poniedziałek, 2 maja 2016

Od Aleksandry „Sen zakończył się tak szybko jak się rozpoczął” cz.2 (C.D chętny/a)

Piątek, 18.09.2014 r
- Cześć! – Uśmiechnęłam się szeroko do czarnowłosej dziewczyny czytającej zawzięcie jedną z książek możliwych do wypożyczenia w bibliotece. Mnie sprowadziła tu wyłącznie Amelka, która szukała materiałów do projektu na biologię o DNA, ona miała szukać tekstu, a plastycznie miałyśmy wykonać to obie. Zaczytana osoba odwróciła się w moją stronę.
- Jestem Ola. – Oznajmiłam nieznajomej, najwyraźniej mojej rówieśniczce, próbując rozpocząć rozmowę.
- Magda. – Oznajmiła obojętnie, powracając do lektury książki i przewijając jej stronice zapisane drobnym tekstem. Sama wyjęłam telefon i napisałam do poczciwej kobieciny, która była moją matką i napisałam wiadomość o przekazie, że wykonuję z Amelią projekt. Odpowiedź dostałam po chwili, a moje niecierpliwe oczekiwanie na powrót do domu rosło z powiadomieniem, że czekają na mnie naleśniki z marmoladą różaną. Powstrzymałam się od nieświadomego westchnienia i sięgnęłam po książkę rzuconą niedbale na stoliku pod tytułem: „Harry Potter i Kamień Filozoficzny”. Przeczytałam całą tą serię, ale mogę przeczytać ją od początku, była na tyle interesująca, by na to zasłużyła. Rozmowa nie kleiła się, sama nie wiedziałam, co mam powiedzieć.
- Mam coś. Robimy to tutaj, czy w twoim, lub moim domu? – Z lektury książki wyrwał mnie głos Amelki. Odłożyłam książkę na adekwatną półkę i mruknęłam coś o tym, żebyśmy poszły do jej domu. Pożegnałam się z Magdą, która tak naprawdę burknęła coś pod nosem lustrując wzrokiem tekst książki. Wzruszyłam ramionami, może kiedyś bardziej się z nią zapoznam. Razem z przyjaciółką przebrałam się w szatni i autobusem pojechałyśmy do domu Amelki.
~*~
Po skończeniu projektu mama przyjaciółki, Katarzyna, przygotowała nam kolację składającą się z owocowych szaszłyków, które zawierały banany, jabłka, winogrona, nawet jarzyny, maliny i jagody. Na wierzchu, dodatkowo pani Kasia dodała apetyczny ser żółty, goudę dokładniej. Razem z Amelką oglądałyśmy film do około dwudziestej pierwszej, aż zadzwonił mój telefon. Moja mama.
- Olka, gdzie ty jesteś? Wracaj natychmiast do domu! – Dało się słyszeć przerażony głos mojej rodzicielki, nie była zadowolona z mojego postępku.
- U Amelii… niech będzie. – Rozwścieczona kobieta po drugiej stronie słuchawki rozłączyła się, a pani Kasia bardzo chętnie zaproponowała mi, że mnie odwiezie. Zgodziłam się. Samochodem do domu dotarłam w piętnaście, jak nie w dziesięć minut. Moja mama, Klaudia, nie odzywała się do mnie ani słowem. Od czasu do czasu, gdy przygotowywałam się do snu, rzucała mi spojrzenia, które znaczyły to samo, co „Gdzieś ty była?! Ja się tu martwię, a ty sobie filmy oglądasz! Jak się nie pośpieszysz, powiem wszystko śpiącemu ojcu!...” – i wiedziałam to. Wolałam, by mój poczciwy, lecz surowy tata nie dowiedział się o incydencie ze wracaniem po dwudziestej. Dopiero po ukończeniu gimnazjum będę mogła wracać po dwudziestej pierwszej, na co czekam od zakończenia podstawówki. Nawet, gdybym wracała później, co chwila dostawałabym SMS-y od mamy, czy u mnie wszystko w porządku, co robię i czy mam już zamiar wracać do domu. Z troskliwą matczyną nic nie zrobisz, a już zwłaszcza z panią Klaudią Frąckowiak, która jest zbyt opiekuńcza dla swojej dwójki potomstwa. Maciek również narzekał na troskliwość mamy, ale ja zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Nie było to już dla mnie żadna nowość, gdy to moja mama umiała zadzwonić, gdy jadę autobusem, gdzie pełno ludzi chce się gdzieś dostać, przez co nie mogę dotrzeć do telefonu znajdującego się w beżowym plecaku z czarnymi podkowami. Zazwyczaj nie odbierałam, przez co moja rodzicielka traciła zmysły mimo tłumaczeń, że wcale nigdzie nie łażę i tylko w autobusie nie mam możliwości odebrania. Przebrałam się w neutralną, różową piżamę składających się ze spodni sięgających po kostki i z tego samego materiału koszulka o krótkich rękawach, był to właściwie T – Shirt. Łóżko miałam pościelone, położyłam się, nie wiedząc kiedy – zasnęłam.
~*~
Obudziłam się. Moje powieki niechętnie podniosły się. Oczy wędrowały z jednego końca pokoju na drugi, aż mój wzrok zatrzymał się na zegarku. Piąta trzydzieści. O wiele za wcześnie na budzenie się w sobotę. Przekręciłam się na drugi bok. Chciałam dziś leżeć do góry brzuchem, ewentualnie poprzeglądać Internet. Nie chciało mi się robić dosłownie nic. Miałam świadomość, że o jedenastej idę na trzygodzinny trening pływania wraz z Maćkiem. Pani Małgorzata, nasza trenerka, ceniła bardzo sobie punktualność i słowność. Nie było mowy o przyjściu cztery, trzy minuty później. Należało być nawet pięć przed. Nie mogłam zasnąć, tak więc wylazłam z łóżka i, co się rzadko zdarza, pościeliłam je. Teraz leżał na nim biały koc i jedna, szara poduszka z czarnym napisem „Keep Calm and Whatever Happens Think Positive” [ang. „Uspokój się i co by się nie działo myśl pozytywnie” – możliwe, że moja znajomość języka angielskiego zawiodła], moja ulubiona zresztą. Wyjęłam z komody bieliznę, czarne rurki, bordowy sweterek, czarny T – Shirt, który zupełnie zakrywała poprzednia część wyjętych ubrań, szare skarpetki i ubrałam to wszystko. Moje blond włosy upięte były w niezbyt schludnego koka, a pojedyncze pasma długich włosów wypadały z niego. Nikt z domowników, prócz mnie oczywiście, nie wstał, w domu było cicho jak makiem zasiał. Sięgnęłam po biały smartfon. Włączyłam Wi-Fi o kiepskim zasięgu i przeglądałam Internet. Wpisałam adres mojego bloga o rysunkach „Myśli przeniesione na papier”, nie była to kreatywna nazwa, ale zawsze coś, i poczęłam czytać komentarze pod ostatnim rysunkiem czarnowłosej małej dziewczynki siedzącej na gałęzi jabłonki w sadzie. Były na ogół pozytywne, ale część osób sympatycznie pisała mi uwagi na temat tego, co robię źle. Nie, żebym tego nie lubiła – wręcz przeciwnie, takie poprawki mnie cieszyły, mogłam robić coś jeszcze lepiej. I ktoś chciał oglądać moje prace, co dawało mi motywację do dalszej pracy. Przeczytałam z siedem, może osiem komentarzy i odłożyłam telefon. Położyłam się na plecach na łóżku. Nie chciało robić mi się nic. Trzeba było odrobić lekcje z fizyki, chemii, biologii, historii, polskiego, matematyki oraz z muzyki. Nie chciało mi się o tym myśleć. Przysypiałam, ale słyszałam, co się wokół mnie dzieje. Dopiero po około godzinie Maciek wstał. Skąd to wiedziałam? Bo ziewał zbyt głośno, by go nie usłyszeć. Podniosłam się z łóżka i poszłam do jego pokoju z wyrazem triumfu na twarzy. Zaspany, potargany brunet, siedział na swoim łóżku i przeglądał zakamarki swojego telefonu.
- Byłam pierwsza. – Powiedziałam z wyższością. Opierałam się o framugę drzwi. Szesnastolatek tylko wstał, podszedł do mnie, zamknął drzwi, a ja musiałam w odpowiednim momencie się odsunąć. Zawsze tak jest. Tylko jak on wstanie jako pierwszy, bierze kubek z zimną wodą i wylewa mi go na twarz. Taka poranna, weekendowa rutyna. Swoją drogą nawet to mi odpowiadało. Śmiałam się z tego razem z bratem. Poszłam, nadal dumna z siebie, do swojego pokoju i założyłam na swój nadgarstek biały, wodoodporny zegarek, który dostałam na urodziny rok temu. Dbałam o niego, dla mnie był bardzo cenny. Spojrzałam na jego tarczę. Za trzynaście siódma. Poczęłam pakować swoją torbę na basen. Zawierała zielony ręcznik, dwa granatowe kostiumy kąpielowe, w tym jeden zapasowy, błękitne okularki pływackie, zwykłą granatowo – białą deskę do pływania, suszarkę, czarną szczotkę do włosów, trzy szare gumki oraz w tej samej ilości i kolorze spinki, bieliznę i artykuły do umycia się. Robiłam to na basenie, bo było tam całkiem schludnie. Teraz mogłam już bez czegoś na sumieniu przeglądać filmiki na YouTube na telefonie.
~*~
Godzina dziewiąta siedem.
Szłam już z rodziną do granatowej Skody, naszego samochodu. Wsiadłam na tylne, lewe siedzenie, Maciek na prawe, tata prowadził, a mama siedziała koło niego. W czasie drogi tylko wyglądałam przez okno, milczenie trwało. Nie było one niezręczne, wręcz przyjemne.
Na basenie (centralnie, nie w szatni).
Mój zegarek wskazywał godzinę za jedenaście dziesiąta. Szybko poszło. Za mną usłyszałam jakiś głos.
- Cześć, mogłabyś mi pomóc? – Odwróciłam się.
- Pewnie, w czym?

< Ktoś coś? BW >

Długie op.
1ąd ort. = 95%
5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz