na twarzy w postaci satysfakcjonującego uśmiechu, zamknęłam się w pokoju i otworzyłam laptopa. Jak zwykle wpisałam adres mojego bloga o modzie i przejrzałam komentarze pod ostatnim postem. Jeden hejt. Pod ostatnim było dwanaście, więc… dość duży progres. Nie miałam ochoty czytać tych, niekiedy denerwujących, komentarzy, więc zamknęłam stronę i wpisałam adres popularnej witryny YouTube. Oglądałam filmy o tematyce modowej, lub kosmetycznej. W międzyczasie Drops wpakował mi się na łóżko i wsuwał łeb pod moją rękę. Głaskałam tego psiego pieszczocha, aż w końcu zasnął koło mnie kładąc pyszczek na kolanie. Ostatecznie, czyli po godzinie bezcelowego ślęczenia przy laptopie oglądając filmiki na YouTube, zdecydowałam zamknąć to piekielne urządzenie pożerające czas i poczytać lekturę zadaną nam przez nauczyciela polskiego, dokładnie Michała Januszaka. Książka nosiła dość znany tytuł, bowiem brzmiał on „Krzyżacy”. Szczerze? Nie miałam najmniejszej ochoty tego czytać, ale termin omawiania został wystawiony na dwudziestego października, co oznaczało osiem dni. Byłam dopiero na trzydziestej szóstej stronie, więc jeszcze długo zajmie mi dojście do końca. Wolałabym spotkać się z Amelką, zamiast wędrować wzrokiem bo stronach księgi, która mnie ani trochę nie interesowała. Równie dobrze mogłabym przeczytać streszczenie w Internecie, ale moja przyjaciółka i tak by to odkryła i nie byłaby zadowolona z mojego postępku. Postarałam się skupić na tekście, a nie szło mi to wcale tak źle, jak myślałam wcześniej. W międzyczasie do mojego pokoju wtargnął Maciek, który rozpaczliwie próbował szukać swojej ulubionej szarej bluzy. Narobił takiego rabanu, że zaprzestałam czytania i przez chwilę przyglądałem się jego krzątaninie. Chwilami miałam dość tego męskiego osobnika, ale czasem był zabawny i głupi. Co prawda, to prawda – gdy masz brata, nierzadko zdarza się poważna awantura, która zaczęła się od czegoś niepozornego i niewinnego, to samo miało nastąpić tego wieczoru.
- Ty mi ją zabrałaś, Ola! Przyznaj się! – Maciek oskarżył mnie o zabranie zagubionej części jego skromnej garderoby. Z bluzą był nierozłączny, aż do tego stopnia, że niekiedy nie pachniała ona dobrze, ponieważ ten leń patentowany nie miał ochoty dać jej do prania.
- Nie mam do czego. – Zupełnie zignorowałam domownika i położyłam się na łóżku, udając, że mam zamiar się zdrzemnąć.
- Chociaż byś mi pomogła… - Burknął pod nosem i opuścił moje królestwo. Trzasnął drzwiami i tyle go widzieli. Ja oczywiście na chwilę pogrążyłam się w sennych marzeniach…
~*~
Obudziłam się. Za oknem było już ciemno, więc spojrzałam na godzinę w moim telefonie. Dwudziesta pierwsza dwadzieścia cztery. Nieźle sobie pospałam. Teraz znając życie w nocy nie będę mogła zasnąć, co oznacza oglądanie filmów na laptopie. W rzeczy samej wzięłam pod niego podkładkę i samo urządzenie. Poszukałam jakiegoś filmu i włączyłam. Zaraz do pokoju wtargnęła moja rodzicielka ze szmatką w ręku.
- Co ty moja droga córko robisz? – Popatrzyła na mnie sceptycznie, co nie było zbyt przyjemne.
- Oglądam film. – Odpowiedziałam lakonicznie, bo nie było większego sensu rozwijania tej wypowiedzi. Kobieta nie odzywała się. Oznaczało to, że wymaga ode mnie zdradzenia jej tytułu lub tematu.
- Anime. – Wypowiedziałam te słowa szybko, ale nie na tyle, żeby było to niezrozumiałe. Dobrze wiedziałam, że moja mama nie była zwolenniczką filmów tego typu.
- Te chińskie bajki? Nie masz niczego innego lepszego do roboty? – Bardzo irytowało mnie, gdy ktokolwiek nazywał anime lub mangę CHIŃSKIMI bajkami. Czy Chiny tak trudno odróżnić od Japonii? Dla niektórych widocznie owszem. Kobieta zaraz obejrzała mój pokój i dodała – Przy okazji mogłabyś ogarnąć ten syf.
Szybko wyszła z pokoju, razem z czerwoną szmatką i zamknęła drzwi. Ja nałożyłam słuchawki i dalej oglądałam anime. Dzisiaj wieczorem chciałam zamówić nową mangę. Mam przeczucie, że nie wszyscy moi znajomi będą zadowoleni, gdy dowiedzą się, że mi się to spodobało…
~*~
Obejrzałam prawie cały sezon! Z kolei nie wiedziałam która była godzina, bo byłam zbyt zmęczona, by sięgnąć po telefon. Laptop wyłączyłam i pościeliłam sobie łóżko. Zanurzyłam się w ciepłej kołdrze i dużo czasu nie minęło, nim zasnęłam.
~ Następnego dnia ~
Ranek. Ja budzę się, ale nie sama z siebie, tylko przez dzwonek telefonu. Kto może dzwonić o tej porze? Niechętnie opuściłam mój zaciszny zakątek i popatrzyłam na urządzenie, które miało śmiałość mnie obudzić. A konkretniej osoba, która do mnie dzwoniła… Ada. Odebrałam.
- Halo? – Powiedziałam i zaraz potem przeciągle ziewnęłam.

< Ada? >
Średnie op.
2 inter. = 90%
5

piątek, 27 maja 2016

(nie)aktywność

Ktoś tutaj jeszcze w ogóle zagląda? Rozumiem, że to okres poprawek, ale miło by było, gdyby ktoś chociaż dał mi znak na czacie lub poczcie, że wciąż jest ze mną.
Chciałabym w najbliższym czasie dołączyć ze swoją postacią, ale nie wiem, czy to ma sens. Jeśli przynajmniej dwie osoby zadeklarują zainteresowanie, wówczas mogę go dodać.

Pozdrawiam,
Avril

czwartek, 5 maja 2016

Od Ady "Sen zakończył się tak szybko jak się rozpoczął" cz. 2 (cd. Ola)

- Och, nic specjalnego. Po prostu chciałam się spytać jak dojść do basenu olimpijskiego.
- Musisz iść tam. - dziewczyna wskazała kierunek. Uśmiechnęła się. Odwzajemniłam uśmiech.
- Jestem Ada. - przedstawiłam się.
- Ja Ola.
Obrzuciłam dziewczynę wzrokiem. Miała długie blond włosy, i ciepłe piwne oczy. Na oko jakoś w moim wieku.
- Może popływamy razem? Mam trening dopiero za godzinę.
- Okey, ale od razu mówię że nie jestem w tym dobra. Rzadko kiedy pływam.
- Nie ma problemu, dam ci fory. - zaśmiała się i ruszyłyśmy w stronę dużego basenu.
- Do której chodzisz klasy? - spytałam
- 2 Drugiej gimnazjum.
- Też! Do której?
- Sportowej.
- A, ja do ścisłej. W Jaskółkowie?
- Tak. Fajnie, będziemy mogły się spotykać na przerwach.
- No to co, pływamy? - spytałam i wskoczyłam do basenu. Za mną wskoczyła Ola.
***
Pływaliśmy sobie z Olą po basenie olimpijskim. Dziewczyna pływała świetnie, płynnie przebierała nogami. Pływając czuła się jak ryba w wodzie. Tak świetnie mijał nam czas, że nie zauważyłyśmy kiedy do basenu przyszedł jakiś chłopak, najwyraźniej brat Olki. Krzyknął na nią że trening zaczął się już pół(piszemy oddzielnie!) godziny temu. Zdenerwowana Ola szybko się pożegnała i pognała za swoim bratem.
Postanowiłam jeszcze trochę poćwiczyć pływanie. Szło mi coraz lepiej, ale wciąż co chwile łykałam wodę. Postanowiłam poczekać na Olkę. Obserwowałam jej trening na głębokim basenie ze stanowiskami do skakania. Musieli skoczyć jak najdalej i dopłynąć do drugiego końca basenu. Oli szło najlepiej. Skakała bardzo daleko i w natychmiastowym tempie pokonywała odległość basenu. Byłam pod wrażeniem jej ogromnych umiejętności. Po około trzech godzinach dziewczyna skończyła trening i podeszła do mnie.
- Hej. Teraz już nie mam siły na pływanie, ale możemy się umówić później.
- Okey, nie widzę problemu.
Z Olą poszłyśmy do przebieralni, gdzie dziewczyna podała mi adres i numer.
Pożegnałyśmy się, a ja zadowolona wróciłam do domu.

( Ola?)
Krótkie op.
2ędy ort. = 60%
3

poniedziałek, 2 maja 2016

Od Aleksandry „Sen zakończył się tak szybko jak się rozpoczął” cz.2 (C.D chętny/a)

Piątek, 18.09.2014 r
- Cześć! – Uśmiechnęłam się szeroko do czarnowłosej dziewczyny czytającej zawzięcie jedną z książek możliwych do wypożyczenia w bibliotece. Mnie sprowadziła tu wyłącznie Amelka, która szukała materiałów do projektu na biologię o DNA, ona miała szukać tekstu, a plastycznie miałyśmy wykonać to obie. Zaczytana osoba odwróciła się w moją stronę.
- Jestem Ola. – Oznajmiłam nieznajomej, najwyraźniej mojej rówieśniczce, próbując rozpocząć rozmowę.
- Magda. – Oznajmiła obojętnie, powracając do lektury książki i przewijając jej stronice zapisane drobnym tekstem. Sama wyjęłam telefon i napisałam do poczciwej kobieciny, która była moją matką i napisałam wiadomość o przekazie, że wykonuję z Amelią projekt. Odpowiedź dostałam po chwili, a moje niecierpliwe oczekiwanie na powrót do domu rosło z powiadomieniem, że czekają na mnie naleśniki z marmoladą różaną. Powstrzymałam się od nieświadomego westchnienia i sięgnęłam po książkę rzuconą niedbale na stoliku pod tytułem: „Harry Potter i Kamień Filozoficzny”. Przeczytałam całą tą serię, ale mogę przeczytać ją od początku, była na tyle interesująca, by na to zasłużyła. Rozmowa nie kleiła się, sama nie wiedziałam, co mam powiedzieć.
- Mam coś. Robimy to tutaj, czy w twoim, lub moim domu? – Z lektury książki wyrwał mnie głos Amelki. Odłożyłam książkę na adekwatną półkę i mruknęłam coś o tym, żebyśmy poszły do jej domu. Pożegnałam się z Magdą, która tak naprawdę burknęła coś pod nosem lustrując wzrokiem tekst książki. Wzruszyłam ramionami, może kiedyś bardziej się z nią zapoznam. Razem z przyjaciółką przebrałam się w szatni i autobusem pojechałyśmy do domu Amelki.
~*~
Po skończeniu projektu mama przyjaciółki, Katarzyna, przygotowała nam kolację składającą się z owocowych szaszłyków, które zawierały banany, jabłka, winogrona, nawet jarzyny, maliny i jagody. Na wierzchu, dodatkowo pani Kasia dodała apetyczny ser żółty, goudę dokładniej. Razem z Amelką oglądałyśmy film do około dwudziestej pierwszej, aż zadzwonił mój telefon. Moja mama.
- Olka, gdzie ty jesteś? Wracaj natychmiast do domu! – Dało się słyszeć przerażony głos mojej rodzicielki, nie była zadowolona z mojego postępku.
- U Amelii… niech będzie. – Rozwścieczona kobieta po drugiej stronie słuchawki rozłączyła się, a pani Kasia bardzo chętnie zaproponowała mi, że mnie odwiezie. Zgodziłam się. Samochodem do domu dotarłam w piętnaście, jak nie w dziesięć minut. Moja mama, Klaudia, nie odzywała się do mnie ani słowem. Od czasu do czasu, gdy przygotowywałam się do snu, rzucała mi spojrzenia, które znaczyły to samo, co „Gdzieś ty była?! Ja się tu martwię, a ty sobie filmy oglądasz! Jak się nie pośpieszysz, powiem wszystko śpiącemu ojcu!...” – i wiedziałam to. Wolałam, by mój poczciwy, lecz surowy tata nie dowiedział się o incydencie ze wracaniem po dwudziestej. Dopiero po ukończeniu gimnazjum będę mogła wracać po dwudziestej pierwszej, na co czekam od zakończenia podstawówki. Nawet, gdybym wracała później, co chwila dostawałabym SMS-y od mamy, czy u mnie wszystko w porządku, co robię i czy mam już zamiar wracać do domu. Z troskliwą matczyną nic nie zrobisz, a już zwłaszcza z panią Klaudią Frąckowiak, która jest zbyt opiekuńcza dla swojej dwójki potomstwa. Maciek również narzekał na troskliwość mamy, ale ja zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Nie było to już dla mnie żadna nowość, gdy to moja mama umiała zadzwonić, gdy jadę autobusem, gdzie pełno ludzi chce się gdzieś dostać, przez co nie mogę dotrzeć do telefonu znajdującego się w beżowym plecaku z czarnymi podkowami. Zazwyczaj nie odbierałam, przez co moja rodzicielka traciła zmysły mimo tłumaczeń, że wcale nigdzie nie łażę i tylko w autobusie nie mam możliwości odebrania. Przebrałam się w neutralną, różową piżamę składających się ze spodni sięgających po kostki i z tego samego materiału koszulka o krótkich rękawach, był to właściwie T – Shirt. Łóżko miałam pościelone, położyłam się, nie wiedząc kiedy – zasnęłam.
~*~
Obudziłam się. Moje powieki niechętnie podniosły się. Oczy wędrowały z jednego końca pokoju na drugi, aż mój wzrok zatrzymał się na zegarku. Piąta trzydzieści. O wiele za wcześnie na budzenie się w sobotę. Przekręciłam się na drugi bok. Chciałam dziś leżeć do góry brzuchem, ewentualnie poprzeglądać Internet. Nie chciało mi się robić dosłownie nic. Miałam świadomość, że o jedenastej idę na trzygodzinny trening pływania wraz z Maćkiem. Pani Małgorzata, nasza trenerka, ceniła bardzo sobie punktualność i słowność. Nie było mowy o przyjściu cztery, trzy minuty później. Należało być nawet pięć przed. Nie mogłam zasnąć, tak więc wylazłam z łóżka i, co się rzadko zdarza, pościeliłam je. Teraz leżał na nim biały koc i jedna, szara poduszka z czarnym napisem „Keep Calm and Whatever Happens Think Positive” [ang. „Uspokój się i co by się nie działo myśl pozytywnie” – możliwe, że moja znajomość języka angielskiego zawiodła], moja ulubiona zresztą. Wyjęłam z komody bieliznę, czarne rurki, bordowy sweterek, czarny T – Shirt, który zupełnie zakrywała poprzednia część wyjętych ubrań, szare skarpetki i ubrałam to wszystko. Moje blond włosy upięte były w niezbyt schludnego koka, a pojedyncze pasma długich włosów wypadały z niego. Nikt z domowników, prócz mnie oczywiście, nie wstał, w domu było cicho jak makiem zasiał. Sięgnęłam po biały smartfon. Włączyłam Wi-Fi o kiepskim zasięgu i przeglądałam Internet. Wpisałam adres mojego bloga o rysunkach „Myśli przeniesione na papier”, nie była to kreatywna nazwa, ale zawsze coś, i poczęłam czytać komentarze pod ostatnim rysunkiem czarnowłosej małej dziewczynki siedzącej na gałęzi jabłonki w sadzie. Były na ogół pozytywne, ale część osób sympatycznie pisała mi uwagi na temat tego, co robię źle. Nie, żebym tego nie lubiła – wręcz przeciwnie, takie poprawki mnie cieszyły, mogłam robić coś jeszcze lepiej. I ktoś chciał oglądać moje prace, co dawało mi motywację do dalszej pracy. Przeczytałam z siedem, może osiem komentarzy i odłożyłam telefon. Położyłam się na plecach na łóżku. Nie chciało robić mi się nic. Trzeba było odrobić lekcje z fizyki, chemii, biologii, historii, polskiego, matematyki oraz z muzyki. Nie chciało mi się o tym myśleć. Przysypiałam, ale słyszałam, co się wokół mnie dzieje. Dopiero po około godzinie Maciek wstał. Skąd to wiedziałam? Bo ziewał zbyt głośno, by go nie usłyszeć. Podniosłam się z łóżka i poszłam do jego pokoju z wyrazem triumfu na twarzy. Zaspany, potargany brunet, siedział na swoim łóżku i przeglądał zakamarki swojego telefonu.
- Byłam pierwsza. – Powiedziałam z wyższością. Opierałam się o framugę drzwi. Szesnastolatek tylko wstał, podszedł do mnie, zamknął drzwi, a ja musiałam w odpowiednim momencie się odsunąć. Zawsze tak jest. Tylko jak on wstanie jako pierwszy, bierze kubek z zimną wodą i wylewa mi go na twarz. Taka poranna, weekendowa rutyna. Swoją drogą nawet to mi odpowiadało. Śmiałam się z tego razem z bratem. Poszłam, nadal dumna z siebie, do swojego pokoju i założyłam na swój nadgarstek biały, wodoodporny zegarek, który dostałam na urodziny rok temu. Dbałam o niego, dla mnie był bardzo cenny. Spojrzałam na jego tarczę. Za trzynaście siódma. Poczęłam pakować swoją torbę na basen. Zawierała zielony ręcznik, dwa granatowe kostiumy kąpielowe, w tym jeden zapasowy, błękitne okularki pływackie, zwykłą granatowo – białą deskę do pływania, suszarkę, czarną szczotkę do włosów, trzy szare gumki oraz w tej samej ilości i kolorze spinki, bieliznę i artykuły do umycia się. Robiłam to na basenie, bo było tam całkiem schludnie. Teraz mogłam już bez czegoś na sumieniu przeglądać filmiki na YouTube na telefonie.
~*~
Godzina dziewiąta siedem.
Szłam już z rodziną do granatowej Skody, naszego samochodu. Wsiadłam na tylne, lewe siedzenie, Maciek na prawe, tata prowadził, a mama siedziała koło niego. W czasie drogi tylko wyglądałam przez okno, milczenie trwało. Nie było one niezręczne, wręcz przyjemne.
Na basenie (centralnie, nie w szatni).
Mój zegarek wskazywał godzinę za jedenaście dziesiąta. Szybko poszło. Za mną usłyszałam jakiś głos.
- Cześć, mogłabyś mi pomóc? – Odwróciłam się.
- Pewnie, w czym?

< Ktoś coś? BW >

Długie op.
1ąd ort. = 95%
5