Środa, 25 luty 2015 r.
Przydeptałam butem niedopałek papierosa, po czym ruszyłam przed siebie w
stronę szkoły. Nienawidziłam tamtego miejsca z całych sił, lecz prawo
panujące w naszym kraju kazało mi do niej chodzić. Ten cały system
edukacji służy tylko i wyłącznie do zniewolenia ludzi oraz wpajania im
bzdur. Dzisiejszego dnia - jak zwykle od ponad tygodnia - zapowiadało
się na deszcz. Czarne jak noc chmury, od ponad godziny "ozdabiały"
niebo. Co kilka minut usłyszeć mogłam głośne grzmoty, a w następnej
kolejności dojrzeć jasne błyskawice. Zapowiadał się kolejny, dosyć
ekscytujący dzień w szkole...
Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam po wejściu do szkoły środka, było udanie się w
stronę sklepiku szkolnego. Za swoje kieszonkowe kupiłam zeszyt, piórnik z
kilkoma gratisowymi długopisami oraz kanapkę. Ostatniego dnia
zapomniałam się spakować, a te rzeczy z pewnością wystarczą mi na te
kilka zajęć. Akurat sprzedawczyni puściła mi je po dosyć dobrej cenie...
Przed lekcją (z resztą, jak zwykle) przejrzałam wszystkie SocialMedia.
Rozdałam kilka polubień na Instagramie, po czym przejrzałam "rolki z
aparatu" kilku znajomych. Ta rutyna towarzyszyła mi praktycznie
codziennie, z wyjątkami dni, gdy na lekcje przychodziłam spóźniona.
- A któż to raczył pojawić się w szkole? - doszedł do mnie głos dosyć znanej osoby.
Uniosłam wzrok na wyższego chłopaka, który stał przede mną ze skrzyżowanymi rękami. Oskar Warmiński we własnej osobie.
- Opuściłam zaledwie dwa dni szkoły - zaśmiałam się. - Czy gadały coś o
mnie nauczycielki? - zadałam pytanie, nie czekając na komentarz do mej
pierwszej wypowiedzi.
- Babka od polskiego szykowała się do rozmowy z twoimi rodzicami.
Najprawdopodobniej będzie chciała ich wezwać do szkoły - powiedział
nieco ciszej, zapewne czując na sobie podejrzliwe spojrzenia różnych
nauczycielek przechodzących obok nas.
- To fajnie! - krzyknęłam z entuzjazmem. - Tylko ciekawe, czy moim jakże
przecudownym rodzicom będzie się chciało ruszyć swoje szanowne cztery
litery i przyjechać tutaj. Specjalnie dla mnie, przemierzyć jakieś
tysiąc kilometrów - wypaliłam, jak zwykle zachowując się dosyć
spokojnie, jak na zaistniałą sytuację.
- Możesz wylecieć ze szkoły - odparł, jak na niego zbyt poważnym tonem. -
Ewelina, ogarnij się i weź się za naukę! - głośniej wypowiedział to
zdanie, zapewne chcąc dać mi do zrozumienia, że robię źle.
Gdybym była tą samą osobą co kilka miesięcy temu, zapewne strasznie bym
się tym przejęła, lecz teraz...? Naprawdę, miałam tego wszystkiego
powyżej nosa. Nawet jeżeli wylecę z tej szkoły, zawsze będę mogła
znaleźć inną.
- Łżesz - stwierdziłam od razu, przybierając podobną postawę co on.
Co prawda, miałam w głowie zupełnie inne zdanie na ten temat, lecz
wolałam się trzymać swojej egoistycznej postawy do świata. Nie zawsze
można było ukazywać swoje prawdziwe "ja".
- Przekonamy się, gdy tylko wejdziemy do klasy - westchnął cicho, odchodząc w stronę innych chłopaków.
Jeszcze przez kilka sekund miałam wlepiony wzrok w niego, przy tym w
ręce trzymając swój telefon. Może jednak miał rację? Jeżeli mnie wywalą z
tej szkoły, stracę kontakt ze wszystkimi osobami, które tu poznałam.
Nie było ich zbyt wiele, lecz odegrały dosyć ważną rolę w mym życiu. Gdy
tylko usłyszałam pierwszy dzwonek, zrezygnowana ruszyłam do klasy. W
środku, zasiadłam na tym samym miejscu obok jasnowłosego chłopaka. Nawet
nie zwróciłam uwagi, gdy polonista wypowiedział moje nazwisko przy
sprawdzaniu obecności. Dopiero gdy powtórzył je drugi raz,
odpowiedziałam dosyć smętne "jestem".
- Czyli jednak zjawiłaś się w szkole - powiedział starszy mężczyzna,
lustrując mnie swym wzrokiem. "Czyli jednak pan jeszcze żyje" - miałam
dużą ochotę odpyskować mu w taki sposób, lecz ostatecznie ugryzłam się w
język i siedziałam cicho. Wolałam go w prosty sposób zbyć i mieć z
głowy wszelakie pogawędki. Oczy kilku lasek z mojej klasy, jak zwykle
zostały skierowane na mnie. Gdy nauczyciel przeszedł do kontynuowania
sprawdzania obecności, ukradkiem pokazałam im środkowy palec.
Jakże ciekawą lekcję powtórzeniową o znanych poetach i pisarzach,
przerwało nam pukanie do drzwi. Wszyscy jakby w jednym momencie ożyli,
widząc dyrektora wkraczającego do naszej sali lekcyjnej. Chórkiem
przywitaliśmy się z nim, jakże popularnym przywitaniem "Dzień dobry",
przy tym podnosząc się z krzeseł. Co prawda zrobiłam to z dużą niechęcią, lecz musiałam w jakiś sposób pokazać głowie szkoły, że darzę
jego osobę szacunkiem, takie tam...
- Ewelina Kiryluk - gdy usłyszałam swoje nazwisko, w jednym momencie całe życie przeleciało mi przed oczami.
Przełknęłam nerwowo ślinę, wychodząc zza ławki i kierując się w stronę
dwóch mężczyzn. Pan Jonathan przeskanował mnie swym wzrokiem, po czym
kontynuował:
- Czy mogę zwolnić Ewelinę z tej lekcji? Muszę z nią porozmawiać na
osobności - skierował te dwa zdania w stronę polonisty, który na całe
nieszczęście od razu przytaknął mu głową.
- Tak, tak - przytaknął szybko, kierując się z powrotem w kierunku tablicy.
Dyrektor otworzył przede mną drzwi. Posłusznie wyszłam z pomieszczenia,
aby nie dawać mu żadnych oznak nieposłuszeństwa i tym podobnych.
Dotarliśmy do sekretariatu w ciągu minuty, a w ułamku kilku kolejnych
siedziałam już na krześle w jego gabinecie.
- Wytłumacz mi jedną rzecz... Dwa miesiące temu, siedziałaś tutaj wraz
ze swoim kolegą - Michałem i przeprowadzałaś ze mną wywiad. Dlaczego, w
ciągu kilku tygodni twoje zachowanie tak drastycznie się zmieniło?
Zaczęłaś wagarować, przez co praktycznie nie chodziłaś do szkoły. Nawet
doszły do mnie słuchy, że palisz papierosy - podczas wypowiadania tych
kilku zdań, zdążył kilka razy przejść pokój wzdłuż i wszerz. - Naprawdę,
nad twoim zachowaniem można tylko ubolewać... - westchnął, zatrzymując
się w miejscu. - Chyba wiesz, z czym to się wszystko wiąże? - zapytał,
opierając się obiema rękami o biurko.
- Em...? Wezwie pan moich rodziców, po czym zostanę wyrzucona ze szkoły? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Niewykluczone, że tak, lecz ten czarny scenariusz może się nie
spełnić, jeżeli podpiszesz kontrakt - wyciągnął z szuflady kartkę
papieru, na której widniały ciągi zdań.
- Na czym on polega? - zapytałam, widocznie rozbawiona, po przeczytaniu
pierwszego zdania, które mówiło, że mam poprawić WSZYSTKIE oceny
niedostateczne ze sprawdzianów oraz niektórych kartkówek.
- Głównie chodzi o poprawę zachowania oraz ocen, zaprzestanie brania
używek. Będziesz co tydzień chodziła do psychologa szkolnego, który
przeprowadzi z tobą rozmowę na temat minionych dni. Po podpisaniu tego,
zapomnę całkowicie o wzywaniu twoich rodziców. Powiadomię tylko twoją
babcię telefonicznie o zawarciu kontraktu - wyjaśnił, podsuwając mi
szary długopis z reklamą jakiegoś przedsiębiorstwa.
Gdy tylko skończyłam czytać ostatni z podpunktów, dorwałam metalowe
urządzenie i podpisałam się w wyznaczonym miejscu. Zrobiłabym wszystko,
żeby tylko nie zobaczyć swojej "ukochanej" rodzinki. Co prawda - nie
zamierzam się w żaden sposób zmieniać w stosunku do rówieśników, lecz
przy nauczycielach będę udawała najmilszego aniołka, jakiego w całym
swoim życiu mogli spotkać.
- Możesz już wracać na lekcje - oznajmił dyrektor, biorąc w swoje ręce świstek.
Będąc za drzwiami sekretariatu, z mojego gardła wydobył się cichy
śmiech. "Ci nauczyciele, są strasznie naiwni" - mruknęłam pod nosem,
kierując się w stronę klasy.
***Kilka godzin później***
Jak zwykle, lekcja informatyki łączona z inną klasą. Czy naprawdę,
zawsze, ale to zawsze musi spotykać mnie to samo? Gdy nauczyciel
skończył gadać o jakimś projekcie, który każdy miał wykonać z jakąś inną
osobą, mogliśmy przejść do uruchomienia programu do tworzenia animacji.
Mogłam się tego spodziewać - sprzęt w tej szkole jest dosyć
przestarzały i nie posiada odpowiedniego oprogramowania, przez co
uczniowie z innej klasy zaczęli się losowo przysiadać do naszych miejsc
pracy.
- Dosiądziesz się do Eweliny - głos nauczyciela, który wypowiadał moje
imię, w jednej sekundzie odbił się w mojej głowie. Zanim osoba
przydzielona do mnie zdążyła usiąść, informatyk zaczął mówić dalej. -
Jako, że nam, nauczycielom, zależy, aby ta szkoła była miejscem poznania
nowych ludzi, właśnie w takich parach sporządzicie projekt, o którym
wcześniej mówiłem - już po pierwszym wypowiedzianym przez niego zdaniu,
wiedziałam, że nie zakończy się to dobrze.
Nawet kątem oka nie spojrzałam na osobę, która przysuwała krzesło do
mojego stanowiska. Bez najmniejszego zainteresowania, kontynuowałam
zabawę w wyrzucanie wszystkich prac do kosza i usuwania ich trwale...
Zabawne...
<Ktoś, coś?>
Średnie op.
6 błędów inter/styl + 5 ort. = 30% (powinno być 20%, ale ze względu na długość op. zawyżam do 30%)
2
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz