wtorek, 4 lipca 2017

Od Eweliny "Kłopoty" cz. 1 (cd. chętny/chętna)

Środa, 25 luty 2015 r.
Przydeptałam butem niedopałek papierosa, po czym ruszyłam przed siebie w stronę szkoły. Nienawidziłam tamtego miejsca z całych sił, lecz prawo panujące w naszym kraju kazało mi do niej chodzić. Ten cały system edukacji służy tylko i wyłącznie do zniewolenia ludzi oraz wpajania im bzdur. Dzisiejszego dnia - jak zwykle od ponad tygodnia - zapowiadało się na deszcz. Czarne jak noc chmury, od ponad godziny "ozdabiały" niebo. Co kilka minut usłyszeć mogłam głośne grzmoty, a w następnej kolejności dojrzeć jasne błyskawice. Zapowiadał się kolejny, dosyć ekscytujący dzień w szkole...
Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam po wejściu do szkoły środka, było udanie się w stronę sklepiku szkolnego. Za swoje kieszonkowe kupiłam zeszyt, piórnik z kilkoma gratisowymi długopisami oraz kanapkę. Ostatniego dnia zapomniałam się spakować, a te rzeczy z pewnością wystarczą mi na te kilka zajęć. Akurat sprzedawczyni puściła mi je po dosyć dobrej cenie...
Przed lekcją (z resztą, jak zwykle) przejrzałam wszystkie SocialMedia. Rozdałam kilka polubień na Instagramie, po czym przejrzałam "rolki z aparatu" kilku znajomych. Ta rutyna towarzyszyła mi praktycznie codziennie, z wyjątkami dni, gdy na lekcje przychodziłam spóźniona.
- A któż to raczył pojawić się w szkole? - doszedł do mnie głos dosyć znanej osoby.
Uniosłam wzrok na wyższego chłopaka, który stał przede mną ze skrzyżowanymi rękami. Oskar Warmiński we własnej osobie.
- Opuściłam zaledwie dwa dni szkoły - zaśmiałam się. - Czy gadały coś o mnie nauczycielki? - zadałam pytanie, nie czekając na komentarz do mej pierwszej wypowiedzi.
- Babka od polskiego szykowała się do rozmowy z twoimi rodzicami. Najprawdopodobniej będzie chciała ich wezwać do szkoły - powiedział nieco ciszej, zapewne czując na sobie podejrzliwe spojrzenia różnych nauczycielek przechodzących obok nas.
- To fajnie! - krzyknęłam z entuzjazmem. - Tylko ciekawe, czy moim jakże przecudownym rodzicom będzie się chciało ruszyć swoje szanowne cztery litery i przyjechać tutaj. Specjalnie dla mnie, przemierzyć jakieś tysiąc kilometrów - wypaliłam, jak zwykle zachowując się dosyć spokojnie, jak na zaistniałą sytuację.
- Możesz wylecieć ze szkoły - odparł, jak na niego zbyt poważnym tonem. - Ewelina, ogarnij się i weź się za naukę! - głośniej wypowiedział to zdanie, zapewne chcąc dać mi do zrozumienia, że robię źle.
Gdybym była tą samą osobą co kilka miesięcy temu, zapewne strasznie bym się tym przejęła, lecz teraz...? Naprawdę, miałam tego wszystkiego powyżej nosa. Nawet jeżeli wylecę z tej szkoły, zawsze będę mogła znaleźć inną.
- Łżesz - stwierdziłam od razu, przybierając podobną postawę co on.
Co prawda, miałam w głowie zupełnie inne zdanie na ten temat, lecz wolałam się trzymać swojej egoistycznej postawy do świata. Nie zawsze można było ukazywać swoje prawdziwe "ja".
- Przekonamy się, gdy tylko wejdziemy do klasy - westchnął cicho, odchodząc w stronę innych chłopaków.
Jeszcze przez kilka sekund miałam wlepiony wzrok w niego, przy tym w ręce trzymając swój telefon. Może jednak miał rację? Jeżeli mnie wywalą z tej szkoły, stracę kontakt ze wszystkimi osobami, które tu poznałam. Nie było ich zbyt wiele, lecz odegrały dosyć ważną rolę w mym życiu. Gdy tylko usłyszałam pierwszy dzwonek, zrezygnowana ruszyłam do klasy. W środku, zasiadłam na tym samym miejscu obok jasnowłosego chłopaka. Nawet nie zwróciłam uwagi, gdy polonista wypowiedział moje nazwisko przy sprawdzaniu obecności. Dopiero gdy powtórzył je drugi raz, odpowiedziałam dosyć smętne "jestem".
- Czyli jednak zjawiłaś się w szkole - powiedział starszy mężczyzna, lustrując mnie swym wzrokiem. "Czyli jednak pan jeszcze żyje" - miałam dużą ochotę odpyskować mu w taki sposób, lecz ostatecznie ugryzłam się w język i siedziałam cicho. Wolałam go w prosty sposób zbyć i mieć z głowy wszelakie pogawędki. Oczy kilku lasek z mojej klasy, jak zwykle zostały skierowane na mnie. Gdy nauczyciel przeszedł do kontynuowania sprawdzania obecności, ukradkiem pokazałam im środkowy palec.
Jakże ciekawą lekcję powtórzeniową o znanych poetach i pisarzach, przerwało nam pukanie do drzwi. Wszyscy jakby w jednym momencie ożyli, widząc dyrektora wkraczającego do naszej sali lekcyjnej. Chórkiem przywitaliśmy się z nim, jakże popularnym przywitaniem "Dzień dobry", przy tym podnosząc się z krzeseł. Co prawda zrobiłam to z dużą niechęcią, lecz musiałam w jakiś sposób pokazać głowie szkoły, że darzę jego osobę szacunkiem, takie tam...
- Ewelina Kiryluk - gdy usłyszałam swoje nazwisko, w jednym momencie całe życie przeleciało mi przed oczami.
Przełknęłam nerwowo ślinę, wychodząc zza ławki i kierując się w stronę dwóch mężczyzn. Pan Jonathan przeskanował mnie swym wzrokiem, po czym kontynuował:
- Czy mogę zwolnić Ewelinę z tej lekcji? Muszę z nią porozmawiać na osobności - skierował te dwa zdania w stronę polonisty, który na całe nieszczęście od razu przytaknął mu głową.
- Tak, tak - przytaknął szybko, kierując się z powrotem w kierunku tablicy.
Dyrektor otworzył przede mną drzwi. Posłusznie wyszłam z pomieszczenia, aby nie dawać mu żadnych oznak nieposłuszeństwa i tym podobnych. Dotarliśmy do sekretariatu w ciągu minuty, a w ułamku kilku kolejnych siedziałam już na krześle w jego gabinecie.
- Wytłumacz mi jedną rzecz... Dwa miesiące temu, siedziałaś tutaj wraz ze swoim kolegą - Michałem i przeprowadzałaś ze mną wywiad. Dlaczego, w ciągu kilku tygodni twoje zachowanie tak drastycznie się zmieniło? Zaczęłaś wagarować, przez co praktycznie nie chodziłaś do szkoły. Nawet doszły do mnie słuchy, że palisz papierosy - podczas wypowiadania tych kilku zdań, zdążył kilka razy przejść pokój wzdłuż i wszerz. - Naprawdę, nad twoim zachowaniem można tylko ubolewać... - westchnął, zatrzymując się w miejscu. - Chyba wiesz, z czym to się wszystko wiąże? - zapytał, opierając się obiema rękami o biurko.
- Em...? Wezwie pan moich rodziców, po czym zostanę wyrzucona ze szkoły? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Niewykluczone, że tak, lecz ten czarny scenariusz może się nie spełnić, jeżeli podpiszesz kontrakt - wyciągnął z szuflady kartkę papieru, na której widniały ciągi zdań.
- Na czym on polega? - zapytałam, widocznie rozbawiona, po przeczytaniu pierwszego zdania, które mówiło, że mam poprawić WSZYSTKIE oceny niedostateczne ze sprawdzianów oraz niektórych kartkówek.
- Głównie chodzi o poprawę zachowania oraz ocen, zaprzestanie brania używek. Będziesz co tydzień chodziła do psychologa szkolnego, który przeprowadzi z tobą rozmowę na temat minionych dni. Po podpisaniu tego, zapomnę całkowicie o wzywaniu twoich rodziców. Powiadomię tylko twoją babcię telefonicznie o zawarciu kontraktu - wyjaśnił, podsuwając mi szary długopis z reklamą jakiegoś przedsiębiorstwa.
Gdy tylko skończyłam czytać ostatni z podpunktów, dorwałam metalowe urządzenie i podpisałam się w wyznaczonym miejscu. Zrobiłabym wszystko, żeby tylko nie zobaczyć swojej "ukochanej" rodzinki. Co prawda - nie zamierzam się w żaden sposób zmieniać w stosunku do rówieśników, lecz przy nauczycielach będę udawała najmilszego aniołka, jakiego w całym swoim życiu mogli spotkać.
- Możesz już wracać na lekcje - oznajmił dyrektor, biorąc w swoje ręce świstek.
Będąc za drzwiami sekretariatu, z mojego gardła wydobył się cichy śmiech. "Ci nauczyciele, są strasznie naiwni" - mruknęłam pod nosem, kierując się w stronę klasy.
***Kilka godzin później***
Jak zwykle, lekcja informatyki łączona z inną klasą. Czy naprawdę, zawsze, ale to zawsze musi spotykać mnie to samo? Gdy nauczyciel skończył gadać o jakimś projekcie, który każdy miał wykonać z jakąś inną osobą, mogliśmy przejść do uruchomienia programu do tworzenia animacji. Mogłam się tego spodziewać - sprzęt w tej szkole jest dosyć przestarzały i nie posiada odpowiedniego oprogramowania, przez co uczniowie z innej klasy zaczęli się losowo przysiadać do naszych miejsc pracy.
- Dosiądziesz się do Eweliny - głos nauczyciela, który wypowiadał moje imię, w jednej sekundzie odbił się w mojej głowie. Zanim osoba przydzielona do mnie zdążyła usiąść, informatyk zaczął mówić dalej. - Jako, że nam, nauczycielom, zależy, aby ta szkoła była miejscem poznania nowych ludzi, właśnie w takich parach sporządzicie projekt, o którym wcześniej mówiłem - już po pierwszym wypowiedzianym przez niego zdaniu, wiedziałam, że nie zakończy się to dobrze.
Nawet kątem oka nie spojrzałam na osobę, która przysuwała krzesło do mojego stanowiska. Bez najmniejszego zainteresowania, kontynuowałam zabawę w wyrzucanie wszystkich prac do kosza i usuwania ich trwale... Zabawne...

<Ktoś, coś?>

Średnie op.
6 błędów inter/styl + 5 ort. = 30% (powinno być 20%, ale ze względu na długość op. zawyżam do 30%)
2

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz