sobota, 15 kwietnia 2017

Od Anastazji "Jak Ci na imię?" cz. 3 (cd. Emilia)

Czwartek i piątek, 18-19 grudnia 2014 r.
Wygrzebałam się spod krzaków. Lodowaty śnieg posypał mi się chyba wszędzie. Na czapkę, kurtkę, za szal, na grzywkę, na twarz... Już miałam wściekle zatrzeć go z oczu, kiedy usłyszałam gromki śmiech dziewczyny, która wcześniej krzyczała moje imię.
- Żebyś ty siebie widziała!
Nie rozumiejąc, co ma przez to na myśli, znieruchomiałam, wbijając w nią zdumione spojrzenie. Zdziwiła mnie jeszcze bardziej tym, że ciągnąc za mój łokieć, bez problemu podniosła mnie z chodnika. Zachwiałam się, marszcząc brwi. Spod jej kaptura wystawały idealnie zadbane, białe włosy, jednak pasemka miała czarne. Pomimo drżenia ze strachu i zimna, cofnęłam się o kilka kroków. Nie podobało mi się to wszystko.
- Kim jesteś? - zapytałam.
- Emilia - odparła nonszalancko. Zauważyłam, że przez ramię miała przerzucone rolki. Uprawianie tego sportu w zimie, a co dopiero po zmierzchu, było co najmniej dziwne. Patrząc na nią, miałam wątpliwości co do jej wieku. Wyglądała na licealistkę, a może i nawet dorosłą kobietę. Z nikim się nie przyjaźniłam, więc skąd mogła znać moje imię?
- Czego ode mnie chcesz?
Zasępiła się, następnie wzruszyła ramionami.
- Porozmawiać.
Była tak piękna, że mogłaby mieć każdego. Co robiła z nijaką dziewczyną z podstawówki? Postąpiłam kilka kolejnych kroków w tył, ale wpadłam na wystający z krzaków tył roweru. Oparłam się o niego.
- O czym?
Ponowne wzruszenie ramionami.
- Co proszę? Zaczepiasz mnie i nie wiesz po co? - zapytałam szybko, a mój głos zrobił się wysoki, wręcz piskliwy. Bałam się. Czułam się jak bohaterka jakiejś książki, którą ktoś zaczepił tylko po to, by wcielić do jakiegoś tajemnego, magicznego zakonu lub wciągnąć w przygodę. Z tym, że ja chyba nie za bardzo nadawałam się do takich rzeczy.
- No... chyba.
- Wyciągasz na dwór, powodując przy tym zepsucie mojego roweru, by mi powiedzieć, że chcesz porozmawiać, nawet nie wiedząc o czym? - Byłam coraz bardziej zestresowana.
- Przepraszam, chciałam... - zaczęła, ale nie dałam jej skończyć.
- Jesteś głupia? - dopytałam, a mój głos był już tak piskliwy, że wręcz zrozpaczony. Jakbym miała się zaraz rozpłakać. Właściwie, to tak właśnie było. Odebrało jej mowę. Wyszarpnęłam rower z krzaków. Drżącymi rękoma wygrzebałam z koszyka i kół gałęzie i pospiesznie otrzepałam śnieg. Tak jak myślałam, kierownica była lekko wykrzywiona. Zacisnęłam mocniej palce na kierownicy.
- Nie wiem, może jestem - odpowiedziała w końcu. Już miałam wsiąść i odjechać do domu, ale położyła rękę na siedzeniu. Miałam ukrytą twarz za grzywką, więc pewnie nie zauważyła tego, jak zaciskam usta w wąską kreskę. Z natury byłam pacyfistką, która boi się nawet odezwać, ale teraz nabrałam silnej chęci uderzenia jej w twarz.
- Zostaw mnie.
- Anastazja... - zaczęła, ale chyba sama nie wiedziała, jak dokończyć.
- Powiedziałam, zostaw - Chciałam powiedzieć to stanowczo, ale zabrzmiało dość żałośnie. Niechętnie zabrała rękę, jednak ja dalej tak stałam.
- Jak mnie znalazłaś?
Chwilę łapała powietrze i na przemian wypuszczała, ale w końcu odpowiedziała:
- Byłam u ciebie w szkole. Zainteresował mnie twój kolor włosów i...
- Tylko tyle? Podoba ci się rudy?
Zauważyłam, że potakuje. Poczułam jeszcze większą złość.
- Oczywiście. Rudy to najbardziej uwielbiany kolor - Prychnęłam, wsiadając na siodełko - Nie zbliżaj się do mnie ponownie.
Chyba udało mi się osiągnąć dość dramatyczny efekt, bo kiedy odjeżdżałam, Emilia dalej stała w osłupieniu pod lampą uliczną. Nie wiem, co dalej zrobiła, bo się nie oglądałam. Po drodze myślałam o tym, skąd u mnie taka zmiana. Nie umiałam rozmawiać nawet z bliskimi, a ją wręcz skrzyczałam, choć była wyraźnie ode mnie starsza. Nie rozumiałam, dlaczego tak powiedziałam. A ja bardzo nie lubiłam, jak czegoś nie rozumiałam.
Gdy wpadłam do domu, było już dość późno. Zamknęłam drzwi na klucz, w razie, jakby okazało się, że dziewczyna była jakąś stalkerką czy inną psychopatką. Nie chciałabym, aby się włamała mi do domu. Zasłoniłam rolety i podążyłam do laptopa. Miałam zamiar opowiedzieć o tym zajściu mojej... przyjaciółce? O ile to dobre określenie. Zalogowałam się na odpowiednią stronę, sprawdziłam, czy jest aktywna, zaczęłam pisać i... zrezygnowałam. Dosłownie skasowałam wiadomość. Nie miałam dość odwagi, by napisać jej o zwykłym, acz konkretnym zdarzeniu z mojego życia. Dla niej moja egzystencja była szeregiem radosnych, czasem zabawnych sytuacji, lecz tak wyrwanych z kontekstu, że nie do końca rozumiała ich znaczenia. Umiałam zmienić coś, co mnie uderzyło, w beztroską scenę rodem wyrwaną z anime. Nie chciałam psuć jej wizji mnie. Nie chciałam, by zbyt wnikała w moje życie.
Czy to źle? Odsunęłam się od monitora. W końcu miała jeszcze tą swoją inną koleżankę. Ja nigdy nie byłam z nią tak blisko, jak ona. Może powinnam trochę przystopować? Moje wiadomości pewnie powoli zaczęły się robić irytujące. Nawet nie wiedząc kiedy ani dlaczego, zaczęłam się trząść. Podkuliłam nogi, włożyłam kolana pod brodę i objęłam rękami. Zrobiło mi się tak okropnie przykro... Co się ze mną dzieje? Postanowiłam, że żeby nie roztrząsać za bardzo mojego życia, włączę ostatnio zaczęte anime. Było to od dawna polecane Shingeki no Kyojin, które całkiem mi przypadło do gustu.
Nim się obejrzałam, skończyłam cały sezon. Był środek nocy, a ja musiałam iść na następny dzień do szkoły. Na szczęście tuż po powrocie odrobiłam lekcje i pouczyłam się na jutrzejszą kartkówkę, więc miałam część pracy z głowy. Nie miałam chęci na prysznic, więc zdecydowałam, że zrobię to kolejnego dnia rano.
***
Kiedy byłam niemalże pod budynkiem szkoły, zauważyłam Emilię. Siedziała na schodach prowadzących do budynku gimnazjum. Ukryłam się za samochodem i przez jego przyciemniane szyby patrzyłam na jej poczynania. Czyżby była maksymalnie trzy lata starsza ode mnie? Akurat ściągała rolki. W nocy musiało być powyżej zera, bo śnieg już się całkiem roztopił, więc nic dziwnego, że tym razem zdecydowała się przyjechać w taki sposób. Właściwie wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że właśnie podjechał miejski autobus pełen uczniów, którym nie chciało się nawet przejść te kilka kilometrów do szkoły. Potrząsnęłam głową. Ja wszędzie jeździłam rowerem. Niestety teraz będę musiała poprosić tatę o nowy... wszystko przez tę Emilię.
Zerknęłam raz jeszcze w miejsce, gdzie wcześniej siedziała, jednak już jej nie było. Nim wychyliłam się zza samochodu, upewniłam się, że na pewno jej nie ma w pobliżu. Szybkim krokiem weszłam do budynku szkoły podstawowej. Cały czas zastanawiałam się, o co może jej chodzić i co było powodem tak natarczywego zaczepiania mnie. Zaczęłam ponownie rozważać opcję, czy nie jest czasem Nocną Łowczynią, a ja taką Clary, która również ma do nich dołączyć. Właściwie kolor włosów też się zgadzał. Po chwili namysłu jednak pozbyłam się tej myśli, bo taka sytuacja jest wprost niemożliwa. To świat realny, a ja nie jestem postacią z książki ani anime. Nie przydarzy mi się nic nadzwyczajnego. Będę prowadzić zwyczajne życie zwyczajnego obywatela Rzeczpospolitej Polskiej, skończę szkołę, może studia, założę rodzinę i umrę w obecności prawnuków, a żadna Emilia mi w tym nie przeszkodzi.
***
Wszystko byłoby w porządku i niemalże zapomniałabym o białowłosej dziewczynie, gdyby nie to, że kiedy zmierzałam po lekcjach do domu, w kieszeni kurtki zawibrował telefon. Z wrażenia aż zjechałam na pobocze. Jak się okazało, to był ten sam numer, z którego dzwoniła Emilia. Ścisnęłam w ręce urządzenie. Miałam ochotę nim cisnąć o chodnik. Odczekałam, aż sygnał minie. Już chciałam włożyć smartfona z powrotem do kieszeni, kiedy ponownie się odezwał. Sfrustrowana zdjęłam rękawiczkę i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Mówiłam ci, żebyś...
- Pójdziemy na pizzę?
Zatkało mnie. Co ona kombinowała?
- Najpierw powiedz mi, skąd masz mój numer.
- Powiem ci, jak przyjdziesz. To jak? Dzisiaj o szesnastej? W Grubym Benku mają niezłą pizzę z salami. Jak chcesz, ja zapłacę.
- Jasne... Gruby Benek... O szesnastej... - wymamrotałam na wpół świadoma tego, co mówię.
- Super! To do zobaczenia!
- Pa...
I się rozłączyła. Jakiś czas stałam tak, trawiąc to, co przed chwilą zaszło, a później nabrałam ochoty do głośnego wrzasku. Jednak tego nie zrobiłam. Ludzie by dziwnie na mnie spojrzeli. Zamiast tego wsiadłam na rower i całą swoją wściekłość wyładowałam na szybkim pedałowaniu. Obiecywałam sobie, że nie będę mieć z nią nic wspólnego. Co mnie w takim razie skłaniało do zgody na spotkanie?
Wróciłam na krótko przed piętnastą. Kiedy stanęłam przed lustrem w łazience, zauważyłam, że wyglądam jak małe nędzniątko. Emilia się malowała. Może ja też powinnam? Nie, lepiej nawet nie próbować. W końcu nie umiałam tego robić. Tylko bym się ośmieszyła. Oparłam się o umywalkę i nachyliłam. Powinnam uczesać i ułożyć włosy. Chyba się przebiorę. Co z kurtką? Tamta, choć ciepła, nie wyglądała na mnie zbyt ciekawie. Strasznie pogrubiała.
Wybierając coś, co mogłabym włożyć na wyjście, nagle znieruchomiałam. Właściwie, to dlaczego się tak tym przejmuję? Chcę się dowiedzieć tylko jednej lub dwóch rzeczy i zjeść pizzę. Chyba po prostu chcę się dobrze prezentować na mieście - wytłumaczyłam się, choć zwykle ukazywałam się publicznie w sweterkach czy innych dość znoszonych rzeczach. Tylko kiedy przyjeżdżał tata, udawałam, że ubieram się jak na nasz status majątkowy przystało. Na co dzień wszystkie modne rzeczy leżały na tyle szafy.
Może po prostu mi ona zaimponowała i też chcę tak dobrze wyglądać? Myślałam, przeglądając się w lustrze. Ostatecznie delikatnie zaczesałam rudą grzywkę na bok, lekko zawinęłam do środka końcówki włosów, włożyłam dżinsowe rurki i beżową luźną bluzkę, pod nią inną, szarą, z długim rękawem. Idąc gdziekolwiek z gimnazjalistką, trzeba wyglądać nienagannie, bo nigdy nie wiadomo, czy nie będzie z nią jakichś wstrętnych koleżaneczek, które później będą mnie obgadywać do końca mojej edukacji. Nawet jeśli ma być mi zimno. Włożyłam cienką, czarną kurtkę, botki o karmelowym kolorze i wyszłam z mieszkania. Strasznie dziwnie czułam się w takim stroju. Kiedy wyszłam, okazało się, że było mi zimniej, niż się spodziewałam. Zaczęłam żałować, że nie wzięłam żadnej czapki. Kaptura też zakładać nie chciałam, bo zepsułaby się moja fryzura.
Postanowiłam iść pieszo, więc kiedy doszłam do Grubego Benka, było już krótko po szesnastej. Przy stoliku już siedziała Emilia, wpatrująca się w zamyśleniu przez okno. Szybkim krokiem podeszłam bliżej i usiadłam na siedzeniu naprzeciwko niej. Nim zauważywszy mnie, zdążyła się jakkolwiek odezwać, ja zaczęłam pierwsza:
- Więc? Skąd masz mój numer i czego tak naprawdę chcesz? Nie chce mi się wierzyć, że tyle fatygi było po nic.

<Emilia?>

Długie op.
3 błędy inter. = 94%
5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz