niedziela, 5 marca 2017

Od Nataniela „Korepetycje” cz. 1 (Cd. Michał)

Środa, 17 grudnia 2014 r.

- Wiesz Nat, gdybym był samowystarczalnym transwestytą brałbym cię z miejsca. - wyznaje niezwykle czarujący głos. Do kogo należy? No tak. Do mnie.
- To było płytkie. I dlaczego gadasz z własnym odbiciem, skoro zaczyna się pierwsza lekcja? - kolejna porcja basu niczym wyjęta z gardzieli anioła. Czyja? No tak. Nadal moja.
- Dobra, starczy tego samouwielbienia. - kończę tę jakże inteligentną konwersację, po czym nakładam odrobinę pasty na szczoteczkę. Kilka minut później, upewniony o własnym nienagannie perfekcyjnym wyglądzie wychodzę z łazienki. Chwytam jabłko, rujnując tym samym kompozycję owoców w misce nadającą się do uwiecznienia na płótnie, i ruszam na spotkanie z szarą rzeczywistością.
- Trzymaj się, Lucy! - krzyczę na chwilę przed zamknięciem drzwi do białego owczarka rozłożonego pod kaloryferem.
- Ale ja jej zazdroszczę. - wzdycham, gdy otula mnie chłodne, styczniowe grudniowe powietrze. Najchętniej zostałbym w domu, jednak kilka kolejnych dni przerwy poskutkuje nieklasyfikowaniem, a nie uśmiecha mi się powtarzanie klasy. Mimo to, odpuszczam sobie pierwsze zajęcia. Wizja bezmyślnego wpatrywania w tablicę, podczas gdy Skrzekacz próbuje wbić coś do mojej głowy jest równie kusząca jak oglądanie jej płaskiego tyłka, kiedy odwraca się, by napisać następny, nic nie wnoszący do życia wzór. Z resztą, nawet jeśli pójdę na lekcję, zagrożenie z matmy magicznie nie zniknie, więc jaki w tym sens? Chyba muszę załatwić sobie korki...
- O wilku mowa... - mruczę dostrzegając orzechową, pofalowaną czuprynę wśród zgrai pierwszoklasistów. Niestety, nie dane mi jest zbliżyć się do jej posiadacza, gdyż plany zaprzepaszcza dzwonek na drugą lekcję.
- Co my teraz mamy? - pytam pierwszej lepszej osoby z mojej klasy.
- Matematykę. - odpowiada, co ja w myślach kwituję cichym "kurwa".
- A wcześniej? - to już raczej tylko formalność, bo zaczynam się domyślać w czym popełniłem błąd.
- Fizykę.
Chyba faktycznie mam jakąś zaćmę czy ogólne niedojebanie, że chcąc uciec z matmy, tak naprawdę nie poszedłem na inny przedmiot. Kolejność najwyraźniej pomyliłem zerkając przelotnie na plan w telefonie, kiedy wychodziłem z domu.
***
Super. Po prostu zajebiście. Kolejna jedynka tylko dlatego, że nie miałem zadania. Przykro mi pani Kościelna, wolę patrzeć jak schnie farba niż uczyć się na twoje zajęcia.
- Hej Misiu, co tam u ciebie ciekawego słychać? - pytam niskiego bruneta, kiedy wreszcie mam okazję z nim porozmawiać. Niestety, próba poproszenia o korki musi odejść na bok, gdy Michał pyta, czy widziałem Ewelinę. Trudno nie zauważyć, określenie "dobra dupa" w jej przypadku to mało powiedziane, ale tę uwagę wolałem zachować dla siebie. Po znalezieniu Ewy chcę jeszcze zagadać chłopaka, ale mają swoje sprawy związane z gazetką, więc się nie mieszam. Resztę przerwy spędzam na rozmowie ze znajomymi i odpisaniu zadań domowych z innych przedmiotów, żeby nie dostać kolejnej niedostatecznej jednego dnia. Po dzwonku udaje mi się usłyszeć fragment rozmowy Oskara z Eweliną, więc podchodzę do nich, chcąc trochę pośmieszkować, bo w końcu uroczo wyglądali stojąc blisko siebie. Najwyraźniej Ewka nie wyczuwa wesołego tonu, uznając go za ironiczny i niemiły, ale wolę odpuścić sobie po jej pocisku wymierzonym w moją stronę.
Kolejna matma tego dnia, o której istnieniu też nie wiedziałem do czasu dzwonka. Na szczęście Kościelna po jednym ochrzanie wymierzonej w moim kierunku postanowiła odpuścić sobie drugi, pewnie ze świadomością, że i tak jej nie posłucham. Jak zwykle przetrzymała nas dłużej na lekcji. Nigdy nie zdąży wyrobić się z materiałem na dany dzień, więc zadania dyktuje już po dzwonku. Minuta istnienia wyrwana z życiorysu. Wychodząc, dostrzegam po raz kolejny dzisiaj kasztanowe włosy, spod których błyska zamyślone, nieco przerażające, choć to akurat norma, spojrzenie ciemnobrązowych oczu. Znów rozmawia z Ewą, lecz tym razem dziewczyna nie zatrzymuje się na dłuższe pogawędki, a daje mu coś i znika, obierając kierunek damskiej szatni. Nic dziwnego, że większość mojej klasy podąża za nią, w końcu teraz lekcje z Glory. Seksowna do granic możliwości, ale taka suka, że pewnie psy za nią wyją. Mimo to, po prostu nie sposób nie przejść koło niej bez spoglądania za siebie w kierunku kształtów okalających jej tył czy przód. Chociaż patrzenie to jedyne co można czynić wobec jej osoby, samo zbliżenie do pani Królewskiej powinni uprzedzać formułką „przed kontaktem zapoznaj się z treścią własnego testamentu bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda rozmowa niewłaściwie przeprowadzona zagraża twojemu życiu lub zdrowiu”. Nat, ale z ciebie dzisiaj śmieszek.
- I co, stary? Czyżby dała ci kosza? - chwytam go niespodziewanie za ramię, na co reaguje delikatnym podskokiem. Uśmiecham się na tę uroczą czynność.
- Nat, daj spokój... Po prostu razem robimy gazetkę, ok? – mówi, a mi w głowie przemyka myśl, że może mógłbym dołączyć. Bo czemu nie?
- Ja też mogę? Czy może mnie nie chcecie, bo przeszkodzę wam w strefie potajemnego randkowania?
- A będziesz chciał zostawać po lekcjach, by pracować nad projektem do szkoły, z którego nagroda nie będzie równowarta zużytemu czasowi? Zachowanie może ci się podnieść tylko góra o jeden stopień. - to faktycznie nie brzmi zbyt kusząco. Średnio angażuję się w życie szkoły, a zachowanie pewnie będzie się wahać koło poprawnego, co dla mnie w zupełności wystarcza.
- Dobra, skoro mnie nie chcecie... trudno. Dam ci spokój pod warunkiem, że będę mógł przyjść do ciebie jutro po lekcjach, bo od początku roku... a może i nawet dłużej... hm, no nie ważne, w każdym razie kompletnie nie mam pojęcia, o czym gada ta facetka od matmy. - mam świadomość, że chłopak znajduje się w klasie niżej, ale i tak pewnie z paplaniny Skrzekacza wyciąga o wiele więcej ode mnie.
- Darmowe korki? - słyszę nieco zakłopotany śmiech. Może powinienem poprosić inaczej? Reaguje tak, jakby wcale nie chciał tego robić. Zastanawia mnie o czym myśli. A jeśli się nie zgodzi? Będę miał przekichane.
- Przecież dla takiego kujona jak ty to żadna filozofia, nie? - lekko naciągam własne rozbawienie. Szturcham go palcem po boku, żeby trochę uspokoić Michała, co chyba odbiera pozytywnie. Czyżby Miś miał łaskotki? Nie wiem jak i po co, ale ta wiedza może być całkiem przydatna.
- Niech będzie, tylko przynieś jakąś czekoladę, albo co. – twierdząca odpowiedź naprawdę mnie cieszy.
- Dobra! To ja lecę na WF. Glory się wścieknie, jeśli się spóźnię. - biegiem ruszam w kierunku szatni sąsiadujących z salą gimnastyczną, już czekając na nadejście kolejnego dnia. Serio, Nat? Cieszy cię fakt, że jutro po lekcjach będziesz musiał zakuwać? Świat staje na głowie.
Szybko przebieram koszulkę, buty, granatowe jeansy zmieniam na spodenki. Reszta chłopaków zdążyła wyjść już na halę, więc jest szansa na to, że dostanę niezły opieprz.
- Wilk? - pyta nauczycielka sprawdzając obecność.
- Jestem! - odpowiadam, podbiegając do reszty grupy. Mierzy mnie spode łba takim spojrzeniem, że Michał przy niej ma wzrok zagubionego szczeniaczka. Następnie wymienia nazwiska pozostałych osób, po czym decyduje, że dziś gramy w piłkę ręczną. Wzdycham na myśl o tym sporcie. Jak niedorozwinięty zlepek nożnej z siatkówką. Jednak ani myślę sprzeciwiać się woli pani Królewskiej.
Krótka rozgrzewka, rozdzielenie drużyn, gwizdek rozpoczynający grę. Nie szło mi najlepiej, nie pasjonuje mnie ręczna, ale przynajmniej nie dostaję z łokcia jak Ewelina. Nasz zespół zaraz do niej doskakuje, sprawdzając jak poważne są obrażenia. Gloria decyduje, że gramy dalej mimo ewidentnego złamania zasad.
- No halo, przecież był faul! - głośno komentuje jeden z chłopaków. Nie ma jednak co wzbudzać litość wobec wuefistki, więc chcąc nie chcąc musimy wrócić do meczu.
Reszta zajęć sportowych, z resztą podobnie jak wszystkich mija mi całkiem szybko. Po powrocie do domu czeka już tylko rutyna. Rutyna i głodny pies.
- Już, już, Lucy - śmieję się do pogrążonej w euforii psiny. Miło, gdy ktoś cieszy się na twój powrót do domu. Choćby był tylko czworonogiem. Otwieram puszkę mokrej karmy, której zawartość przenoszę łyżką do metalowej miski. Następnie nalewam świeżej wody do drugiej, królikowi wkładam do klatki wyciągniętą z lodówki marchewkę. Kiedy zwierzaki są zajęte jedzeniem, odgrzewam sobie pizzę w piekarniku. Muszę zacząć gotować normalne obiady, ale przeważnie jestem na to zbyt leniwy. Później długi spacer, po którym zwykle owczarek kładzie się spać, zabawa z królikiem, oglądanie telewizji czy gra na komputerze, przepakowanie książek z zazwyczaj nieudaną próbą odrobienia zadań domowych, prysznic. Często wychodzę do znajomych, lecz dziś złapałem jakiegoś lenia i wyjątkowo wcześnie położyłem się spać.
Miałem fajny sen. Nie wiem, co mi się śniło. Rzadko zapamiętuję, może dlatego, iż budząc się zwykle twarz ustawioną mam w kierunku okna. Chociaż zawsze myślałem, że to tylko głupi zabobon. Pamięć sugeruje mi, że byłem jakimś… księciem? Pewnie akcja działa się w średniowieczu. I chyba jeszcze…
- Cholera. – warczę, gdy w czasie ruszania szanownych czterech liter z łóżka towarzyszy mi drażniące, choć całkiem przyjemne uczucie.
To będzie długi dzień.
***
- Przepraszam za spóźnienie. - wpadam do klasy na pięć minut po dzwonku. To i tak wyczyn jak dla mnie. Na szczęście, dzisiaj pierwszą lekcję mamy z Zawieruszyńską.
- Co się stało, że zaszczyciłeś nas obecnością tak wcześnie, Natan? - pyta Zawierucha z nieodłącznym uśmiechem na zmęczonej twarzy.
- Wie pani, raz na jakiś czas wypadałoby wpaść o normalnej godzinie. - odwzajemniam go i siadam w wolnej ławce koło jednego z chłopaków.
Może jednak przeczucia mnie myliły? Prócz nużącej kartkówki z angielskiego, wskazówki zegara poruszały się jak zaklęte. Wracam do domu żeby nakarmić zwierzęta, biorę Lucy na krótki spacer i ruszam do domu Michała zaopatrzony w podręcznik od matmy. Właściwie dopada mnie lekki stres. Chyba nigdy u niego nie byłem. Ale mimo wszystko, cieszę się, że nie będę siedział sam w prawie pustym domu. Dwadzieścia minut marszu wystarczyło, żebym stał teraz przed wejściem do jego mieszkania. Biorę głęboki oddech i trzykrotnie pukam w drewniane drzwi.

< Misiu? Bez szału, czyli standardowo dla mnie > 

Długie op.
1 błąd techniczny = 98%
5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz