Poniedziałek, 16 lutego 2014 r.
Odprowadziłam wzrokiem Michała, który widocznie zdenerwowany trzasnął
drzwiami od sali lekcyjnej. Osobiście nie widziałam w swym zachowaniu
niczego złego. Chociaż... Gdyby się tak głębiej zastanowić? Nie miałam
na to czasu. Szybko zwinęłam się z ławki, uprzednio wkładając
pogniecioną kartkę do kieszeni. Widniało na niej zaledwie kilka słów:
"Wyprowadź księdza z równowagi". Dumnym krokiem podeszłam do drzwi, zza
których wydobywały się ciche pomruki Michała.
- Szczęść Boże! - powiedziałam w dosyć donośny sposób, po czym uchyliłam klamkę i wyszłam z pomieszczenia.
Niższy chłopak od razu spiorunował mnie swym rozzłoszczonym wzrokiem. W
dłoni trzymał kurczowo zaciśnięty telefon, który wciąż nagrywał
wszystkie wymawiane przez nas słowa - a raczej - ich dotychczasowy brak.
- Co to było - warknął pod nosem, mówiąc na tyle cicho, aby jego słowa
nie doszły do księdza, który zapewne zamurowany siedział przy biurku. -
Co to do CHOLERY było!? - podkreślił.
- Wywiad - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, krzyżując ręce. - Dlaczego
wyszedłeś? - uśmiechnęłam się złośliwie, przeczesując swą jasną grzywkę
dłonią.
- Nie, to nie był wywiad, tylko jakiś cyrk! - powiedział głośniej, aż czerwieniąc się ze złości.
- Myślisz, że ludzie z naszej szkoły, zadowolili by się jakimś
"normalnym" wywiadem? - burknęłam pod nosem. - Odpowiedź jest
jednoznaczna: OCZYWIŚCIE, ŻE NIE! - zaakcentowałam ostatnie trzy słowa,
po czym delikatnie zmrużyłam oczy. - Coś się nie podoba?
- Tak, żebyś wiedziałam, że tak! Jak ja mam to teraz Zawieruszyńskiej
oddać?! - krzyknął, unosząc telefon do góry. Podsunął mi go praktycznie
pod nos. - Nie rozumiem, co się z tobą dzieje... - dodał nieco ciszej.
Odwrócił się na pięcie i bez dalszego gadania odszedł w stronę holu,
gdzie przebywali wszyscy uczniowie. O dziwo - obok sali, w której
przeprowadzaliśmy wywiad, nie było nikogo. Przeczuwałam, że coś się
święci... Pośpiesznym krokiem, ruszyłam w ślad za chłopakiem, który
kilka sekund temu całkowicie zniknął mi z oczu. Nie minęła chwila, a już
dotarłam do tłumu uczniów. Obok damskiej łazienki stał dyrektor, wraz z
panią woźną. Starsza kobieta trzymała w dłoni woreczek, z dosyć dobrze
znaną dla mnie zawartością... Przeklęłam pod nosem: "Ostatnio coś złego
dzieje się z moją pamięcią" - mruknęłam w myślach, zaciskając mocniej
pięści.
- Pytam po raz ostatni - doszedł do mnie, lekko stłumiony głos
dyrektora. - Kto z was i skąd, posiada papierosy - zabrzmiało to dosyć
groźnie, zważając uwagę na jego poważną minę. Nigdy nie słyszałam, żeby
był tak strasznie zdenerwowany. - W przeciwnym razie, wasze plecaki
zostaną przeszukane.
Odgłosy niezadowolenia, od razu wydobyły się z gardeł uczniów. Mimo, że
nie było tego widać z zewnątrz - stresowałam się. W torbie posiadałam
również inne... "Tego typu rzeczy", których za wszelką cenę nie
chciałabym stracić.
- Nie macie prawa! - wykrzyczał jakiś chłopak, podnosząc rękę do góry.
Grupka osób, jakby w jednym momencie przytaknęła uczniowi, również podnosząc ręce do góry.
- W takim przypadku, mamy prawne zezwolenie na tego typu rzeczy - odparł niemal natychmiast.
Pomruki ucichł, a wszyscy wydawali się wyczekiwać, aż właściciel resztek
raczy się ujawnić. Nie miałam nic do powiedzenia - zanim ktokolwiek się
zorientuje, będę już poza bramami szkoły. Usprawiedliwię się złym
samopoczuciem, albo podrobię usprawiedliwienie. Typowe. Poprawiłam
torbę, po czym praktycznie bezszelestnie wykonałam kilka kroków, które
przybliżyły mnie do drzwi szatni.
- Rozejdźcie się do klas - oznajmił, gdy tylko zabrzmiał ryk czerwonego dzwonka, umieszczonego na ścianie za nim.
Jakby nigdy nic, udałam się do szatni. Co chwilę oglądałam się za
siebie, dla pewności, czy nikt za mną nie idzie. Gdy udało mi się
odnaleźć swoją kurtkę - zakrytą kilkoma innymi płaszczami - pobiegłam w
stronę wyjścia. Na całe szczęście, dzisiejszego dnia nikt go nie
pilnował. Uchyliłam delikatnie drzwi. Po wyjściu poza teren szkoły,
chciałam jak najszybciej zniknąć z jej otoczenia. Wsiadłam w pierwszy
lepszy autobus, który akurat zatrzymywał się przy przystanku. Mając w
dłoni bilet miesięczny, nie straszne było mi spotkanie kontroli. Mogli
się przyczepić do mojego wieku i faktu, że nie ma mnie na lekcjach, lecz
znając mnie - dam radę się z tego wytłumaczyć. Wyciągnęłam z torby parę
słuchawek, które od razu podłączyłam do telefonu. "Nightcore jakiejś
piosenki... Niech będzie".
***
Środa, 25 lutego 2014 r.
Nie dość, że ostatnio pożarłam się z Michałem, to teraz jeszcze Oskar.
Trochę się z nim posprzeczałam, po tym jak zaczął mi prawić kazanie o
dobrym zachowaniu. Stwierdziłam, że się nie zmienię, takie tam...
Właśnie takim sposobem - wszystkie osoby, na których mi zależało,
odwróciły się do mnie tyłem. Widocznie "nowa ja" nie za bardzo przypadła
im do gustu. Ciekawe co się stanie, gdy podczas wakacji zobaczą mój
nowy wygląd włosów. Gdyby tego było mało... Posiadam jakiś jebany
kontrakt, który ogranicza mnie do robienia tego co kocham - dokuczania
innym. Doszły mnie też słuchy, że babcia zaczęła brać potrójną dawkę
leków uspakajających. Można się domyślić, że przeze mnie. Dostałam taką
informację od jej lekarza, który ostatnio u niej był. Jak na złość, on
też kazał mi się "ogarnąć".
- Jaki ten świat jest dziwny... - mruknęłam pod nosem, prawie niesłyszalnie.
Szukałam Michała. Chciałam dojść z nim w jakiś sposób do porozumienia i
sprostować niektóre fakty. Nie odzywaliśmy się do siebie od ponad
tygodnia. Dostrzegając jego ciemnokasztanową czuprynę, nie czekałam ani
chwil dłużej. Zatrzymałam się dwa metry za nim.
- Fajnie wyglądałbyś w dłuższych włosach - stwierdziłam pół-żartem, żeby
w jakiś sposób rozluźnić atmosferę. - Nie myślałeś o tym? - dodałam
krótkie pytanie, przyglądając się, jak odwraca się w moją stronę.
- Chcesz coś ode mnie... Pewnie nie przyszłabyś bez powodu - zmrużył oczy, skanując mnie swym podejrzliwym wzrokiem.
- Tsa... - schowałam ręce za siebie. Zaczęłam nerwowo przebierać
palcami. Nie wiedziałam jak zacząć. - Zachowałam się źle - wydusiłam z
siebie, wlepiając wzrok w podłogę. - Em... Nie powinnam tego robić? I...
Ogólnie... To... Ten... Przepraszam?
<Michał?>
Średnie op.
1 błąd styl. = 95%
5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz