sobota, 8 lipca 2017

Od Michała "Czekając na burzę" cz. 8 (cd. Ewelina)

Wtorek, 16 grudnia 2014 r.
Wyszliśmy po około kwadransie. Wciąż w drżących z nerwów dłoniach ściskałem telefon Ewy. Zgasiłem ekran i oddałem jej urządzenie. Wyglądała na zadowoloną. Patrzyła na już nieco pogniecioną (oczywiście, że przeze mnie) kartkę z pytaniami.
- Mamy wszystko... - oznajmiła, po czym dodała już ciszej: - Przepiszę to w domu... I tak ostatnio nie mam co robić.
- Jeśli nie sprawi ci to problemu... - odparłem, masując się ze zdenerwowania po karku. Chciałem się jakoś uspokoić, ale nie mogłem. Nienawidziłem własnego organizmu. Może miałem jakieś problemy ze stresem?
- Nie, no coś ty - Pokręciła głową - Wiesz... Będę się już zbierać. Muszę jeszcze powtórzyć materiał na majce...
- Spoko, do zobaczenia - oznajmiłem i pospieszyłem ku swojej klasie. Zaraz musiał dzwonić dzwonek. Naprawdę nie chciałbym się spóźnić na niemiecki.
Poniedziałek, 16 lutego 2015 r.
- Wyglądasz jak debil w tym swetrze - oznajmił Nat, patrząc na mnie z wrednym uśmieszkiem. Odwróciłem się do niego bokiem, krzyżując ręce na piersi.
- Zamknij się.
- Ale i jednocześnie to urocze - opierał ręce na kolanach, byleby się zniżyć na moją wysokość. Teraz wyciągnął palec, próbując mnie dźgnąć w bok.
- Odwal się - warknąłem, ponownie się odsuwając.
- I włosy ci urosły. Mógłbyś sobie zrobić taką kiteczkę. Mógłbym ją posmyrać.
- Muszę iść do fryzjera, zrozumiałem - syknąłem, ale nie zanosiło się na to, by zamierzał odpuścić.
- Dlaczego? W dłuższych włosach chyba wyglądałbyś lepiej.
- Nie wiesz jak bym wyglądał.
- No to możemy się przekonać. Zapuść chociaż takie, jak ja mam - Mówiąc to, potrząsnął swoimi blond włosami. Już otworzyłem usta, by mu coś odpyskować, ale wtedy przerwała nam osoba, która właśnie weszła do szatni.
- A kogo ja tu widzę? Nataniel oraz Michał we własnych osobach!
Potrzebowałem dłuższej chwili, by rozpoznać, kogo miałem właśnie przed sobą. Stało się to głównie przez kolor włosów czy aparat na zębach.
- Ewa? - wykrztusiłem. Miała na sobie ciemne ubrania, zdecydowanie mniej dziewczęce, niż te które nosiła te kilka miesięcy temu. No i do tego mocny makijaż...
- A któż by inny? - Zaśmiała się.
- Cześć - powiedział tylko Nat.
- Już jesteś zdrowa? - zapytałem szybko. Ponownie zaczęła wyglądać na rozbawioną. Coś mi tu brzydko pachniało.
- Tak, już wszystko jest ok.
- To dobrze - odrzekłem.
- Co dokładnie ci dolegało? - dopytał Nat. Jego ton brzmiał swobodnie, ale zauważyłem, że jest spięty. Chyba też wyczuł, że ktoś nam tu ściemnia.
- No... Dorośli nazywają to "okresem dojrzewania" albo "nastoletnim buntem".
W jej oczach widziałem złośliwe iskierki. A jednak nie była wcale w szpitalu. Poczułem się zły. Zły i oszukany. Bicie serca znowu zmieniło swój rytm na szybszy, z trudem powstrzymywałem cięższy oddech. To jej życie, dlaczego więc czułem się tak zdenerwowany?
- Fajny sweter - skomentowała. Widziałem, że z trudem powstrzymuje rozbawienie. Zacisnąłem dłonie w pięści.
- Odwalcie się od moich ubrań! - krzyknąłem. Tym razem i Nat i Ewa wybuchnęli śmiechem. No pięknie. Czułem, że robię się z nerwów czerwony. Miałem wielką ochotę zawrócenia do domu. Strach pomyśleć, jak zareaguje Grucha. Pewnie będę miał przerąbane, a nie mam żadnej bluzki na zmianę. Nawet na WF. Mogłem nie zakładać tego pieprzonego swetra, nawet jeśli w mojej szafie świeciło pustkami. Niczym się co prawda nie wyróżniał, ot, niebieski, jakich wiele. Musiał jednak leżeć na mnie fatalnie.
- Ja się wcale nie czepiam, pewnie fajnie by się ciebie przytulało - śmiał się dalej Nat. Wyrwało mi się ciche warknięcie. Wziąłem szybko plecak, założyłem go sobie na ramię i wyminąłem ich w przejściu. Miałem już tego wszystkiego po dziurki w nosie. Nat od razu popędził za mną.
- Misiu, no! Przepraszam!
W dupę sobie wsadź te przeprosiny - pomyślałem ze złością, ale nie powiedziałem tego na głos. Pewnie by się obraził. Zacząłem wchodzić po schodach. Ewy nie było widać. Musiała zostać w szatni. W końcu musiała zostawić gdzieś tę czarną skórzaną kurtkę, zdecydowanie zbyt cienką jak na okres zimowy.
- Nat, widziałeś jak się zmieniła?
Westchnął cicho.
- Ciężko nie zauważyć.
- I co teraz? Zostawimy to tak?
- Nie wiem. Sądzę, że nie powinniśmy jej prawić morałów. Mogłaby się zdenerwować. W sumie nic nam do tego.
Miałem ochotę czymś rzucić, ale nie mogłem. Cały czas zaciskałem ręce w pięści. Ten dzień zapowiadał się fatalnie. Byłem zły, zawiedziony, oszukany, zażenowany i zawstydzony za razem. To nie mogło się skończyć dobrze. Mieszanka wybuchowa. Nat chyba wyczuł, że nie warto mnie bardziej denerwować, bo przez całą drogę pod moją klasę milczał. Odprowadził mnie i sam skierował się do własnej sali.
- Oj, Misiaczku, co to za sweterek? - zagaił jakiś chłopak. Był chuderlawy, a pod okiem miał pokaźnego siniaka. Najwyraźniej nie stronił od bójek. Wystarczył mi jeden rzut oka by wiedzieć, że to nowy kumpel. Najwyraźniej wiedział o wszystkim - Pod spodem masz nowy strój dla klientów?
Spróbował unieść rąbek górnej części mojej garderoby, ale w porę go chwyciłem i przytrzymałem.
- Co? Nie masz co robić? Podobam ci się? Lubisz drobnych chłopców, ha? - mówiłem, patrząc na niego - Pewnie masz do nich słabość i walisz sobie po nocach. Może dostałeś od któregoś po twarzy. Jak tak bardzo tego chcesz, mogę ci poprawić i będziesz miał guza również po drugiej stronie. Pierdol się, chuju. Ode mnie niczego nie dostaniesz.
Jego twarz wyrażała mieszankę przerażenia i szoku. Mówiłem na tyle cicho, że usłyszał mnie tylko on. Odwrócił się do pozostałej części rozrechotanej bandy. Nie zdążyli jednak nawet mu rozkazać kontynuowania zaczepek, bo przyszedł nauczyciel i otworzył nam drzwi. Wszedłem jako pierwszy i zająłem swoje stałe miejsce w pierwszej ławce. Chłopak z podbitym okiem musiał odejść. Prawdopodobnie chodził do drugiej klasy.
***
- Nat, gdzie jest Ewa? - zapytałem przyjaciela, gdy tylko znalazłem go pod salą od chemii.
- Nie wiem, nie stalkuję jej - prychnął, po czym się zawahał i dodał: - Jeszcze.
- To chyba najwyższa pora, by zacząć - zażartowałem - Muszę z nią uzgodnić co i jak z gazetką. Ostatnio poszło nam całkiem nieźle, zgarnęliśmy sporo pochwał, teraz musimy zwiększyć dodruk, ale przez to, że jej nie było dwa miesiące mamy mały problem. Im szybciej się do tego zabierzemy, tym lepiej.
- Mhm - mruknął i wskazał na drzwi od damskiej łazienki. - Patrz, wychodzi.
Odwróciłem się. Rzeczywiście miał rację. Poprawiała akurat czarną czapkę, która musiała jej się odrobinę osunąć na czoło. Szybkim krokiem podszedłem bliżej, ale wówczas poczułem dość nieprzyjemny zapach.
- Paliłaś? - zapytałem niezbyt przyjaznym tonem.
- To żule z autobusu - odparła szybko. Potarłem dłońmi twarz. Czułem, że już powoli tracę cierpliwość. - Wiesz, jak jechałam, to popalali sobie... I tak ten zapach przesiąkł... Tak jakoś wyszło... No, rozumiesz - Język jej się plątał.
- Na litość boską... - wyszeptałem, a gdy odsłoniłem oczy, popatrzyłem na nią. Powstrzymanie się od jakiejś uwagi na ten temat było wyjątkowo trudne. Chciałem jej powiedzieć, że mnie nie oszuka, ale to byłoby już chyba lekką przesadą. Nie po to tu przyszedłem. Westchnąłem i wziąłem ręce z twarzy. Zamiast tego zacząłem się nerwowo bawić krańcem przydługiego rękawa. - Mamy do zrobienia gazetkę.
- Aj, no tak - powiedziała z udawaną skruchą. Zapomniała. Widziałem to po jej zamotanych oczach.
- Zrobiłem już prawie wszystko sam. Brakuje nam wywiadu. Pani Zawieruszyńska zaproponowała księdza Jacka.
- Ksiądz Jacek, katecheta. Jasne. Na dużej przerwie?
Skinąłem głową. Wyglądała na usatysfakcjonowaną i już chciała czym prędzej odejść, kiedy zatrzymała ją moja uwaga:
- To, że teraz nie powiem o tym żadnemu nauczycielowi nie znaczy, że nie zrobię tego przy kolejnej okazji.
Zacisnęła dłonie w pięści i odeszła.
***
Umówiliśmy się z księdzem Jackiem w jednej z sal, w której miał wcześniej lekcje. Akurat nie miał dyżuru, więc obyło się bez większych problemów. Usiadł na krześle przy biurku, nam przypadły miejsca przy najbliższej ławce. Ja odsunąłem swoje siedzenie nieco dalej, bym mógł się swobodnie rozsiąść, a telefon z włączonym dyktafonem położyłem na stole. Widziałem, że w pierwszej chwili Ewa miała odruch położenia nóg na blacie, ale ostatecznie się powstrzymała. Zamiast tego wstała z krzesła i usiadła na ławce. Uniosłem brew, ale nie skomentowałem tego w żaden sposób. Skoro tak jej wygodniej, to czemu nie.
- Więc? Jakie macie do mnie pytania? - zapytał ksiądz Jacek. Był chyba najsympatyczniejszym katechetą w całej szkole. Na jego jowalnej twarzy zagościł serdeczny uśmiech. Odpowiedziałem tym samym. Musiał się strasznie cieszyć na ten wywiad. No i strasznie go lubiłem.
Ewa wzięła dramatyczny wdech i zerknęła na swoją kartkę z pytaniami. Nawet nie dała mi ich do przejrzenia. Coś mi mówiło, że coś się święci. Zacząłem odczuwać stres. W dodatku nawet zerkając jej przez ramię nie mogłem doczytać się do jej koślawego pisma.
- Zobaczmy... - przerwała, wczytując się w notatki. Tak, udawała. Nie podobało mi się to. Ksiądz też zaczął wyglądać na spiętego. To trwało zdecydowanie zbyt długo.
- Ach, tak - Podniosła wzrok znad kartki - Na co ksiądz wydaje składki?
- Wszystko idzie oczywiście na hospicjum. Zdążyliśmy kupić już...
- No dobrze, kolejne pytanie - przerwała mu - Czy ksiądz dobrze zarabia na swojej pracy?
- Nie powinno pytać się innych o wypłatę - odpowiedział jakby zaskoczony.
- Za co jest kupiony ten samochód?
- Za to, co dostajemy od Funduszu Kościelnego. Odkładamy regularnie...
- Utrzymujecie dobre stosunki z zakonnicami? - pytała coraz bardziej natarczywie, tym razem już nie patrząc w kartkę. Ksiądz wyglądał na coraz bardziej zagubionego.
- Często bywają na mszach w naszym kościele, na nabożeństwach, czasem zjemy razem obiad w niedziele...
- Bóg kazał każdego traktować równo - Przerwała mu z takim triumfem, jakby przyłapała go na kłamstwie i miała na to niezbite dowody - Nie byłby z księdza zadowolony.
Tego było już za wiele. Zachowywała się co najmniej bezczelnie. Szybko wstałem, wziąłem plecak i telefon (tym razem nagranie robiliśmy na moim urządzeniu), po czym wyszedłem, trzaskając drzwiami. Miałem serdecznie dosyć jej zachowania.

<Ewelinko~?>
Średnie op.
91%
5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz