sobota, 27 sierpnia 2016

Od Michała "Opierdalający się kujon" cz. 11 (cd. Julia)

Poniedziałek, 8 grudnia 2014 r.
- Na następnej przerwie przyjdź pod szkołę, spróbuję coś wymyślić - wyszeptała, by czasem nie usłyszały o naszych zamiarach inne osoby - Pamiętaj, na przerwach staraj się być blisko nauczycielu lub innych ludzi.
- Jak, skoro czekają za każdym razem pod klasą? - zapytałem. Niezbyt odpowiadał mi ten pomysł. Banda Gruchy już udowodniła, że ma łeb na karku i jeśli chcą, to umieją wymyślić sprytny plan.
- Zajmę się tym - oznajmiła. Jej przekonanie wyrażało całkowitą pewność co do słuszności własnych decyzji. Mnie jednak zdecydowanie tego brakowało. Przełknąłem ślinę i już miałem o coś jeszcze zapytać, kiedy zadzwonił dzwonek. Cała klasa wsypała się do sali należącej do zawsze punktualnego nauczyciela historii.
Starałem się uważać, jednak nadal wszystko mnie dekoncentrowało. To poskutkowało zmniejszoną aktywnością na lekcji, co nieco zasmuciło nauczyciela, gdyż przemawiał do w dużej mierze bezmózgich matołów, których nie było stać na nawet podniesienie ręki. Woleli obrzucać się kawałkami zmiętego papieru i dostawać kolejne uwagi do dziennika. Wciąż nie pojmowałem takiego myślenia. Przecież do szkoły przychodzi się po to, by się czegoś nauczyć, a nie się bawić, ani tym bardziej dokuczać innym...
Nim zauważyłem, lekcja dobiegła końca. Julia dała mi znak na migi, abym poczekał chwilę w klasie. Usiadłem więc na stole, skrzyżowałem ręce na piersi i z niepokojem obserwowałem, jak wychodzi z sali. Dopiero po kilku chwilach rozmowy z dresami mrugnęła w moim kierunku. Uznałem to jako znak do wyjścia. Noga mi niemiłosiernie ciążyła, zaczęła pulsować z bólu, przez co wielokrotnie musiałem się zatrzymywać i przytrzymywać ściany. Możliwe, że przez tych idiotów będę zmuszony do kolejnych kilku dni przesiedzenia w domu. Już tak się cieszyłem, że wszystko wróci do normy, a ja dalej będę mógł się w spokoju uczyć... Rozejrzałem się za dyżurującym nauczycielem, gdyż wychodzenie z budynku było niedozwolone, o ile nie skończyło się lekcji, ale tego nigdzie nie było. Droga wolna. Zgramoliłem się jakoś z ostatnich stopni i usiadłem pod murkiem, za którym nie zauważy mnie ani przechadzający się korytarzami nauczyciel, ani wyglądający przez okno uczeń.
Już kilka chwil później na dwór wyszła Julka, która bez problemu mnie wypatrzyła i podeszła bliżej.
- I co? Wymyśliłaś coś? - zapytałem, wciąż denerwując się całą sytuacją - O czym z nimi rozmawiałaś?
- Spokojnie. Jak na razie tylko podburzyłam jego ego - Uśmiechnęła się krzywo - Całkowitego planu nie mam, ale zdajmy się na spontaniczność.
- Czyli co? Gramy na zwłokę?
- Na razie tak. Dopóki się czegoś dobrego nie wymyśli. Mamy jeszcze dwie lekcje. Damy radę dojechać do domów bez spotkania z tymi imbecylami.
- Ale jak? - dopytałem. Zrobiło mi się niedobrze na myśl, że coś może się czasem nie udać. W końcu plan był niezwykle dziurawy. Po lekcjach miałem jeszcze siedzieć dwie godziny na świetlicy i czekać na przyjazd mamy. Nie chciała, abym się przemęczał po całej tej przygodzie. Gorzej, jeśli się zorientują, że przez ten tydzień będę tam przesiadywał codziennie po i przed lekcjami i postanowią wpaść.
- Spokojnie, wszystko się dokładnie opracuje i będzie dobrze.
- Mamy teraz godzinę wychowawczą, wtedy możemy to obgadać - zaproponowałem ostrożnie. Choć na tej lekcji niewiele się działo, a nauczycielka często pozwalała nam prowadzić swobodne dyskusje na dane tematy, to i tak głupio czułem się na myśl, że będziemy ją całkowicie ignorować... właściwie działamy w słusznej sprawie. Przeszło mi przez myśl nawet, czy nie lepiej byłoby jej tego wszystkiego zgłosić, ale to znając życie tylko by pogorszyło sprawę. Skoro Julia twierdzi, że musimy tym zająć się na własną rękę, muszę jej zaufać.
- Dobra. Teraz wystarczy unikać ich do końca przerwy.
- Obawiam się, że to nie będzie takie łatwe - mruknąłem, zdając sobie sprawę z tego, że nie umiem z chorą nogą przemknąć obok nich będąc niezauważonym.
- Zaufaj mi i chodź. - Zarządziła, chwytając mnie za rękaw bluzy. Szło mi ciężko, ale starałem się trzymać fason nie tylko dla dziewczyny, ale i również pojedynczych mijanych osób, które orientują się, że to ja jestem rzekomą ofiarą "niewinnej zabawy w toalecie".
***
Na całe szczęście udało mi się wytrwać ten dzień bez konieczności spierania się z tymi debilami, więc po pożegnaniu z Julią na przystanku autobusowym, zawróceniu w kierunku świetlicy, przesiedzeniu tam z nosem w książce dwóch godzin, mogłem pojechać do domu. Kiedy skończyłem robić lekcje, odchyliłem się na krześle i patrzyłem w sufit. Książki, które wypożyczyłem w szkolnej bibliotece była naprawdę ciekawa, ale nie mogąc uspokoić myśli, dałem sobie po prostu z nią spokój. Miałem wciąż cichą nadzieję, że jednak plan mojej nowej koleżanki nie będzie tak beznadziejny, jak podejrzewałem. Jakoś nie wierzyłem, aby to mogło się udać. Cokolwiek to oczywiście jest.
- A ty co tak wisisz na tym krześle? Zaraz się przewróci - stwierdziła moja siostra. Nawet nie zauważyłem, kiedy weszła do pokoju. Twierdząc po tym, że trzymała na rękach otwarty laptop, pewnie zauważyła, że internet w kuchni jest słabszy, niż w naszym pokoju. Usiadłem normalnie i dopiero teraz spostrzegłem, że nerwowo bawię się długopisem.
- Tobie co znowu? Boli cię coś? A może znowu cię okradli?
- Nie... gorzej - mruknąłem, wiedząc, że jeśli jej się nie zwierzę, nie da mi spokoju przez najbliższe dni - Pół szkoły sądzi, że zostałem zgwałcony w toalecie przez kolegę z klasy.
Choć przez chwilę zachowywała zimną powagę, to zaraz prychnęła głośnym śmiechem, o mało nie upuszczając urządzenia. Postawiła laptop na swoim biurku i kładąc lewą nogę na oparciu krzesła zapytała drwiącym tonem:
- Ty tak serio?
- Nie, na niby - warknąłem - Jeśli mi pomożesz wymyślić coś, aby przestali twierdzić, że jestem niespełnionym pedałem, a kupię ci trzy czekolady.
- Jakie?
- Od milki. Co ty na to?
Zamyśliła się. Wiedziałem, że odrobina słodkości potrafi skutecznie przekonać jej genialny, ale i za razem nieco szalony mózg. Jej pomysły były jednocześnie niesamowite, jak i co najmniej dziwne.
- Już wiem.
- Co wymyśliłaś? - zapytałem, opierając głowę na nadgarstku, łokieć z kolei oparłem na podłokietniku.
- Zapytaj tą Julię o bycie twoją dziewczyną, ona się zgodzi i będziecie zwyczajną heteroseksualną parą trzymającą się za rączki. Tylko żadnych dzikich seksów i lizania się gdzie popadnie, ok?
Z wrażenia aż się zakrztusiłem. Mimo, że jej plan był pozornie prosty, to i tak brzmiał wyjątkowo nieprawdopodobnie.
- Nie ma mowy.
- Och, naprawdę zamierzacie się seksić na ławce na rynku?
- Nie to miałem na myśli! - powiedziałem, machając w popłochu ręką. Na mojej twarzy pojawił się rumieniec, na który Zuza zaczęła się śmiać.
- Nic więcej ci nie wymyślę. Moim zdaniem to najlepsze wyjście - oznajmiła, siadając na swoim krześle i włączając stronę z Bloggerem.
***
Wtorek, 9 grudnia 2014 r.
W szkole byłem już od siódmej. Wcześniej wraz z mamą odwiozłem brata do przedszkola. Niemalże całą godzinę przesiedziałem w bibliotece szkolnej, gdyż Grucha nawet nie odważyłby się tam zajrzeć chociażby ze względu na to, że to miejsce dla osób mądrych, a wszystkim innym z reguły jeszcze bardziej wyżera mózg, gdyż przeklinają każdą możliwą książkę od głupich, choć nigdy żadnej nie przeczytali. Kiedy zadzwonił pierwszy dzwonek, powoli wyszedłem z pomieszczenia i przygramoliłem się pod salę lekcyjną. Serce mi zaczęło łomotać, gdy zauważyłem, że banda dresów ponownie się do mnie zbliża. To, że Grucha suszył swoje krzywe zęby również nie wróżyło niczego dobrego. Całe szczęście, że się odwróciłem i dostrzegłem zbliżającą się Julię. Nieco mi ulżyło.
- Co wymyśliłaś? - zapytałem.
- Na następnej przerwie ci objaśnię.
Chwilę później zadzwonił dzwonek, a my weszliśmy do klasy na lekcję polskiego. Raz na jakiś czas zerkałem na siedzącą kilka ławek dalej Julię. Podpierała głowę o rękę. Wyglądała tak, jakby zaraz miała uderzyć czołem o ławkę i zasnąć. Wywracała wielokrotnie oczami, próbując się rozbudzić, ale nie niepokoiło mnie najbardziej jej zmęczenie, a to, że jej cera zdawała się być biała jak kreda.
- Co się stało? - zapytałem szeptem, kiedy nauczycielka pisała coś na tablicy.
- Hm? Nic - zbyła moje pytanie. Polonistka odwróciła się, słysząc rozmowy, więc postanowiłem się już więcej nie odzywać. Dopiero na przerwie miałem okazję zapytać Julię o coś, co mnie dręczyło już od wczoraj:
- To jaki jest plan?
- Plan? Eh... Polega na tym... - urwała. Uniosłem brew, oczekując przedstawienie jej pomysłu, ale nic takiego się nie działo. Jedynie wędrowała spojrzeniem gdzie popadnie. W końcu zrezygnowana spuściła głowę. - Eh... Nie mam planu. Przez całą noc myślałam, ale nic mi do głowy nie przyszło. Przepraszam cię.
- Nie twoja wina. Dam sobie jakoś radę - powiedziałem po chwili wahania. Miałem ochotę ją przytulić w przyjacielskim geście, ale to wydawało się być dziwnie... nieodpowiednie.
- Przecież sam w to nie wierzysz.
Ponownie rozległ się dźwięk dzwonka. Chyba po raz pierwszy przeklinałem w duchu to, że rozpoczyna się lekcja matematyki. Jakoś na szczęście i to wytrwałem. Nie było to takie proste, ale tym razem nieco lepiej niż wczoraj sprawiałem pozory, że wszystko jest w jak największym porządku, a mój umysł dopiero wraca sprawności sprzed ponad dwóch tygodni.
- Wszystko w porządku? - zapytałem Julię, kiedy już wyrwałem się z sali.
- Tak.
- Na pewno?
Pokiwała delikatnie głową. Przez chwilę zapanowała cisza (nie licząc rozmów innych osób na korytarzu), a ja dalej mierzyłem ją wzrokiem. Miała bardzo mocno podkrążone oczy. Nawet mocniej, niż ja czy moja siostra po nocnym maratonie pisania opowiadań.
- Jak na razie nie przychodzą - stwierdziła, zmieniając temat - To chyba dobrze.
- Dobrze powiedziane: jak na razie.
- I co teraz?
Julia milczała. Wpatrywała się tylko w podłogę, więc marszcząc brwi powiedziałem nieco głośniej:
- Julia?
- Hm? - mruknęła, wyrwana z zamyślenia.
- Słyszałaś pytanie?
- Co? Nie. Mógłbyś powtórzyć?
- Zapytałem, i co teraz?
- Nie mam pojęcia - oznajmiła, podpierając się ściany, jednak chwilę później jej nogi gwałtownie się zgięły, a ona wylądowała na podłodze. Niestety nie miałem dość refleksu, by ją złapać, ale na szczęście upadła na stertę plecaków. Ukucnąłem tuż obok niej. Szeroko otwartymi oczami patrzyłem na jej nieruchome ciało.
- JULIA!
Przez korytarz przeszły zaniepokojone szepty. Kilka osób podeszło bliżej, by się temu przyjrzeć.
- Niech ktoś pójdzie po pielęgniarkę! - zwróciłem się do grupki najbliżej stojących dziewczyn, które wyglądały na trzecioklasistki. Wymieniły spojrzenia, po czym umówiły się, że dwie z nich wykonają moje polecenie, a pozostałe... nagrywają całą akcję.
- Twoja księżniczka chyba zasnęła. Obudź ją pocałunkiem - zadrwił Krzychu.
- Nie, no co ty, przecież on się brzydzi. Chłopców woli. Zwala sobie w nocy do gej porno, dlatego ma tak podkrążone oczy - zadrwił inny chłopak, mówiąc piskliwym głosem. Normalnie miałbym ochotę rzucić się na nich z pięściami lub odparować jakąś ripostą, której pewnie nie zrozumieją, ale teraz byłem zbyt przejęty Julią. Cały czas powtarzałem jej imię, z nadzieją, że się obudzi. Pod koniec przerwy przyszła pielęgniarka i po szybkim obejrzeniu dziewczyny zadzwoniła po pogotowie. Ja niestety musiałem iść. Prosiłem, aby zostać przy niej, bo się przyjaźnimy (co nie do końca było prawdą), ale nauczycielka fizyki była nieugięta.
Całą lekcję rozmyślałem o tym, co mogło się stać, jednak miałem tylko przed oczami najgorsze scenariusze. Anemia? Odwodnienie? Czy to było tak poważne, że trzeba było wzywać karetkę? Przez okno znajdujące się tuż obok mojej ławki patrzyłem na ambulans, do którego zawozili Julię. Założyli jej maskę tlenową. Przez całą lekcję nie mogłem się na kompletnie niczym skupić. Cały czas nerwowo wyglądałem na zewnątrz, choć wiedziałem, że tak nagle w magiczny sposób nie odwrócą i nie odwiozą dziewczyny z powrotem do szkoły. Nagle moje serce się ścisnęło. Teraz zostałem sam. Bez żadnego wsparcia.
Do końca lekcji spoglądałem nerwowo na zegar wiszący na ścianie. Kiedy lekcja dobiegła końca, wziąłem plecak i wyszedłem z klasy. Zdobywając się na jak najszybsze tempo, udało mi się uciec przed komentarzami dresów czy spojrzeniami rówieśników. Wyszedłem ze szkoły. Dziś już tam nie wrócę. To dla mnie już zbyt wiele.
Skierowałem się w stronę szpitala. Wiedziałem, że powrót do domu nie byłby najlepszym wyjściem, gdyż czyha tam moja siostra, która miała mieć dzisiaj tylko cztery lekcje. Nie obyłoby się bez pytań. Zuza też nie tolerowała wagarów, więc możliwe, że zaczęłaby na mnie inaczej patrzeć. Lepiej było się udać gdzieś, gdzie nie będą cię pytać o takie rzeczy. Jeśli nawet się dowiedzą prawdy, może zrozumieją.
Będąc w połowie drogi, noga zaczęła mnie niemiłosiernie boleć. Przysiadłem na przystanku autobusowym, w duchu przeklinając to, że w ogóle ją zraniłem. Zachciało mi się płakać. Zacząłem wątpić w słuszność swoich czynów. Obejrzałem się za siebie, kontrolując, czy nikt za mną nie zmierza, ale nikogo nie zobaczyłem. Zerknąłem na zegarek. Idę już ponad kwadrans. Teraz już nie ma sensu wracać. Skoro już zaryzykowałem, mówi się trudno. Jedne wagary nikomu chyba różnicy nie zrobią. Odczekałem, aż ból zelży, a potem ruszyłem dalej. Wciąż mnie bolała, ale w końcu doczołgałem się do drzwi wejściowych szpitala. Mignęła mi znajoma sylwetka lekarza, który zajmował się moją skręconą kostkę. Chwilę później zapewne zauważywszy moją obecność i zdezorientowane spojrzenie, zdecydował się podejść.
- Michał? Co ty tutaj robisz? - zapytał tata omdlałej dziewczyny.
- Gdzie jest Julka? - odpowiedziałem pytaniem. Byłem zbyt zdenerwowany, by teraz się tłumaczyć.

<Julia? Twój "Romeo" nadchodzi ;z;>

Średnie op.
5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz