poniedziałek, 30 stycznia 2017

Od Michała "Czekając na burzę" cz. 6 (cd. Ewelina)

Wtorek, 16 grudnia 2014 r.
- Tak na serio? - zapytała zniesmaczona, odwracając zeszyt, wskazując szczupłym palcem punkt o zdrowym odżywianiu.
- Na takie artykuły rzuci się większość dziewczyn w twoim wieku - odpowiedziałem cicho.
- Chyba nie ja - prychnęła, zamykając notatnik. Poczułem się wyjątkowo głupio z tym, że najwidoczniej starałem się przekonać ją do pisania o czymś, o czym nie ma zielonego pojęcia i nawet nie chce się tym interesować.
 - Czyli moim zadaniem jest przeprowadzanie wywiadów, pisanie o dobrym odżywianiu i szukanie dowcipów. Tak?
- To pierwsze... Należy również do mnie. Będziemy razem przeprowadzać wywiady - mruknąłem, ponownie otwierając zeszyt na właściwej stronie i pokazując jej tabelkę z rozpiską moich zadań.
- Gapa ze mnie. Nie spojrzałam na wasze tabelki - z uśmiechem uderzyła się w czoło.
- Więc... Masz pomysł od kogo moglibyśmy zacząć? - zapytałem, ściągając plecak i drżącymi z nerwów rękoma wsadziłem zeszyt do torby. Miałem cichą nadzieję, że tego nie zauważyła. Wciąż nie przywykłem do rozmów z dziewczynami. Znaczy... mojej siostrze było bliżej do krowy, niż atrakcyjnej nastolatki, więc ona się do tego grona zdecydowanie nie zaliczała.
- Dyrektor - wypaliła.
- Od razu do niego? - Założyłem plecak. Nie ukrywałem zdumienia jej propozycją.
- Nie od razu. W pierwszej kolejności powinniśmy iść do niego.
- No dobra... - wzruszyłem ramionami, zaciskając palce na szelkach plecaka. Robiłem to zawsze, kiedy byłem zestresowany. - Zajmiesz się...
- Zajmę się pytaniami. Pójdziemy tam na najdłuższej przerwie - Przerwała mi, wodząc wzrokiem po korytarzu. Cały czas się lekko uśmiechała. Wyglądała na dużo szczęśliwszą z powodu wywiadu, niż ja.
- Wydaje mi się, że powinniśmy poinformować panią Zawieruszyńską o naszym wywiadzie.
Ewa wskazała głową na nauczycielkę, która wesoło gawędziła z szkolną woźną. Cały czas się podśmiechiwały. Pod tym względem praktycznie niczym się nie różniły od gimnazjalistek.
- Ach, tak... - szepnąłem. Następnie podeszliśmy do dwóch kobiet. Ewa próbowała zwrócić na siebie ich uwagę, jednak były zbyt zajęte rozmowami o jednym z nauczycieli. Dopiero po dobrej chwili pani Zawieruszyńska zdecydowała się zapytać, w czym rzecz.
- Mamy już przydzielone funkcje - pospiesznie wygrzebałem po raz kolejny zeszyt z plecaka i pokazałem jej tabelę.
 - No dobrze - pokiwała energicznie głową. Nigdy nie zaobserwowałem u niej podobnej nadpobudliwości. Było w tym coś dziwnie przerażającego.
- Dzisiaj przeprowadzimy wywiad z dyrektorem - dopowiedziała Ewelina.
- Yhm... No dobrze, przekażę mu, że przyjdziecie - odparła nauczycielka, nadal z trudem powstrzymując śmiech.
- Na pierwszej długiej przerwie - warknęła Ewa.
- Dobrze, dobrze - poklepała ją po ramieniu.
- Więc do widzenia - mruknęła, ciągnąc mnie delikatnie za ramię. Pozwoliłem się zaprowadzić w miejsce poprzedniej rozmowy. Dziewczyna wyglądała na wściekłą. Aż się zatrwożyłem. Zrobiłem coś źle?
- Śmianie się, no spoko, ale ona wyglądała jakby coś brała... - warknęła, krzyżując ręce na piersi. - Pytania zrobię na następną przerwę... - Rozległ się donośny dźwięk dzwonka. - Do zobaczenia.
Jeszcze przez chwilę patrzyłem, jak się oddala, a następnie sam pospieszyłem do klasy. Nie mogłem się przecież spóźnić.
Niestety do klasy wpadłem już jako ostatni. Nauczycielka posłała mi przelotne spojrzenie, ale najwidoczniej uznała, że byłem jak zwykle u nauczyciela w ważnej sprawie, więc nie zadawała pytań i pozwoliła usiąść w ławce.
***
Na następnej przerwie przypomniawszy sobie o jednej, dość istotnej rzeczy, praktycznie pobiegłem pod salę, gdzie ostatnio widziałem się z Ewą. Mieliśmy jeszcze jedną sprawę do omówienia. Kiedy byłem już niemalże na miejscu, chwycił mnie ponowny, siarczysty ból kostki. O mało nie upadłem. Kurwa. Czy zawsze musiałem mieć w życiu przerąbane? Jakoś przywlokłem się pod salę, z której dopiero po chwili wylali się uczniowie. Najwidoczniej matematyczka (którą zobaczyłem po chwili) musiała ich dłużej zatrzymać, w końcu "dzwonek jest dla nauczyciela". Kiedy zobaczyłem blondynkę, już miałem zapytać, kiedy ta wcisnęła mi do ręki zmiętą kartkę, dodając:
- Tutaj masz pytania, a teraz przepraszam. Muszę lecieć się przebrać w strój na wf .
Następnie zbiegła po schodach, tym samym znikając mi z oczu. Westchnąłem. Nagle podskoczyłem ze strachu, kiedy ktoś gwałtownie położył rękę na moim ramieniu.
- I co, stary? Czyżby dała ci kosza?
Odwróciłem się w stronę o głowę wyższego chłopaka, który cały czas się uśmiechał szeroko.
- Nat, daj spokój... Po prostu razem robimy gazetkę, ok?
- Ja też mogę? Czy może mnie nie chcecie, bo przeszkodzę wam w strefie potajemnego randkowania?
- A będziesz chciał zostawać po lekcjach, by pracować nad projektem do szkoły, z którego nagroda nie będzie równowarta zużytemu czasowi? Zachowanie może ci się podnieść tylko góra o jeden stopień.
Wyglądał na obrażonego.
- Dobra, skoro mnie nie chcecie... trudno. Dam ci spokój pod warunkiem, że będę mógł przyjść do ciebie jutro po lekcjach, bo od początku roku... a może i nawet dłużej... hm, no nie ważne, w każdym razie kompletnie nie mam pojęcia, o czym gada ta facetka od matmy.
- Darmowe korki? - zaśmiałem się nerwowo. Nat jeszcze nigdy nie był w moim domu. Moi rodzice kojarzyli go tylko z kilkukrotnych wspominek na jego temat.
- Przecież dla takiego kujona jak ty to żadna filozofia, nie? - zaśmiał się, szturchając mój bok palcem. Od razu się odsunąłem, z trudem hamując śmiech. Natura obdarzyła mnie łaskotkami w okolicach brzucha. Nat musiał od razu to zauważyć, bo jego oczy zabłyszczały.
- Niech będzie, tylko przynieś jakąś czekoladę, albo co.
- Dobra! To ja lecę na WF. Glory się wścieknie, jeśli się spóźnię.
Uśmiechnąłem się lekko, patrząc jak i ten znika mi z oczu. Podobno Glory stanowiła postrach wśród uczniów, będąc w "topce wymagających nauczycieli". Cieszyłem się, że nie mam z nią lekcji.
Rozłożyłem kartkę, którą wręczyła mi Ewa i prześledziłem wzrokiem tekst. Pytań nie było wiele, ale brzmiały całkiem w porządku. Tylko gdzieś z tyłu głowy pozostała mi myśl, że to nie zainteresuje czytelników. Że następnym razem musimy wypytać o nieco inne, bardziej intrygujące rzeczy, które zaprezentują nam naszego rozmówcę od nieco innej strony.
Zerknąłem na zegarek, który nosiłem na nadgarstku i powędrowałem pod klasę, gdzie teraz miały się odbyć moje lekcje.
***
Po lekcji polskiego powędrowałem w okolice wejścia do sali gimnastycznej. Usiadłem na ławce pod ścianą i czekałem, czekałem, czekałem... Mijało mnie wiele dziewczyn, ale żadna z nich nie była Eweliną. Jakoś nie chciało mi się wierzyć w to, że pomyliłem sale. Kilka mijających mnie nastolatek, chichotało cicho. Miałem ochotę pokazać im środkowy palec, ale wiedziałem, że to w żadnym razie mi nie pomoże. W końcu podszedł do mnie jakiś chłopak, z którym, jak widziałem, Ewa już wcześniej rozmawiała.
- Hej, jestem Oskar. Czekasz na Ewkę? - zagadał, wyciągając w moim kierunku rękę. Uścisnąłem jego dłoń.
- Michał... Tak, czekam. Już sobie poszła?
- Można tak powiedzieć... Do pielęgniarki. Jakiś chłopak ją uderzył, jak grali.
- No pięknie... - mruknąłem, zrywając się z ławki - Dzięki.
- Nie ma za co - uśmiechnął się szeroko.
Miarowym, niezbyt prędkim krokiem, żeby kostka znowu nie dała się we znaki, powędrowałem pod gabinet higienistki. Nie czekałem długo. Już po kilku minutach drzwi się otworzyły, a na mnie wpadła dziewczyna, której poszukiwałem.
- Oj, przepraszam... - mruknęła, podnosząc wzrok znad zeszytu, najprawdopodobniej od korespondencji. Zgrabnie się od niej odsunąłem, pozwalając zamknąć drzwi pielęgniarki. - O cześć, co tu robisz?
Schowała przedmiot do plecaka.
- Chciałem zapytać, co z całą stroną graficzną. Kto opracuje szablon? Porobi zdjęcia? Koniec końców nawet tego nie uzgodniliśmy. Masz może telefon z dobrym aparatem? Musimy jakoś zrobić zdjęcie dyrektorowi... Mój telefon to istny cegłofon - zaśmiałem się nerwowo.
- Um... w sumie chyba jest całkiem dobry. Szablon... skąd znasz takie nazewnictwo? - zaśmiała się - Nie wiem, sądzę, że pani Zawieruszyńska powinna się tym zająć.
- Moja siostra zajmuje się blogowaniem - powiedziałem pospiesznie - I ten... teraz mamy długą przerwę...
- O kurde, faktycznie! Musimy teraz iść przeprowadzić ten cholerny wywiad!
Pokiwałem głową, wyciągając z kieszeni kartkę z notatkami Ewy.
- Nagramy jego odpowiedzi? Tak chyba byłoby najszybciej. Później spiszemy wszystko jakoś bardziej sensownie.
Po raz kolejny potaknąłem. Gdy szliśmy do gabinetu dyrektora, zauważyłem, że Ewa nie dość, że trochę kuleje, to jeszcze się krzywi z bólu. Zaryzykowałem się zapytać:
- Co dokładniej ci się stało? To coś poważnego?
- Nie... Tylko siniak. Ten debil mi przywalił łokciem.
- Rozumiem - mruknąłem, starając się wyobrazić tę sytuację.
- A... co sądzisz o pytaniach?
- Są... dobre. Tylko brakuje mi w nich jakiegoś... hm, polotu. Czegoś, co zaskoczy - powiedziałem ostrożnie.
- Może i masz rację... Postaram się coś wymyślić. Najwyżej będziemy improwizować.
Kiedy staliśmy już niemalże pod drzwiami, mruknąłem:
- Mam nadzieję, że wyrobimy się do końca przerwy.
- Najwyżej się trochę spóźnimy - zaśmiała się. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami. - Ty pukasz, ja mówię.
Skinąłem głową i zrobiłem to, co ustaliliśmy. Już za chwilę usłyszeliśmy głos dyrektora dobiegający zza drzwi.
- Proszę!
Powoli weszliśmy do środka. Pan Letter, o którym wcześniej biadoliła z woźną pani Zawieruszyńska, siedział za biurkiem, uśmiechając się serdecznie. Dłonie miał splecione i oparte o blat.
- Dzień dobry... - powiedziałem cicho.
- To wy jesteście z tej szkolnej gazetki? Proszę, siadajcie.
Ewa usiadła jako pierwsza na jednym foteli. Okazały się być wyjątkowo wygodne.
- Tak. To nie powinno zająć zbyt wiele czasu - powiedziała pogodnie, wyciągając z plecaka smartfona. Podałem jej kartkę, a ona mi telefon, wskazując, gdzie się włącza nagrywanie. Znowu ręce mi drżały. Czy ja naprawdę muszę się tak wszystkim denerwować?

<Ewa? Wybacz, że tak długo... Teraz mam ferie, więc jakbyś odpisała, to spodziewaj się w miarę szybkiej odpowiedzi. c':>

Średnie op.
75%
4

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz